Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.
piątek, 29 maja 2015
Unicestwienie w barwach purpury
Tytuł oryginału: Hasen
Tłumaczenie: Anna Zielińska-Elliott
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 128
Życie ludzie
można opisywać za pomocą nieskończonej ilości metafor oraz porównań. Dla
przykładu, można pokusić się o stwierdzenie, że człowiecza egzystencja to forma
loterii, gdyż ludzie muszą nieustannie podejmować decyzje, których konsekwencji
nie są w stanie przewidzieć. Dopiero upływający czas, będący najsurowszym, ale
i najsprawiedliwszym sędzią pokazuje, czy dane wybory były trafne czy też
tragiczne w skutkach. O tym jak niełatwa jest sztuka dokonywania wyborów oraz w
jak wielkim stopniu przewrotny los wpływa na człowieczy byt, możemy przekonać
się za sprawą lektury krótkiej powieści Zagłada,
autorstwa Akiry Yoshimury, japońskiego pisarza żyjącego w latach 1927 – 2006.
Akcja utworu
osadzona została w niewielkiej wiosce, położonej tuż nad brzegiem morza, na
jednej z wysp Kraju Kwitnącej Wiśni. Wieś, odizolowana od pozostałych osad z
racji swojego geograficznego usytuowania, jest zamieszkała przez biednych
rybaków, których egzystencja jest ściśle podporządkowana rytmowi przyrody.
Głównym źródłem wszelkich dóbr jest morze, które stanowi dla społeczności cenne
źródło ryb, skorupiaków oraz glonów składających się na pokarm niezbędny do
przetrwania w skrajnie nieprzyjaznych warunkach. Ponadto w okresie, kiedy leśne
wzgórza przyjmują odcień purpury za sprawą liści zmieniających swą barwę na
kolor czerwony, co niechybnie oznacza początek jesieni, morze raz jeszcze
okazuje swoją łaskę i wszechmoc. Wraz z nadejściem jesieni, kiedy fale stają
się wzburzone i niebezpieczne, a sztormy nie należą do rzadkości, każdy z
mieszkańców z wytęsknieniem wypatruje łaskawego
statku.
Głównym
bohaterem Zagłady jest Isaku,
10-letni chłopiec. Wraz z trzecioosobowym narratorem, czytelnik stale
towarzyszy malcowi, który szybko dojrzewa i dorasta, sukcesywnie poznając
zasady funkcjonowania otaczającego go świata. Dzięki Isaku możemy przekonać
się, w jak nędznych warunkach wegetują mieszkańcy nadmorskiej osady. Z racji
przejmującej biedy, każda para rąk zdolnych do pracy jest nieodzowna. Z tego
względu już kilkuletnie dzieci zobowiązane są do wykonywania lżejszych
czynności, natomiast ludzie chorzy bądź niepełnosprawni, którzy nie są w stanie
robić niczego pożytecznego, traktowani są jako zbędny balast, dodatkowe gęby do
wykarmienia. Trudne warunki bytowe, surowe zasady oraz kult tradycji przodków
wymuszają postawy, które w oczach cywilizowanych
obywateli wielkich miast mogą uchodzić za nieludzkie – jednak rezygnowanie z
karmienia przewlekle chorych czy sprzedawanie siebie bądź członków swoich
rodzin w kilkuletnią niewolę są niekiedy jedyną możliwością przetrwania.
Życie
toczące się w wiosce może uchodzić za szalenie nużące i monotonne. Poszczególne
okresy wyznaczają połowy – ośmiornic, makreloszy, sardynek. Jedyną porą, kiedy
dla strudzonych wieśniaków przychodzi zasłużony odpoczynek zdaje się być zima,
która z racji niskich temperatur oraz śniegu, wyklucza jakąkolwiek aktywność.
Nie jest jednak ona szczególnie wyczekiwana – zima to czas, kiedy najtrudniej o
pożywienie. Jeśli rok nie był łaskawy i nie obfitował w udane połowy, zima
oznacza widmo głodu oraz śmierć wycieńczonych i osłabionych organizmów. Jedyną
nadzieją na w miarę godziwą egzystencję, nawet podczas nieprzyjemnych śniegów i
mrozów jest łaskawy statek. Możliwość
jego pojawienia się sygnalizują czerwieniące się liście – to właśnie wtedy
zaczyna się okres, kiedy kapryśne morze może wyrzucić ze swoich spienionych
odmętów obfity plon, o który co roku modlą się wieśniacy. Ale samo błagalne
wznoszenie oczu ku niebu nie wystarcza – szczęściu zawsze trzeba odrobinę
pomóc. Świadomi tego faktu, mieszkańcy osady wraz z nastaniem okresu sztormów i
burz zaczynają obrzęd warzenia soli. Ogniska, rozpalane co noc pod ogromnymi
kotłami ze słoną morską wodą, pozwalają na uzyskanie soli, ze sprzedaży której
wieśniacy otrzymują ziarno. Ale wesoło trzaskający ogień spełnia jeszcze jedną
funkcję…
Zagłada to niezwykle interesująca
lektura, skonstruowana w równie ciekawy sposób. Przestrzeń, w jakiej obraca się
trzecioosobowy narrator została ściśle ograniczona i zawężona wokół osoby
głównego bohatera. Dzięki zastosowaniu takiego środka wyrazu, czytelnik
stopniowo, razem z Isaku, poznaje wymowę oraz znaczenie praktyczne
poszczególnych rytuałów i przesądów. Odkrywanie genezy wybranych zjawisk,
ceremoniałów oraz obrzędów niewątpliwie stanowi najmocniejszy punkt utworu. W
jakim celu w morze wypływa łódź, na pokładzie której znajduje się ciężarna
kobieta, rzucające w głębiny powróz? Dlaczego sól warzona jest wyłącznie nocą?
Z jakiego względu tak ważne jest przyglądnie się znakom, jakimi ozdobione są
żagle łaskawych statków? Świat
przedstawiony aż roi się od pytań, na które czytelnik znajduje odpowiedź
dopiero z czasem, wspólnie z dorastającym Isaku.
Fascynującą
sprawą jest także uświadamianie sobie tego, jak bardzo zmienia się sposób
postrzegania danej sytuacji, oceny ludzkich zachowań w zależności od tego, jaką
perspektywę przyjmujemy. To, co dla jednych jest błogosławieństwem, dla innych
może okazać się przekleństwem, co dla jednych jest smutną koniecznością, dla
drugi może oznaczać zagładę i brak litości, wreszcie nawet mord może wiązać się
wyłącznie z podporządkowaniem się zasadom, działaniem zgodnie z wolą ogółu w
ramach dobrze zorganizowanej społeczności ze ściśle wyznaczonym podziałem
obowiązków.
Ważnym
elementem Zagłady jest z pewnością
symbolika, która obraca się głównie wokół czerwieni, purpury. Kolor ten posiada
bardzo wiele konotacji – bywa kojarzony ze szczęściem, pomyślnością,
powodzeniem oraz miłością. Czerwony za sprawą czerwonej nici przeznaczenia może oznaczać także fatum, przyszłość,
od której nie można uciec, przed którą nie można się schronić. Barwa czerwona w
opinii osób występujących na kartach Zagłady
ma raczej pozytywny wydźwięk – wiąże się z kolorem szat, noszonych przez
starszych ludzi, świętujących dożycie sędziwego wieku; nawiązuje do czerwieni
wschodu słońca, a więc początku dnia, kiedy to ludzie przystępują do swych
codziennych zajęć; łączy się również z zachodem, z nadciągającym zmierzchem,
gdy dzień szczęśliwie dobiega końca, a ludzie udają się na zasłużony
odpoczynek, zyskując wytchnienie od monotonnej harówki. Ale nie można
zapominać, że czerwień to kolor krwi, zatem może zwiastować cierpienie, ale być
może właśnie przez cierpienie wiedzie droga do oczyszczenia, odkupienia win i
wewnętrznego spokoju?
Zagłada zwraca czytelniczą uwagę z racji
na styl, jakim została napisana. Powieść jest utrzymana w chłodnym, surowym i
nastrojowym klimacie. Zdania są krótkie i lapidarne. Opisy przyrody dość
zwięzłe, ale niezwykłe precyzyjne i piękne, żywo oddziałujące na wyobraźnię.
Nie brakuje również naturalistycznych wstawek – bardzo szczegółowo oddano
nędzę, w jakiej na co dzień wegetują mieszkańcy wioski. Narrator nie boi się
także czysto biologicznych opisów – srom, piersi czy pęknięta czaszka, z której
wylewa się mózg płynnie harmonizują z pięknem otaczającej człowieka przyrody.
Reasumując, mimo, że Zagłada to bardzo
krótka powieść, to jednak utwór dostarcza całej palety wrażeń i emocji. Trudno
jest zapomnieć o przejmującej historii, której uczestnikiem jest Isaku – obraz
purpurowych szat natarczywie atakuje czytelniczy umysł, który zmaga się z próbą
oceny czynów, jakich dopuszczali się rybacy. Jednak Akira Yoshimura znakomicie
uświadamia nam, że rzadko można jednoznacznie osądzić ludzkie postępowanie, że
nawet w pozornie klarownych sytuacjach pojawiają się odcienie szarości.
Wasz Ambrose
Tekst bierz udział w wyzwaniu Japonica:
15 komentarzy:
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Bardzo podoba mi się wydźwięk tej książki o częstej niemożności jednoznacznej oceny działania drugiego człowieka. Niestety w naszej naturze zapisana jest ciągła chęć poddawania innych ocenie i sądowi, zazwyczaj bardzo brutalnym. Wiadomo, że ciężko jest ocenić czyjś czyn nigdy nie będąc w czyichś butach, ale mam wrażenie, że większość z nas w tym i ja idziemy na łatwiznę. Na pewno trudno jest też nie popaść w zbyt poprawną politycznie ocenę lub pobłażliwą, ale czasem warto się wysilić na wczucie się w daną sytuację.
OdpowiedzUsuńAbstrahując od tych wywodów, kolejny naprawdę udany wpis i ciekawa pozycja. Naprawdę nie wiem jak Ty to robisz, że sam wybierasz takie książki i jeszcze dajesz radę przetrwać ciągle pławiąc się w dość nieprzyjemnej tematyce tych książek.
Taka to już jest ta nasza ludzka natura, że spoglądając na świat jedynie przez pryzmat własnej osoby, zwykliśmy oceniać postępowanie i działania innych wyłącznie na podstawie swoich doświadczeń. Empatia, próba postawienia się w cudzej sytuacji, chęć zrozumienia motywów kierujących innymi wymagają wysiłku, a jako, że większość przedstawicieli naszej cywilizacji to ludzie na wskroś leniwi... :)
UsuńDzięki za miłe słowa :) A jeśli chodzi o książki o "ciężkiej" czy "dołującej" tematyce, to nie mam z tym zbyt wielkich problemów. Na co dzień jestem człowiekiem dość szczęśliwym i pogodnym, a obcowanie z literackimi światami, w których wszelakiej maści plagi i nieszczęścia spadają na głównych bohaterów, pozwala mi w pełni docenić jasne strony mojej własnej egzystencji :)
No ja należę do tych, dla których szklanka jest zawsze w połowie pusta i muszę robić sobie przerwy w postaci książek o lżejszej i radośniejszej tematyce:)
Usuń:)) bookiemonster dobre :) Ja też wolę przewagę lżejszej literatury, choć szklanka jest dla mnie w połowie pusta tylko w niektórych aspektach rzeczywistości :)
UsuńJak już jesteśmy w tematyce szklanek, to przyznam się wam, że nie lubię tego typu metafor, bo kojarzą mi się one z bzdurnymi (na ogół) szkoleniami, prowadzonymi przez wszelakiej maści "coachów", czyli trenerów rozwoju osobistego. A mądrości wygłaszanych przez tego typu osobników nie mogę zdzierżyć, bo kojarzą mi się one z korporacyjnym bełkotem - ludzie ograniczają się do kilku chwytliwych hasełek, które w kółko powtarzają, i które okazują się wyłącznie pustym sloganem ("siła stłuczonej filiżanki", "siedmiomilowy marsz", "wychodzenie poza strefę komfortu" itd.) Ale to tylko tak na marginesie :)
UsuńAmbrose wyglądą na to, że przesiąknęłam korporacyjnym bełkotem, czego trudno uniknąć pracując w korporacji właśnie. Ale też nie lubię takich coachingowych gadek, mów motywacyjnych itp., choć jak widać jestem podatna.
UsuńAndrew Vysotsky pierwsze co mi przyszło do głowy z Twoją szklanką to szklanka z alkoholem :) wybacz takie pierwsze skojarzenie
Jeśli już o tych szkoleniach, to zawsze przypomina mi się amant, który chciał wyrwać laskę na teksty z podręcznika, a babka mu powiedziała, z której to książki cytaty. Mina kolesia bezcenna :)
UsuńTo jedna z moich ulubionych japońskich książek. Długo będę pamiętała małego Isaku, zmuszanego do ciężkiej pracy, surowo traktowanego przez matkę, czującego się odpowiedzialnym za wykarmienie rodziny. Wstrząsające są opisy biedy mieszkańców tej wioski, ich ciężkiej pracy - i niemoralnego zdobywania pożywienia i rzeczy. Jeść trzeba, ale zdobywać jedzenie w taki sposób?... Krótka, a zarazem bardzo piękna i poruszająca książka.
OdpowiedzUsuńOj, powieść zapada w pamięci jako bardzo mocna lektura. Trudno o niej zapomnieć. A co do postępowania mieszkańców, to ośmielę się wysnuć przypuszczenie, że do przedstawionej w książce praktyki doszli oni metodą małych kroków. Być może przodkowie sporadycznie korzystali z obfitości "łaskawych statków" (i nie dopuszczali się przy tym żadnych "ingerencji", licząc wyłącznie na moc i potęgę wzburzonego morza) - opowieści o ich pojawieniu się (bardzo, bardzo rzadkim), musiały rozpalać wyobraźnię biedaków, żyjących w ciągłej nędzy, zmuszanych do tego by sprzedawać się w niewolę, dobijać umierających, itd. Moim zdaniem pewnego dnia po prostu znalazł się człowiek, który stwierdził, że istnieją sposoby, by zwiększyć częstotliwość występowania "łaskawych statków" - zdesperowani mieszkańcy, może nawet nie do końca świadomi tego, na co się zgadzają, przystali na propozycję, a reszta potoczyła się sama. Człowiek szybko przyzwyczaja się do bogactwa, dobrobytu i bardzo trudno jest z niego zrezygnować - potrzebny jest do tego naprawdę mocny wstrząs.
UsuńCiekawa rzecz i świetnie, że tak wiele tych cięższych lektur bierzesz na warsztat. Ja bym się chyba zdołował :) Swoją drogą, to ciekaw jestem, czy ci, którzy tak klepią o tych odwiecznych ogólnoludzkich wartościach kiedykolwiek przeczytali cokolwiek, co by temu przeczyło, jak choćby podobną książkę.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że ta książka byłaby ciekawa do interpretacji pod kątem badań, które prowadzi prof. Zimbardo. Sporo o ludzkiej naturze, o jej mrocznych stronach, o tym jakie formy ona przyjmuje w zależności od warunków otoczenia, od społeczności.
UsuńTeż mi się tak wydaje :)
UsuńCzytałam u niej u koczowniczki i też po nią sięgnęłam. Rzeczywiście unikalna lektura. Nie jest zbyt długa, ale widzę w niej przerost formy nad treścią. Koniec mnie troszkę dobił. I wrócił ten ojciec, a tu tylko synuś, który czuje się winny temu wszystkiemu...
OdpowiedzUsuńPrzerost formy nad treścią? A to ciekawe - co skłoniło Cię do takiej konstatacji?
UsuńMnie w tej powieści urzekł oszczędny, chłodny i lakoniczny styl, którym narrator opowiada o rzeczach dość okrutnych. Końcówka rzeczywiście mocno przygnębiająca - ojciec szczęśliwie wrócił, ale okazało się, że właściwie nie miał już do czego wracać...
Ja również jestem ciekawa, dlaczego Basia sądzi, że nastąpił przerost formy nad treścią :)
UsuńOdebrałam powieść podobnie jak Ambrose. Miałam wrażenie, że książka jest bardzo treściwa, zupełnie pozbawiona ozdobników, napisana stylem lakonicznym, oszczędnym. Końcówka mnie też dobiła.