Wybitny literat japoński, Sōseki Natsume na
kartach swojej znakomitej powieści Jestem kotem, która pozornie jest ciekawym opisem żywota pewnego czworonoga, a w
rzeczywistości stanowi wieloaspektowe dzieło, poruszające niemal każdą
dziedzinę ludzkiego żywota, pisał, że kiedy
prześledzimy uważnie i dalekowzrocznie rozwój cywilizacji i przepowiemy główne
tendencje dalekiej przyszłości, okaże się, że nawet małżeństwo stanie się
rzeczą niemożliwą. Autor z Kraju Kwitnącej Wiśni uważał, że będzie to jeden
ze skutków wcielenia w życie tezy, że człowiek to zwierzę indywidualizmu. Zbyt
silna koncentracja na własnej osobie będzie stanowić czynnik skutecznie
uniemożliwiający wzajemne pożycie, czy osiągnięcie nici porozumienia pomiędzy
ludzkimi jednostkami. Człowiecze byty, niczym jednoimienne ładunku będą
potrafiły jedynie się odpychać, dusząc się zbyt bliską obecnością innych, która
w naturalny sposób ogranicza swobodę ruchów. Z tego względu znacznemu
rozluźnieniu ulegną wszelkie ludzkie więzy, nawet ten najświętszy. Śledząc dane statystyczne [1] dotyczące państw członkowskich UE, zgodnie z którymi na przestrzeni ostatnich
40 lat liczba zawieranych małżeństw spadła o połowę, natomiast ilość rozwodów
podwoiła się, trudno nie zgodzić się z tezą, wystawioną przez japońskiego
artystę. W mojej prywatnej opinii sytuacja jest godna pożałowania, ponieważ
osobiście bardzo szanuję pary, które brną wspólnie przez życie, mimo upływu
lat, odpływającej młodości oraz blaknącej urody. Uważam, że tacy ludzie umieli
zadać sobie szczery trud, aby bardzo dokładnie poznać swojego partnera,
poświęcając mu swój czas oraz uwagę. Przezwyciężając własny egocentryzm byli w
stanie dostrzec wady i zalety bliskiej osoby, potrafiąc przy tym należycie je
ocenić. Zdaję sobie sprawę, że obraz mojej idealnej miłości jest dość
staroświecki jak na współczesne czasy, ale raz jeszcze powtórzę, że nie ma dla
mnie piękniejszego widoku niż dwójka ludzi, na których czas odcisnął swoje
piętno, a którzy nadal, mimo niemożliwych do uniknięcia zgrzytów, czy
nieporozumień, potrafią cieszyć się sobą, nieustannie odkrywając własne natury.
Pewnie właśnie z tego powodu moja ostatnia lektura Żegnaj, żono!, pióra Sunao Tokunagi tak bardzo przypadła mi do
gustu.
Sunao Tokunaga to żyjący w latach 1899 – 1958
literat japoński. Urodzony na Kiusiu, w rodzinie małorolnego chłopa, już od
wczesnej młodości wiedział dobrze co to głód oraz niedostatek. Dorastający
Tokunaga nie poszedł w ślady ojca – opuścił rodzinną wieś i znalazł
zatrudnienie w drukarni w charakterze zecera, najpierw w mieście Kumamoto, a
następnie w stolicy, Tokio. Japonia za czasów panowania cesarza Mutsuhito (epoka Meiji przypadająca na lata 1868 – 1912)
uległa ogromnym przemianom na płaszczyznach politycznej, społecznej oraz
gospodarczej. Kraj postawił na dynamiczny rozwój przemysłu, inwestując ogromne
kwoty w nowe technologie oraz urządzenia, korzystając z bogatego doświadczenia
zagranicznych specjalistów oraz uczonych. Nieuniknionym skutkiem gwałtownego
skoku cywilizacyjnego było narodzenie się nowej klasy społecznej – grupy
robotników. Ponieważ praca w fabryce nie była zajęciem ani bezpiecznym, ani
zbyt dobrze opłacanym, niemal równocześnie zaczęły formować się pierwsze ruchy
robotnicze, dążące do polepszenia doli proletariatu. Działaczem społecznym,
troszczącym się o dobro fabrycznych pracowników został również młody Tokunaga,
organizując w Kumamoto związek zawodowy robotników poligraficznych oraz kółko
samokształceniowe. W formowaniu się światopoglądu przyszłego artysty spory
udział miały intensywne studia poświęcone literaturze
marksistowsko-leninowskiej, czy zapoznanie się z dziełami Maksyma Gorkiego. Kariera
artystyczna Tokunagi rozpoczęła się w 1929, kiedy to na łamach czasopisma Senki (Sztandar Walki), wydano powieść Taiyo
no nai machi (Dzielnica bez słońca),
opowiadającą o nieudanym strajku drukarzy w Tokio. Po incydencie mukdeńskim z
1931 roku (japońskiej prowokacji w wyniku której nastąpiła aneksja chińskiej
Mandżurii przez Japonię) w Kraju Kwitnącej Wiśni nasiliła się działalność
ugrupowań nacjonalistycznych oraz militarystycznych, w wyniku której literacka swoboda
proletariackich pisarzy została drastycznie ograniczona. Także Sunao Tokunaga
zamilkł, redukując swoją aktywność jedynie do pomniejszych utworów
prozatorskich. Na pisarską scenę powrócił dopiero w 1949 roku za sprawą dzieła Żegnaj, żono!
Akcja powieści rozgrywa się w powojennej Japonii,
kiedy kraj powoli podźwiga się z kolan po doznanych okrucieństwach i
zniszczeniach. Utwór otwiera apostrofa, w której podmiot liryczny zwraca się do
swojej nieżyjącej małżonki, Toshio. Pierwszoosobowym narratorem jest niedawno
owdowiały mężczyzna, który na oczach czytelnika tka delikatne płótno wspomnień,
poświęconych miejscom oraz osobom, będących świadkami całkiem szczęśliwej, choć
niełatwej egzystencji dwójki ludzi. Odległe zdarzenia otoczone potężną, miłosną
aurą nabierają szczególnego, wręcz mistycznego znaczenia, tak, że nawet banalne
wydarzenia zyskują niezwykłej mocy, niewysłowionego wdzięku oraz czaru,
uzmysławiając jak silne potrafi być uczucie, łączące człowiecze istoty. Autor,
który w sporej mierze bazuje na własnych życiowych doświadczeniach, odsłania przed
czytelnikiem subtelny obraz namiętności, która nie wymaga patetycznych gestów,
romantycznych wyznań, czy żarliwych zapewnień o trwałości relacji. Miłość prezentowana
przez Tokunagę to miłość spokojna, bez słów, posłuszna, altruistyczna,
okazywana przede wszystkim poprzez gest, czyn, który natychmiast zostaje
należycie zrozumiany, zinterpretowany. Jałowe zdania zastępuje mowa ciała,
doskonała wzajemna znajomość. Wspólny czas wypełniany jest przede wszystkim
słuchaniem, nawet jeśli oznacza to głównie wsłuchiwanie się w ciszę. Ogień
namiętności, który podsycał zarówno wzniosłe deklamacje jak i gwałtowne kłótnie
i spory, niemal wygasł, chociaż tli się na tyle mocno, by ogrzewały się przy
nim dwa ludzkie serca.
Sama forma utworu, który przypomina obszerny list
bądź drobiazgową relację z kolejnych, przeżytych dni, uświadamia czytelnikowi,
że dla bohatera powieści żona to przede wszystkim towarzyszka ziemskiej
podróży, oddana oraz w pełni zaufana przyjaciółka, czy powierniczka
najskrytszych tajemnic. Śmierć ukochanej osoby pozwala ponadto uzyskać inną
perspektywą, która na wspólnie przeżyte lata pozwala spojrzeć bardziej
panoramicznie. Niepoślednią rolę w ponownym poznawaniu najdroższej istoty
odgrywa powrót do rodzimej wsi zmarłej żony. Narrator odbywa pielgrzymkę w
poszukiwaniu śladów swojej ukochanej, wędrując do miejsc, których historia
ściśle związana jest z Toshio, tak jakby w materialnych przedmiotach mogła
zostać zaklęta chociaż drobna cząstka jej duszy. Wdowiec niczym wygłodniały
ptak raczy się okruchami wspomnień, sycąc nimi pamięć o swojej nieżyjącej
połowicy. Staranne budowanie mozaiki przeszłości okazuje się antidotum, które w
pewnym stopniu koi ból wywołany poczuciem straty i dojmującej pustki.
Należy przy tym zaznaczyć, że postać Toshio
nabiera podwójnego znaczenia. Oprócz oddanej żony oraz dobrej matki, zawsze
troszczącej się o dobro własnej dzieci, zostaje ona sportretowana jako
robotnica, a później gospodyni domowa, która by zapewnić należyty byt swojej
rodzinie zaharowuje się, nie oszczędzając się nawet przy najcięższej pracy.
Jednocześnie Toshio reprezentuje wszystkie kobiety, które nie brały
bezpośredniego udziału w wojnie, a mimo to czynnie w niej uczestniczyły poprzez
zdobywanie pokarmu dla najbliższych, wykonywanie różnych wycieńczających zajęć,
do których zabrakło silnych, męskich rąk, czy opiekowanie się rannymi i
potrzebującymi. Książka jest zatem wspaniałym hołdem, złożonym ofiarom, które
padły, mimo, że nie walczyły na żadnym z frontów. To docenienie znojów oraz
trudów wojennej codzienności tych, o których wielka historia zazwyczaj milczy, bądź
ledwie o nich wspomina.
Powieść w ogromnej mierze oparta jest na
biografii samego autora. Z tego powodu nie mogło zabraknąć w niej preferencji światopoglądowych,
wyznawanych przez Sunoa Tokunagę, uchodzącego za pisarza proletariackiego.
Dzięki temu czytelnik może śledzić rozwój oraz działalność ruchu robotniczego w
Japonii, przekonać się w jakich warunkach przyszło żyć oraz pracować fabrycznym
pracownikom w tamtym okresie. Interesujący jest również obraz II wojny światowej,
oglądany z perspektywy podmiotu lirycznego. Tokunaga stara się przedstawić punkt
widzenia szarego obywatela, który nie jest do końca zainteresowany wszystkimi
zawiłościami politycznymi. W ten sposób wojenna propaganda państwowa jawi się
jako nieuzasadnione i niezrozumiałe nawoływanie do głębokiej, atawistycznej
nienawiści do wszystkiego co obce, a więc wrogie i złe. Autor zwraca przy tym uwagę,
że Ci którzy mieli najmniejsze pojęcie, albo w ogóle nie rozumieli przyczyn
wybuchu konfliktu, giną i cierpią w nim najczęściej. Tymczasem dla zwykłego
człowieka sama geneza wybuchu wojny, podobnie jak i jej przebieg oraz
ostateczny rezultat, pozostają rzeczami o wiele mniej istotnymi od kwestii
tego, kiedy to całe piekło wreszcie dobiegnie końca. Co ciekawe, Tokunaga to
kolejny po Ibuse Masujim (znanym mi za sprawą Czarnego deszczu) japoński pisarz, który poruszając się w wojennej
tematyce unika obwiniania wrogich narodów za doznane krzywdy. W utworze Żegnaj, żono! ciężar zarzutów, dotyczących
bardzo złego położenia cywili zostaje zrzucony na barki państwowych urzędników,
polityków oraz bezwzględnych właścicieli fabryk, kierujących się wyłącznie
żądzą zysku – Tokunaga podkreśla, że wielu z nich w minimalnym stopniu odczuło
niewygody konfliktu, a najwięcej wyrzeczeń poniosły robotnicze masy.
Książka nie jest więc zapisem sielankowej
przeszłości – samo zbieranie wspomnień przywodzi na myśl kompletowanie
układanki, pozwalającej wyjaśnić, dlaczego Toshio, mimo całkiem młodego wieku,
musiała umrzeć. Ponadto książka świetnie ukazuje jak niełatwe jest długoletnie
współżycie dwóch istot ludzkich, od których oczekuje się jedności niemal w
każdym aspekcie egzystencji, a które stanowią przecież dwa odrębne byty. W
historii snutej przez narratora nie brakuje momentów pochmurnych, ciężkich od
obustronnych oskarżeń, żalów oraz niedopowiedzeń. Przykład autora oraz jego
małżonki pokazuje, że owe wichry codzienności można jednak przetrwać i cały
czas brnąć wspólnie przez życie, razem pokonując przeszkody, które przed nami
stawia.
Reasmując, Żegnaj,
żono! to bardzo ciekawy oraz intrygujący utwór. Sunao Tokunaga zgrabnie formułuje
w nim całkiem sporo przemyśleń, których oś centralną stanowi sylwetka zmarłej
małżonki. Ukochana osoba staje się równocześnie pretekstem do ukazania i
zaprezentowania środowiska robotników oraz ich rodzin – autor z bezwzględną
szczerością obnaża ciężkie, niekiedy wręcz nędzne warunki bytowania oraz
represje, spotykające tych, którzy odważyli się głośno domagać poprawy swojej
sytuacji. W swoim utworze, Sunao Tokunaga poddaje również głębokiej krytyce
model państwa, zgodnie z którym pospolity obywatel jest tylko trybikiem,
pozbawionym prawa głosu, wyrażania własnych opinii, któremu wolno jedynie ginąć
z głodu, z przepracowania, albo w wojennej zawierusze. Jednocześnie wrodzone
tchórzostwo stanowi kompres, kładziony na rozgrzaną ideami głowę, dzięki czemu
autor mimo, że był robotnikiem z krwi i kości, pozostawał dość sceptyczny wobec
komunistycznej ideologii, będąc bardzo dalekim od przedstawiania jej jako leku
na całe zło doczesnego świata.
Przekład z czeskiego? Ciekawe:) Już sam tytuł intryguje, teraz już jasne skąd się wziął. Niesamowite książki wykopujesz, mówiłam już to?:) Choć muszę przyznać, że akurat dziś ten ruch robotniczy by mnie nie zachęcił. Książka musiałaby poczekać na lepszą chwilę, ale pewnie by się doczekała;)
OdpowiedzUsuńHa, w sumie Tokunaga to pisarz proletariacki, więc bardzo poprawny ideologicznie z punktu widzenia PRLu (chociaż z pewnością można by mu zarzucić ten brak wiary w Partię Komunistyczną) - może z tego powodu jego dzieł nie tłumaczył Mikołaj Melanowicz, znakomity polski japonista?
UsuńKsiążkę udało mi się wygrzebać w jednej z moich dwóch bibliotek, do których regularnie zaglądam. Księgozbiory dosyć stare, ale jak widać ma to również swoje plusy :)
Najbardziej zaskakuje to tłumaczenie z czeskiego. Ciekawa jest analiza małżeństwa, jako czegoś niemożliwego, ale jeśli właśnie skupimy się tylko na sobie, to Natsume ma rację. Też uważam się za staroświecką pod tym względem, wolę budować niż burzyć. Co do opisywania relacji międzyludzkich, to lubię styl Alice Munro.
OdpowiedzUsuńMnie również odrobinę zaskoczyło, tym bardziej, że w okresie kiedy książkę wydano (1964 r.) swoją literacką działalność prowadził już prof. Melanowicz, znakomity tłumacz i japonista.
UsuńTa sentencja dotycząca małżeństwa jest trochę wyrwana z kontekstu. Prywatnie Natsume był ogromnym przeciwnikiem indywidualizmu - uważał, że to rzecz zła i niebezpieczna. "Jestem kotem" cechuje się ogromnymi dawkami ironii oraz poczucia humoru i w takim właśnie tonie autor wypowiada się na temat istotnych wartości w człowieczym życiu.
Z kolei Tokunaga b. dobrze pokazuje w swoim utworze, że małżeństwo to nierzadko sztuka kompromisu, akt rezygnacji z siebie, ze swoich pragnień, wyjście z ciasnego śpiwora egoizmu, w którym sobie wygodnie spoczywamy. Zanim bohaterowie osiągną tę spokojną, harmonijną miłość, przyjdzie im przeżyć niejeden sztorm :)
Munro cały czas przede mną. Na razie znam wyłącznie jedno opowiadanie jej autorstwa.
Z takim długotrwałym związku dwóch dusz o jakim piszesz, skojarzył mi się pewien krótkometrażowy film islandzki. Jego tytuł to "Ostatnia farma". Na przestrzeni 17 minut zbudowana została historia opowiedziana oszczędnie, minimum środków - maksimum emocji. Polecam.
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=Oh7sQ4hPnyk
Ciekawa produkcja, chociaż niezmiernie smutna. Jeśli zestawić ją z prezentowaną przeze mnie książką, to okazuje się, że oba dzieła przedstawiają dwie diametralnie różne postawy wobec śmierci ukochanej osoby. Autor "Żegnaj, żono!", którego wg mnie można utożsamiać z podmiotem lirycznym, odbył swoistą podróż w przeszłość, wskrzesił wspomnienia, by ostatecznie pogodzić się ze stratą i wrócić do teraźniejszości. Na podstawie biografii dowiedziałem się, że kilka lat po śmierci pierwszej małżonki, Tokunaga ożenił się ponownie. W filmie zgon ukochanej okazał się końcem wszystkiego, unicestwieniem wszelkiego sensu dalszego życia.
UsuńLubię japońskie klimaty, są takie odmienne od wszystkiego co znany, intrygują, pociągają. Jak zwykle porwały mnie twoje słowa, to wszystko takie ciekawe. Chcę przeczytać.
OdpowiedzUsuńHa, ja też lubię tamtejszy styl, który od pewnego czasu bardzo przypadł mi do gustu. Cieszę się, że tekst Ci się spodobał - nie ma nic bardziej motywującego do dalszej pracy :)
UsuńWygląda, że to książka bardzo wartościowa i godna polecania. Szkoda, że pewnie w czasach pogoni za bestsellerami nieprędko doczeka się wznowienia.
OdpowiedzUsuńCo do tej manii rozwodów, to myślę, iż sprawa jest bardziej skomplikowana, niż się na pozór wydaje. Kiedyś ludzie częściej utrzymywali małżeństwo mimo, iż nic ich nie łączyło. Zdrady i burdele znajdują liczne odzwierciedlenie w literaturze. Nie są to nowe rzeczy, a małżeństwa trwały. Inna sprawa to choćby wydłużenie średniej życia. Łatwiej wytrzymać przy jednym partnerze lat dwadzieścia, niż czterdzieści. Inna sprawa to mobilność w pionie drabiny społecznej, Jak się rodziłeś chłopem pańszczyźnianym i takim umierałeś, to ci chłopka wystarczała. Ale jak się rodzisz robotnikiem, a kończysz na Bóg wie czym, to już może być różnie. Tych aspektów jest dużo więcej. Ogólnie nasze mózgi nie nadążają za zmieniającym się realiami. Również społecznymi.
No tak, mam świadomość, że rozwody to sprawa dość złożona i wieloaspektowa. Patrząc tylko na względy formalne, wydaje się, że dzisiaj sprawa rozstania się z drugim człowiekiem wygląda znacznie prościej niż choćby na początku XX wieku. Kościół nie cieszy się już takim poważaniem, społeczeństwo również reaguje inaczej - dziś rozwód nie jest już czymś szczególnym, wyjątkowym.
UsuńCo do samej lektury, to losy bohaterów były dość burzliwe - nie brakowało momentów trudnych, okoliczności kryzysowych, w których pewnie wielu współczesnych zdecydowałoby się na rozstanie.
Rzadko spotykam na swojej drodze książki, które stanowią zapis takiej miłosnej relacji. Temu japońskiemu autorowi chyba jednak dam się ponieść, bo interesująca forma i treść zdecydowanie mnie przekonują. ;)
OdpowiedzUsuńLektura jest o tyle ciekawa, że na początku widzimy jak silne uczucie łączy podmiot liryczny ze zmarłą żoną, natomiast poprzez liczne retrospekcje czytelnik jest świadkiem narodzin tego przywiązania. Z tej podróży w przeszłość widać także jak na dłoni, że droga do wzajemnego zrozumienia, szczęśliwego pożycia, bardzo często jest długa i wyboista :)
Usuń