Jednoręki ze Spokane
Martin McDonagh
Tytuł oryginału: A behanding in Spokane
Reżyseria: Ana Nowicka
Teatr: BARAKAH
Czas trwania: 1 h 15 min.
Teatr Barakah na krakowskim Kazimierzu
to jedna z najciekawszych propozycji na teatralnej mapie Grodu Kraka.
Piękna i nieco nietypowa lokalizacja w piwnicach restauracji Klezmer
Hois, skromna i malutka sala, która służy równocześnie za scenę jak i
miejsce dla publiczności, dające poczucie niesamowitej zażyłości, jaka
wywiązuje się pomiędzy widzem a artystą oraz znakomita obsada aktorska
pod przewodnictwem reżyserki Any Nowickiej sprawiają, że do tego
przybytku sztuki wraca się przy każdej nadarzającej się okazji.
Spektakl Jednoręki ze Spokane autorstwa irlandzkiego reżysera oraz dramatopisarza Martina McDonagha, znanego m.in. za sprawą Królowej piękności z Leenane, czy Kaleki z Inishmann, to kolejna propozycja krakowskiego teatru. Sztuka zaliczana jest do nurtu nowego brutalizmu zwanego też nowym realizmem,
który namiętnie eksponuje okrucieństwo współczesnego świata. Ekspresję
podkreśla teatralny język, nacechowany agresją i wulgaryzmami.
Główny bohater, tytułowy jednoręki, to
pan Carmichael (w tej roli Paweł Sanakiewicz), który od 27 lat
bezskutecznie poszukuje swojej dłoni, odciętej przez pędzący pociąg. W
czasie swojej życiowej pielgrzymki po całych Stanach, której celem jest
utęskniona ręka, trafia do przyautostradowego hoteliku w niewielkim
miasteczku, gdzieś w USA. Dwójka miejscowych rzezimieszków, drobni
dealerzy narkotykowi, biała dziewczyna Marylin (Monika Kufel) oraz jej
czarnoskóry chłopak Toby (Ana Nowicka) na wieść o przybyciu jednorękiego
desperata, wietrzą szansę na ubicie niezłego interesu. Z miejscowego
muzeum etnograficznego wykradają zakonserwowaną, czarną i malutką dłoń Aborygena z Aborygenii, którą próbują opchnąć panu Carmichaelowi za okrągłe 500 $.
Nietrudno sobie wyobrazić, że przez 27
lat poszukiwań, pan Carmichael nie raz, ani nawet nie dwa spotkał się
już z podłymi wyłudzaczami, instrumentalnie traktującymi jego problem,
spoglądając na niego jedynie przez pryzmat możliwości zainkasowania
pokaźnej gotówki. Doświadczenie w tej materii nie zmniejsza jednak jego
gniewu, którym wybucha niczym wulkan. Rozgrzana lawa jego złości daje
się poważnie we znaki naiwnej, młodej parze. W końcu pan Carmichael nie
wygląda na typa, z którego można sobie stroić żarty. Obsesja malująca
się w jego płonących obłędem oczach, nienaturalna bladość skóry
podkreślona sinymi ustami i workami pod oczami dodają jaskrawości
obrazowi szaleńca, jaki się przed nami maluje. Swoje robią też opowieści
i wspomnienia jednorękiego poszukiwacza, który podkreśla, że zemsty na
ludziach odpowiedzialnych za pozbawienie go kończyny dokonał dawno temu,
więc teraz jedynym jego celem jest odzyskanie utraconej dłoni.
Oprócz wspomnianej trójki, na scenie
pojawi się jeszcze Mervin (Lidia Bogaczówna), hotelowy recepcjonista,
pałający szlachetną miłością do małp, człowiek pragnący za wszelką cenę
dokonać czynu bohaterskiego, szczególnie na oczach zmysłowej i
ociekającej seksapilem Marylin. Mervin nudzi się niezmiernie swoim
obecnym zawodem, nie może jednak narzekać, bo osoba, która wyszła
niedawno zza kratek nie powinna oczekiwać niczego lepszego. W pewnym
momencie okazuje się, że Mervin jest ostatnią deską ratunku dla tonących
w ognistej zemście pana Carmichaela Marylin oraz Toby’ego. Trudno
jednak jest liczyć na pomoc kogoś, kogo wykiwało się z towarem i
wskazało glinom jako handlarza narkotykami ...
Cały spektakl podszyty jest pokaźną
podszewką absurdu oraz czarnego humoru. Wykreowane postacie są nieco
przerysowane, ale właśnie to przejaskrawienie czyni je komicznymi. W
trakcie seansu przyjdzie nam być świadkami wielu niesamowitych oraz
zabawnych sytuacji. Opowieści o machaniu odciętą dłonią (ten łzawy ton
przy powiadaniu sentencji: Wiesz, jakie to uczucie, gdy ktoś macha Ci na do widzenia Twoją własną ręką?),
walka na zakrwawione ludzkie kikuty, czy wreszcie arcykomiczna dyskusja
telefoniczna pana Carmichaela ze swoją rodzicielką, która mimo
połamanych kostek doczołgała się do jego pokoju i odkryła w nim stosy
świerszczyków (Oglądasz gołe baby? No to teraz to już na pewno możesz powiedzieć swoim koleżankom, że jesteś lesbijką) kipią wręcz czarnym humorem.
Bohaterowie wygłaszając swoje kwestie
wyrażają się dość kwieciście, często posługując się wulgaryzmami. Co
rusz pada również seria, która zwala z nóg i wywołuje salwy śmiechu
wśród publiczności (przedmiesiączkowe pragnienie samozagłady; rzucasz jak zezowata kurwa; nadwyżki rąk na zamrażarce; nie może podejść do telefonu, bo nadal nie żyje).
Gra jest bardzo ekspresyjna, istotna jest mowa ciała, bogata
gestykulacja połączona z częstym podnoszeniem głosu. Nieco w tle całej
fabuły pojawiają się od czasu do czasu zdania, mające na celu
podkreślenie amerykańskiego zakłamania i hipokryzji, choćby na temat źle
pojmowanej poprawności politycznej, czy ciągle żywego rasizmu. Wydaje
się jednak, że mocno absurdalna forma osłabiła nieco wydźwięk tych
spostrzeżeń, które zdecydowanie ustąpiły miejsca komediowemu stylowi (Lubię niektóre czarnuszki, ale to wcale nie oznacza, że nie jestem rasistą!; Gówno z Ciebie, a nie Czarna Pantera!).
Wracając jeszcze do aktorskiej gry,
wspomnieć należy, że na szczególną uwagę zasługuje Lidia Bogaczówna,
która w swojej męskiej roli Mervina spisała się po prostu rewelacyjnie. W
mojej opinii zagrała na tyle wiarygodnie, że gdy Mervin, proszony o
zgaszenie świeczki wetkniętej w kanister benzyny, zaczął rozpinać
rozporek, złapałem się na tym, że spodziewam się, iż za chwilę ujrzę
autentyczny atrybut męskości!
Ze względu na bardzo skromne rozmiary
lokum, w którym grany jest cały spektakl, tradycyjnie już, widz zostaje
zaproszony do współtworzenia całej sztuki. Tuż po jej rozpoczęciu,
wejście, które zamienia się nagle w okno hotelowego pokoju, zostaje
symbolicznie zamknięte, odcinając publice drogę ucieczki. Sprawia to, że
sytuacja uwięzionych Marylin oraz Toby’ego staje się nam jeszcze
bliższa. Aktorzy nie omieszkają również zwrócić się do nas z pytaniem,
czasem będą szukać u nas aprobaty i potwierdzenia dla swoich słów, w
pewnym momencie będziemy musieli naprawdę się nagimnastykować, aby nie
oberwać jedną z latających dłoni, którymi z furią, wśród przekleństw i
złorzeczeń, zaczną obrzucać się Tobi i Mervin.
Klimatu całej sztuce dodaje także muzyka
grana na żywo przez Łukasza Łukasika. Mocne, niekiedy szarpiące nerwy,
agresywne gitarowe riffy świetnie współgrają z wydarzeniami, pomagając
zbudować nastrój adekwatny do danej sceny, podkreślają również
klaustrofobiczny klimat. Swoje robi również bardzo udana scenografia,
dobrze odgrywająca hotelowy pokój. Ściany poobklejane monotematyczną
tapetą w szarej konwencji, w której przewijają się motywy Jamesa Deana,
Rity Haywort oraz Hollywood i Sunset Boulevard sprawiają wrażenie, że
uczestniczymy w projekcji czarno-białego filmu.
Reasumując, kolejne spotkanie z ekipą
Teatru Barakah uważam za bardzo udane. Sztuka utrzymana w groteskowym
klimacie, potrafiła zahaczyć również o tematy okrucieństwa, obsesji, czy
manipulacji i graniem na ludzkiej uczuciach. Do tego świetne kreacje
bohaterów, stworzone przez aktorów, wśród których na szczególną uwagę
zasługują Lidia Bogaczówna oraz Paweł Sanakiewicz. Wszystko to razem
sprawia, że Jednoręki ze Spokane to jeden najlepszych spektaklów, spośród tych, które przyszło mi obejrzeć w krakowskim teatrze.
Zdjęcia autorstwa Bartosza Trybonia pochodzą ze strony www.teatrbarakah.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)