Czym jest tożsamość człowieka? Jaki wpływ mają na nią nasze korzenie i kultura, z której wyrastamy? Czy tożsamość kulturowa jest wartością, którą powinniśmy pielęgnować, czy raczej, skoro różnice kulturowe mogą być powodem podziałów społecznych, lepiej pozbyć się jej na rzecz ujednoliconej, globalnej kultury?
Zwierzęta stadne mają swoją tożsamość*. Sprawdzają, czy osobnik posiada określony zespół cech niezbędnych do uznania za swego. Jeśli jakiejś brakuje, identyfikacja negatywna powoduje odrzucenie, które przybiera różne formy, od obojętności i porzucenia, aż do agresji i pozbawienia życia. Warto podkreślić, że taka cecha, niezbędna w procesie rozpoznawania, może zostać usunięta w trakcie życia osobnika, a ponieważ stado systematycznie dokonuje weryfikacji, odrzucenie może nastąpić w każdym momencie. Przeprowadzono wiele szokujących eksperymentów z różnymi gatunkami. Mając wiedzę o hierarchii cech używanych do identyfikacji można spowodować wyobcowanie zabierając zwierzęciu tylko jedną, ale za to kluczową zmienną identyfikacyjną. Może to być przykładowo zapach** lub kolor, zależnie od procedury rozróżniania u danego gatunku. Dla nas nic się nie zmieni, dalej będzie to to samo zwierzę, tylko przemalowane lub poperfumowane, ale dla stada nie będzie to już swój, tylko obcy. Wiedzą o tym nie tylko uczeni, ale choćby uważni posiadacze psów, którzy mogą zauważyć, iż psy potrafiące nawiązać przyjacielskie lub neutralne stosunki z pierwszy raz napotkanymi innymi osobnikami, nagle padają ofiarami agresji w podobnych sytuacjach, jeśli z powodu leków zmieniony zostanie ich zapach. Po ustaniu przyczyny sytuacja wraca do normy.
Człowiek jest zwierzęciem stadnym, więc i on zawsze miał swoich i obcych. Od zawsze dokonywał identyfikacji i podziału. Pierwotnie stadem była rodzina (ród) i plemię. Człowiek jest jednak istotą społeczną, a nawet ultraspołeczną, więc wymyślał sobie coraz to nowe stada, a proces ten trwa nadal. W przeciwieństwie do zwierząt, które mogą przynależeć tylko do z góry zdeterminowanych zbiorów (np. rodzina***, stado, gatunek), człowiek może należeć jednocześnie do nieskończenie wielu grup, z którymi się identyfikuje i z którymi jest identyfikowany. Można być członkiem jakiegoś narodu, wyznawcą jakiejś religii, obywatelem państwa, członkiem rodziny, rodu, kibicem lub kibolem, działaczem ruchu, przedstawicielem rasy. Warto zauważyć, że ludzie, analogicznie do innych zwierząt, do niektórych grup są przypisani od urodzenia i niezależnie od swej woli (państwo, naród, wyznanie, rodzina, ród), a do innych muszą sami przystąpić. Z tych drugich z reguły łatwiej, przynajmniej teoretycznie, się wypisać, natomiast w przypadku tych pierwszych najczęściej można co najwyżej zamienić jedną grupę na drugą (porzucając religię dla ateizmu też tak naprawdę tylko zmieniamy wyznanie, gdyż ateizm jest tak samo irracjonalny, jak każda inna wiara). Ciekawym jest też, iż jedne grupy dopuszczają dowolne połączenia z innymi na innych poziomach społecznych podziałów, a inne nie, z czego niejednokrotnie większość nie zdaje sobie sprawy, uważając iż wszędzie jest tak samo. Można być przykładowo Polakiem (obywatelem polskim) i jednocześnie Czechem (narodowości czeskiej) oraz muzułmaninem, ale nie można być Polakiem (obywatelem polskim) narodowości czeskiej i wyznania mojżeszowego. Bycie Żydem, w odróżnieniu od innych wyznań, zasadniczo oznacza jednocześnie przynależność do wiary i narodowości.
Dlaczego tak długi wstęp? Ano dlatego, iż większość ludzi odczuwa najpierw przynależność do jakiegoś narodu, do grupy wyznaniowej, do wielu innych grup, a dopiero potem do bycia człowiekiem. Nie różnią się od pozostałych zwierząt, które też przynależność gatunkową identyfikują jako mniej ważną niż przynależność do stada czy rodziny. A wielka to szkoda, gdyż większość grup, z którymi zawsze wiąże się jakaś kultura (nawet firmy wykształcają tzw. kulturę korporacyjną), związana jest również ze stereotypami, a te służą do tworzenia negatywnych podziałów i szerzenia nienawiści.
Poczucie tożsamości narodowej czy wyznaniowej aż nazbyt często jest wykorzystywane do dzielenia ludzi na lepszych i gorszych. Dobrze o tym wiemy, gdyż z jednej strony Polak w wielu krajach jest etykietką prawie równoznaczną z imigrantem; pijakiem, złodziejem i kombinatorem, nie całkiem bezpodstawnie zresztą, a z drugiej strony sami często używamy słowa Rumun i innych w podobnym znaczeniu, w celu poniżenia lub pejoratywnej oceny. Podobnie jest z wiarą, a nawet z kibicowaniem piłce nożnej (Legia pany, itd.). Na podstawie tych ostatnich można najłatwiej obserwować ciekawe zachowania, jak na przykład przypisywanie sobie pozytywnych cech kojarzonych z grupą, do której przynależność deklarujemy, ale zarazem odżegnywanie się od negatywnych cech przynależnych tej grupie. Zwróćcie uwagę na język komentatorów sportowych: wygrywamy my, a przegrywa nasze reprezantacja, konkretny klub, ale nie my. Zwróćmy uwagę, jak większość Polaków śmieje się z młodej kultury USA, gdy tymczasem to my czerpiemy garściami z ich dorobku, a o ruchu w drugą stronę ciężko mówić. Ruch mózgów i rąk do pracy to coś całkowicie odmiennego od ruchu osiągnięć cywilizacyjnych czy kulturalnych. Widać to choćby w języku. Ile w polskim jest słów pochodzenia angielskiego, niemieckiego czy francuskiego, a ile jest u nich naszego pochodzenia? Przykłady nagannych zachowań, których usprawiedliwieniem czy natchnieniem jest przekonanie o własnej odrębności i wyższości kulturowej można mnożyć i stopniować w nieskończoność, aż dojdziemy do czystek etnicznych i wojen.
Dlaczego więc ludzie tak kurczowo trzymają się tych podziałów, tworzą peany na ich cześć i gotowi są zabijać w ich obronie? Dlaczego się z nimi afiszują? Ano dlatego, iż większość ludzi niewiele odeszło od zwierząt, przynajmniej w tej dziedzinie. Potrzebują silnego poczucia przynależności do grupy i łatwej z nią identyfikacji. Duża część potrzebuje wręcz zatracenia się w takiej grupie, zaprzedania własnej indywidualności, chyba głównie z powodu jej braku. Dlatego tak łatwo o fanatyzm w każdej podobnej zbiorowości, od największych poczynając (wyznanie, rasa, państwo, naród), aż na najmniejszych kończąc (kibice i kibole zaściankowych klubów piłkarskich, ludzie, którzy żyją tylko dla rodziny, a rodzina jest ich całym światem, itd.).
Z drugiej strony należy podkreślić, co większości ludzi umyka, iż stereotypy i podziały nie muszą być w ogóle oparte na żadnych ważkich przesłankach. Można wywołać nienawiść równie wielką jak etniczna, rasowa czy religijna pomiędzy grupami osób, które nigdy się ze sobą nie spotkały, nie mają żadnych sprzecznych interesów, co wykazano w trakcie licznych eksperymentów. Tematyka fascynująca, tylko jaki procent społeczeństwa cokolwiek o niej słyszał? Gdyby ta wiedza była powszechniejsza, mniej byłoby chętnych, by pod hasłami "Bóg, Honor, Ojczyzna", "Jihad Legia" lub jakimkolwiek innym realizować cudze interesy zabijając lub samemu dając się zabić.
Niedaleko w rzeczy samej odeszli od zwierząt ci, którzy aby czerpać z dobrodziejstw dorobku kulturalnego i innych osiągnięć danych grup, muszą do nich przynależeć. Muszą się z nimi identyfikować tak daleko, że zapominają niejednokrotnie o człowieczeństwie. Jeśli zaś nawet deklarują, iż o nim pamiętają, to w rzeczywistości nie potrafią wyjść poza stereotypy, uprzedzenia, zadawnione waśnie i historyczne zaszłości. Załamują mnie młodzi ludzie, którzy zamiast cieszyć się z najdłuższego okresu pokoju w historii naszej części Europy, pielęgnują urazy pokolenia, które już prawie wymarło. Gdyby ich zapytać, czy syn może ponosić karę za grzechy dziadka, pewnie powiedzą, iż oczywiście nie, ale swym postępowaniem dają wyraz czemuś dokładnie przeciwnemu.
Byłoby śmieszne, gdyby nie było żałosne i tragiczne, iż ci, którzy nawołują do patriotyzmów wszelkiego rodzaju, z reguły mniej wiedzą o swych korzeniach, nie mówiąc o innych kulturach, niż ci, którzy takich haseł na sztandarach nie mają. Wystarczy wspomnieć naszych polityków, którzy innych chcieli uczyć hymnu, sami nie znając jego słów.
Może tak jest, iż im szersza wiedza, im większa kultura, tym większy dystans do identyfikacji z daną grupą? Dawna arystokracja, wielcy kapitaliści, artyści, uczeni, nawet jeśli nie byli ponad takimi szaleństwami, to mieli z reguły do nich pewien dystans, co pozwalało im w pełni czerpać z dorobku nie tylko własnej kultury narodowej, ale i innych. I chyba tędy właśnie droga.
Symptomatyczne jest, iż bardzo często ci, którzy nawołują do obrony własnego dziedzictwa i narzekają na jego niszczenie przez innych, sami przodują w podobnym procederze. My Polacy i katolicy jesteśmy w tym chyba mistrzami.
Kiedy słyszę twierdzenia, iż należy pielęgnować nasze dziedzictwo i być z niego dumnym, to dziękuję Bogu, iż ja myślę inaczej. Pielęgnować owszem, ale nie tylko swoje, a każde. Aż mi wstyd słuchać o tym, jak źli sąsiedzi traktują ślady polskości na swoich terytoriach, gdy widzę nasze zachowania u siebie. W Polsce zaorane cmentarze żydowskie, niemieckie i radzieckie, gdy dla porównania nawet w Niemczech, więcej jest pomników ku pamięci poległych z faszystami Rosjan, niż u nas. Okazuje się, iż poza paroksyzmem hitleryzmu, nasi zachodni sąsiedzi wobec nas okazują się dużo bardziej tolerancyjni dla innych kultur i materialnych świadectw ich dorobku.
Dumnym można być z tego, co się samemu osiągnęło, a nie z tego, co stworzyli przodkowie. Jeśli chce się być ocenianym za osiągnięcia innych, to należy się również przyznawać do klęsk i wad. Kiedy słyszę, iż inni mogą nas oceniać po tym, jakie wartości mieli nasi przodkowie, to współczuję tym, którzy w to wierzą i tym, którzy tak ludzi oceniają.
Czuję się przede wszystkim człowiekiem, potem dopiero Europejczykiem, Polakiem, itd. Fascynuje mnie historia nasza i innych, nasza kultura i inne. Dzięki temu widzę nie tylko ich świetlane elementy. Gdyby inni mieli tak samo, gdyby priorytetem było człowieczeństwo, a dopiero potem wiara, narodowość i inne, gdyby poza pamięcią o dniach chwały każda grupa przechowywała również pamięć o dniach hańby, to pewnie nie byłoby tyle nienawiści, wojen i niesprawiedliwości. Łatwo odmówić komuś prawa do godnego życia, a nawet do życia w ogóle, jeśli nazwie się go jakoś; Żydem, masonem, nieudacznikiem, komuchem, kułakiem, kapitalistą... Łatwo, bo ja nim nie jestem. Jeśli nazwie się go przede wszystkim człowiekiem, to już nie jest tak łatwo myśleć o nim w sposób przedmiotowy.
Globalizacja. To kolejny straszak ludzi, którzy dla własnych interesów pogłębiają stare podziały i mnożą nowe. Z tego, co mówi historia, najwięcej kultur, narodów i państw upadło, przestało istnieć, w wyniku parcia swych konkurentów na tym samym poziomie identyfikacji (podziału). Państwa niszczyły inne państwa, narody inne narody, kultury inne kultury. Powstały nawet takiej pojęcia jak wojny religijne, konflikty etniczne.
Kultura globalna. A co to takiego? Czy coś takiego w ogóle istnieje? Przecież kultura globalna, jeśli w ogóle istnieje, to jest made in USA & UE. Nie jest przecież chińska ani indyjska, choć te narody (państwa) mają największe populacje. To oni najbardziej nad tym powinni dyskutować, a nie my, bo przecież ta globalna kultura, jeśli naprawdę istnieje, to jest naszej właśnie produkcji.
Jako ciekawostkę warto przytoczyć fakt, że ciężko o produkty naprawdę globalne, nie tylko duchowe, lecz i materialne. Nawet Coca-Cola ma inny smak w Europie, a inny w Stanach, o innych regionach nie wspominając. Jest więc globalną marką, ale nie do końca globalnym produktem. O co więc tak naprawdę chodzi? Czy ktoś zmusza nas do oglądania MTV? Przecież możemy przełączyć się na inną stację albo sięgnąć po radio i włączyć Radio Maryja. Możemy iść na spotkanie Światków Jehowy albo na wiec przeciw ACTA. I chyba właśnie tego boją się ci, którzy chcą być władcami umysłów i dusz. Boją się, iż za mało ludzi wybierze to, co daje im władzę nad innymi, bogactwo i życie ponad prawem. Dlatego nawołują do zasklepienia się w tym lub tamtym niczym żółw w skorupie.
A osobiście? Osobiście bardzo czarno widzę przyszłość. Nie na lata, ale w dłuższym przedziale czasowym. Mam obawy, iż potencjalne dobrodziejstwa globalizacji nie zostaną wykorzystane, również w dziedzinie tożsamości ludzkiej. Mankamenty zaś, jak zawsze, same się zrealizują. Widać to choćby po dyskusjach na temat tożsamości. I co ciekawe, niewiele ma tu do powiedzenia poziom wykształcenia czy obycia w świecie.
Tożsamość oparta na tradycji narodowej, religijnej, czy innej, powinna być przyprawą do dania, którym jest bycie człowiekiem. Człowiekiem myślącym, ciekawym wszystkiego i wobec wszystkiego zarazem krytycznym. Taki model człowieczeństwa jest mi najbliższy. Niestety, zbyt wielu ludzi pamięta o przyprawie, a zapomina o głównym składniku. Nie dziwi mnie to, gdyż tak niewielu jest prawdziwie głodnych informacji i na tyle tolerancyjnych, by być ją gotowym przyjąć niezależnie od tego, czy jest oczekiwana, czy nie. Wielokrotnie przytacza się przykłady różnych faux pas, jakie wciąż zdarzają się na styku różnych kultur. Mówi się o niemożności zrozumienia jednych przez drugich. Dla mnie są to tylko dowody na zamknięcie większości umysłów w każdym społeczeństwie. W każdym znajdą się na szczęście i tacy, którzy bez żadnego tłumaczenia są w stanie zrozumieć, iż ktoś może być inny i wykazać się tolerancją wobec popełnianych wzajemnie niezręczności. Tolerancją wobec innych, a nie „tolerancją” wobec takich samych jak my.
Tak patrzę na to, co piszę, i widzę, iż nieskładne to jakieś i przydługie. Chyba temat taki. Bardziej się nadaje na filozoficzną dyskusję przy kawie lub piwku, niż na jedną wypowiedź, w której nie da się zawrzeć wszystkiego. Zwłaszcza o sprawie, która tak wiele ma odcieni, powiązań z innymi tematami, tak wiele różnych aspektów. Tylko kto teraz ma czas na takie rzeczy?
Wasz Andrew
* W naukach ścisłych tożsamość to, najkrócej rzecz ujmując identyczność. W naukach społecznych jest tak samo, co przewrotnie znaczy coś pozornie odwrotnego. Tożsamością człowieka określmy zespół tych wszystkich jego cech, które pozwalają go zidentyfikować, wyróżnić spośród wszystkich innych przedstawicieli naszego gatunku. Wybierając niektóre z tych cech jako kryterium wyszukiwania jednostek w społeczeństwie, otrzymujemy zbiór osobników połączonych posiadaniem wspomnianych cech. Jeśli cechy te są znane ludziom należących do takiego zbioru i mają oni świadomość przynależności, mówimy o tożsamości w odniesieniu do społeczności, grup społecznych, etc.
** Z tego powodu nie wolno brać w ręce młodych dzikich zwierząt, zwłaszcza jeśli nie mamy dogłębnej wiedzy o nich i procesach identyfikacji w ich gatunku.
*** w sensie rodzice i młode
tekst napisany na konkurs w serwisie LubimyCzytać.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)