Rynek gier komputerowych to dzisiaj jedna z najdynamiczniej rozwijających się dziedzin, a jej produkty mają odbiorców w każdym wieku: od lat 4 do 100. Wyprodukowanie dobrej gry to koszt wielu milionów dolarów, ale i równie duży zysk.
O czym traktuje ten tekst? Na pewno nie zgadniecie.
To notka (cała! sic!) z telegazety przybliżająca film
Resident Evil: Domena zła 2002
Emitowany 19-01-2016 po 20-tej w TVP2.
Tak właśnie wygląda misja telewizji publicznej realizowana z naszych pieniędzy (abonament RTV). Płatni prześmiewcy PRL-u usilnie starają się nie zauważać, że nasz obecny ustrój, który trudno nazwać kapitalizmem, w kozi róg zapędza absurdy „komunizmu”.
Podobno wyznacznikiem kapitalizmu jest konkurencja. Jaką przewagę konkurencyjną mieli ludzie, którymi obsadzono stanowiska, od których zależało powstanie i opublikowanie tej notki?
Znajomość polszczyzny? Raczej nie – produkty dziedziny to delikatnie mówiąc niezbyt szczęśliwe sformułowanie.
Dbałość o odbiorcę – notka jest w ogóle nie na temat.
Umiejętność pracy w zespole? Profesjonalizm? – żenada. Opublikowanie przytoczonego tekstu to praca zespołowa – ktoś pisze, ktoś wystawia, inni czytają i sprawdzają. Powinno to spowodować korektę ewentualnych błędów jeszcze przed emisją, najpóźniej zaraz po. I co? I nic - efekt widoczny.
A mamy tu do czynienia z zadaniem na miarę szkoły podstawowej. Skoro system polskiego „kapitalizmu” nie potrafi znaleźć osoby kompetentnej do podołania takim wyzwaniom, to czy można się dziwić, że wszystko się sypie?
Ktoś powie, że zajmuję się błahostkami. Fakt, ale tutaj każdy potrafi ocenić efekty. Nie jest do tego potrzebna specjalistyczna wiedza. Poza tym takie błahostki ukazują polski ewenement – powszechną, coraz większą niekompetencję i totalną, nie do uwierzenia, korupcję, kumoterstwo oraz nepotyzm.
Na całym świecie dobre fuchy, na których nie trzeba się narobić, żeby zarobić, są obsadzane w sposób daleki od demokracji – układy, klucz polityczny, itd. U nas jednak już nawet stanowiska szeregowych pracowników na najniższych szczeblach łącznie z cieciami i sprzątaczkami są obsadzane po znajomości. Prowadzi to najpierw do tego, że jeden prawdziwy pracownik musi tyrać na coraz większą liczbę „plecaków”, a potem, po przekroczeniu bariery wydolności prawdziwych pracowników – do takich kwiatków jak owa notatka z telegazety. W poważnych sprawach trudno tak jednoznacznie i łatwo ocenić przyczyny niepowodzenia, ale nawet w tak banalnych i łatwych do oceny, jak ta, winni nie ponoszą odpowiedzialności. I jest tego coraz więcej, a społeczeństwo będzie udawać, że nie widzi, iż ludzie z tytułami naukowymi nie potrafią sensownego zdania samodzielnie sklecić ani pisać bez błędów ortograficznych, że przywódcy polityczni nauczający patriotyzmu nie znają słów hymnu państwowego , że nawet głupiej notki o filmie nie ma komu napisać, ani nie ma nikogo, kto by głupoty poprawił.
A co dziwniejsze, takie praktyki są coraz powszechniejsze również w firmach prywatnych. Jest to ewenement na skalę światową.
Więc co nam pozostaje, jak nie prześmiewki z PRL-u? Oczywiście wiara w to, że jak raz na kilka lat wrzucimy kartkę do urny, to coś się odmieni, choć przecież wyborów dokonujemy wciąż na tych samych zasadach i wybieramy z tego samego zbioru.
Wasz Andrew
Po co ta przesada? Po co hamletyzowanie?
OdpowiedzUsuńA gdzie się według Ciebie zaczyna granica, od której warto zwrócić na coś uwagę? Może właśnie dlatego nasz kraj tak wygląda, jak wygląda, że nikt już nie reaguje na psy wałęsające się samopas, na śmieci walające się wszędzie dookoła, na bazgroły na wszystkim , co tylko da się pobazgrać, na powszechną niekompetencję i brakoróbstwo...
UsuńNie chodzi mi o niezwracanie uwagi. Sam jestem przeczulony na różne drobiazgi i pierdoły. Znam też teorię rozbitych okien. Ale równie mocno irytują mnie niepotrzebne i nieprawdziwe "powszechne", "totalne" i "nie do uwierzenia".
OdpowiedzUsuńCo do powszechności, to powiem tak - jeśli brakoróbstwo i niekompetencja nie jest u nas coraz bardziej powszechna, to jak to jest, że kiedyś im więcej ktoś czytał, tym lepiej pisał, a teraz jak w książce przynajmniej kilku błędów nie znajdę, to cud, a przy lekturze gazet to muszę się słownikiem wspomagać, bo już sam nie wiem, czy to ja źle myślę, czy w gazecie byk na byku?
Usuń