Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

piątek, 21 października 2011

Krzyżowcy



Jan Guillou, jeden z najbardziej znanych szwedzkich powieściopisarzy, kojarzył mi się dotąd jako autor serii książek o przygodach skandynawskiej wersji 007 czyli Carla Hamiltona, z których jak dotąd w Polsce wydano tylko trzy*. Stał się on moim ulubionym autorem, a ocenę tę pogłębiła jeszcze lektura niesamowitego Zła, powieści niepowtarzalnej i do głębi poruszającej. Kiedy sięgałem po Krzyżowców, byłem po równi pełen obaw co nadziei. Guillou oto porzucił współczesność, w której czuł się jak ryba w wodzie, na rzecz wieków średnich. Przeskok ogromny i ciekaw byłem, czy sprawdził się w nowym klimacie równie dobrze jak w XX wieku. Z drugiej strony - wiedziałem już, iż cykl stał się prawdziwym szałem w Skandynawii, podobnie jak ekranizacje stworzone na jego podstawie. To tylko zaostrzyło apetyt.


Książki zakupiłem w czteropaku wydanym przez Videograf II z Katowic. Seria składa się z następujących powieści:

  1. Droga do Jerozolimy (oryg. Vägen till Jerusalem)
  2. Rycerz Zakonu Templariuszy (oryg. Tempelriddaren)
  3. Królestwo na końcu drogi (oryg. Riket vid vägens slut)
  4. Dziedzictwo rycerza Arna (oryg. Arna Arvet efter Arn)

Już sam pomysł, by połączyć cztery powieści w jedną serię Krzyżowcy, wydaje się nadużyciem dla celów marketingowych, gdyż oryginalnie była to trylogia składająca się z trzech pierwszych książek połączonych osobą głównego bohatera, zaś Dziedzictwo było kontynuacją trylogii, będącą jednak osobną powieścią. Mnie osobiście za bardzo to nie przeszkadza, podobnie jak zaangażowanie nowego tłumacza w Królestwie (Janusz Korek) i powrót do poprzedniego (Marian Leon Kalinowski) w Dziedzictwie. Cała reszta pracy wydawniczej to jednak tragedia.

We wszystkich częściach cyklu aż roi się od błędów wszelkiej maści i wagi. Zdaję sobie sprawę, iż cywilizacja bylejakości manifestuje się we wszystkim, również w działalności wydawniczej, i nie ma już chyba powrotu do poziomu solidności drukarskiej z czasów epoki przedinformatycznej, lecz w tym wypadku Videograf II przekroczył wszelkie granice. Jakby mało było zalewu byków w treści - notki na tylnej stronie okładek, przed których przeczytaniem ostro przestrzegam, są wręcz streszczeniami zdradzającymi zakończenie każdej z powieści, co jest zwykłą zbrodnią na czytelniku, żeby nie użyć słów mniej parlamentarnych, choć pewnie bardziej odpowiednich. Ja niestety ten błąd popełniłem i z ich treścią się zapoznałem, po czym, mocno już zniesmaczony, przystąpiłem do lektury. W świetle powyższego fabuły nie zarysuję nawet w ogólnym zarysie. Kto chce, może się z nią zapoznać aż nadto z owych feralnych notek.

Gdy tylko przeczytałem początkowe akapity stało się coś, czego się absolutnie po pierwszym wrażeniu, zdecydowanie negatywnym i wywołanym zbyt wiele zdradzającymi notkami na okładkach, nie spodziewałem. Wszystkie cztery powieści dosłownie połknąłem i fakt, iż znałem zakończenie każdej, absolutnie się nie liczył. Postanowiłem przeczytać wszystko jeszcze raz i wtedy niezliczone ślady chochlika drukarskiego, o których już wspomniałem we wstępie, dawały mi się trochę we znaki, jednakowoż ponownie nie były w stanie zmienić mojej pierwszej oceny Krzyżowców, diametralnie odmiennej od oceny formy, w jakiej cykl ukazał się drukiem.

Pamiętacie Krystynę córkę Lavransa, pióra Sigrid Undse, laureatki Nagrody Nobla z roku 1928? Szczerze mówiąc zdarzyło mi się kilka razy przy niej usnąć. Kiedy tylko zacząłem czytać Drogę do Jerozolimy miałem wrażenie, iż jest to druga strona tej samej monety. Obie te sagi, bo tak trzeba je zakwalifikować, są jak kobieta i mężczyzna. Tak podobne i tak krańcowo odmienne zarazem. Bardzo zbliżone klimatem, słownictwem i tą niepowtarzalnością, jaką ma literatura skandynawska, tak specyficznie odróżniająca się od pochodzącej z innych rejonów świata. Jakkolwiek akcja Krystyny zaczyna się prawie dwieście lat później niż Droga do Jerozolimy, to Krzyżowcy obejmują dłuższy okres czasu i można powiedzieć, iż oba dzieła umiejscowione są w tych samych realiach historycznych. Obie sagi jednak krańcowo różnią się spojrzeniem. Krystyna to świat widziany, przeżyty i opisany z punktu widzenia kobiety; interpretowany z pozycji kobiety i jej priorytetów, Krzyżowcy zaś to spojrzenie okiem i umysłem mężczyzny. Być może dlatego Krystyna usypia niektórych facetów, a Krzyżowcy ich wciągają, choć obie opowieści tak wiele mają ze sobą wspólnego. Jak odbierają to kobiety, nie potrafię powiedzieć.

Czym są Krzyżowcy? Piękną, barwną i prawdziwie epicką w swym rozmachu opowieścią o narodzinach państwa szwedzkiego. Nowoczesnego państwa, które powstało z wizji i w określonym celu, którego herb jest taki i nie inny z konkretnych przyczyn, a nie dlatego, że ktoś zobaczył orła cień. Świat, w którym znajdziemy się w trakcie lektury, zapełnił Guillou całą armią postaci tak odmiennych jedna od drugiej, tak niepowtarzalnych, jak w życiu. W tych powieściach znajdziemy wszystko, co można spotkać w rzeczywistości, jednak tylko niewielu ma możność to wszystko obserwować i przeżyć. Trzeba żyć długo i mieć dar obserwacji, by tyle zobaczyć. Wielkie miłości i pełną podłości nienawiść szerzącą się jak zaraza. Mądrość i głupotę. Umiłowanie honoru, Boga i uczciwości graniczące ze świętością, a obok nikczemność wydającą się przekraczać ludzkie pojmowanie. Wiarę prowadzącą do zła i okrucieństwo wiodące do dobra. Kobiety inteligentniejsze od mędrców i mężczyzn głupszych niż wsiowe baby. Zimne, bezlitosne realizowanie okrutnych planów oraz wielkie czyny wynikające z potrzeby serca. Wielkie sceny batalistyczne i liryczne chwile oddechu w czasie pokoju. Będziemy wraz z naszymi bohaterami przemierzać niezmierzone odległości; od spalonych słońcem rejonów Ziemi Świętej do pokryte lasami mroźne krainy Norwegów. Poznamy okrutne kary ponoszone przez jednych za błahe grzechy, lub też nawet całkowicie bez powodu, i budzącą bunt bezkarność innych. Samo życie. Wszystko to połączone rozbudowaną fabułą i dynamiczną, porywającą akcją.

Krzyżowcy nie są jednak dla wszystkich. Ci, którzy zatrzymali się na etapie języka SMSów, których słownictwo, nawet bierne, nie wykracza poza prostacką mowę nowomodnych mediów, będą mieli problem z przebiciem się przez te wszystkie skandynawskie nazwiska i nazwy, stylizowany język i rozbudowane zdania o niejednokrotnie dziwacznym szyku. Dla innych będzie to dodatkowym smaczkiem.

Szwedzka epopeja to cykl powieści o bohaterach i tchórzach, grzechu i zbawieniu, o wierze i jej przeciwieństwie, o tolerancji i fanatycznym zaślepieniu. O życiu i umieraniu, które jest jego nieuchronnym etapem. Nie jest to tylko proza jednowarstwowa, gdzie poza tym, co napisane, niczego więcej autor świadomie nie zawarł. Nieodparcie nasuwa się porównanie z Trylogią Sienkiewicza, w której tylko z największą trudnością można się doszukać głębszych przemyśleń. Guillou w swej wydłużonej o czwartą powieść trylogii zawarł wiele aktualnych i dzisiaj problemów, być może nawet wiodących właśnie w czasach dzisiejszych. Co można poświęcać w imię czego, jakie są priorytety i czy można być im wiernym, wiara czy rozum, serce czy bezwzględny racjonalizm. Wyraźnie zarysowane dylematy nie zatrzymują myśli czytelnika i nie spowalniają w najmniejszym stopniu błyskawicznie rozgrywających się wydarzeń oraz wciąż zmieniającej się sytuacji bohaterów. Nawet traktując lekturę jako czystą rozrywkę, chcąc nie chcąc zaczniemy rozmyślać nad tym, jak ten świat jest urządzony.

Wielką zaletą Krzyżowców jest płynne i harmonijne połączenie poszczególnych powieści. Mistrzostwo autora widać choćby w sposobie ich powiązania. Kolejne pozycje cyklu są dużo bardziej ze sobą połączone niż w naszej, Sienkiewiczowskiej Trylogii, w której każda powieść mogłaby istnieć oddzielnie, gdyż praktycznie, z wyjątkiem incydentalnych odniesień, jedynym co je łączy, są główni bohaterowie. U Guillou całość jest jak historia. Następne wynika z poprzedniego, a to z kolei z jeszcze starszego. Wszystko ma swoją przyczynę i swój skutek. Ludzie zmieniają się pod wpływem czasu, wydarzeń i własnych przemyśleń. Nic nie znaczące zdarzenia z przeszłości wpływają na politykę odległych królestw w przyszłości. Panta rhei. Pomimo tak ścisłego związku pomiędzy powieściami można każdą z nich czytać osobno. Z drugiej strony, co jest absolutną finezją, kolejne części nie męczą nas powtórkami z przeszłości. Nieczęsto udaje się taka sztuka.

Dla uważnego polskiego czytelnika nie jest to jednak lektura zbyt wesoła. Choć w dużej części fikcyjna i tylko luźno wsparta na faktach, jest bardziej prawdziwa niż wiele innych książek, nawet tych ściśle historycznych, a nie powieściowych. Choć nie pokazuje, jak było, to ukazuje, jak bywa. Obnaża aktualne do dziś mechanizmy władzy, prawa i bezprawia, sprawiedliwości i jej braku. Ukazuje nie tylko natchnioną wizję sprawiedliwego państwa realizowaną z odwagą i poświęceniem, lecz również walkę o powstanie królestwa tak bezlitosną i wyrachowaną, iż w naszej historii brak na to odpowiedników. Trucizna i miecz. Mordowanie krewnych i sprzedawanie bliskich. Poświęcenie wszystkiego w imię silnego, nowoczesnego państwa, w imię lepszego bytu przyszłych pokoleń, w imię trwałego pokoju. Planowanie jak u szachisty, na wiele ruchów naprzód. W tym świetle nasze dzieje wyglądają tak odmiennie, iż wydaje się, iż w tamtych wiekach coś nam uciekło. Coś, czego brak nam do dziś i z powodu czego tak odstajemy, choćby od Szwecji. W posłowiu autor podkreśla, iż silne państwo jest nie do przecenienia, że każda słabość państwa to brama dla zła, niesprawiedliwości, dla mafii. I o tym również są te powieści. To jedno ze szczególnie ważnych przesłań, zwłaszcza dla Polaków, którzy zdają się słabo pojmować, iż tylko w silnym, praworządnym państwie szarzy, uczciwi ludzie mogą być wolni i szczęśliwi.

„Historycy” mogą zarzucić Guillou, iż zbytnio popuścił wodze fantazji. Ja bym do takiej krytyki wagi nie przykładał. Krzyżowcy nie są opracowaniem historycznym, tylko powieścią. Ci zaś, którzy się będą wymądrzać w ten sposób, czyli „historycy”, zapominają, iż nie ma jednej historii i nawet ich koledzy po fachu, próbujący to wmówić maluczkim, sami zmieniają poglądy zależnie od tego, kto jest u władzy i ich opłaca.

Krzyżowcy to opowieść nie tylko o wierze i polityce, o rycerzach i królewnach. To również powieść o zwykłym życiu, o wartościach ważnych dla sensu istnienia pojedynczych, szarych ludzi. Są w niej głębi, które na pierwszy rzut oka trudno zauważyć, gdyż najbardziej widoczna jest fascynująca przygoda i epicki rozmach wydarzeń. Plastyczne opisy pozwalają nam wyczarować w wyobraźni wielkie bitwy i pełne napięcia tajemne knowania. O ile mamy wyobraźnię. Dlatego właśnie nie jest to pozycja dla każdego. Raczej nie nadaje się na pierwszą lekturę dla kogoś, kto od lat nad książki przedkłada M jak miłość.

Lektura Krzyżowców od polskiego odbiorcy wymaga pewnej otwartości umysłu, gdyż sposób widzenia wielu rzeczy w niej zaprezentowany jest tak odmienny od naszego, że aż szokujący. Czyż komukolwiek w naszym kraju przyszłoby do głowy, iż Ryszarda Lwie Serce można przedstawić jako postać całkowicie negatywną? Jako pyszałka i warchoła, okrutnika i zdrajcę, którego jedynym przymiotem była odwaga? W zamian jednak dają nam te cztery powieści świeże spojrzenie na wiele spraw, które w naszych skostniałych stereotypach wydają się ostatecznie osądzone. To cenne, gdyż właśnie w naszym kraju upowszechnia się i utrwala widzenie świata poprzez stereotypy, pojmowanie wszystkiego w kategorii czerni i bieli. Jedna historia, jedna prawda, jeden punkt widzenia, no i oczywiście jedna wiara. Temu właśnie przeciwstawiają się Krzyżowcy. Wydaje się również, iż jednym z głównych motywów cyklu jest pytanie: Czy wiara więcej daje, czy więcej zabiera?

Jak nietrudno się domyślić, polecam Krzyżowców bezapelacyjnie i z pełnym przekonaniem, choć lektura ta wymaga co nieco od czytelnika. Dla tych, którzy poradzą sobie z dziwacznymi nazwiskami i nazwami oraz dość trudnym stylem, będzie to i świetna rozrywka, i wielkie przeżycie, o czym gorąco was zapewniam. I mam nadzieję, iż kiedyś ukaże się lepsze wydanie...


Wasz Andrew


2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Ten cykl powieściowy naprawdę wart jest polecania, tym bardziej, iż niezbyt jest w Polsce popularny. Może nie koresponduje zbytnio z naszą mentalnością...

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)