audiobook
Isaac Asimov
Preludium Fundacji
(Prelude to Foundation)
cykl: Fundacja, #6)
(Foundation, #6)
tłumaczenie: Edward Śmigiel
czyta: Mako
Tak ostatnio jakoś mnie naszło, żeby sobie odświeżyć różne serie powieściowe z mojej młodości, a między nimi Fundację Asimova. To jedna z lektur z dawnych lat i szczerze mówiąc nie pamiętam nawet który lub które części cyklu czytałem. Zostały mi jednak w pamięci wrażenia z lektury i były one bardzo pozytywne. Tym razem postanowiłem zacząć od samego początku serii w porządku chronologicznym dziejów uniwersum świata przedstawionego, czyli od powieści Preludium Fundacji, której wcześniej nie czytałem.
Rzecz cała dzieje się w odległej, odległej przestrzeni kosmosu, w dalekiej, dalekiej przyszłości. Na Zjazd Dziesięcioletni na Trantorze, stołecznej planecie Imperium, przybywa młody matematyk Hari Seldon z odległej planety Helicon z sektora Arcturusa. Wygłasza on referat na temat stworzonych przez siebie podwalin pod nowy dział nauki, który nazwał psychohistorią. Nauka ta wydaje się mieć potencjalnie, w miarę rozwoju w przyszłości, możliwość przewidywania zachowań dużych zbiorowisk ludzkich, a więc ni mniej, ni więcej, tylko przyszłości, głównie w rozumieniu politycznym, historycznym i socjologicznym. Dla każdego polityka, czego matematyk nie przewidział, posiadanie człowieka o takich umiejętnościach jest bezcenne, więc kiedy wieści o tym docierają do Imperatora, Hari matematyk musi uciekać, ścigany przez wszechwładnego ministra imperialnego Eto Demerzela. W ucieczce pomagają mu piękna historyczka Dors Venabili i tajemniczy reporter Chetter Hummin. Co dalej oczywiście nie zdradzę. Doczytacie sobie sami.
No właśnie, doczytacie, ale ja sobie dosłuchałem dzięki pracy wolontariusza tworzącego pod pseudonimem Mako, który własnym sumptem, dla znajomych i pro publico bono, nagrał wersję audio tradycyjnego wydania Wydawnictwa Varia-APD z 1993 roku. Do specyficznego tembru głosu tego lektora, jego dynamiki i interpretacji, trzeba się przez dłuższą chwilę przyzwyczajać, ale potem to już sama poezja, gdyż nie tylko dorównuje on zawodowcom, ale wielu znacznie przewyższa. Ostatnio mam zresztą coraz więcej zastrzeżeń co do lektorów zawodowych i aktorów, którzy lubią się przejęzyczać a w dodatku czytają bez zrozumienia tekstu, lecz to tylko taka dygresja.
Oczywiście Preludium Fundacji to klasyczne science fiction osadzone w bardzo dalekiej przyszłości. Nacisk na wizję przyszłej nauki i technologii nie jest zbyt silny, przez co powieść plasuje się gdzieś pomiędzy hard a soft SF. Na potrzeby cyklu Asimov wykreował ogromne przyszłe uniwersum. W opisie jego funkcjonowania dużo miejsca poświęcił ekonomii i polityce, ale to socjologia i psychologia nadają całości niepowtarzalny sznyt. Rękę mistrza poznać w tym, że owe aspekty absolutnie nie przytłaczają, gdyż wątek przygodowy (ucieczka Seldona) wciąga i nie daje się od lektury oderwać, a dodatkową atrakcją są emocje i uczucia głównych bohaterów oddane z wyjątkowym wyczuciem.
Preludium Fundacji jest godna polecania nie tylko miłośnikom fantastyki naukowej, dla których jest to oczywiście must read, ale ze względu na małe nasycenie technikaliami i nauką może być interesująca nawet dla tych, którzy za science fiction nie przepadają. Mnie książka tak przypadła do gustu, że sięgnąłem do źródeł i postanowiłem się cofnąć do jeszcze bardziej początkowych początków Imperium. Nawet nie do zalecanej przez Asimova w posłowiu do Preludium Fundacji kolejności, w której pierwszą pozycją jest Świat robotów (The Complete Robot), a do pierwszej wg chronologii całego uniwersum jeszcze przed powstaniem Imperium, czyli od książki Robot (I, Robot). Od niej dopiero polecę po kolei do przodu.
Wasz Andrew
Miło czytać, że wg Ciebie książka się nie zestarzała, bo bardzo ciepło wspominam ten cykl i pewnie sam kiedyś do niego wrócę. Tym bardziej, że cała kolekcja pręży się na półce.
OdpowiedzUsuńA refleksji na temat zbioru też jestem ciekaw, bo darzę go sporym sentymentem. Od niego zaczęła się moja przyjaźń z Asimovem, kiedy to czytałem go jako pozycję do mojej prezentacji maturalnej.
Ha - w moich czasach nie było na maturze żadnych prezentacji i na szczęście był też w zestawie do wyboru jeden temat praktycznie wolny. Jak się miało wenę, to nawet wiedzy z programu mogło brakować :) No i była zachęta, że jak się walnie maksa, to się jest zwolnionym z ustnego :)
UsuńPrezentacja maturalna z j. polskiego była tylko chwilowym wymysłem - w 2014 odbyła się po raz ostatni. Ale ja całkiem dobrze wspominam jej ideę, bo uczeń sam decydował o czym będzie mówił - do wyboru była lista zagadnień, a ponadto można było przygotować własny temat. Ja swój co prawda wybrałem, ale opracowałem go w taki sposób, że w trakcie prezentacji nie odwoływałem się do żadnej szkolnej lektury (nie było takiego wymogu). Omawiałem jedynie samodzielnie wybrane przeze mnie i przeczytanie książki + kilka pracy z zakresu architektury. No i efekt finalny był taki, że opowiadałem o czym chcę, co mnie interesowało i co lubiłem, co poskutkowało tym, że na koniec dostałem tylko kilka pytań od komisji, na które mogłem odpowiedzieć w zasadzie w dowolny sposób (były tak ogólnikowe). Maksymalna liczba punktów w zasadzie bez większego wysiłku - nie musiałem przypominać sobie lektur, wkuwać literackich motywów czy analizować danych dzieł pod jakąś przyjętą tezę :)
UsuńCzyli było to to, co i ja bym wybrał - wolny temat w innym wydaniu :)
Usuń