Stefan Wiechecki Wiech
Cafe „Pod Minogą”
Wydawnictwo Iskry 1957
wydawca: Audioclub.pl
lektor: Zbigniew Buczkowski
Jakiś czas temu w me łapki wpadły dzięki uprzejmości znajomych dwie wersje (mówiona i czytana) książki Cafe „Pod Minogą” pióra nieżyjącego już polskiego prozaika, satyryka, publicysty i dziennikarza, Stefana Wiecheckiego „Wiecha ”uznawanego za symbol warszawskości z uwagi na jego twórczość pisaną w międzywojennej gwarze stolicy. Przez długi czas obie pozycje dojrzewały, a może to ja do nich dojrzewałem. Pewnie nadal by sobie czekały na swoją kolej, gdyby nie jakieś zmęczenie oczu, które kazało mi skłonić się ku jakiemuś audiobookowi. No i padło na wydanie rodem z audioclub.pl w którym rolę lektora objął Zbigniew Buczkowski.
Cafe „Pod Minogą” to lekka i potoczysta opowieść o różnych perypetiach osób powiązanych z lokalem gastronomicznym o takim właśnie, nieco dziwacznym, szyldzie. Owa restauracja kategorii trzeciej (z prawem do wyszynku napojów alkoholowych) położona na warszawskiej Starówce gromadziła różne barwne postacie, od elementów z półświatka aż po dziennikarzy i szanowanych właścicieli drobnych biznesów. Książka obejmuje czasy od przedwojnia, przez okupację z Powstaniem, aż po początki PRL.
Rzecz czyta się, właściwie w moim przypadku słucha, z niesamowitą przyjemnością. Plastyczne obrazy dawnej Warszawy odmalowane ze znajomością tematu urzekają i wciągają odbiorcę w sentymentalny nastrój, a dodatkowym atutem jest głos lektora (Zbigniew Buczkowski), który świetnie podkreśla koloryt dawnej gwary stolicy, aczkolwiek kilka drobnych potknięć przy czytaniu się zdarzyło. W warstwie rozrywkowej jest Cafe „Pod Minogą” świetnym wyborem, pozwalającym odstresowywać się przez dobrych kilka godzin (w przypadku audiobooka). Zwykłe scenki obyczajowe przeplatają się z elementami kryminalnymi, a nawet sensacyjnymi, do których później dochodzą i wojenne. Niestety jest to tylko tania rozrywka, która tyle ma wspólnego z historią, co Czterej Pancerni, albo nawet jeszcze mniej. I nie dotyczy to tylko okupacji czy powstania (oczywiście tylko naszego, to w getcie nie zostało nawet zauważone). Eufemizmem jest stwierdzenie, iż nawet okres przedwojenny daleki jest od oddania ówczesnych realiów społecznych, a o powojennym, to lepiej w ogóle nie wspominać. Jakby było tego mało, zdaje się, że Wiech, niczym Zagłoba, tak lubił koloryzować rzecz swoją, iż teraz już chyba nawet biegli mają problemy z oddzieleniem rzeczywistej warszawskiej gwary od elementów zmyślonych przez autora.
To wszystko byłoby jeszcze do przełknięcia w kanonie, w którym Wiech Cafe napisał, nawet do przyjemnego przełknięcia. Tym bardziej, iż wszędzie aż skrzy się od niepowtarzalnego humoru. Najgorsze jest jednak to, że ta książka to jeden wielki pean na cześć wódki i stanu upojenia alkoholowego. Nie ma żadnych rozrywek w Warszawie poza chlaniem! Ani kart czy wyścigów konnych, ani teatrów czy kin. Tylko wódka! Nie ma przy tym niczego, co by czytelnikowi mogło sugerować, że alkoholizm wcale nie jest niczym chwalebnym, a upodlenie się i zalewanie w trupa wcale nie jest synonimem dobrej zabawy. Specjalnie przeglądnąłem recenzje w internecie pod tym kątem i jakoś żadnej krytyki nie znalazłem. Ale gdyby ktoś powiedział za granicą, że to kolejny dowód na kult alkoholizmu w Polsce, to jaki by się krzyk podniósł! Tyle, że w kraju nikt o tym nie mówi, a jak nawet znajdzie się taki, co powie, to wszyscy udają, że nic nie słyszą. Ciekawe jak się ma Cafe „Pod Minogą” do ustawy o wychowaniu w trzeźwości?
Najtragiczniejsze jest to, że tę książkę czyta się (słucha) bardzo przyjemnie i działa ona na odbiorcę niczym reklama ukazująca spożywających alkohol w sposób, który u mniej refleksyjnego, mniej krytycznego odbiorcy wywołuje podświadome sprzężenie – wódka równa się relaks, dobra zabawa, dobrzy znajomi, itd.
Osobom, które mnie pytają, co bym polecił do poczytania, na pewno Cafe „Pod Minogą” bym nie zarekomendował. No chyba, że wyrobionemu czytelnikowi, który chce bezstresowej bajeczki w międzywojennych klimatach i którego żadna lektura nie zdeprawuje. W tej kategorii jest opowieść Wiecha prześwietna i przyznaję, że po stłumieniu oczekiwań poznawczych, miałem z niej prawdziwą radość. Na pewno jednak nie jest to rzecz dla młodzieży ani ludzi ze słabością do alkoholu czy podatnych na reklamy i sugestie sytuacyjne
Wasz Andrew
Kult alkoholizmu w naszym kraju jest faktem, a ustawa o wychowaniu w trzeźwości to fikcja. Z kolei z tą gwarą u Wiecha, to przypomina mi się fragment z "Boso ale w ostrogach" Grzesiuka, w którym to bohater trafia do tzw. dobrego domu, gdzie popisuje się swoją czerniakowską gadką. Towarzystwo (nie mające pojęcia, że ich rozmówca wywodzi się z szemranej dzielnicy) jest zachwycone i komentuje: "mówi pan Wiechem", a bohater myśli: "to Wiech próbuje mówić mną. I robi to nieudolnie".
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony Wiech był jednym z ulubionych autorów Marka Hłaski. Podoba mi się też pomysł uczynienia bohaterką powieści knajpy. Jeśli chodzi o samo ukazanie Warszawy od "przedwojnia do powojnia", to skojarzyła mi się książka, którą od dłuższego czasu mam w planach, czyli "Pamiętnik warszawskiego taksówkarza" Mariana Sękowskiego.
Ja choć nie lubię kultu gorzałki, to lubię o niej czytać. Twórczości Wiecha zupełnie nie znam, i choć specjalnie mnie do niej nie ciągnie, to kiedyś pewnie w końcu ją sprawdzę i niewykluczone, że zacznę od "Cafe".
Sękowskiego zapamiętam, choć na razie tylko zapamiętam :) Co do kultu gorzałki, to pewne rzeczy mają rożne aspekty. Alkoholizm rycerstwa był uzasadniony - w średniowieczu bano się pić wodę (była często zakażona, zwłaszcza w pobliżu siedzib ludzkich, a nie umiano jej badać). Wino, wódka i miody były bezpieczne :) Stąd mniej mnie razi opilstwo bohaterów Sienkiewicza niż Wiecha.
UsuńCzytałam tę książkę jako nastolatka, ale nie przypominam sobie, żeby wódka spożywana przez bohaterów jakoś mi przeszkadzała. Dla mnie Wiech to barwny wycinek warszawskiego mikroświata, z jego fantastycznym językiem i szemranym towarzystwem.
OdpowiedzUsuńMyślę, że trzeba jednak brać poprawkę na opisywane czasy i ich specyfikę - wódka była wszędzie, także w miejscach pracy (znam to tylko z opowieści, rzecz jasna). I najważniejsze - Wiecha trzeba czytać z przymrużeniem oka.;)
Oczywiście masz rację, dlatego starałem się podkreślić, że dla wyrobionego czytelnika może być świetną lekturą, ale nie dla młodzieży, którą i tak alkohol (i inne zakazane owoce) zawsze pociąga.
UsuńCo do tego, że wódka „była” wszędzie, to bym polemizował. Stawiałbym na czas teraźniejszy :) Mam wrażenie, że teraz jest jej co najmniej tyle samo :)
Nie przesadzajmy, nikt z moich młodocianych wówczas znajomych po lekturze Wiecha nie poszedł w tango.;)
UsuńNiestety chyba masz rację. Niedawno byłam zszokowana, bo kierownik pociągu, którym podróżowałam po Mazowszu, ewidentnie był wstawiony. Wolę nie myśleć, co dzieje się w bardziej statycznych miejscach pracy.
Nie wolno nie doceniać reklamy odwołującej się nie do argumentów, a do skojarzeń i emocji. Nikt po obejrzeniu reklamy .... nie poleci do sklepu, ale oglądanie obrazów, na których dany napój piją tylko ludzie o pewnych cechach (szczęśliwi, młodzi, zdrowi, silni) przekłada się na późniejsze decyzje. Nie bez kozery zanikły już reklamy typu „Polo Cocta jest zdrowa, smaczna, itd”. Te elementy, które powinny być kluczowe dla racjonalnych decyzji, w ogóle nie są poruszane. Dużo skuteczniejsze jest odwoływanie się do innych metod, gdyż większość decyzji, nawet zakupowych, jest w gruncie rzeczy irracjonalna.
UsuńCzy może raczej "elementów gwary"? Mam wrażenie, i pozwalam sobie twierdzić, że nie tak zupełnie nieuzasadnione, iż (!) fraza Wiecha jest frazą, która nigdy nie istniała i którą nikt nigdy w Warszawie na Pradze, na Powiślu, na Czerniakowie - nie mówił.
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł z zamieszczeniem fragmentu do słuchania.
Dzięki, a co do gwary, to może nie wyraziłem się jasno, ale chyba nawet są problemy z ustaleniem, czy niektóre wyrażenia są gwarowe, zmyślone przez Wiecha, czy też zostały zmyślone i stały się gwarowe :) Nie znam się na tym, ale chciałem zasygnalizować ten problem ;)
UsuńAno właśnie, są, wcale nie chyba. I myślę, że gdyby nie p. Buczkowski, również dla tzw. ogółu odbiorców stałoby się to jasne po 5 sekundach słuchania...
UsuńHa, ładnie wyciszyłeś mój entuzjazm, który na początku lektury Twojej recenzji był bardzo duży. Jednak z każdym kolejnym akapitem zdecydowanie słabł. 20-lecie międzywojenne to b. interesujący okres, pełen sprzeczności i skrajności i trochę szkoda, że autor odmalował go w takiej jednoznacznej konwencji. Sam pomysł, jak wspominał Mati, by knajpkę uczynić obserwatorem wydarzeń i niejako głównym bohaterem jest bardzo dobry. Koniec końców, jeśli powieść wpadnie mi kiedyś w ręce to nie będę się przed nią wzbraniać :)
OdpowiedzUsuńAbsolutnie nie trzeba się przed nią wzbraniać :) Klimat jest prześwietny - coś jak ballady warszawskiej ulicy. Też nie za bardzo dla dzieci ;)
Usuń"Cafe pod Minogą" jest wymyślonym żartem od początku do końca i takim miał być, łącznie z wódką, bo przecież to restauracja jest ;) Przy okazji polecam świetną ekranizację z Dymszą.
OdpowiedzUsuńWiech bliższy ludzi, bardziej felietonistyczny jest obecny w tomach (coś koło 20 bodajże, parę lat temu była reedycja) krótkich historyjek, zwłaszcza te pierwsze, z sądu grodzkiego, są cudowne (imho). Tu jest sporo całkiem http://www.taniaksiazka.pl/seria/wiech-opowiadania-przedwojenne
Co do gwary - każda dzielnica miała swoją, o ile dobrze pamiętam, te rzeczy jakoś mi na studiach nie robiły dobrze.
Zgadza się, ale zdaje się, że Wiech przedobrzył i nie dość, że mieszał różne gwary, żeby było „lepiej”, to jeszcze sam wymyślał. Cafe może nawet nie jest żartem, tylko czymś pokrewnym balladzie z przymrużeniem oka, niemniej na pewno nie zmienia to faktu, iż jej oddziaływanie może być takie, jak piosenek typu „A kto z nami nie wypije...” Nie wiem czy obraz redaktora, bądź co bądź ówczesnej elity umysłowej, wynoszonego z redakcji (nie spod Minogi) w stanie upojenia alkoholowego to dobry żart w kraju, w którym od wieków i po dziś dzień taki obrazek nie jest żartem, tylko rzeczywistością. Żart to byłby wtedy, gdyby Wiech ośmieszał pijaństwo, ale on je traktuje na równi z gwarą - jako coś sympatycznego. W dodatku jest to obraz rzeczywisty, więc gdzie tu żart?
UsuńPrzeglądam często stare numery "Przekroju" i tam Wiecha jest dużo. Również fragmenty "Cafe pod Minogą". Jakoś nigdy nie przykuły mojej uwagi. Humor wydawał mi się mocno zetlały. Może w wydaniu książkowym będzie inaczej.
OdpowiedzUsuńCo do alkoholu - nie ukrywam, że lubię i spożywam. Co nie znaczy, że nie znam jego niszczycielskich właściwości. Zresztą w tym temacie widać chyba jak nigdzie indziej dualizm i hipokryzję polityki państwa, które z alkoholem walczy, ale jednocześnie czerpie z jego sprzedaży ogromne zyski.
Wydaje mi się, że dużo w tym audiobooku robił lektor. Za drukowaną wersję jakoś nie mogłem się zabrać.
UsuńCo do alkoholu i państwa, to u nas państwo chyba nie ma z tego zbyt wiele. Polak potrafi. Podoba mi się rozwiązanie szwedzkie (jeden państwowy koncern mający monopol na obrót mocniejszymi alkoholami). U nas by to jednak też nie wypaliło.
Jeśli chodzi o spożywanie, to sprawa nie jest taka prosta. Sam nie wiem co gorsze - prohibicja, czy łatwy dostęp. Optimum pewnie leży gdzieś pośrodku.
Oj w cenie wódki dwie trzecie to akcyza i podatek. Nawet jeśli szara strefa jest spora (a na pewno jest) to i tak zyski są ogromne.
Usuńhttp://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/akcyza-od-papierosow-i-wodki-rzad-liczy-ile,223,0,1743583.html
http://natemat.pl/77753,alkohol-i-papierosy-sa-dla-polskiego-budzetu-wazniejsze-niz-podatek-pit
Ten drugi link nie należy traktować jako jakieś istotne źródło.
A z tym dostępem to masz rację. Przeraża mnie liczba sklepów całodobowych na każdym rogu. W Krakowie jest tego dziesiątki.
Miałem na myśli to, że PKB ~1700 mld i na tym tle 60 mld z akcyzy nie wygląda już tak powalająco. Masz rację, szara strefa jest ogromna (właściwie dwie szare strefy, ta indywidualna i ta zorganizowana). Do tego wyłudzanie pieniędzy z budżetu na różne sposoby (również przez legalnie działające firmy) znacząco równoważy efekt wpływów z gorzałki i tytoniu. No, ale to system naczyń połączonych i robi się wielki temat :) A z tym Twoim ostatnim zdaniem zgadzam się w pełnej rozciągłości.
UsuńNo i trzeba bulić na leczenie alkoholików z budżetu, do którego wpływa akcyza ;)
UsuńFajnie to wszystko zostało tu opisane.
OdpowiedzUsuń.
OdpowiedzUsuńNiestety nasza kultura bardzo mocno wiąże się z alkoholem i wprowadzaniem się w stan upojenia. Dlatego tak wiele osób ląduje w prywatnych ośrodkach leczenia uzależnień. Na szczęście młodzież coraz bardziej zdaje sobie sprawę ze szkodliwości tej używki i decyduje się na jej ograniczanie.
OdpowiedzUsuńNo - nie uprawiajmy samobiczowania. Istnieje mocna teoria dowodząca, że przyczynkiem decydującym do przejścia z trybu koczowniczego do osiadłego, a więc do powstania cywilizacji, były właśnie wymagania związane ze spełnieniem rosnącego zapotrzebowania na środki wprowadzające w odmienne stany świadomości. U nas problemem jest nie tylko ilość, ale i szeroko rozumiany sposób spożywania.
Usuń