Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.
poniedziałek, 7 października 2024
"Tango śmierci" Jurij Wynnyczuk - Pocztówka z polskiego Lwowa
Tytuł oryginału: Танґо смерті
Tłumaczenie: Bohdan Zadura
Wydawnictwo: Kolegium Europy Wschodniej
Liczba stron: 377
Format: .epub
Jak słusznie zauważył Heraklit z Efezu, Παντα ρει και ουδεν μενει, tzn. Wszystko płynie i nic nie pozostaje takie samo. Na skutek niszczycielskiej działalności czasu, w odpowiedzi na różnorakie bodźce, w miarę kolejnych cyklów śmierci i narodzin, zmieniamy się nie tylko my, ale i otoczenie, w jakim trwamy. Z tego względu restaurowanie zdarzeń minionych jest nie lada wyzywaniem, ba, nierzadko bywa ono karkołomnym przedsięwzięciem. Zdaje się o tym doskonale wiedzieć Jurij Wynnyczuk (ur. 1952), ukraiński pisarz, filolog, dziennikarz i redaktor, który w swojej powieści Tango śmierci uzmysławia nam próżność starań wskrzeszenia tego, co odeszło, a zarazem sam, niejako na przekór własnym słowom, podejmuje się prób w tej materii, kreśląc przed nami panoramę Lwowa z okresu dwudziestolecia międzywojennego: (…) zaczynał go wabić ten dziwny świat, który przepadł bez wieści razem z zamieszkującymi go ludźmi, zapadł się w głębiny czasu jak Atlantyda, a kiedy wyłonił się znowu, wyglądał zupełnie inaczej, utraciwszy wszystkie te kolory, dźwięki i zapachy, które panowały tu kiedyś, nikt ich już nie odtworzy, choćby nie wiadomo jak się starał [1].
Akcja powieści rozpostarta jest na dwóch płaszczyznach czasowych. Ta bliższa nam, zabiera nas do Lwowa z przełomu XX i XXI wieku, kiedy Ukraina jest młodym, niepodległym państwem, borykającym się z sowieckim dziedzictwem oraz różnorakimi patologiami społecznymi czy gospodarczymi. Kluczową postacią tej opowieści jest profesor Myrko Jarosz, badacz języków martwych, specjalizujący się w rekonstrukcji języka arkanumskiego (to język fikcyjny, powołany do istnienia dzięki wyobraźni Wynnyczuka). Studia nad arkanumskim doprowadzają go m.in. do Księgi śmierci, w której znajdują się pieśni o niezwykłym przeznaczeniu, śpiewane umierającym – wykonywano je przy akompaniamencie bębnów i piszczałek, w tańcu o nazwie dan-go-mrah (przypominającym słowo tango, z czego bierze się tytuł utworu). W pewnym momencie losy Jarosza pośrednio splatają się z perypetiami osobliwej czwórki przyjaciół, mieszkańców Lwowa urodzonych na początku XX wieku – to Ukrainiec, Polak, Żyd oraz Niemiec, których ojcowie polegli w 1921 roku w walce o niepodległość Ukraińskiej Republiki Ludowej. Ich młodość przypada na ten rozdział historii, kiedy Lwów staje się częścią II Rzeczpospolitej i obejmuje także trudne lata II wojny światowej. Połączenie obu perspektyw pozwala Wynnyczukowi na ukazanie wielokulturowego, naznaczonego bliznami historii Lwowa, którego oblicze przyprószone zostaje szczyptą magii.
Tango śmierci jest panoramą fascynującej lwowskiej metropolii, która skrzy się feerią licznych etnicznych barw. Bogaty portret galicyjskiego miasta wyłania z rękopisu Oresta Barbaryka, Ukraińca, jednego z czwórki wspomnianych przyjaciół. Za sprawą rozległej reminiscencji, raczeni jesteśmy opisem Lwowa z perspektywy jego dorastającego mieszkańca. Wspomnienia Barbaryka, który z lubością przybliża detale swojej egzystencji, przywodzą na myśl nieco wyblakłą pocztówkę z przeszłości, która jednak przy odrobinie wyobraźni, pozwala poczuć klimat tego, co już nie wróci: Od dzieciństwa poznawałem Lwów i chłonąłem go poprzez zapachy, ich bezlik – to dzięki nim można rozpoznać porę roku, nawet nie wychodząc z domu i nie wyglądając przez okno [2]. Barbaryk pisze o różnych obliczach Lwowa, o ludności go zamieszkującej (barwną materię społeczną tworzą Polacy, Ukraińcy, Żydzi, Łemkowie), o obyczajach i tradycjach (Chętnie jeszcze chodziłem z mamą na Krakidały – dziwny świat, który zaczynał się za Teatrem Wielkim i wabił do siebie już samą nazwą, w której kryła się wielka zagadka, bo w wyobraźni od razu pojawiają się krokodyle, choć żadnych krokodyli tam nie było, tylko dziwaczny skrót od Krakowskiego Przedmieścia, gdzie kipiały bazarowe namiętności i przelewała się tandeta, czy jak to nazywali Żydzi, Tandmark [3]; Raz w miesiącu kuchnia zmieniała się w Afrykę – to był Dzień Wielkiego Prania, kiedy królową kuchni stawała się praczka [4]). Przytaczane są popularne anegdoty, wyjaśnione zostają ważkie elementy lwowskiej gwary, zasmakować możemy lokalnej kuchni. Wreszcie Barbaryk pozwala nam spotkać się ze śmietanką towarzyszką Lwowa: Lubiłem zachodzić z mamą do Atlasa w Rynku, gdzie zbierała się bardzo ciekawa publika, cała lwowska bohema: pisarze, malarze, muzycy, aktorzy… [5]. Wśród nazwisk, które przewijają się w tekście pojawiają się takie tuzy jak kompozytor i badacz folkloru Stanisław Ludkewycz, malarz Edward Teodorowicz Kozak, pisarz Kornel Makuszyński, poeta Henryk Zbierzchowski, aktor Mieczysław Cybulski, matematyk i współtwórca amerykańskiej bomby termojądrowej Stanisław Ulam czy poeta i prozaik Bohdan Ihor Antonycz. Barbaryk wspomina też o mniej kolorowych aspektach ówczesnej rzeczywistości, ze szczególnym uwzględnieniem polsko-ukraińskich napięć. Na kartach powieści pojawiają się fragmenty dotyczące terrorystycznej działalności Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), ofiarą których pada m.in. minister spraw wewnętrznych II RP Bronisław Pieracki – Jurij Wynnyczuk sygnalizuje, że polsko-ukraińskie relacje na wschodnich ziemiach II Rzeczpospolitej naznaczone są poważnymi perturbacjami, z racji faktu, iż Ukraińcy, którzy stanowią ok. 15% obywateli, chcieliby żyć we własnym, niepodległym kraju (w granice którego winien wchodzić m.in. Lwów). Ostatnim kamyczkiem tej wielonarodowej mozaiki są Żydzi, którzy przedstawieni zostają razem ze swymi obyczajami, wierzeniami, kulturą.
Mianem amalgamatu określić można także styl, jakim operuje Jurij Wynnyczuk. Ukraiński pisarz korzysta z wielu form, na skutek czego jego dzieło meandruje od klasycznej powieści z trzecioosobowym narratorem, poprzez dziennik, aż do wyimków z nieistniejących dzieł (pojawiają się choćby przekłady poezji arkanumskiej). Znaczące jest również wplątywanie w twardą osnowę rzeczywistości wątków magicznych, baśniowych – chwilami do tego, co realne przesącza się schulzowska niezwykłość. Znana na co dzień logika zastąpiona zostaje logiką snu. W tych partiach nasyconych cudownością dopatrzeć można się również nawiązań do Jorge Luisa Borgesa – podróż pod labiryntach biblioteki Ossolineum, w jaką zapuszcza się zatrudniony w niej Barbaryk, zdaje się być rodzajem hołdu złożonego Argentyńczykowi, słynącemu z rozbudowanych opisów wymyślonych książek. Wynnyczuk idzie przy tym o krok dalej, bowiem księgi i manuskrypty stają się samoświadomymi istotami, odrobinę zdziczałymi, nie tolerującymi zbytnio ludzkiej obecności: Księgozbiór staje się niebezpieczny. Żyje swoim życiem [6]. Z tego względu wyprawa Barbaryka kojarzy się z przedzieraniem się przed dżunglę, pełną niespodzianek, ale i niebezpieczeństw: Zacząłem już myśleć, że trafiliśmy w jakieś niemożliwe zakamarki wszechświata (…) [7].
Mimo, iż pojedyncze składowe Tanga śmierci są atrakcyjne i ciekawe, to jednak złożone w całość odrobinę zgrzytają. Powieść bywa momentami dość chaotyczna i przepełniona treścią, w rezultacie czego główna oś fabularna rozmazuje się, co utrudnia odczytanie przekazu autora. Dla mnie utwór to piękny i nostalgiczny portret Lwowa z okresu 20-lecia międzywojennego, opowieść o mocy i potędze słów, historia ponadczasowej przyjaźni i miłości, nieco życzeniowe myślenie o polsko-ukraińskim pojednaniu, to również przytoczenie gorzkich kart historii związanych z dwoma zarazami XX wieku panoszącymi się na kontynencie Europejskim, do jakich zaliczają się ideologia nazistowska oraz bolszewicko-sowiecka. To wszystko podlane jest sosem doprawionym sensacją i erotyzmem. Solidna, ciekawa, inspirująca literatura, choć nie do końca przekonują mnie opinie, określające Tango śmierci mianem arcydzieła.
P.S. W dziele opisano okres, kiedy Lwów znalazł się pod radziecką okupacją, w efekcie „wyzwoleńczego” ataku ZSRR na ziemie II Rzeczpospolitej rozpoczętego 17 września 1939 roku. Opis funkcjonowania sił radzieckich w mieście to jeszcze jeden z jakże licznych kamyczków, wrzuconych do ogródka russkowo mira. Rosjanie po raz wtóry jawią się jako szarańcza, atakująca niemal wszystko, co znajdzie się w zasięgu wzroku, bo niemal wszystko jest lepsze, doskonalsze, atrakcyjniejsze, solidniejsze i bardziej wartościowe niż twory radzieckiego socjalizmu.
[1] Jurij Wynnyczuk, Tango śmierci, przeł. Bohdan Zadura, Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego, Wrocław-Wojnowice 2018, s. 131
[2] Tamże, s. 47
[3] Tamże, s. 54 – 55
[4] Tamże, s. 50 – 51
[5] Tamże, s. 61
[6] Tamże, s. 183
[7] Tamże, s. 180
4 komentarze:
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A w której z tych książek Lwów został przedstawiony ciekawiej: w powieści Winnyczuka czy w „Domie dla Doma”? :)
OdpowiedzUsuńTrudno o zestawienie, bo Wynnyczuk mocniej koncentruje się na okresie 20-lecia międzywojennego, zaś u Wiktorii Amelina mamy nacisk na trudne, bure i smutne lata 90-te XX wieku, kiedy Ukraina staje się niepodległym państwem. Wg mnie obie książki są bardzo wartościowe, bo pokazują Lwów w różnych fazach historii ;)
UsuńUdało mi się odwiedzić Wilno, bardzo żałuję, że nigdy nie zobaczyłam Lwowa. „Tango śmierci”, cóż za tytuł!
OdpowiedzUsuńJa miałem okazję gościć i Wilnie, i we Lwowie. Oba miasta wspominam bardzo dobrze. Ogromnie szkoda, że ukraińska metropolia cierpi z racji rosyjskiej agresji.
Usuń