Dzieło Applebaum to (…) historia sieci obozów pracy rozrzuconych po całym obszarze Związku Sowieckiego – od wysp na Morzu Białym po brzegi Morza Czarnego; od kręgu arktycznego po równiny Azji Centralnej; od Murmańska po Workutę i Kazachstan; od centrum Moskwy po przedmieścia Leningradu [1]. Gułag to akronim rosyjskiej nazwy instytucji zarządzającej systemem owych miejsc odosobnienia (Gławnoje Uprawlenije Isprawitielno-Trudowych Łagieriej i Kolonij, pol. Główny Zarząd Poprawczych Obozów Pracy), które na terenach opanowanych przez bolszewików zaczęto tworzyć od 1919 roku, a których szczyt rozwoju przypada na okres rządów Józefa Stalina sprawującego dyktatorską władzę w Kraju Rad w latach 1922 – 1953. Gułag swoją najbardziej mroczną postać przyjmuje od 1929 roku, kiedy to Stalin podejmuje decyzję o wykorzystaniu pracy przymusowej jako podstawy przyspieszenia industrializacji ZSRR – to właśnie wtedy sieć obozów trafia pod jurysdykcję NKWD, czyli Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych (Narodnyj Komissariat Wnutriennich Dieł).
Gułag jest rozległym studium poświęconym podstawowemu narzędziu represji ZSRR za czasów stalinowskich. Autorka kreśli przed nami kontekst oraz okoliczności powstania zorganizowanej sieci obozów pracy przymusowej, odsłania przed nami ich ewoluującą strukturę oraz zmieniającą się filozofię przyświecającą ich funkcjonowaniu, przybliża tragiczne losy osadzonych tam ludzi (zwanych zekami), odmalowuje panujące warunki, przedstawia skomplikowane zależności panujące pomiędzy więźniami a ich dozorcami, uzmysławia jak wielowymiarową społeczność tworzyli łagiernicy, wreszcie ukazuje odbiór oraz obraz Gułagu kształtujące się na przestrzeni lat, zarówno w ZSRR jak i za granicą. Analiza przeprowadzona przez Applebaum jest o tyle istotna, że jak słusznie zauważa autorka, Gułag – będący pokłosiem (…) krwawej, brutalnej i chaotycznej rewolucji październikowej [2] – to soczewka skupiająca nie tylko wszelkie patologie i wypaczenia sowieckiego ustroju, lecz cechy całego sowieckiego państwa.
Łagry śmiało zresztą uznać można za maszynkę mającą w założeniu produkować przedstawicieli gatunku homo sovieticus, czyli człowieka radzieckiego. Reedukacja poprzez harówkę, przy minimalnych racjach żywnościowych i uwłaszczających warunkach bytowych, na dłuższą metę wydaje się łamać największy opór, sprawiając, że człowiek staje się osobnikiem (…) uległym, bezradnym i zdezorientowanym [3]. W założeniu ludzka jednostka wchłonięta zostaje przez masę, a jej indywidualność jest tłamszona – człowiek staje się trybikiem wielkiej maszynerii, której kardynalnymi wartościami są utylitarność oraz wydajność: (…) obóz klasyfikował każdego zeka wedle kryteriów: wyroku, zawodu i „trudosposobnosti”, czyli zdolności do pracy. (…) Każdy aspekt życia obozowego podporządkowany był nadrzędnemu wymogowi wzrostu produkcji, nawet obozowe „wydziały kulturalno-oświatowe” zawdzięczały swoje istnienie przede wszystkim przekonaniu szefów Gułagu, że działalność tych przybytków może skłonić więźniów do jeszcze cięższej pracy [4]. Miarą sowieckości staje się przy tym podatność na indoktrynację – optymalnie, kiedy człowiek jest nią na tyle przesiąknięty, że bezkrytycznie ufa wszystkim działaniom państwowych organów (także wówczas, kiedy na pierwszy rzut oka ich postanowienia można uznać za niewłaściwe), zaś wszelkie błędy czy uchybienia przypisuje sobie oraz swojemu postępowaniu bądź niefortunnemu splotowi okoliczności czy działaniu wrogich czynników zewnętrznych: (…) ludzie ci potrafili tłumaczyć wszystko – nawet to, że ich aresztowano, torturowano i skazano – „zręczną intrygą zagranicznych wywiadów”, „monstrualnym szkodnictwem”, „wybrykami lokalnych enkawudzistów” albo „zdradą” [5]. Lektura Gułagu jest o tyle frapująca, że pozwala zrozumieć rozmiar klęski, poniesionej na tym polu przez ideologów Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, którym nigdy nie udaje się zbudować narracji i metodologii na tyle spójnej, by na masową skalę nawracać krnąbrnych i zbuntowanych łagierników.
Z drugiej jednak strony, Applebaum sygnalizuje, że niepowodzenia Gułagu jako instytucji resocjalizacyjnej, mają podłoże w samej koncepcji pożytkowania jego owoców. Amerykańsko-polska autorka zaznacza, że z racji faktu, iż w mniemaniu Stalina niewolnicza siła robocza to najtańsza dostępna moc wytwórcza, Gułag jawi się jako fundament sowieckiej gospodarki (stąd za druty kolczaste trafia wielu ludzi, których w kategoriach normalnego sądownictwa nie sposób określić mianem „winnych”, co poniekąd tłumaczy trudności z ich „resocjalizacją”). Takie założenie (Gułag jako motor sowieckiej ekonomii) pozwala jeszcze pełniej spojrzeć choćby na prowadzoną przez Stalina i jego siepaczy Wielką Czystkę (1936 – 1938), do której rozpętania posłużono się zabójstwem Siergieja Kirowa w grudniu 1934 jako pretekstem. Applebaum uświadamia, że zastosowany przez NKWD masowy terror pozwala Stalinowi nie tylko pozbyć się praktycznie wszystkich oponentów, zdławić najmniejsze ogniki oporu wobec swojej polityki, zastraszyć społeczeństwo do tego stopnia, że jest ono gotowe donosić za najbardziej absurdalne i wyimaginowane przewiny także na najbliższych członków rodziny (niemal wyeliminowane zostaje międzyludzkie zaufanie, nieodzowne do podejmowania wspólnych akcji), ale umożliwia również zapełnienie łagrów nieprzebranymi rzeszami nowych skazańców, niezbędnymi do realizacji kolejnych ambitnych planów gospodarczych.
Tyle, że jak dowodzi Applebaum, rentowność i opłacalność Gułagów to jeszcze jeden sowiecki mit, który mocno rozmija się z rzeczywistością. To, co w założeniu ma gwarantować tanią siłę roboczą, w praktyce okazuje się przedsięwzięciem nie przynoszącym realnych zysków – konieczności zapewnienia minimum bytowego (pożywienie, opieka medyczna, odzież, sprzęt) w połączeniu z kosztami utrzymania samych obozów (infrastruktura, strażnicy, komendanci, logistyka) być może udało by się sprostać, gdyby nie fatalna wydajność pracy przymusowej, której poziom jest tak zatrważająco niski, że Applebaum poświęca cały rozdział na wyjaśnienie tego fenomenu. Z pozoru praca w łagrze jest o tyle nieodzowna do wykonania, że od wyrobionej normy zależy ilość otrzymanego pożywienia. Tyle, że wyższy wysiłek energetyczny obligatoryjny do przekroczenia danego progu, nie zawsze odpowiada zyskanym dzięki temu kaloriom, co wyzwala w osadzonych pokłady kreatywności, pozwalającej migać się od roboty na najróżniejsze sposoby. Takie unikanie obowiązków bez szkody dla odnotowanej dniówki ma zresztą swoje określenie, jakim jest tufta. Co istotne, jak wskazuje Applebaum, tufta staje się udziałem wszystkich, począwszy od szeregowych zeków, poprzez brygadzistów i normowszczyków, a na komendantach obozów skończywszy. W rezultacie praktycznie cały system Gułagów jest oparty na kłamstwach i mistyfikacjach, co kończy się jego niewydolnością i załamaniem (interesujące, że podobnej analogii można doszukać się w samym ZSRR, co tylko potwierdza wspomnianą już tezę Applebaum, że Gułag to soczewka skupiająca wszystkie cechy sowieckiego państwa).
Bardzo istotnym elementem Gułagu są również wnioski, jakie autorka wysnuwa pod adresem współczesnej Rosji. Applebaum mocno akcentuje fakt, że we obecnym dyskursie niemal nie pojawia się tematyka łagrów, stalinowskich prześladowań czy zbrodniczej natury samego systemu sowieckiego – pamięć o ofiarach tych wszystkich wydarzeń zaciera się, co uniemożliwia podjęcie (…) jakiejkolwiek głębszej publicznej refleksji nad genezą stalinizmu i jego spuścizną [6]. Ten brak pamięci historycznej, nieznajomość dziejów własnego kraju sprawia, że Rosjanie to zarówno naród łatwy do manipulowania, jak i bezmyślnie podchodzący do wszelkich imperialistycznych zapędów nowych władz Kremla.
I choć książka Anne Applebaum jest pozycją znakomitą i z wszech miar godną uwagi, to komentarze autorki z roku 2003, dziś, 20 lat po ich ukazaniu się, czyta się z niemałym zażenowaniem w tym sensie, że trudno pogodzić się z faktem, iż do tez autorki podchodzono na tyle obojętnie, że pozwolono Putinowi i jego poplecznikom zbudować pozycję na tyle silną, iż bezkarnie mogli oni działać w Czeczenii (1999 – 2009), Gruzji (2008) czy na Ukrainie (2014). Dopiero konflikt na pełną skalę rozpętany w tym ostatnim kraju (2022), otworzył oczy zachodnim dysydentom, przypominając, że Rosja Putina w niemałym stopniu odwołuje się i wzoruje się na ZSRR Stalina, zaś zbrodnie nierozliczone wydają niezwykle trujące owoce.
Na koniec, na zachętę, wiersz Dzieci kultu Andrieja Wozniesienskiego, przytoczony przez Anne Applebaum, wiersz, który uznać można za idealne podsumowania rosyjskiego społeczeństwa:
Niech nie pieprzą
Więcej głupot
Jesteśmy dziećmi kultu
Z krwi i kości
Wychowano nas we mgle
Dwuznaczności
Gigantomanii
I ubóstwie myśli… [7]
No to przesuwam na samą górę kolejki, choć powinienem był to zrobić już po „Czerwonym głodzie”. Jedyna uwaga do końcówki Twojego posta - oczy zamknięte na prawdę o Rosji mieli nie tylko na Zachodzie, ale przede wszystkim u nas. W końcu Tusk był chyba największą tubą Putina i - paradoksalnie - jego prawą ręką w tym dziele był mąż autorki. Jak oni mogą żyć pod jednym dachem?
OdpowiedzUsuńTrochę upraszczam, ale w kontekście Rosji, kiedy piszę Zachód Europy, mam na myśli obszar obejmujący Unię Europejską, więc wówczas i Polska się do Zachodu zalicza ;)
Usuń