Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

sobota, 16 sierpnia 2014

James Baldwin "Na spotkanie człowieka" - Gdzie jesteś, najmiłościwszy władco tego świata?

Na spotkanie człowieka

James Baldwin

Tytuł oryginału: Going to Meet the Man
Tłumaczenie: Wacława Komarnicka, Ewa Krasińska, Krystyna Tarnowska
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Seria: Proza Współczesna
Liczba stron: 231






W moim prywatnym odczuciu pisarza śmiało można porównać do alchemicznego naczynia, w którym dokonywana jest tajemna sztuka przemiany. Rolę metali nieszlachetnych – ołowiu czy też rtęci – pełni szara, nudna, niczym nie wyróżniająca się rzeczywistość, która nas otacza, z którą tak wielu prowadzi daremne i męczące zmagania. Z kolei złotem, czyli pożądanym produktem, poszukiwanym przez wszystkich chciwców tego świata jest finalny efekt pisarskiej pracy – literacki twór. Pisarstwo podobnie jak alchemia nie daje jednoznacznego, sprawdzonego i w pełni skutecznego przepisu, wedle którego miałaby dokonać się tego typu niezwykła konwersja. Tak jak przed wiekami istniały całe biblioteki opasłych tomisk, skromnych manuskryptów, czy pojedynczych pergaminów, które rzekomo skrywały sekret transmutacji, tak i dzisiaj istnieje wiele (najczęściej) fałszywych poradników, gwarantujących pozyskanie umiejętności płodzenia dzieł, które na stałe zapiszą się w annałach literatury. Zamiast więc trwonić czas na próżne wysiłki, zdecydowanie lepiej przyjrzeć się samemu procesowi przeobrażenia – przebieg transpozycji otaczającej nas codzienności i zaklinanie jej w słowny twór jest przecież ogromnie zajmujący i niezwykły, a co istotne, dla każdego wielkiego mistrza pióra jest on niepowtarzalny. Znając nawet pobieżnie biografię danego autora oraz mając do dyspozycji starannie oraz przekrojowo wyselekcjonowany zbiór jego utworów z różnych etapów twórczości, można pokusić się o wyodrębnienie kilku kluczowych tematów oraz motywów, do których twórca wraca z uporem maniaka. W ten prosty sposób można chociaż częściowo zaobserwować jak pisarz przekuwa trapiące go, a więc ważne dla niego kwestie w literacką materię. Do takiej właśnie skromnej refleksji skłoniła mnie moja ostatnia lektura książki Na spotkanie człowieka, autorstwa Jamesa Baldwina, znanego mi już za sprawą dzieła Inny kraj.
James Baldwin to czarnoskóry pisarz amerykański, żyjący w latach 1924 – 1987. Emma Berdis Jones, matka Jamesa, gdy ten był jeszcze niemowlęciem, rozstała się ze swoim uzależnionym od narkotyków partnerem i ponownie wyszła za mąż, poślubiając baptystycznego pastora i kaznodzieję Davida Baldwina. Wspólnie dorobili się pokaźnej gromadki dziesięciorga pociech, z których pierworodny syn Emmy był najstarszą latoroślą. James wychował się i zdobył podstawowe wykształcenie w nowojorskiej dzielnicy Harlem, zamieszkałej głównie przez czarnoskórą mniejszość. Na jego barkach spoczywała odpowiedzialność za opiekę nad rodzeństwem, co stanowiło zarzewie wielu konfliktów z ojczymem. Co interesujące już jako kilkunastoletni chłopiec, młody James pomagał swojemu przybranemu ojcowi głosić Słowo Boże, a jako czternastolatek pełnił funkcję młodszego duszpasterza. Dorastający człowiek wystawał na rogach ulic, zaczepiał ludzi na chodniku i głośno chwalił Pana, pragnąc zwrócić na siebie uwagę przechodniów. James za wszelką cenę dążył do nawrócenia grzeszników – nawoływał do porzucenia wszelkich brudnych występków i wstąpienia na religijne ścieżki, prowadzące prosto do Pana. Sam jednak nie poszedł tą drogą, bowiem w wieku 17 lat doszedł do wniosku, że chrześcijaństwo oparte jest na fałszywych przesłankach – tak jak czas spędzany na ambonie uważał za ucieczkę od własnych kryzysów, tak religijne uniesienie i głęboką wiarę w Boga traktował jako bierne akceptowanie ustalonych wzorców społecznych, zgodnie z którymi czarny niewolnik podlega swojemu białemu panu. Wyrazy swojego niezadowolenia Baldwin zaczął prezentować w prozie, która dzięki wymiernej pomocy Richarda Wrighta (autora m.in. Syna swego kraju i Długiego snu) cieszyła się coraz większym powodzeniem. Baldwin poruszał w swoich utworach kwestie uniwersalne – relacje międzyludzkie, kwestię współegzystencji ludzi o różnym kolorze skóry, miłość o zabarwieniu homo- oraz heteroseksualnym. W tym spektrum tematów bystry czytelnik może odnaleźć wiele wątków biograficznych, które mienią się szczególnie wyraźnie we wspaniałym zbiorze Na spotkanie człowieka, w skład którego wchodzą utwory napisane w latach 1948 – 1965.
Gwoli ścisłości należy dodać, że tylko jedno dzieło pochodzi z 1948 roku – Poprzednie wcielenie. Bluesy Sonny’ego zostało napisane w 1957 roku, a pozostałe 6 opowiadań powstało w 1965 roku. Wszystkie utwory w pewien sposób łączą się ze sobą i zazębiają, tak jakby były kolejnymi spoiwami jednej, ale jednak mocno zróżnicowanej konstrukcji. Wspólną cechą słownych plonów zebranych w tym tomie są elementy fabuły, które łatwo można zestawić z życiorysem Baldwina. Co interesujące, autor użycza bohaterom własnych doświadczeń i przeżyć i za pomocą tego jednego, własnego bytu dokonuje cudownego rozmnożenia – niewielkie biograficzne fragmenty służą jako rdzeń, do którego dokładana jest nadbudowa zrodzona z wyobraźni i fantazji w rezultacie czego rodzą się następne rzeczywistości, światy przedstawione oraz protagoniści.
Ważnym motywem, który przewija się w zbiorze Na spotkanie człowieka jest religia. Gości ona na stronie większości opowiadań, a styl, w jakim jest ona prezentowana, wyraźnie zdradza jak odnosi się do niej James Baldwin. W otwierającym zbiór dziele zatytułowanym Roy, czytelnik przekonuje się, że dla osobników wierzących, grzeszna przeszłość danego człowieka stanowi znakomity pretekst do pomiatania nim, do wywyższania się ponad jego osobę, do tego, by dać odczuć mu pogardę na każdym kroku. Baldwin zdaje się wołać, tak jak zwykł to czynić kiedy na rogach ulic Harlemu, że każde przekonanie o posiadaniu racji czy monopolu na prawdę, tą jedyną, niepodważalną, etc., które jednocześnie rodzi poczucie wyższości jest złe oraz błędne. Nie powinniśmy oceniać człowieka tylko na podstawie wyznania, bądź jego braku, tak samo jak nie należy segregować ludzi na tych gorszych i lepszych wyłącznie w oparciu o barwę skóry. A pozostając jeszcze przy osądzaniu bliźniego, Roy ciekawie przedstawia jak różne jest postrzeganie tej samej osoby w zależności od sytuacyjnego kontekstu – bohater, notabene czarnoskóry kaznodzieja, patrząc na swojego pasierba traktuje małżonkę jako puszczalską zdzirę, wobec której na dnie serca pulsuje zimna, bezosobowa nienawiść. Spoglądając natomiast na rodzoną córkę, w tej samej kobiecie zaczyna dostrzegać matkę swoich dzieci, towarzyszkę daną przez Boga, z którą należy iść przez życie ramię w ramię, na dobre i na złe. Akcja kolejnego religijnego utworu, Wycieczki, zdaje się rozgrywać w tej samej rzeczywistości co Roy. Tym razem czytelnik otrzymuje okazję, by jeszcze lepiej przyjrzeć się społeczności czarnoskórych członków Kościoła Baptystów. Można odnieść wrażenie, że ta pozycja to z ekstrakt refleksji, która odciągnęła Baldwina od wiary. Religia jawi się tutaj jako pocieszenie, ukojenie, a więc owo sławetne opium dla mas, które chociaż przez chwilę pozwala zapomnieć o trudnej sytuacji, beznadziejnej, bo niemal zupełnie pozbawionej perspektyw egzystencji. Boskie nakazy uczą jak godzić się z tego typu bytem, jak traktować go jako krzyż, który przypada w udziale każdej żywej istocie. Tym samym religia stanowi podstawę akceptacji stanu rzeczy, zgodnie z którym Murzyn jest ciemiężony, a Biały – ciemiężycielem. Bóg jest najwyższym dobrem, ucieczką, schronieniem, obietnicą lepszego, natomiast biały człowiek pełni rolę Jego przeciwieństwa – jako diabeł skupia w sobie wszelkie negatywne cechy, będąc uosobieniem zła. Ale tak długo jak istnieje Bóg, musi istnieć także szatan, którego władza na ziemi osiągnie swój kres dopiero, gdy nastanie koniec świata. Echa religii można dosłyszeć także w utworze Dziś rano, dziś wieczór, tak prędko – ojciec głównego bohatera, podobnie jak w przypadku Roy’a oraz Wycieczki jest ubogim kaznodzieją, który ze wszystkich sił zbliżał się do Boga, zapomniawszy jednocześnie, że zgodnie z nauczaniem Ewangelii, Jezus mieszkał w każdym człowieku.
Zawarte w omawianym zbiorze teksty, które zawierają wzmianki o religii z reguły posiadają bohatera napiętnowanego poczuciem wstydu, trapionego niepewnością. Młodzi ludzie występujący w Roy’u oraz Wycieczce, którzy nie podzielają fanatycznej wiary swojego ojca, z jednej strony posiadają świadomość faktu, że są osobnikami bardziej wyrafinowanymi oraz niezależnymi (w sensie samostanowienia granic własnej egzystencji) niż ich rodzice – zdani są wyłącznie na łaskę i niełaskę Bożej miłości i gniewu – ale jednocześnie męczy ich kompleks niższości, jako, że nie potrafią zrozumieć na czym polega oświecenie, nawrócenie, doznawane przez pokorne sługi Pana. Ponadto tajemnice (często mające naturę stricte cielesną, charakterystyczną dla dojrzewających chłopców, odkrywających własną seksualność) skrywane w głębi serca, zgodnie z wpojonym nauczaniem, traktowane są niczym smród w nozdrzach Boga. Rozdarcie bohaterów w kwestii wiary wynika z faktu, że od początku życia nauczani są, że plugawa cielesność, podobnie zresztą jak nikczemność serca, używki, czyli wszelakiej maści grzech to przeszkoda ponad którą należy się wznieść, by wyjść na spotkanie Oblubieńca i dostać się tam, gdzie łzy będą otarte, śmierć nie ma władzy, zło nie trapi, a dusza znajduje ukojenie. Jak jednak przyjąć za pewnik istnienie dobrego i miłosiernego Boga, skoro ten dopuszcza do tego, by jego umiłowane dzieci aż tak bardzo cierpiały?
Kolejnym fundamentalnym tematem, na którym oparte są opowiadania pochodzące ze zbioru Na spotkanie człowieka jest relacja łącząca ojca z synem, ewentualnie z pasierbem. W zdecydowanej większości utworów rodziciel jest człowiekiem groźnym – jest wielki, silny, nie waha się stosować argumentów fizycznych. To typowy samiec alfa o ogromnej sylwetce, z którego emanuje stuprocentowa męskość. Zarówno w dzieciach jak i w żonie wzbudza strach, lęk, przerażenie. Z tego względu symbolizuje on uciemiężenie, zależność – żąda on bezwzględnego posłuszeństwa, które egzekwuje za pomocą przemocy. Sylwetka surowego satrapy bądź jego wspomnienie pojawiają się w Roy’u, Wycieczce oraz Na spotkanie człowieka. W utworach Wychodząc z pustyni oraz Dziś rano, dziś wieczór, tak prędko miga obraz ojca z przeszłości, jako osobnika skrytego, niezdarnego i nieporadnego w okazywaniu uczuć swoim dzieciom. Co interesujące w opowiadaniu Dziś rano, dziś wieczór, tak prędko, podobnie jak w Przyjaciołach, autor prezentuje także inne oblicze rodzica – kochającego taty, który z czułością troszczy się o swoją pociechę. Ale autor wydaje się przekonywać, że nawet parasol ochronny spleciony z silnych rodzicielskich uczuć nie jest w stanie obronić młodego człowieka przez okrucieństwem otaczającego świata.
Charakterystycznym elementem prozy Baldwina, którego nie mogło zabraknąć także w zbiorze Na spotkanie z człowiekiem, są czarno-białe kontakty. W Poprzednim wcieleniu autor odmalował portret przyjaźni czarnoskórego mężczyzny oraz białej kobiety. Z kolei Wychodząc z pustyni opowiada o związku Murzynki z białoskórym artystą. Obie relacje są bardzo burzliwe oraz trudne do podtrzymania. Zdają się one istnieć jakby na przekór zewnętrznemu światu, który ostro piętnuje tego typu związki. Każda z osób zaangażowanych w uczucie naraża się na ostracyzm ze strony własnej społeczności – próbom wykluczenia można się przeciwstawiać, ale wiąże się to z ogromnym nakładem sił. Murzyn przebywający w restauracji w towarzystwie białej damy natychmiast wzbudza czujność personelu oraz gości – otoczenie czeka na najmniejszy gest, który posłuży za pretekst do tego, by bronić czci kobiety. Nerwy muszą cały czas być trzymane na wodzy, by nie dać się sprowokować, by nie zostać publicznie pobitym i upokorzonym. Czarna dziewczyna żyjąca w związku z białoskórym nieustannie walczy z myślami, czy aby nie jest traktowana wyłącznie jako finansowe źródło oraz obiekt zaspokajania seksualnych potrzeb. Dusi się w ciasnej przestrzeni wątpliwości, które zżerają ją niczym sępy padlinę. Ciążące brzemię czarnej skóry napędza niepewność jutra, podsyca oczekiwanie katastrofy, czyli rozstania i porzucenia. W każdym przypadku miłość, czy też przyjaźń, z racji faktu, że jest zatruwana przez wyziewy rasowych uprzedzeń, jest trudna oraz wymaga ogromnego poświęcenia.
W prozie Baldwina, serwowanej w zbiorze Na spotkanie człowieka, czytelnik odnajdzie także okruchy biografii autora w postaci panoramy życia artystycznej bohemy, którą można podziwiać w Bluesach Sonny’ego, Wychodząc z pustyni oraz Dziś rano, dziś wieczór, tak prędko. Pióro Baldwina świetnie uzmysławia jak cienka jest granica pomiędzy sukcesem a porażką, jak długa jest droga na szczyt sławy oraz popularności, jak łatwo w trakcie tej wędrówki pobłądzić. W interesujący sposób przedstawiono także swoisty dualizm człowieka-artysty, który zupełnie inaczej postrzegany jest przez rodzinę, oddanych fanów oraz kompanów po fachu. W zależności od tego przez jaki pryzmat patrzymy (przeszłości, talentu, zachowania), naszym oczom ukazuje się diametralnie inna postać. Chociaż wydaje się, że Baldwin przede wszystkim przypomina, żeby za każdym razem starać się dojrzeć przede wszystkim człowieka.
Najmocniejszy akcent zbioru stanowi ostatnie opowiadanie, prezentujące z nagą brutalnością przebieg jednego z wielu samosądów, których często dopuszczały się białe społeczności na czarnych zbrodniarzach, ośmielających się nastawać na cześć białoskórych dam. Narrator próbuje zrozumieć psychikę oprawcy, odczuwającego zaciekłą nienawiść wobec kolorowych, której głównym źródłem jest podświadome poczucie winy. Autor wybornie prezentuje jak tragiczne w skutkach mogę być próby zagłuszenia tego odczucia, do jak głębokiej dehumanizacji one prowadzą.
Reasumując, przypadkowo wypożyczony, stosunkowo krótki zbiór opowiadań Na spotkanie człowieka okazał się zaskakująco treściwy oraz interesujący. O sile książki jako całości decyduje przede wszystkim ogromny ładunek emocji, silna polaryzacja skrajnych uczuć, która sprawia, że obok lektury ciężko przejść obojętnie. Na bazie ośmiu opowiadań zarysowuje się ciekawa sylwetka Baldwina-pisarza oraz Baldwina-człowieka. Książka opowiada o całej gamie interesujących kwestii. Każe zastanowić się na temat dorastania w pośpiechu, związanego z biciem głową w niski pułap swoich aktualnych możliwości, stwarzanych przez środowisko, w którym się dojrzewa. Zmusza do refleksji na temat własnej natury oraz skłania do opuszczenia orbity egoizmu i wyjścia na spotkanie człowieka, ale również – a może przede wszystkim – na spotkanie człowieka śmierdzącego, zmęczonego, płaczącego, rozdygotanego, pełzającego w największych brudach świata.

 
Wasz Ambrose


P.S. Miło mi poinformować, że powyższy tekst został uznany za jedną z dwóch najlepszych recenzji września na łamach serwisu BiblioNETka.pl:


http://www.biblionetka.pl/images/logo/biblionetka.png
 

16 komentarzy:

  1. Nie znam twórczości Jamesa Baldwina, ale po Twojej recenzji poczułam ogromną chęć, aby ją poznać. Może skłoni mnie do podobnych refleksji...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z Baldwinem zetknąłem się po raz pierwszy za sprawą powieści "Inny kraj" i od razu poczułem do niego ogromną sympatię. W swojej prozie porusza bardzo interesujące tematy, ciekawie pisze zarówno o miłości jak i o rasizmie (nie zapominają także o istotnej kwestii rasizmu wtórnego). Polecam!

      Usuń
  2. Cóż za rozrzut tematyczny! :) Kilka ciekawych zagadnień, a każde z potencjałem. Na pierwszy rzut oka najbardziej zainteresowało mnie to, co nazwałeś czarno-białymi kontaktami, zwłaszcza ze względu na czas, w którym te teksty powstały.

    Miłego weekendu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, lista poruszanych tematów jest dość długa, ale również bardzo interesująca. "Czarno-białe" kontakty w sposób znakomity zostały ukazane we wspomnianej powieści "Inny kraj", w opowiadaniach pojawiają się zaledwie zalążki :)

      Dzięki i wzajemnie rzecz jasna :)

      Usuń
  3. Już sama biografia autora prosi o uwagę czytelnika, a ten zbiór tylko potwierdza, że Baldwin jako pisarz miał wiele do powiedzenia. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biografię pozwoliłem sobie przytoczyć, jako, że jej okruchów, odblasków można doszukać się w twórczości. Ale zgadza się, człowiek, który tyle przeżył z pewnością miał wiele do opowiedzenia, a Baldwin czyni to w sposób wyborny. Polecam serdecznie tego autora :)

      Usuń
  4. Kurczę, zdałem sobie sprawę, że choć literatury amerykańskiej czytam całkiem sporo, to jak dotąd nie przeczytałem chyba nic autorstwa Afroamerykanina. Czas to zmienić i rozejrzeć się za lekturą pod tym kątem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, przyznaję, że zaskoczyłeś mnie tym wyznaniem, bo faktycznie spotkałem już u Ciebie całkiem pokaźne grono amerykańskich autorów. Ja, oprócz wspomnianych Baldwina i Richarda Wrighta, mogę jeszcze polecić Ralpha Ellisona i jego Niewidzialnego człowieka.

      Usuń
  5. Zachęciłeś mnie do poznania prozy Baldwina. Intrygujący jest sam pisarz i historie, które zostały opisane w zbiorze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi z tego powodu miło, z chęcią przeczytam Twoją recenzję poświęconą twórczego tego pisarza.

      Usuń
  6. Z książek tego ciekawego autora czytałam tylko wydaną w serii KIK powieść pt. "Mój Giovanni", ale w niej Baldwin nie poruszył ani kwestii religijnych, ani rasowych, tylko w całości skoncentrował się na temacie homoseksualizmu. Książka wybornie napisana, interesująca, ale główny bohater nie wzbudza sympatii, bo jest kłamczuchem i tchórzem.
    Po przeczytaniu "Mojego Giovanniego" pomyślałam, że muszę poszukać kolejnych książek Baldwina, i proszę - dzięki Twojej recenzji wiem już, za jaką pozycją się rozejrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pierwszy usłyszałem o tym pisarzu właśnie za sprawą "Mojego Giovanniego". Do biblioteki szedłem z zamiarem wypożyczenia tej pozycji, ale do dzisiaj nigdzie nie mogę jej spotkać. Zadowoliłem się więc innymi pozycjami Baldwina. Za pierwszym razem skusiłem się na "Inny kraj", a ostatnio natknąłem się na omawiany zbiór.

      Usuń
  7. Wiem, wyjdzie, że się powtarzam,ale naprawdę już historia życia autora mnie zaintrygowała do tego stopnia, że gdy zaczęłam czytać część poświęconą książce, dotarło do mnie: "a, no tak, jeszcze opowiadania". Rzecz jasna będę poszukiwać do mojej czarnej kolekcji staroci PIWu (:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, biografia jest faktycznie bardzo zajmująca, ale staje się ona jeszcze ciekawsza, kiedy na fakty z życia autora spojrzy się przez pryzmat jego twórczości, poruszanych w niej wątków i motywów :)

      Usuń
    2. Już sobie zanotowałam na mojej karteczce z napisem "lista do antykwariatu", więc jeśli nawet nie od razu to kiedyś na pewno uda mi się ten zbiór przeczytać.

      Usuń
  8. Baldwina już od jakiegoś czasu mam zakonotowanego, ale jakoś o opowiadaniach nie myślałem. A tu taka perełka. Ostatnie od razu mi się skojarzyło z Zabić drozda.

    Przekornie tylko dorzucę, à propos recenzji, że literatura, która przetwarza nudną rzeczywistość w coś interesującego jest magiczna, ale znacznie bardziej doceniam tę odmianę, która ukazuje, że rzeczywistość nigdy nie jest nudna. Co najwyżej jej uczestnik.

    OdpowiedzUsuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)