Dawkując sobie dorobek literacki mojego ulubionego brytyjskiego pisarza, polityka, sportowca i barona (nie narkotykowego, a Weston-super-Mare) Jeffreya Archera tym razem sięgnąłem po powieść „Złodziejski honor”. Wybrałem wersję audio na podstawie tłumaczenia Andrzeja Szulca, której głosu użyczył Janusz Kozioł.
Dzieła, które wyszły spod pióra Archera, dotąd nigdy mnie nie zawiodły, choć to autor bardzo odważny, który nie ogranicza się w swej twórczości do jednego gatunku literackiego, jednej tematyki ani jednego okresu dziejów. Poniekąd odzwierciedla ta różnorodność jego doświadczenie życiowe; jest on jednym z tych ludzi, o których można śmiało powiedzieć, że z niejednego pieca chleb jadł. Do „Złodziejskiego honoru” podszedłem więc śmiało, bez obaw.
Od razu rozprawię się z wydaniem – jeśli macie do niego dostęp, to śmiało – lektor sprawił się bez zarzutu, podobnie jak tłumacz. A sama powieść?
Ukazała się w 1993, a więc po finalnie nieudanej agresji Iraku na Kuwejt, ale dużo, dużo wcześniej przed inwazją Zachodu na Irak. Saddam Husajn miał się jeszcze całkiem dobrze i pewnie nawet nie przypuszczał, że nie ma szans w konflikcie z USA. W powieści Archera władca Iraku postanawia upokorzyć Stany, a szczególnie amerykańskiego prezydenta, nie na drodze ataku terrorystycznego, a bardziej finezyjnie. Konkretnie zamierza wykraść, a potem publicznie spalić, Deklarację Niepodległości. Co i jak się będzie działo nie zdradzę; uważam, że blurby wszystkich wydań ujawniają zdecydowanie zbyt wiele i w pełni zasługują na miano spojlerów. Na szczęście żadnego nie poznałem przed odsłuchaniem książki czytanej, więc mi zabawy nie zepsuły.
Zabawy, bowiem to niestety nie jest ten Archer, którego uwielbiam. Owszem, jest to bardzo udany miks kryminału, sensacji, fikcji politycznej i powieści szpiegowskiej, a wszystko okraszone odrobiną romansu. Równorzędna konkurencja dla Jamesa Bonda i podobnych produkcji. Gdyby napisał to ktoś inny, pewnie bym nie narzekał, jednak Jeffrey Archer przyzwyczaił mnie do tego, że nawet w typowo popularnych gatunkach widać wyczucie, doświadczenie życiowe i głęboki ogląd rzeczywistości będący podstawą powieściowej fikcji. Tutaj trochę mnie zawiódł, gdyż pójście w akcję i dynamikę rodem z „007” chyba nie było najlepszym eksperymentem. Może po prostu nie miałem na to nastroju. Inna sprawa, że słuchało się tego naprawdę dobrze, zwłaszcza do połowy. Potem, co wynikało z samej konwencji przyjętej przez autora, można się było zbyt wielu rzeczy domyślać, choć nie było to aż tak infantylne jak u Iana Fleminga.
Jeśli macie akurat zapotrzebowanie na sensacyjne szpiegowskie klimaty, to jest to powieść dla Was. Jeśli chcecie poznać coś reprezentatywnego jednego z najlepszych, nie tylko brytyjskich, piór ever, to nie sięgajcie na razie po „Złodziejski honor”. Powieść dobra w swym kanonie, nawet bardzo, ale na pewno nie jest tym, za co Archera pokochały miliony czytelników na całym świecie.
P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/b4t636
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)