Pani wyrocznia
Margaret Atwood
Utwór to konstrukcja, której fundamenty stanowią losy protagonistki, będącej jednocześnie pierwszoosobową narratorką. W momencie rozpoczęcia dzieła, Joan Foster znajduje się na życiowym rozdrożu, bowiem kobieta zostaje przytłoczona mnogością ról, w które dotychczas musiała się wcielać. Wydaje się, że jedyną ucieczką od skomplikowanej budowli, w jaką przekształciła się egzystencja jest upozorowanie własnej śmierci. Fikcyjne samobójstwo jawi się jako brama, przez którą należy przejść, by otworzyć nowy rozdział. To oczekiwanie na powtórne narodziny okraszone jest obszerną retrospekcją, za sprawą której czytelnik zapoznaje się ze smutną wegetacją, jaką uprzednio prowadziła Joan Foster.
Już pierwsze strony uzmysławiają nam, że byt bohaterki to wypadkowa ślepego trafu i zbiegów okoliczności (Śmierć zaplanowałam sobie starannie; w przeciwieństwie do życia, które meandrowało od przypadku do przypadku mimo słabych wysiłków z mojej strony, żeby nad nim zapanować [1]). Ten chaos i nieprzewidywalność to w częściowo skutek charakteru Joan, która jest osobą z trudem dostosowującą się do obowiązujących norm (Nigdy nie potrafiłam wzbudzić w sobie właściwych emocji we właściwym czasie – złości, kiedy powinnam być zła, łez, kiedy powinnam płakać; nic tu nie pasowało [2]). Brak wyczucia, nieporadność w obyciu i towarzyska niezdarność to z kolei pokłosie dzieciństwa naznaczonego otyłością i związanego z tym szykanowania oraz niełatwej relacji z matką (Nie pamiętam, żebym ją kiedykolwiek nazywała inaczej niż matką, nie używałam żadnego z tych typowych dziecinnych zdrobnień; zapewne próbowałam, ale musiała mnie zniechęcić. Nasz wzajemny stosunek został bardzo wcześnie sprofesjonalizowany [3]). Kontakty z rodzicielką są tym trudniejsze, że mała Joan dotkliwie odczuwa brak ojca, który najpierw nieobecny jest z racji pobytu na froncie II wojny światowej, a później – z powodu wycofania i skrytości – nie udaje mu się zadzierzgnąć więzi z córką (Nieustannie czekałam od niego jakiejś rady, ostrzeżenia, wskazówki, ale nigdy się nie doczekałam [4]).
Joan Foster – już jako dorosła kobieta – jest przeświadczona o przymusie ustawicznego przywdziewania masek. Wstydliwa przeszłość jest skrzętnie ukrywana czego efektem są próby budowania związków opartych na kłamstwie i nieszczerości. Bohaterka pozostaje nieuchwytna dla swoich partnerów, przed którymi zawsze skrywa jakieś tajemnice i sekrety.
Ale bolesna przeszłość – a w szczególności zmagania z nadwagą – przynosi też pewne pozytywy. Jako nastolatka Joan odkrywa w sobie ogromne pokłady empatii, które sukcesywnie rozwija. Z czasem dziewczyna okazuje się idealną słuchaczką ((…) byłam jak gąbka: chłonęłam, nic nie oddając, pomimo pokusy, żeby to wszystko z siebie wyrzucić (…) [5]), która kolekcjonuje cudze zwierzenia. Te liczne opowieści zostają wykorzystane jako materiał w szmirowatych romansach historycznych, które Joan zaczyna pisać nieco z konieczności, a trochę z przypadku.
Pani Wyrocznia rozpatrywana w szerszej perspektywie to książka traktująca o poszukiwaniach własnej tożsamości, która w kontekście osoby Joan Foster sprawia wrażenie czegoś abstrakcyjnego i mglistego. Kobieta stale prowadzi żywot w cieniu bliźnich (Rzeczywistość widziana oczyma innych ludzi wydawała mi się zawsze bardzo przekonywująca (…) [6]), co owocuje swoistym stłamszeniem oraz wrażeniem zagubienia, wyobcowania i niepewności (Dla mnie w ogóle nie było dróg. Gąszcze, rowy, sadzawki, labirynty, grzęzawiska – nigdy drogi [7]). Usiłowania skonstruowania spójnego wizerunku są przedsięwzięciem tym bardziej karkołomnym, że Joan ciągle prześladowana jest przez niewyleczone kompleksy – brak pewności siebie, potrzeba nieustannego porównywania się do innych, szczątkowe poczucie własnej wartości – których źródłem jest wspomniana długoletnia otyłość. Ten cały bolesny bagaż uniemożliwia normalne funkcjonowanie, bowiem kobieta bez przerwy jest rozdarta pomiędzy cudzymi oczekiwaniami i wymaganiami, które nierzadko wzajemnie się wykluczają, i których nie sposób spełnić.
Książka jest również interesująca z racji wątków, które dotyczą szeroko rozumianych kwestii kobiecych. Margaret Atwood zwraca uwagę na społeczne wzorce, w jakie stara się wtłoczyć kobiety, które wedle powszechnego mniemania winny egzystować w cieniu swojego męża. Przykład Joan oraz jej partnera (lewicowego aktywisty bez przerwy walczącego o kolejne idee) doskonale unaocznia fałsz i obłudę, na jakich opiera współczesny świat, który z jednej strony domaga się równości, a z drugiej za oczywiste uważa tradycyjne (na ogół mocno patriarchalne) wzorce, wedle których zadania kobiet sprowadzają się do dbania o ciepło domowego ogniska i wykonywania związanych z tym obowiązków. Atwood sygnalizuje także, w jak różnych kategoriach postrzegani są mężczyźni i kobiety, kiedy ocenia się ich utylitarność na rzecz ogółu ((…) włosy u kobiety to rzecz ważniejsza niż talent czy jego brak [8]; (…) w moim liceum pisanie na maszynie uważano za żeńską cechą wtórną, jak piersi [9]). Warto przy tym nadmienić, że kanadyjska pisarka w sposób mocno ironiczny i nieco zgryźliwy podkreśla, że pełne zrozumienie pomiędzy przedstawicielami płci przeciwnej to swoista utopia, a wszelkie próby jej ustanowienia kończą się na ogół spektakularną klapą (Według mnie większość kobiet popełniała zasadniczy błąd: oczekiwały, że mąż je zrozumie. Traciły wiele cennego czasu na to, żeby się tłumaczyć, uprzystępniając swoje uczucia i reakcje, miłość i złość, czułe punkty, życzenia czy wady, jakby samo opowiadanie o tych sprawach mogło przynieść pożądane skutki [10]).
Styl, w jakim utrzymano Panią Wyrocznię jest znamienny dla prozy Margaret Atwood. W książce nie brakuje sarkazmu oraz humoru, a narratorka nie szczędzi kąśliwych komentarzy pod własnym adresem. Co istotne, pod tą cienką warstwą prześmiewczej i lekkiej opowiastki, kanadyjska autorka porusza tematy orbitujące wokół kompromisów, które jako istoty egzystujące w większej gromadzie jesteśmy zmuszeni zawierać.
Reasumując, Pani Wyrocznia to solidna lektura, która jednak nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle pozostałej twórczości Margaret Atwood. Przygody Joan Foster – pełne skomplikowanych zwrotów akcji i niełatwych interakcji z otoczeniem – przywodzą na myśl takie tytuły jak Kobieta do zjedzenia, Okaleczenie ciała czy Wynurzenie, których motywem przewodnim jest niedopasowanie do przyjętych norm i zasad.
Ciągle mam tę autorkę na celowniku, ale wciąż coś innego przed nią wskakuje :)
OdpowiedzUsuńHa, czuję, że w Twoim największa szansa na spotkanie z prozą Atwood to DKK ;)
UsuńZ powieścią tą zetknęłam się już wiele lat temu. O dzieciństwie bohaterki czytało mi się rewelacyjnie, natomiast fragmenty o jej życiu dorosłym lekko mnie znużyły. Zapamiętałam postać hrabiego z Polski – cóż to za niesympatyczny antysemita! Zgadzam się z Tobą, że na tle innych powieści autorki „Pani Wyrocznia” nie wyróżnia się niczym szczególnym.
OdpowiedzUsuńMłode lata protagonistki faktycznie były b. ciekawe, chociaż można w nich było znaleźć sporo negatywnych doświadczeń. A co do postaci hrabiego - to wzbudził on we mnie podobną antypatię jak jej późniejszy partner, który był strasznym hipokrytą.
UsuńChciałabym przeczytać, ale nie wiem, czy ta książka jest dobra na pierwszy kontakt z prozą Autorki, chociaż to co piszesz brzmi bardzo zachęcająco! Generalnie dojrzewam do tego by czytać więcej beletrystyki.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że w "Pani Wyroczni" można znaleźć wszystko to, co występuje w prozie obyczajowej Atwood - zagubiona bohatera, która nie umie odnaleźć się w społecznych schematach + akcenty feministyczne + szczypta humoru, wynikająca z autoironii głównej postaci.
UsuńW sumie ja znajomość z pisarką zaczynałem od "Wynurzenia" i książka mocno przypadła mi do gustu (jest tam mniej humoru, a zdecydowanie bardziej skoncentrowano się na poczuciu wyobcowania).
To jedyna książka, którą dotąd przeczytałam tej autorki. Oczywiście już dawno zwróciłeś moją uwagę na moje braki. W tym przypadku jednak muszę się zgodzić z Agnieszką... Odniosłam podobne wrażenia. Być może dzisiaj odebrałabym inaczej...
OdpowiedzUsuńJa od pewnego czasu dozuję sobie prozę Atwood i cieszę się, że nawiązałem znajomość z tą pisarką. Jej styl bardzo mi odpowiada i nawet jeśli niektóre książki nie są rewelacyjne, to wciąż reprezentują bardzo przyzwoity poziom.
UsuńTej powieści Atwood nie miałam jeszcze okazji poznać, ale jak widzę, kwestie kobiece są tu jak zawsze istotne, a to cenie w twórczości tej pisarki. Zauważyłam też, że za sposób w jaki pisze o kobietach, często była krytykowana, choć chyba to się stopniowo zmienia.
OdpowiedzUsuńO, to ciekawe, bo mnie akurat podobają się bohaterki kreowane przez Atwood - na ogół są to kobiety nieco zagubione, które nie potrafią odnaleźć się w schematach, w rezultacie czego niemal każda książka jest interesującym studium wyobcowania.
UsuńMuszę w końcu chwycić "Blind Assassin", które sobie wiernie czeka w szufladzie. Zaczynam skłaniać się ku temu, by zrobić to zaraz po Kobo, którego już teraz czytam.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że bardziej ciekawi mnie recenzja "Kobiety z wydm" ;)
UsuńW sumie tez tak pomyślałem czytając Twoją recenzję - że to nic nowego w twórczości Atwood tak naprawdę, bo szalenie dużo jej książek porusza te same tematy... Maski i role, kobiecość, przeszłość. Choć muszę przyznać, że to upozorowane samobójstwo bardzo mi się spodobało :D. Przy okazji podoba mi się też refleksja, że bycie empatycznym często rodzi się z bycia dyskryminowanym/dyskryminową w jakiś sposób. W sumie sam zauważyłem, że gdybym nie był dyskryminowaną mniejszością płciową i seksualną, to byłoby mi trudniej rozumieć problemy innych ludzi i być empatycznym - innymi słowy niezmiernie podziwiam tych, którym się to udaje.
OdpowiedzUsuńNo i: recenzja w sobotę! Cały piątek byłem w szoku, że żadnej nie ma, potem sobie wymyśliłem, że musiałeś wyjechać na wakacje i zrobić sobie przerwę :P, a dzisiaj mnie naszło, aby może by jednak sprawdzić, czy nie było żadnego posta pomiędzy "Kołem rozumu" a "Czarodziejką na karuzeli" i dzięki Bogu intuicja mnie nie omyliła :D.
Ha, czyli reasumując, niby nic nowego, ale zawsze można doszukać się jakichś smaczków, ciekawostek. Mnie z kolei wątek z upozorowaniem własnej śmierci bardzo mocno skojarzył się z "Rokiem królika" Joanny Bator.
UsuńHa, przyznaję, że trochę przysnąłem i w piątek w pracy zorientowałem się, że nie przygotowałem sobie żadnego tekstu do publikacji. Na wakacje dopiero się wybieram :)