27 stycznia wszystkie media informowały o kolejnej „rocznicy wyzwolenia Auschwitz-Birkenau”.
Pozwolę sobie z tej okazji zacytować odpowiedni wyjątek ze słownika, internetowego, ale jednak PWN:
wyzwolić — wyzwalać
- «przywrócić wolność, niezależność»
- «uwolnić z czegoś krępującego ruchy»
- «spowodować nagłe powstanie, uzewnętrznienie się czegoś»
- «wytrącić coś z jakiejś substancji, z jakiegoś związku itp.»
Jak z powyższego wynika, tytuły w naszych polskich mediach krzyczące o wyzwoleniu Auschwitz-Birkenau wskazują, iż rację mają ci, którzy mówią o „polskich obozach koncentracyjnych”. Nie można bowiem wyzwolić czegoś, czego się wcześniej nigdy nie miało. Nie może armia jednej strony wyzwolić obozu wojsk drugiej strony, nie może polskie wojsko (ani żadne inne poza niemieckim) wyzwolić kwatery Hitlera, nie mogli Polacy ani Rosjanie wyzwolić Szczecina ani Świnoujścia, i tak dalej. Sojusznicy mogli wyzwolić co najwyżej Oświęcim i inne pobliskie miejscowości, na terenie których Niemcy zbudowali obóz (właściwie zespół obozów) Auschwitz-Birkenau. Mogli też wyzwolić więźniów tego obozu. Ale obóz mogli wyzwolić jedynie wtedy, jeśli kiedyś był to polski obóz.
Niby drobna niezręczność językowa, ale tylko z pozoru. To objaw tego, o czym pisze Diana West w swej niezwykle wartościowej książce Wielkie kłamstwa Ameryki – odejście od prawdy. Od tego, by słowa wyrażały coś jasno. To tworzenie języka propagandy, gdzie nie są ważne słowa i treści, prawda czy znaczenie tego, co się mówi, lecz z góry założone działanie propagandowe. Wyzwolenie zawsze brzmi lepiej niż zdobycie, bo wyzwala ten, któremu wcześniej zabrano, a zdobywa agresor. Tylko, że w tym wypadku nikt nam nigdy Auschwitz-Birkenau nie zabierał.
Samo niszczenie języka polskiego, odbieranie mu resztek jednoznaczności i uczciwości jeszcze pewnie by mnie do napisania tego tekstu nie pchnęło, gdyby nie inne aspekty, które się z tym wiążą.
„Największa zbrodnia! Zgładzono prawie dwa miliony ludzi!”
Kłamstwo to świadome, czy głupota i nieuctwo? A choćby Голодомор*? Gdzie zbrodniom faszyzmu do zbrodni komunizmu? A choćby zbrodnie Belgów w Kongu? Czy aby na pewno hitlerowcy byli gorsi? A ilu Polaków w ogóle wie o tym zbrodniarzu w koronie, czyli Lepoldzie II? W dodatku zbrodniarzu, którego do dziś wielu Belgów uwielbia, a jego pomniki stoją w najbardziej reprezentacyjnych miejscach Belgii.
Nie – ja nie wartościuję tych zbrodni. To nasi politycy i media twierdząc, że to największa zbrodnia i w dziejach niesłychana, dokonują wartościowania, w dodatku zakłamanego.
Ktoś powie, że śmierć w Auschwitz-Birkenau była najstraszniejsza. Czy ktokolwiek naprawdę wierzy w to, że lepiej umrzeć z głodu na Ukrainie niż w niemieckim obozie koncentracyjnym? Że gaz hitlerowski mniej był humanitarny niż gazy stosowane przez obie strony na frontach pierwszej wojny światowej? Że palenie trupów w krematorium to coś gorszego niż palenie żywcem kobiet, dzieci i starców w czasie nalotów dywanowych na niemieckie miasta czy zrzucanie bomb atomowych na miasta japońskie? Że śmierć, z rąk stechnicyzowanego, obcego agresora jest gorsza niż śmierć od maczety sąsiada, jak to nie tak dawno było w Rwandzie?
Ta kłamliwa, nieludzka propaganda, że jedna zbrodnia jest gorsza niż inne, jeśli nie jest zwykłą głupotą, może mieć tylko jeden cel. Byśmy uwierzyli, że faktycznie obozy koncentracyjne były największym złem w historii świata. Gdy w to uwierzymy, nigdy nie uznamy za zbrodniarzy polityków, którzy wywołują wciąż nowe wojny, często na podstawie fałszywych pretekstów, jak na przykład ten o broni masowego rażenia w Iraku. Nigdy nie uznamy za zbrodniarzy dowódców, którzy wysyłali swych żołnierzy do bitew, w których szanse na przeżycie były mniejsze niż w hitlerowskich obozach zagłady. Nigdy nie zauważymy, że jak dotąd, choć mamy XXI wiek, jest tak jak przed tysiącami lat – zbrodniarzami są zawsze przegrani. I co najważniejsze, nie będziemy oburzać się na to, co się dzieje dziś na naszych oczach, bo to przecież, póki co, jeszcze nie wygląda tak źle, jak w Oświęcimiu. Przynajmniej w telewizji.
Ofiarom obozów winniśmy pamięć po wsze czasy. Ale póki nie będziemy pamiętać również o innych ofiarach, tylko o tych, które z naszej krwi i z naszej ziemi się wywodzą, lub zaliczają się do grona naszych sojuszników, póty pamięć ta nie zrodzi pokoju. I nie adresuję tego do Polaków, Żydów, Niemców czy innych, a po prostu do ludzi.
Uważam, że o Auschwitz-Birkenau i ofiarach hitlerowskiej machiny zagłady nigdy nie powinniśmy zapomnieć. Że świat nie może zapomnieć. Ale ten sposób przedstawiania historii sprawia, że przestajemy być wrażliwi na wszystko, co nie jest aż tak złe, a przynajmniej nam się takim wydaje i zwiększamy prawdopodobieństwo, że wszystko się powtórzy, tylko jeszcze straszniej. Nie pamiętamy, że zaraz po zakończeniu holocaustu Żydzi, by stworzyć swoje państwo Izrael, zachowywali się wobec innych nie gorzej niż hitlerowcy wobec nich, a tylko skromność ich sił sprawiła, że zbrodnie, za które zresztą nie ponieśli kary, nie były tak masowe jak niemieckie, a terror nie aż tak nagłośniony, jak dzisiejszy islamski. Skoro Żydzi sami nie oduczyli się mordowania innych, to coś z tą pamięcią i nauczką jest nie tak. I póki Leopold II i Stalin nie staną w jednym szeregu z Hitlerem, póty nie widzę nadziei, by się coś podobnego nie powtórzyło.
No i na koniec chyba to, co najważniejsze. Cały czas podkreśla się, że Auschwitz-Birkenau to nieodłączna część tożsamości historycznej Niemców jako sprawców i innych narodów jako ofiar. Dopóki będziemy tak rozumować, nie ma szans na to, by nie było powtórek z Oświęcimia. Po pierwsze, zgodnie z tym rozumowaniem, hitlerowskie obozy koncentracyjne dla największych, a więc potencjalnie najbardziej w przyszłości predestynowanych do agresji państw, czyli Chin i Indii, nie są żadną nauczką ani nie staną się nigdy elementem ich świadomości. Po drugie, zawsze będzie kusiło sprawców, by wyprzeć się zbrodni, tak jak to teraz robi Rosja, a ofiary, by wykorzystać pretekst do zemsty, gdy będzie to „korzystne”. Jedynie słuszne byłoby podkreślanie, że to ludzie ludziom zgotowali ten los**, że to powtarzało się w historii ludzkości już wiele razy i zawsze się może znów powtórzyć, zwłaszcza jeśli nie będziemy tego rozumieli, że w każdym z nas drzemie SS-man, a w każdym narodzie istnieje co najmniej tyle samo potencjalnych zbrodniarzy, co w hitlerowskich Niemczech***. Ale te głosy rozsądku, które pozwalałyby optymistyczniej patrzeć w przyszłość, nie są popularyzowane. Dlaczego? To proste – nie są na rękę politykom. Każą się na przykład zastanowić nad takimi rzeczami, jak sprawa więzień CIA w Polsce, brak odpowiedzialność za bezprawny atak USA na Irak, nad stosowaniem tortur i innych form przemocy w państwach „demokratycznych” oraz nad wieloma innymi, w których mechanizm odczłowieczenie**** ofiary – zbrodnia jest taki sam, jak ten, który w hitlerowskich Niemczech pozwolił uzyskać powszechną zgodę na „ostateczne rozwiązanie”.
Wasz Andrew
* Wielki Głód na Ukrainie, Hołodomor
** motto Medalionów Zofii Nałkowskiej
*** to szokujące dla niektórych stwierdzenie nie jest mojego autorstwa, choć sam też doszedłem do tych samych wniosków, ale jest konkluzją wyników badań psychologii społecznej na temat możliwości powtórki z holocaustu przeprowadzonych na... Amerykanach, a więc narodzie, który tak naprawdę jest zlepkiem wszystkich możliwych narodowości, czyli dość dobrze oddaje schemat całej ludzkości
**** - odczłowieczenie, dehumanizacja to zabieg pozwalający odebrać przyszłym ofiarom cechy ludzkie, by umożliwić sprawcy popełnianie zbrodni z czystym sumieniem. Przykłady to zastąpienie słowa „ludzie” takimi terminami jak cele, obiekty, brudasy, cherlaki, żółtki, terroryści, niewierni, Żydzi, komuchy, itd., za czym idzie myślenie w ten właśnie sposób.
Wczoraj na chwilę włączyłam relację z obchodów "rocznicy wyzwolenia" i chociaż na ten drobny (ale jakże istotny) szczegół językowy nie zwróciłam uwagi, to o wiele bardziej zirytował mnie wywiad z jedną z ocalonych, opublikowany w późniejszych godzinach. Brzmiał on jak próba wymuszenia zeznań, połączona z bieżącym uciszaniem wypowiadającej się kobiety.
OdpowiedzUsuńCo do Hołodomoru, to przyznam, że gdyby nie przypadkiem obejrzany dokument na TVP HISTORIA (emitowany w godzinach porannych, czyli wtedy, gdy wszyscy są w szkole/pracy), to nie miałabym bladego pojęcia o tym strasznym, długotrwałym i bezsensownym ludobójstwie. W szkole mi o tym nie opowiadano, nigdy wcześniej nigdzie o tym nie wspominano.
Zasadniczo ten blog jest, po wspomnianym filmie dokumentalnym, drugiem miejscem, gdzie ktoś wie o Hołodomorze...
Polecam świetny film The Soviet Story - link w zakładce TOP FILMY.
UsuńNie oburza mnie używanie słowa "wyzwolenie" w tym kontekście. Wydaje mi się, że jest ono powszechnie stosowane w wielu podobnych. Poza tym pamiętam stosowanie go w odniesieniu do Auschwitz z lekcji historii w szkole. Doszukiwanie się tutaj celowej manipulacji jest według mnie lekką przesadą.
OdpowiedzUsuńNatomiast podpisuję się obiema rękami pod resztą tekstu. Nie ma czegoś takiego jak większa czy mniejsza zbrodnia. Zło jest złem. Czytając pomyślałam o przemyśleniach, które zrodziły mi się w głowie po przeczytaniu dwóch lektur - "Opowiadań" Tadeusza Borowskiego i "Innego świata" Gustawa Herlinga Grudzińskiego. Porównując obraz niemieckich i sowieckich obozów zagłady przedstawionych w tych książkach, naprawdę ciężko jest jeszcze twierdzić, że Oświęcim był najgorszy. Obrazy z "Innego świata" wydają mi się nawet bardziej przerażające. I nie chodzi tu o wartościowanie, bo ktoś mógłby powiedzieć, że mówię, że jedno cierpienie większe od drugiego. Chodzi tylko o to, że to jest idealny przykład na to, że nie ma w dziejach świata "największej zbrodni".
Mnie nie oburza użycie słowa „wyzwolenie”. Po prostu zauważam, że po tylu latach manipulacji przez komunistycznych specjalistów od wpływu, nasz język, a co za tym idzie i myślenie, utraciły jednoznaczność, konkretność i prawość. Kwestia „wyzwolenia” to tylko jeden z przypadków, W każdym dzienniku znajdziemy wiele podobnych. Na to chciałem zwrócić uwagę, a poza tym, jak słusznie zauważyłaś, był to tylko wstęp do właściwego tematu.
Usuń