Czarny manuskrypt
Krzysztof Bochus
wydawnictwo: Muza 2017
liczba stron: 384
Jakiś czas temu użytkownik LC* Unicorn zarekomendował mi do przeczytania, a w domyśle i do zrecenzowania, Czarny manuskrypt, debiutancką powieść Krzyszofa Bochusa, urodzonego w 1955 roku polskiego dziennikarza, publicysty, wykładowcy akademickiego i politologa. Pamiętając o gorzkich rozczarowaniach, jakie przyniosły mi podobne sugestie w przypadku innych polskich rodzących się „gwiazd”, szczególnie zaś Piotra Gibowskiego i Konrada T. Lewandowskiego, odniosłem się do tej sugestii z dużą rezerwą. Musiało być w niej jednak coś przekonującego, gdyż pomimo głęboko we mnie tkwiącej urazy i niechęci, poleciłem książkę do zakupienia w rawskiej bibliotece publicznej, bardzo przyjaznej czytelnikom i otwartej na ich potrzeby. Kiedy dostałem tomik do ręki, moje rozterki jeszcze się pogłębiły. Oto czym kusił tekst na okładce:
Mroczny kryminał rozgrywający się w fascynujących latach 30. na niemieckim Pomorzu. Miastem Marienwerder (Kwidzyn) wstrząsają krwawe morderstwa, których ofiarą padają księża z parafii sąsiadującej z katedrą i zamkiem krzyżackim. Tropy wiodą także do zamku w Marienburgu (Malborku). Autor kreuje niezwykły świat, zaludniony przez fałszywych chrześcijan, piękne kobiety z przeszłości, samobójców, fanatycznych nacjonalistów i członków tajemnego bractwa, rojącego o odbudowie wielkiej Rzeszy. Akcja schodzi – dosłownie i w przenośni – do podziemi, ukrytych korytarzy i krypt krzyżackich zamczysk, w których zatrzymał się czas.
Prowadzący dochodzenie radca kryminalny Christian Abell, zmierzyć się musi nie tylko z wyrachowanym mordercą, ale także z własną przeszłością, wiążącą go z rodzinnym miastem. Pełne napięcia śledztwo się komplikuje. Nic nie jest oczywiste, kolejne hipotezy to drogi donikąd. Nobliwe miasteczko okazuje się swoistym kretowiskiem pełnym zaskakujących, skrzętnie skrywanych tajemnic. Celem mordercy staje się sam Abell.
Ale stawka jest o wiele większa niż tylko życie policjanta. Rozwiązanie zagadki wymaga sięgnięcia daleko w przeszłość, która ciągle wpływa na los współczesnych…
No i na tym skończmy przybliżanie fabuły, żeby przyszłym czytelnikom nie psuć zabawy. Trzeba jednak zaznaczyć, że intryga jest bardzo udatnie skonstruowana, oparta zarówno w ówczesnej niestabilnej sytuacji politycznej w Niemczech, jak i trwającej tam rewolucji obyczajowej. Autor z wielkim wyczuciem odmalował obraz pomorskiej prowincji, do której jednak dociera świadomość tego, co się dzieje w Berlinie i innych dużych miastach. Akcja toczy się momentami bardzo szybko, ale na szczęście nie przyspiesza bez przerwy, jak w niektórych hitach szkoły amerykańskiej, a często zwalnia, stosownie do meandrów prowadzonego przez Abella procesu wykrywczego i innych wydarzeń. Nie jest bowiem protagonista klonem Brudnego Harry’ego, który nie ma własnego życia poza pracą. Postać radcy kryminalnego Christiana Abella udało się Bochusowi skonstruować bardzo interesująco i trudno go nie polubić, choć na pewno nie jest to postać świetlana. Inne dramatis personae zaludniają świat przedstawiony tłumem barwnym, różnorakim i interesującym. Wszystko to sprawia, że powieść od pierwszej kartki wciąga coraz bardziej i choć pod koniec można już przewidzieć kto, jak i dlaczego, to przyjemność z lektury nie słabnie do samego epilogu. Poza warstwą kryminalną mamy bogate tło historyczne w postaci opisów materialnych i społecznych realiów ówczesnego Kwidzynia oraz jego okolic, co jest wielkim walorem poznawczym, choć nieobeznanemu z tematem może sprawić sporą trudność odróżnienie faktów od hipotez i ewidentnej fikcji historycznej.
Wspomniane umiejscowienie fabuły w szczegółowo odtworzonym niemieckim międzywojniu przypomina od razu powieści Marka Krajewskiego. Nie jest to żaden zarzut, gdyż nie ma w Czarnym manuskrypcie nijakiej wtórności w stosunku do serii o perypetiach Eberharda Mocka. Atmosfera powieści Bochusa jest mroczna, nie tylko w przenośni, ale często i dosłownie, a mimo to, mimo makabrycznych zbrodni i ukazania świata z perspektywy policjanta, który niejedno już widział i o bliźnich nie ma najlepszego zdania, nie jest aż tak mroczna jak u Krajewskiego.
Skoro już sięgnęliśmy do porównania z Markiem Krajewskim, to porównujmy dalej. Proza Krajewskiego jest z pewnością formalnie bez zarzutu, czego o bochusowej nie można do końca powiedzieć. Zdarzyły się, sporadyczne, bo sporadyczne, ale jednak zdarzyły, i użycia słów niezgodnie z ich znaczeniem, i niekonsekwencje logiczne. A jednak wyżej oceniam styl Czarnego manuskryptu – jest odważniejszy, barwniejszy, bardziej dynamiczny. Krzysztof Bochus umiejętniej wplata też w kryminalną osnowę ciekawostki historyczne i wątki erotyczne. Pisze jakby z większym rozmachem, a błędy, o których wspomniałem, powinny były zostać usunięte w trakcie korekty, podobnie jak sporadyczne literówki, i szkoda, że tak się nie stało.
Co do koncepcji fabuły i wymowy powieści, mam niestety kilka krytycznych spostrzeżeń – wątpię, by jakiekolwiek odkrycia z przeszłości były w stanie zmienić bieżące realia. Zwłaszcza odkrycia rzutujące na moralne uzasadnienie dokonanych podbojów. Szkoda, że swą powieścią autor wpisał się w czarno-białe widzenie historii, w której Polacy i Niemcy, zamiast się godzić, wzajemnie wciąż się oskarżają. Jedni widzą tylko podstępnych i niegodziwych Krzyżaków, a drudzy barbarzyńskich i dzikich Słowian. O wiele bardziej racjonalne wydaje mi się spojrzenie historyków z państw, które nie były w nasz średniowieczny konflikt zamieszane, a z których wynika, że jak prawie zawsze w historii, obie zwaśnione strony były siebie warte. Polecam choćby odpowiedni odcinek serialu Twierdze, który pokazuje bitwę pod Grunwaldem i oblężenie Malborka oczami Anglika.
Jak każda dobra książka, Czarny manuskrypt daje impuls do różnych refleksji i przemyśleń. Szczególnie dużo mamy okazji do nowego spojrzenia na moralność wierzących i na ich specyficzną logikę.
...w Gdańsku wybuchła zaraza i zabrała troje dzieci Adalberta i Doroty. W dziewięć lat później kolejna zaraza zabrała piątkę ich potomstwa, zostawiając jedną córkę, która została mniszką. Oddziałało to tak silnie na Adalberta, że jego nawrócenie dopełniło się, a w jego duszy rozkwitł wspaniały kwiat Bożej miłości. W ramach dziękczynienia za tak wielki łaski małżeństwo wyruszyło do Akwizgranu z pielgrzymką do relikwii Męki Pańskiej.**
Nie ma lepszych przykładów do śledzenia pokrętnego myślenia wierzących i ich specyficznej moralności, niż żywoty świętych i dzieje Kościoła. No, ale to tylko jedna z wielu refleksji, do których przyczynkiem może być Czarny manuskrypt.
Każdy znajdzie w tej książce aspekty, które go zainteresują, gdyż jest w czym wybierać. Oczywiście, nie jest to dzieło na miarę największych osiągnięć literatury światowej, więc maksymalne z możliwych oceny dawane mu przez wielu polskich recenzentów stają się same z siebie ciekawym tematem do przemyśleń. Z drugiej strony, nawet w tej formie, ze wspomnianymi nielicznymi, ale nieco irytującymi niedoskonałościami, Czarny manuskrypt jest powieścią, którą z czystym sumieniem polecam nie tylko miłośnikom kryminału. Lubiącym powieści historyczne czy nawet obyczajowe, a przede wszystkim ceniącym dobrą, oryginalną powieść, może się bardzo spodobać. Na pewno czas jej poświęcony nie będzie czasem straconym
Wasz Andrew
* LubimyCzytać.pl
** Z życiorysu Doroty z Mątowów, patronki Prus i Pomorza, kobiet, matek, hutników-odlewników, latarni i różańca, w formie przedstawionej w Czarnym manuskrypcie
Lubię powieści historyczne, ale ostatnio jakoś mi do nich daleko. Tak samo z powieściami sensacyjnymi. Ale będę miał autora na uwadze.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o szyfladkowanie, to jednak kryminał z tłem historycznym. Może Ci się spodobać :)
Usuń