Niejaka Mulatka
Miguel Ángel Asturias
Tytuł oryginału: Mulata de tal
Tłumaczenie: Andrzej Nowak
Wydawnictwo: Literackie
Seria: Proza Iberoamerykańska
Liczba stron: 342
Młody,
zapalczywy kapłan, przemieniony w monstrum o jedenastu tysiącach ramion,
bardziej przypominające pająka niż człowieka, to rzecz raczej niezwykła i
trudna do spotkania w rzeczywistości, w której na ogół egzystujemy. Ale poddany
metamorfozie kapłan o jedenastu tysiącach ramion, zdolny dzięki temu pochwycić
bestię za jej jedenaście tysięcy rogów jako element mitu to już sprawa o wiele
łatwiejsza do zaakceptowania, chociaż nie mniej cudaczna. Natomiast przybyły do
Tierrapaulita kapłan przepoczwarzony w stwora o jedenastu tysiącach ramion,
traktowany jako literacka postać i jeden z bohaterów powieści Niejaka Mulatka autorstwa Miguela Ángela
Asturiasa to już coś całkiem powszechnego, do czego przywyka się w miarę
zagłębiania się w otchłanie lektury i eksplorując cudaczny świat wykreowany
przez środkowoamerykańskiego artystę.
Miguel Ángel
Asturias to żyjący w latach 1899 – 1974 gwatemalski poeta i prozaik. Autor
uchodzi za jednego z najwybitniejszych przedstawicieli latynoamerykańskiego
pisarstwa – uważany jest on za ojca realizmu magicznego, ponadto w 1967 roku, w
uznaniu za wybitne osiągnięcia twórcze, u
podłoża których leży zainteresowanie obyczajami i tradycją Indian Ameryki
Łacińskiej, Asturias został uhonorowany literacką Nagrodą Nobla. Artysta,
który w swoim długim i burzliwym życiu sporo podróżował, studiował m.in. mitologię
i kulturę Majów na Sorbonie w Paryżu. To właśnie we Francji Asturias zetknął
się z surrealizmem, który pozwolił mu ukształtować własny styl, utkany z tego,
co rzeczywiste i z tego, co nierealne, wyśnione, urojone i bytujące wyłącznie w
wyobraźni. Powstałe pod wpływem pobytu nad Sekwaną Legendy gwatemalskie (1930 r.) traktowane są jako utwór, z którego
narodził się realizm magiczny. Sylwetkę Asturiasa – sztandarowego twórcy
latynoamerykańskiego – uzupełnia jego negatywny stosunek wobec dyktatorskich
rządów, głęboki sprzeciw wobec agresywnej eksploatacji rodzimych ziem przez
zagraniczne korporacje oraz zaangażowanie polityczne na rzecz lewicowych ruchów.
Asturias, podobnie jak wielu twórców z Ameryki Południowej czy Środkowej, żywo
interesował się losami własnego kraju, czynnie kształtując jego kulturowe i
polityczne oblicze, starając się być jednocześnie głosem słabszych i
pokrzywdzonych, których skarg i rozpaczliwych wołań na ogół nikt nie słucha.
Echa tego niemego krzyku rozpaczy można dopatrzyć się także w powieści Niejaka Mulatka (1963 r.), chociaż jest
to zaledwie jedna z licznych melodii, które pobrzmiewają w tym niezwykłym
dziele.
Niejaką Mulatkę można traktować jako
wrota do świata pełnego magii, tej potężnej, pradawnej, pogańskiej, zrodzonej z
podstawowych pierwiastków; folkloru, zawierającego wszelakiej maści legendy,
podania, mity, bajania oraz wierzenia a także odniesień do religii
chrześcijańskiej, zniekształconej i wynaturzonej przez nieznośnie upalny
klimat, w którym nawet święci odczuwają ogniste pieśni trzewi, wypełniających
się zwierzęcym pożądaniem. Utwór, cechujący się poetyckim językiem pełnym
metafor, przenośni i wyszukanych porównań, z uwagi na dychotomiczny rytm przywodzi
na myśl katatoniczną pieśń, w której momenty ciszy i oczekiwania przeplatane są
szaleńczą feerię barw, dźwięków i wrażeń. Miguel Ángel Asturias atakuje
czytelnika prozą, która wciąga i przykuwa uwagę, zaciekawia i fascynuje, ale
która równocześnie absorbuje w pełni, wymaga maksymalnego skupienia, oczekuje
nieskrępowanego oddania się i koncentracji, tak by nie pogubić się w gąszczu
postaci, odniesień i zdarzeń, następujących po sobie w sposób wymykający się
pojmowaniu, opartemu wyłącznie o żelazną logikę i racjonalne przesłanki.
Główni
bohaterowie Niejakiej Mulatki to Celestino
Yumi, wieśniak, prowadzący życie proste i skromne, ale nie przestający marzyć o
wielkich bogactwach, jego żona, pokornie znosząca swoją dolę Catarina Zabala,
kolejne wcielenia dwójki małżonków oraz całe zastępy demonów, diabłów,
czarowników i wszelkiego rodzaju niezwykłych istot. Igniterem zapoczątkowującym
całą serię niecodziennych wydarzeń okazuje się interes, jaki Celestino Yumi
ubija z Tazolem, demonem kukurydzy. Chciwy i łasy na pieniądze Celestino wikła
się w układ, który nie może się dla niego dobrze skończyć, jeśli weźmie się pod
uwagę fakt, że umowa zostaje zawarta z istotą nadprzyrodzoną o raczej
piekielnym usposobieniu. Aby nie być tak surowym dla biednego Celestina należy
wspomnieć, że początkowe żądania Tazola nie są zbyt wygórowane – mężczyzna
proszony jest jedynie o paradowanie z nie zapiętym rozporkiem w trakcie
odpustów następujących po sobie w okolicznych wsiach (stąd wdzięczny przydomek
– Czarownik Rozporek). Któż jednak
sądził, że zachłanny Tazol poprzestanie na sianiu zgorszenia wśród dewotek, ten
się srogo pomylił – ludzie najczęściej płacą za bogactwo tym, co dla nich
najcenniejsze.
Fantastyczne
przygody, jakie stają się udziałem Celestina Yumiego oraz Catariny Zabali, są
znakomitym pretekstem, by zaprezentować w pełni bogactwo latynoamerykańskich
podań. Miguel Ángel Asturias w popisowy wręcz sposób, szokując wyolbrzymieniem
i przytłaczając mnogością nadprzyrodzonych zjawisk, wykorzystuje wiedzę na
temat mitologii oraz kultury Majów, nabytą w trakcie pobytu na Sorbonie.
Gwatemalski pisarz nasyca strony swojej powieści olbrzymią ilością nawiązań i
odniesień do postaci, zrodzonych w trzewiach ludowej wyobraźni. W książce
pojawiają się motywy uniwersalne, jak zaprzedanie duszy diabłu, liczne
przemiany (w karły, w kamienie, w olbrzymy, w zwierzęta, itd.) oraz bardziej
specyficzne dla lokalnej kultury jak często przywoływane zaślubiny Słońca z
Księżycem, z którego to związku, kazirodczego i szalonego, mogą narodzić się
jedynie potwory. Interesującym zabiegiem jest wymieszanie tego świata magii i
legend Majów z religią i kulturą katolicką – wydaje się, że rywalizujące ze
sobą demony, pogański Cashtoc (Wielki, Przeogromny) oraz chrześcijański
Candanga (takim mianem określany jest Lucyfer), symbolizują ścierające się
wzajemnie cywilizacje: białego człowieka, podstępnego kolonizatora i zdobywcy
oraz Indianina, który sukcesywnie, krok po kroku, musi wycofywać się z ziem, od
dawna zamieszkałych przez przodków.
Warto także zwrócić
uwagę na kwestie, którego zostały niejako przemycone pod płaszczykiem tego
niesamowitego, przypominającego momentami senny majak, świata. Miguel Ángel Asturias
ukazuje przede wszystkim na niesprawiedliwe traktowanie słabszych, bezwzględne
wykorzystywanie cudzej bezbronności. Autor z przekąsem zauważa, że ludożercy
cały czas egzystują wśród nas, a są nimi ci, którzy sycą się mięsem ludzkim, a
mówiąc bardziej przyziemnie – ci, którzy wyzyskują człowieka pracy. Równie
ironiczne są komentarze pod adresem bogaczy, spośród których spora część na
swoje majątki pracowała w pocie czoła, nie cofając się przed niczym, by
spróbować okiełznać potężną moc pieniądza – zabijając, napadając, grabiąc,
oddając się we władanie mocom nieczystym.
Rzeczą,
która zdecydowanie wyróżnia Niejaką
Mulatkę na tle innych przedstawicieli realizmu magicznego jest osobliwy
czarny humor, od którego cała powieść aż skrzy. Kokosy z poprzyczepianymi
waginami, siusiające sprofanowaną przez demony wodą święconą; taniec na
szczudłach wykonanych z drutów telegraficznych; salwowanie się ucieczką
kioskiem, unoszonym niczym balon ręką zakrystiana przyklejoną do ramienia
małpią śliną czy ksiądz zamierzający założyć hodowlę karłów to zaledwie
wierzchołek góry lodowej. Można wręcz pokusić się o tezę, że absurd i brak
oporów dla własnej wyobraźni to nadrzędne wytyczne, którymi kierował się
Asturias przy pisaniu swojej powieści. Owe nieskrępowane płody, momentami
zachodzące na siebie bez ładu i składu, mogą przyprawić czytelnika o niemały
ambaras, któremu grozi pogubienie się w natłoku niezwykłości. Z tego względu
proza gwatemalskiego literata jest niekiedy mało czytelna, rozmyta, mocno
deliryczna – panuje w niech chaos i brak logiki, charakterystyczny choćby dla
świata snu. Dzięki znakomitemu posłowiu autorstwa Rajmunda Kalickiego
dowiadujemy się ponadto, że taka forma narracji dobrze odzwierciedla sposób
rozumowania i pojmowania otoczenia przez Indian, którzy myślą obrazami, a na
rzeczy nie spoglądają jak na odrębne zjawiska, lecz tłumaczą je sobie według
własnych wyobrażeń, wolnych od surowych zasad logiki. Spostrzeżenia Rajmunda
Kalickiego to zresztą rzecz, która zasługuje na osobną uwagę. Świetny polski
tłumacz, którego miałem już okazję poznać za sprawą przekładu powieści Siedmiu szaleńców, Roberto Arlta, daje
poznać się jako znawca kultury latynoamerykańskiej, w kontekście której
lokowane jest dzieło Miguela Ángela Asturiasa. Moim zdaniem szczególnie
interesująca wydaje się przytoczona teza, jakoby realizm magiczny stanowił
pokłosie wyrzutów sumienia, nieodzowny element poczucia winy z racji
eksterminacji rdzennych mieszkańców amerykańskich lądów.
Reasumując krótko, Niejaka Mulatka, to powieść niezwykła. To niezwykle oryginalna baśń wyłaniająca się z typowego dla Ameryki Łacińskiej folkloru, przybierająca
niekiedy cechy pamfletu politycznego i obyczajowego. Fabuła wiruje, skręca się w sposób niemożliwy do przewidzenia, czemu towarzyszą fantastyczne i barwne obrazy, nasycone czarnym humorem i groteską. Autor
w swoim dziele umiejętnie przeplata świat realny ze światem fikcyjnym (światem mitów i
legend), odwołując się do kultury latynoamerykańskiej (zwłaszcza gwatemalskiej).
Mimo, iż ze względu na odmienność kulturową i owo przeplatanie się światów
lektura nie należała do łatwych, to trud w pełni wynagradzają interesujące postacie przewijające się przez karty powieści oraz mocno ironiczne spojrzenie na ludzkość, która na przestrzeni wieku
nie pozbyła się swych słabości i przywar.
Wasz Ambrose
Czekałam na ten tekst:) To wszystko, co piszesz brzmi bardzo zachęcająco, ale też znowu przeraża ten wszechobecny chaos i pisanie obrazami. Choć ja tak książki zapamiętuję, obrazami właśnie, to mam jednak straszny problem by tak napisane umieć je odczytać. Jednak ta trudność kusi mnie, by po tę lekturę sięgnąć. Potraktować ją jako swojego rodzaju wyzwanie czy podołam. Naprawdę bardzo ciekawa pozycja.
OdpowiedzUsuńHa, dokładnie taki jest mój stosunek do tej książki - z jednej strony mnie zafascynowała, ale "przejście" przez nią, jej lektura, była doświadczeniem dość traumatycznym. Powieść jest niezwykle absorbująca - chwila nieuwagi i człowiek natychmiast gubi wątek. Zatem porównanie do wyzwania jest jak najbardziej zasadne :)
UsuńChyba dobrego słowa użyłeś - niezwykła! Choć nie wiem, czy miałbym chęć na takie niezwykłości :) Z drugiej strony... Bardzo łatwo mi wyobrazić sobie młodego, zapalczywego kapłana jako w monstrum o jedenastu tysiącach ramion (wierni).
OdpowiedzUsuńGdy czytałem o tych mitycznych istotach z Ameryki, przypomniało mi się, jak kiedyś się dowiedziałem, że w Europie jedne narody mają krasnoludki, inne olbrzymy, a granicę między nimi wyznaczał zasięg grzybków halucynogennych deformujących perspektywę w jedną bądź drugą stronę. Ci w Ameryce to niezły towar musieli mieć do dyspozycji, skoro takie potworaki mieli :)
Hehe, pisząc tekst, co rusz musiałem do niego wracać i wycinać kolejne określenia "niezwykła", bowiem co chwila to słowo pojawiało mi się na języku :) Ha, tekst o grzybkach przedni - wychodzi na to, że Asturias jechał na towarze, o którym Europejczycy mogą tylko pomarzyć :)
UsuńNie miałam dotąd okazji czytać gwatemalskiej prozy. Powieść przez Ciebie przedstawiona wydaje się ciekawa. Baśniowość w literaturze bardzo lubię, a te istoty z książki - czarownicy, diabły... - są dla mnie jak wisienka na torcie. Trudnych powieści też się nie boję, ale chyba najpierw podsunę książkę synowi i zobaczę, co on sądzi.
OdpowiedzUsuńW moim przypadku to również dopiero pierwsze spotkanie, ale całkiem udane :) Ostrzegam od razu, że lektura jest mocno zakręcona - sporo w niej metafor, przenośni, dziwacznych zwrotów akcji. Czytelnik musi być mocno skoncentrowany, by nie pogubić się w tym całym gąszczu :)
UsuńCzarownicy, diabły, demony, ksiądz chcący założyć hodowlę karłów - widzę, że karty tej powieści zaludniają wyjątkowo dziwaczni bohaterowie. Autor musiał mieć przebogatą wyobraźnię. Na razie nie czuję się na siłach, by zmierzyć się z taką książką. A skąd tytuł "Niejaka Mulatka"?
OdpowiedzUsuńLatynoamerykańska nazwa Lucyfera, czyli Candanga, nie brzmi tak ładnie jak nasza polska :)
Wykreowany świat wywiera ogromne wrażenie, ale jednocześnie mocno przytłacza. Lektura jest mocno wymagająca, bowiem akcja jest niesamowicie zagmatwana :) A Niejaka Mulatka to jedna z postaci, która przewija się przez karty powieści - symbol kuszenia, ludzkich słabości, przywiązania do fizyczności :)
UsuńLubię powieści Z Ameryki Łacińskiej, ale Asturiasa jeszcze nie poznałam. Zresztą książek pochodzących z Gwatemali raczej nie wydano w Polsce zbyt wielu - tak myślę, ale może się mylę...
OdpowiedzUsuńZgadza się, o gwatemalskich autorów bardzo trudno na naszym polskim, czytelniczym rynku. Obecność Asturiasa wynika zapewne z faktu, iż ten artysta został uhonorowany literacką nagrodą Nobla (1967 r.) - wszystkie dzieła wydane w Polsce, zostały opublikowane już po przyznaniu mu tego wyróżnienia :)
Usuń