czyli W rajskiej dolinie wśród zielska
Jacek Hugo-Bader
Wydawnictwo Czarne 2010
Wydanie II
Grudniową lekturą oddziału DKK, do którego należę, był reportaż Jacka Hugo-Badera „W rajskiej dolinie wśród zielska”. Ponieważ ostatnim klubowym reportażem był „Cesarz” mistrza Kapuścińskiego, więc do lektury przystąpiłem z zapałem, licząc na coś podobnego. Autor został wielokrotnie doceniony, między innymi dwukrotnie nagrodą Grand Press (w latach 1999 i 2003) i Bursztynowego Motyla (w 2010) oraz nominacjami do Nagrody Literackiej Gdynia i do Nagrody Nike, stąd moja nadzieja na wartościową, mądrą i bogatą poznawczo książkę wydawała się uzasadniona.
„W rajskiej dolinie” jest zbiorem reportaży z terenów dawnego ZSRR publikowanych pierwotnie na łamach Gazety Wyborczej. Doskonałego warsztatu stricte literackiego pisarzowi odmówić nie można. Język barwny, plastyczny, obrazowy, a jednocześnie prosty, konkretny i szybki w odbiorze. Kolorytem nieodparcie, przynajmniej w moim odczuciu, przypominający gawędy imć pana Zagłoby. Idealne opowieści rodem z mocno podkolorowanych wspomnień przy kielichu. Sęk w tym, że to podobno reportaż.
„reportaż «tekst publicystyczny, audycja lub film będące opisem zdarzeń lub faktów opartym na autentycznym materiale» (za słownikiem internetowym co prawda, ale jednak PWN)”
Reportaż, a więc literatura faktu. Co więc powiedzieć na ewidentne bzdury, których nie można zrzucić ani na tłumacza, ani na chochlika (wszak to drugie wydanie książkowe, a wcześniej była jeszcze i publikacja w gazecie)?
„Issyk-kul to najgłębsze i zarazem po andyjskim Titicaca najwyżej położone jezioro na świecie.” Mistrzostwo świata. Ile ewidentnych przekłamań można zmieścić w jednym zdaniu? Ani pierwsze, ani drugie jezioro, nie jest ani najgłębsze, ani najwyżej położone na świecie. Jako nauczyciel z wykształcenia(!) i wykonywanego niegdyś zawodu, autor pewnie wie, że za taką wpadkę uczeń dostaje wieelką jedynkę. I to właśnie zaczyna zastanawiać i budzić refleksje. Po pierwsze, jeśli tak wygląda profesjonalizm i wiarygodność najlepszych polskich reportażystów, to co są warte teksty tych słabszych. Po drugie, jaki poziom reprezentują ci wszyscy recenzenci, krytycy i jurorzy, którzy tak ewidentnych gaf nie zauważają. Wszak, gdyby ktokolwiek je wytknął, na pewno zostałyby poprawione. Jest to niestety potwierdzenie, iż w naszym kraju wszelkie zaszczyty i nagrody rozdaje się między swoich nie zważając nawet na ewidentną niekompetencję. Wyśmiać to można ucznia w szkole, ale nie uznanego reportażystę. A rzeczy podobnych jest w książce więcej.
„Wyjątkowo silny huragan” o prędkości (…) 15 m/s(sic!). Naprawdę ta Nike się należała – przecież to aż 54 km/h, czyli 6-7 w skali Beauforta (prawidłowe nazewnictwo silny/bardzo silny wiatr). Huragan to 12 w tej skali, czyli wiatr o prędkości powyżej 117 km/h (powyżej 32.5 m/s). Bardziej obrazowe od liczb są skutki. 7 B praktycznie nie powoduje strat materialnych, a 12 B to klimat, który uwielbiają twórcy filmów katastroficznych, tym bardziej że do 12 B wchodzi wszystko powyżej okolic 120 km/h, łącznie z Katriną.
Początek rozdziału „«Komsomolec »” z głębin” jest opatrzony zdjęciem okrętu podwodnego z podpisem „To jedyne zdjęcie «Komsomolca»”. Proponuję krótką wizytę w internecie, jeśli brak czasu na poważniejsze źródła. Tak, żeby się dłużej nie ośmieszać.
Te, nieuzasadnione niczym, żenujące błędy sprawiają, iż wiarygodność całości zaczyna być wątpliwa.
Osobiście w Rosji nigdy nie byłem, ale zbliżywszy się do jej granic już miałem okazję zauważyć, zwłaszcza porą zimową, iż szczególnie do tłustego, chętnie spożywany jest czysty spirytus. Tymczasem u Hugo-Badera ten zacny trunek nie przewija się w żadnej opowieści. Tego typu dysonansów jest w tomiku więcej. Pod koniec lektury miałem już więc poważne wątpliwości, czy rzeczywiście autor widział to, o czym pisał, że widział. Mam bardzo wyraźne odczucie, iż poważnie rozminął się również z oddaniem specyfiki „rosyjskiej duszy” i w ogóle Rosji oraz dawnego ZSRR, choć trzeba przyznać, iż pewne aspekty ukazał znakomicie. Dla mnie jednak za mało ma to wspólnego z reportażem, a więc literaturą faktu. Oczywiście koloryzowanie w stylu Zagłoby ma swój urok, ale nie wtedy, gdy jest sprzedawane jako fakty, i gdy więcej jest koloryzowania, niż konturów. Tym bardziej, że oczywiste błędy, które byłyby piętnowane nawet w szkole, nie uchodzą i dorosłym, mimo iż nikt nie krzyczy, że król jest nagi.
Gdyby chodziło tylko o ciekawostki i koloryty, wówczas wady tej książki byłyby co najwyżej przyczynkiem do rozważań o patologiach naszej polskiej rzeczywistości, ze szczególnym wskazaniem na media i poziom szkolnictwa oraz kult świętych krów. Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana i poważniejsza. Różne, bezkrytycznie przyjmowane od „autorytetów” fałszywe informacje upozorowane na wiedzę, mogą prowadzić do problemów, a nawet niebezpieczeństw. Gdy czytamy, iż autor w krótkich gatkach paradował po wzgórzu, na którym nawet trawa nie rośnie z powodu promieniowana radioaktywnego, to aż się nóż w kieszeni otwiera. Przecież to może przeczytać ktoś, kto akurat wybiera się do Czarnobyla albo innej Fukishimy i pod wpływem lektury zacznie tam chojrakować.
Jak z powyższego widać, sztuka pisarska Jacka Hugo-Badera tym razem nie doczekała się w moich oczach uznania. Owszem, czyta się toto szybko i z przyjemnością, ale trzeba cały czas pamiętać że, przynajmniej w tym wydaniu, bliżej autorowi do Zagłoby niż Kapuścińskiego
Wasz Andrew
O rany, to żeś mnie zaskoczył Andrew. Tekstów Pana Hugo-Badera jeszcze nigdy nie czytałem, ale na podstawie medialnej otoczki ten waszmość kojarzył mi się jako postać niemal mityczna, coś a la prorok. Bardzo brutalnie, ale przyznaję, że równie rzetelnie obdarłeś go z szat wielkości - to u Ciebie cenię sobie najbardziej. Szczerość, szczerość i jeszcze raz szczerość. No i ten wspaniały tytuł - "Bajania Zagłoby", po prostu poezja :)
OdpowiedzUsuńP.S. Nie chcę być złośliwy, ale wydaje mi się, że dzisiaj wielu osobników miałoby w ogóle problem, żeby przeliczyć prędkość podaną w m/s na prędkość wyrażoną w km/h. Może jednostka użyta przez Hugo-Badera to celowy chwyt - założył, że mało kto "wysili się" aż tak mocno, żeby przemnożyć te 15 przez 3,6. A 15 m/s jest o wiele mniej obrazowe dla zwykłego śmiertelnika niż 54 km/h :)
:)
Usuńbardzo mi się spodobała Twoja recenzja, dla tego stwierdziłam, że zostawię tu swój ślad :). Zgadzam się w 100%, że tego typu błędy i wypaczenia należy piętnować.
OdpowiedzUsuńKsiążki Kapuścińskiego dobrze znam i bardzo Go cenię. Książek tego Pana nie miałam okazji poznać...i chyba nie mam na to specjalnej ochoty :)
Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego w nowym roku
Już się zetknęłam z podobną opinią, że ta książka Hugo-Badera nie zachwyca...
OdpowiedzUsuńUpps, to Hugo-Bader dał ciała i to bardzo. Tej książki nie czytałam ale znam "Białą gorączkę" i "Dzienniki kołymskie" (tych nie skończyłam). W pierwszej książce jest tyle spirytusu, wódki, samogonu i wszelkich wynalazków, że starczyłoby na trzy reportaże. Na obronę Badera (jestem na pewno subiektywna, facet jest tak sympatyczny w obejściu, że trudno go nie polubić i jest w moim typie) napiszę, że sam autor twierdzi, że jego reportaże to bardziej zapis tego, jak świat widzą jego rozmówcy, niż czyste gatunkowo reportaże innych. Niemniej jednak walnąć takie byki faktograficzne, to wstyd.
OdpowiedzUsuńMałgorzato, Dominiko, Izo,
OdpowiedzUsuńno właśnie. Pióro świetne, czyta się szybko i z przyjemnością. Gdyby podane było nie jako literatura faktu, i bez tych niepotrzebnych wpadek, ocena byłaby całkiem inna.
Nie znam więc nie śmiem komentować, ale przyznam że mnie zaciekawiłeś.
OdpowiedzUsuńPS. Niestety nie znalazłem, chociaż szukałem w kilku bibliotekach, z tego co się orientuje Wydawnictwo M wypuściło książkę o Nazareńczyku, jak byś jeszcze był zainteresowany.
Poszukam. Może autor ten sam. Dzięki za info :) Pozdrawiam serdecznie
Usuń