Ostatnimi
czasy o Wenezueli możemy usłyszeć głównie za sprawą gwałtownie pogarszającej
się sytuacji ekonomicznej oraz wybuchającymi w związku z tym zamieszkami. W
kolejnych porcjach wiadomości prezenterzy ze sztucznie odmalowanym na twarzy
niepokojem informują nas o klęsce socjalnej polityki, jaką próbuje prowadzić
prezydent Nicolas Maduro, kontynuując działania Hugo Chaveza. Polityka ta,
która w ogromnej mierze bazuje na cenie baryłki ropy naftowej, przynajmniej na
razie, nie ma racji powodzenia. Wg niektórych szacunków (telewizji Al-Jazeera),
gospodarka Wenezueli w ok. 95 % bazuje na eksporcie ropy naftowej, a pieniądze
z jej sprzedaży stanowią ok. 60 % wszystkich wpływów do państwowego budżetu.
Kraj posiada jedne z największych udokumentowanych złóż tego surowca (szacunki
mówią nawet od 513 mld baryłek), ale dla zbilansowania budżetu Wenezueli
potrzebna jest cena ropy na poziomie ok. 120 $ (niektóre źródła mówią nawet o
140 $!) za baryłkę. W chwili obecnej cena oscyluje wokół 45 $, co dla państwa
uzależnionego od łatwych, ale demoralizujących, bo zabijających innowacyjność
gospodarki, petrodolarów oznacza prawdziwą katastrofę. Litr ropy naftowej jest
co prawda tańszy od butelki wody pitnej, ale czarną mieszanką węglowodorów nie
sposób napełnić wzdętych od głodu brzuchów. Ponadto w państwie grasuje ogromna inflacja,
która pożera oszczędności obywateli, spychając kolejne zastępy w otchłań nędzy.
W kraju o niełatwej historii wrze, społeczna masa wręcz kipi od spienionego
gniewu. Jak jednak wyglądało to wszystko, zanim odkryto złotodajne, ale i
przeklęte złoża ropy naftowej? Jak wyglądało życie w młodej jeszcze Wenezueli,
której udało zrzucić się hiszpańskie jarzmo? Jeśli jesteście wystarczająco
odważni, by zrezygnować z dobrodziejstw współczesnej cywilizacji, jeśli nie
przeraża was niemiłosiernie prażące słońce, to zapraszam was w krótką podróż po
Wenezueli z przełomu XIX i XX wieku, jaką możemy odbyć dzięki lekturze książki Martwe domy. Nowe miasteczko autorstwa
Miguela Otero Silvy.
Miguel Otero
Silva to żyjący w latach 1908 – 1985 prozaik, poeta, dziennikarz oraz polityk.
Uchodzi on za jednego z najwybitniejszych wenezuelskich pisarzy. Swoją karierę
literacką rozpoczął stosunkowo wcześnie, publikując pierwsze utwory w
czasopismach jeszcze w trakcie studiów na wydziale inżynierii Universidad
Central de Venezuela. Silva prowadził także aktywną działalność w życiu
politycznym kraju – na początku lat 30-tych został nawet zmuszony do
opuszczenia państwa z uwagi na zaangażowanie w protesty przeciwko prezydentowi
Juanowi Gómezowi. Po śmierci przywódcy w 1935 roku Miguel Otero Silva wrócił do
ojczyzny i rozpoczął współpracę z dziennikiem El Nacional. Cały czas aktywny
politycznie był przeciwnikiem Marcosa Jiméneza, kolejnego wenezuelskiego
dyktatora. Miguel Otero Silva troszczył się o losy swojego kraju także na
innych płaszczyznach – w jego utworach ważną rolę odgrywa ojczyzna oraz jej
dzieje o czym można przekonać się na podstawie lektury zbiorku wydanego na
łamach PIW-u w ramach serii Proza
Współczesna składającego się z dwóch powieści – Martwych domów (1955) oraz ich kontynuacji Nowego miasteczka (1961).
Martwe domy, które rozpatrywane są jako wstrząsająca opowieść o agonii malarycznej
mieściny rolniczej na stepowych równinach Wenezueli, doczekały się sporego
rozgłosu i uznania, czego dowodem są przyznane nagrody oraz dokonane
tłumaczenia na języki obce. Akcja utworu rozgrywa się w Ortiz, stolicy stanu
Guárico, dogorywającym, zapomnianym przez Boga miasteczku zwanym niegdyś Różą Równiny, którego blask świetności
nieodwołalnie przygasł. W osadzie panoszy się śmierć, czuć atmosferę
stęchlizny, a nędza piszczy i zawodzi z niemal każdego kąta. Dni, podobne jeden
do drugiego, płyną tu powoli i leniwie, skąpane w blasku palącego słońca. Zgony
kolejnych mieszkańców wpisały się już w smutną rutynę – choroby takie jak
krwiomocz, malaria, ankylostomatoza czy hiszpańska dżuma ciągle zbierają swoje
śmiertelne żniwo i w połączeniu z ekonomicznym kryzysem sprawiają, że Ortiz
zdaje się być miejscem przeklętym, gdzie wszystko sukcesywnie i nieubłaganie
obraca się w ruinę, pośród lamentu, biadań i zawodzeń. Autorowi w sposób bardzo
plastyczny udało się odmalować udręczony wygląd na wpół opuszczonej osady
unicestwionej przez kataklizm następnych epidemii i finansowego krachu,
przywodzącej na myśl scenerię do opowieści o duchach. Ale nawet na tej pustyni
przepełnionej trupim swądem, pośród bierności i apatii tubylców, zdołał
wyrosnąć piękny kwiat, za jaki niewątpliwie można uznać Carmen Rosę.
Młoda i
energiczna kobieta, która jako jedna z niewielu mieszkańców może poszczycić się
organizmem na tyle silnym, że skutecznie opiera się wszelkim chorobom, to
zdecydowanie najjaśniejszy punkt omawianej książki. Jej piękna fizjonomia
idealnie harmonizuje z poczciwym charakterem, przepełnionym miłością i altruizmem.
Z kolei witalność i kreatywność sprawiają, że Ortiz nie jest jeszcze miastem
duchów. Sylwetka Carmen Rosy jest także bardzo ważna z czytelniczego punktu
widzenia, bowiem w powieści Miguela Otero Silvy to właśnie postać tej
dziewczyny staje się swoistym łącznikiem, który zespala ze sobą przeszłość oraz
teraźniejszość. Trzecioosobowy narrator zapoznaje nas z historią
nieszczęśliwego Ortiz poprzez zaprezentowanie najważniejszych faktów z życia
Carmen Rosy. To ona jest główną bohaterką utworu, a jej biografia przybliża
dzieje pechowej osady. Warto przy tym zauważyć, że wybór akurat Carmen Rosy na
protagonistkę wydaje się nieprzypadkowy, ba, jest on prawdopodobnie wręcz
znakomicie przemyślany. Bohaterka, jeszcze jako mała dziewczynka,
charakteryzowała się wyjątkową ciekawością, która w połączeniu z cierpliwością
oraz urokiem osobistym i czarem, jaki wokół siebie roztaczała, pozwalającym na
zdobycie serca niemal wszystkich mieszkańców, umożliwiła jej odtworzenie losów
miasteczka Ortiz z czasów, kiedy cieszyło się ono świetnością. Gawędy,
opowieści oraz anegdoty snute przez sędziwych osobników, takich jak niewierzący
señor Cartaya, członek loży masońskiej, panna Berenice, nauczycielka czy
Hermelinda, gospodyni z plebani składają się na przejmującą historię o cudownym
wczoraj, które bezpowrotnie odeszło.
Barwne retrospekcje przetykane są migawkami z teraźniejszości, a więc
przerażającym i tchnącym beznadzieją dzisiaj.
Całość tworzy intrygującą kompozycję, którą można odczytać jak mikroskopijny
zapis dziejów każdej ludzkiej społeczności.
Rzeczą
zasługującą na obszerniejsze wyjaśnienie jest z pewnością tło, na którym
rozpięta została fabuła utworu. Ze wzmianek, jakie możemy odnaleźć w powieści
można pokusić się o tezę, że główne wydarzenia rozgrywają się na początku XX
wieku. Wspomnienia bądź relacje z drugiej ręki co bardziej sędziwych członków
mieściny sięgają gdzieś w okolice połowy XIX wieku, czyli do okresu, kiedy
kształt niepodległego państwa dopiero się formował (w 1811 roku Wenezuela
uniezależniła się od Hiszpanii, ale już w latach 1859-1863 krajem wstrząsnęła
ogromnie wyniszczająca wojna domowa między liberałami a konserwatystami). Godny
wspomnienia jest także fakt, że dopiero w 1941 roku w Wenezueli przeprowadzono
wybory, w wyniku których władzę w państwie objął demokratyczny lider. Wcześniej
krajem rządzili caudillos (hiszp. dowódca),
przywódcy polityczni, z których większość śmiało można określić mianem dyktatorów.
W czasach, kiedy ma miejsce akcja utworu, u władzy znajduje się Juan
Vicente Gómez, który był prezydentem Wenezueli w 3 okresach: 1908 – 1913, 1922
– 1929 oraz 1931 – 1935. Stworzony przez niego reżim uchodzi za jeden z
najbardziej represyjnych systemów dyktatorskich w Ameryce Południowej. Jego
hasłem przewodnim było motto: jedność,
praca i pokój, które przeciwnicy i złośliwcy tłumaczyli jako jedność w więzieniach, praca na drogach i
pokój na cmentarzach. Znając kontekst historyczny, czytelnik może dopisać
kolejne niebezpieczeństwo, czyhające na życie umęczonych chłopów z Równiny –
więzienie, wyrok śmierci bądź przymusowe, wyczerpujące roboty sprawiają
wrażenie niezwykle odległych, wręcz nierealnych, ale jeśli długo i cierpliwie
szukać, to nawet w takiej zapadłej wiosce jak Ortiz można odnaleźć wrogich
rewolucjonistów. W końcu zawsze znajdzie się jednostka, mająca dość dławiącej
rezygnacji wobec niesprawiedliwości systemu opartego na przemocy brutalnym
represjonowaniu wszelkich politycznych oponentów.
Martwe domy to bardzo przygnębiający pejzaż,
na którym na pierwsze miejsce wybija się śmierć oraz postępująca degradacja.
Dominują poczucie klęski i brak perspektyw na przyszłość, chociaż książkę można
uznać także za metaforyczne przedstawienie człowieczej, jakże uporczywej woli
istnienia, by trwać mimo wszystko, wbrew niesprzyjającym okolicznościom,
wrogiemu otoczeniu. Są jednak takie miejsca, kiedy nawet potęga życia musi
ustąpić.
Nowe miasteczko, druga powieść, jaką
możemy odnaleźć w prezentowanej książce, to kontynuacja Martwych domów. Utwór ukazuje boom naftowy, jaki wybuchł w 1920
roku na wieść o odkryciu złóż ropy, porównywalny do gorączki złota.
Amerykańskie kompanie i koncerny masowo ściągają do Wenezueli, prowadząc
zakrojone na szeroką skalę poszukiwania ropy. Ze Stanów przybywają specjaliści
oraz technicy, ale główny ciężar prac spada na robotników wywodzących się
spośród miejscowych. Mulaci i Murzyni, Indianie i Biali; chłopi i robotnicy,
włóczykije i szulerzy, drobni kupcy, gracze w kości, umalowane kurwy, urzędnicy
oraz całe rzesze desperatów tworzą niezwykły tygiel ciągnący za Amerykanami,
zaludniający nieprzyjazne i suche ziemie. Część z nich przygnała nadzieja na
poprawę dotychczasowego bytu, inni przybyli kuszeni żądzą szybkiego i łatwego
zysku, a zdecydowana większość dotarła tu z konieczności, mając przed sobą
ostatnią szansę by wyrwać się z łap nędzy i chorób. Miguel Otero Silva ciekawie
portretuje ludzi, którzy stanowią zalążek przyszłych społeczności, tytułowych
nowych miasteczek wykwitających jak grzyby po deszczu w miejscach, gdzie można
odnaleźć roponośne pokłady. Autor poświęca sporo miejsca w swojej powieści na
historie poszczególnych indywiduów, tak by czytelnik mógł lepiej poznać
motywację ludzi, którzy decydują się na osiedlenie się w samym sercu sawanny.
Nowe miasteczko to także interesujący
obraz codziennego życia pionierów, którzy zdani na kaprysy natury, starają się
krzewić cywilizację na terenach dotychczas bezludnych. Miguel Otero Silva
przedstawia wszelkie trudności oraz kłopoty, z jakimi musieli zmagać się pierwsi
osadnicy. Koczowniczy tryb życia, wymuszony poszukiwaniem roponośnych pokładów
przypominał odrobinę gromady ludzi pierwotnych, którzy przemieszczali się razem
z wędrującą zwierzyną – poszukiwacze czarnego złota zagrzewali na dłużej w
danym miejscu dopiero, gdy odkryto w nim bezcenną mieszaninę węglowodorów. Brak
fachowej opieki medycznej, dobrze wyposażonych sklepów czy świątyń, w których
można powierzać swoje codzienne sprawy Boskiej opatrzności podkreślały
prowizoryczność i tymczasowość prowadzonej egzystencji.
Bardzo
zajmującą kwestią jest sprawa relacji, jakie panowały w tego typu osadach,
odzwierciedlając przy okazji różnorodność etniczną społeczeństwa wenezuelskiego.
Śmiało można mówić o wielkim konglomeracie, w którym trafiają się zarówno
Murzyni, Indianie, Biali jak i Mulaci – wszyscy oni są równi względem siebie,
egzystują na jednakowych prawach, chociaż zajmowane przez nich stanowiska
ograniczają się do prostych funkcji takich jak płuczkowy, wieżowy, maszynista
czy nosiwoda. Zawody lepiej opłacane, ale wymagające wykształcenia wykonują
głównie Amerykanie, którzy w nowopowstającej społeczności egzystują na zupełnie
innych prawach niż tubylcy.
Utwór w
interesujący sposób ukazuje także kształtowanie się robotniczej świadomości
oraz żarłoczność dzikiego, pozbawionego zahamowań kapitalizmu. Miguel Otero
Silva śmiało odkrywa przed czytelnikiem wszelkie nieprawidłowości i
zaniedbania, jakich dopuszczała się Kompania – zaniżanie stawek,
bagatelizowanie wypadków oraz niebezpiecznych incydentów, brak uzgodnionego
wcześniej dowozu na miejsce pracy, itd. Warto mieć jednocześnie świadomość, że
wiele z tych praktyk, mimo, że akcja utworu rozgrywa się w latach 20-tych oraz
30-tych XX wieku, a obecnie już od kilku lat żyjemy w XXI wieku, ma miejsce i
dzisiaj – tak przynajmniej wynika z moich prywatnych obserwacji, prowadzonych w
zakładzie, w którym pracuję. W odpowiedzi na mało humanitarne traktowanie
pracowników, postrzeganie ich wyłącznie jako siłę roboczą, tj. jako zbiór
elementów, które po zużyciu nadają się wyłącznie na śmietnik i które łatwo i
tanio można zastąpić, rodzą się związki zawodowe oraz stowarzyszenia, walczące
o godne warunki pracy. Bardzo ciekawie przedstawia się mechanizm obronny
pracodawców, w tym przypadku amerykańskiej Kompanii, która z miejsca zaczyna
wysnuwać oskarżenia wobec związkowców o szerzenie komunizmu, czerwonej zarazy,
wywrotowych idei, etc.
Reasumując
krótko Martwe domy. Nowe miasteczko
to dobra lektura, której warto poświęcić chwilę czytelniczej uwagi. Obie
powieści, jako jedna całość bardzo dobrze się uzupełniają, tworząc przy okazji
ciekawy kontrast – z jednej strony obserwujemy zagładę osady Ortiz, która jest
metaforą śmierci, odchodzenia, nietrwałości i przemijalności ludzkich płodów i
ludzkiego żywota, z drugiej zaś otrzymujemy obraz rodzącego się Nowego
Miasteczka, symbolizującego ludzką niezłomność, potęgę życia. Ponadto uważam,
że oba tytuły są szczególnie interesujące z perspektywy miłośników Ameryki
Łacińskiej. Niechęć do gringo,
najczęściej utożsamianym z białym Amerykanem, staje się bardziej zrozumiała,
bowiem na południowoamerykańskim kontynencie najczęściej reprezentuje on
wszelkie najgorsze cechy agresywnego kapitalizmu – brak szacunku wobec
miejscowej kultury, fauny i flory, bezwzględne wykorzystywanie tubylców, żarłoczne
wysysanie surowców naturalnych. Książka to także fragment niespokojnej historii
Wenezueli, która staje się odrobinę bliższa, a na pewnego bardzo wciągająca.
Gdyby ktoś pragnął zgłębić twórczość tego pisarza, pragnę poinformować, że na
polskim rynku ukazały się jeszcze dwa inne tytuły – Kiedy chcę płakać - nie płaczę oraz Śmierć Honoria – oba w ramach serii Proza Iberoamerykańska, na łamach Wydawnictwa Literackiego.
Wasz Ambrose
Wygląda na bardzo interesującą książkę. Taką wieloaspektową. Budzącą bardzo różnorodne skojarzenia. U mnie akurat od razu w trakcie lektury Twojego tekstu pojawiły się skojarzenia z Zieloną Wyspą zwaną Polską ;) No i z analizami Žižka na temat pokrywania się granic rasowych i społecznych (podział władzy) w dzisiejszej Wenezueli i innych państwach regionu.
OdpowiedzUsuńNo i przypomniało mi się, że w Polsce też możemy obserwować i proces wymierania niektórych siedlisk ludzkich, i zwiedzać np. całkowicie wyludnione wsie w Kotlinie Kłodzkiej.
Książka wchodzi w skład serii "Proza Światowa" PIWu, więc biorąc ją z bibliotecznej półki z góry zakładałem interesującą lekturę :) Z tym wymieraniem to ciekawa sprawa - wydawać by się mogło, że temat dotyczy jedynie "starożytnych" cywilizacji, a nie raz wystarczy przejechać się do sąsiedniej wsi czy miasteczka, by przekonać się na własne oczy jak ten proces postępuje. Tak jeszcze pozostając w tej kwestii, polecam obejrzeć poniższe wideo:
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=_PB-zzzikFA :)
Stare powiedzonko nabiera nowej formy - Pluń politykowi w oczy, a on powie, że deszcz pada.
UsuńW sumie, to już dawno stwierdziłem, że mamy taką zapaść moralną, iż się z niej nie wydźwigniemy, a przynajmniej bez metod przypominających rewolucję kulturalną, czego też bym sobie nie życzył. Trawestując Žižka - jedyną szansą jest niemożliwe. Ale póki co go nie widać.
Czytając miałam podobne skojarzenia jak Andrew, czytaj z Polską. Bardzo podoba mi się ten wpis, jest bardzo obrazowy, informatywny, widziałabym go we wstępie tej książki (swoją drogą, bardzo żałuję, że co raz rzadziej z takimi wprowadzeniami można się spotkać). Jeśli kiedyś najdzie mnie ochota do sięgnięcia po ten tytuł, na razie maluje mi się przed oczami jako coś zbyt przygnębiającego, to na pewno jeszcze raz przeczytam to, co tutaj napisałeś.
OdpowiedzUsuńZbyt rozwlekłe jak na wstęp :) Przy okazji przyznaję, że przedmowy ewentualnie posłowia także bardzo sobie cenię, szczególnie jeśli ich autorem jest tłumacz, który nierzadko zdradza wtedy tajniki swojego warsztatu, uwypukla różnice kulturowe czy sposób postrzegania rzeczywistości przez daną narodowość czy społeczność. Szkoda, że praktyka ta jest coraz rzadsza podobnie zresztą jak dzieje się to w przypadku spisu treści czy informacji o nakładzie danej książki - umieszczanie takich rzeczy należy już do rzadkości :)
UsuńRównież mam słabość do wstępów, które przybliżają twórczość autora, czy tło historyczne powieści. Wtedy czuję, że jestem w stanie więcej wynieść z danej lektury. Historie, które przywołujesz wydają się być interesujące, zwłaszcza że po pierwsze tak mało wiemy, o tej części świata, a po drugie bardzo lubię sięgać po literaturę iberoamerykańską.
OdpowiedzUsuńTakie wstępy są szczególnie przydatne, kiedy ma się do czynienia z autorem, będącym przedstawicielem obcej dla nas kultury. Dzięki dobremu posłowiu wiele rzeczy staje się bardziej zrozumiałych i łatwiej jest pojąć samą wymowę powieści :) Ja także cenię sobie Iberoamerykańskich artystów i od pewnego czasu sięgam po ich dzieła zdecydowanie regularniej :)
UsuńHmm. Nie czytałam jeszcze o Wenezueli z przełomu XIX/XX wieku. Śmierć i narodziny w jednym to nieczęste zestawienie w literaturze. Zapowiada się interesująca lektura.
OdpowiedzUsuńJedna powieści stanowi kontynuację drugiej, więc bardzo dobrze, że oba utwory umieszczono w jednej książce i stąd właśnie to interesujące zestawienie śmierci i narodzin :) Dzieła szczególnie interesujące z uwagi na historię Wenezueli, przez pryzmat której możemy poznać także historię całego kontynentu południowoamerykańskiego - rewolucje, zrywy niepodległościowe i wyzysk ze strony USA.
UsuńWłaśnie uświadomiłeś mi jak słabo znam literaturę Ameryki Łacińskiej, wenezuelskiej wcale... Motywy, które przedstawiasz oraz kreacja Carmen Rosy (która zrobiła na Tobie takie wrażenie) świadczą, że warto sięgnąć po książkę:)
OdpowiedzUsuńJa także niedawno doszedłem do wniosku, że Ameryka Łacińska to dla mnie w dalszym ciągu literacka terra incognita. Postanowiłem to zmienić i tak oto udało mi się trafić na Miguela Otero Silvę. W kolejce mam jeszcze Chilijczyka Donoso, G.G. Márqueza, którego jak dotąd nie poznałem oraz Brazylijczyka Limę Barreto :)
Usuń