Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

niedziela, 19 października 2025

Stephenie Meyer „Chemik” - powiew świeżości w kanonie Jasona Bourne’a


Po poznaniu tetralogii „Zmierzch” („The Twilight Saga”), która narobiła sporo zamieszania w świecie, nie tylko wydawniczym, szturmem zdobywając czołowe miejsca w rankingach sprzedaży (co najmniej 160 mln sprzedanych egzemplarzy) i niemal z marszu doczekawszy się ekranizacji oraz po wielce oryginalnej powieści SF „Intruz” („The Host”) wiedziałem, że wrócę do twórczości ich autorki, czyli amerykańskiej bardzo współczesnej pisarki Stephenie Meyer (ur. 1973). Teraz, ciekaw co też Meyer znów wymyśliła, sięgnąłem, bez żadnego researchu, po „Chemika”. Wybrałem wydanie audio oficyny Edipresse Polska w interpretacji Krzysztofa Plewako-Szczerbińskiego, na podstawie tłumaczenia Ewy Nowak.


Najpierw dygresja na temat tytułu. Nasz kraj jest wybitny w wymyślaniu nowych tytułów dzieł tłumaczonych z obcych języków i niemających niczego wspólnego z tytułem oryginału. Teraz więc byłem zadziwiony przegięciem innego rodzaju – tytuł „The Chemist” przetłumaczono optycznie ze stuprocentową wiernością - jako „Chemik”, co w tym wypadku, czyli protagonistki płci pięknej, jest błędem, gdyż od dawna mamy w naszym języku słowo „chemiczka” i nie jest to żaden nowomodny feminatyw. Jak zwykle Zulu-Gula.

Główna bohaterka jest chemiczką, ale szczególnego rodzaju. Wybitny naukowiec, zarazem teoretyk i praktyk, specjalizuje się w… torturowaniu ludzi. Właściwie w momencie rozpoczęcia opowieści już czas przeszły, specjalizowała się, pracując dla rządu, ale po śmierci swego szefa i obawiając się o własne życie, stała się ciągłą uciekinierką. Do czasu…

Co i jak, nie będę jak zwykle zdradzał. Spojlerowanie to zbrodnia na przyszłych czytelnikach, lecz w przypadku sensacji, kryminałów i innych gatunków zaliczanych przez Anglosasów do kategorii MYSTERY jest szczególnie godna potępienia. Fabuła w zarysie przypomina klasyczny już schemat Jasona Bourne’a, jednak w autorskiej, dość oryginalnej wariacji wzbogaconej o rozbudowany wątek miłosny.

No właśnie – chyba najczęściej podnoszony zarzut wobec „Chemika” to infantylność wątku romansowego. Absolutnie się z tym nie zgadzam. Widać tu pewną nieuczciwość drzemiącą w umysłach wielu recenzentów i recenzentek. Fakt, teksty miłosnych dialogów w sytuacjach zagrożenia chyba jednak w kilku momentach są przesłodzone i za długie, ale… „Romeo i Julia” pokazuje ten sam infantylny pierwszy etap niejednej wielkiej miłości zwany zauroczeniem lub z angielska puppy love, a mimo tego R&J są uznawani za ponadczasowe arcydzieło. Jak to jest, że gdy coś zostało przez autorytety uznane za mistrzowskie, to nie jest infantylne, ale u kogo innego to samo już jest? Podświadoma zazdrość tych, którzy nigdy czegoś podobnego nie przeżyli, a być może nawet nie są sobie w stanie tego wyobrazić? Współczuć pozostaje…

Jeśli już jesteśmy przy uczuciach, to jednym z najbardziej poruszających wątków jest świetny motyw z psami, dla mnie bardziej rozczulający niż te wszystkie sercowe rozterki międzyludzkie powielane w literaturze aż do bólu. W dodatku z ekstra plusikiem za sposób, w jaki Meyer pisze o swoim własnym czworonogu w posłowiu.

Jeśli chodzi o aspekty fabuły i akcji spod znaku szpiegów oraz innych tajnych służb, to w kilku miejscach widać, że autorka jest cywilem. Nie zna na przykład żadnych tricków do zapamiętywania nieoczywistych haseł i wyraźnie widać niedocenianie snu, który przecież jest być może najważniejszym elementem kondycji wojownika. Mimo wszystko czyta się to świetnie, nie gorzej niż najlepsze dzieła w kanonie. Logika, konsekwencja, dobra dynamika.

Wielu z nas wydaje się, że sytuacje zagrożenia życia, bycia inwigilowanym i tym podobne, nie zdarzają się w naszym, cywilnym życiu. To ułuda. Większość z nas żyje w umysłowym matrixie. Jesteśmy inwigilowani, ale póki nie wpływa to nasze życie, udajemy, że tego nie ma. Myślimy, że takie rzeczy (nagła i niespodziewana śmierć) zdarzają się tylko w powieściach. Tymczasem w Europie w grupie wiekowej 5-29 tylko jedna z odmian nagłej śmierci, wypadki drogowe, jest główną przyczyną zgonów, a są i inne. Zgony naturalne, cokolwiek to znaczy, praktycznie się w tej statystyce nie liczą. Z wiekiem zwiększa się liczba zgonów od chorób, ale nie zmniejsza liczba zejść gwałtownych, w tym zabójstw. Oczywiście, prawdopodobieństwo zabójstwa Kowalskiego jest niewielkie, ale nie jest zerowe i gwałtownie rośnie, gdy Kowalski zbliży się, świadomie lub nie, do polityki, służb lub przestępczości. Od razu mało prawdopodobne staje się znacznie bardziej realne, o czym przekonać się może każdy uważny czytelnik literatury faktu, jak na przykład dzieła Moniki Góry „Człowiek, który wiedział za dużo. Dlaczego zginęli Jaroszewiczowie”, o którym wkrótce, lub uważny czytelnik wiadomości kojarzący zadziwiająco wysoką śmiertelność wśród naszych elit w następstwie wypadków, samobójstw, itp. Warto też wspomnieć o najnowszych ustaleniach w sprawie życiorysu Hemingwaya, które każą się zastanowić, czy nienormalni są wietrzący wszędzie układy, śledzenie i spiski, czy też wręcz odwrotnie – oni są normalni, a stado jest ślepe. No, ale znów zabrnąłem w dygresje i refleksje, co prawda wywołane powieścią, ale jednak dość subiektywne.

Wracając do meritum, trzeba poruszyć sprawę tłumaczenia i redakcji tekstu. Zasadniczo jest bardzo dobrze, lecz warsztat stylistyczny tłumaczki doprasza się korekty, której wyraźnie brak. Liczne powtórzenia momentami rażą; nawet tak trywialne słowa jak dłonie jakoś nie mogą się doczekać synonimów. Nie pasuje mi też i brzmi wręcz boleśnie w audiobooku ciągle używane „skomlić”. Podobno to forma poprawna, lecz mało używana i konsekwentne trzymanie się jej wręcz mnie bolało.

Już kilka razy pisałem Wam, że coraz częściej widzę wyraźnie wyartykułowaną w książce Paula Masona „Skąd ten bunt” rosnącą przepaść między władzą (politykami i wszystkimi osobami na stanowiskach najwyższego szczebla), a zwykłymi ludźmi, czyli społeczeństwem. Na ekranie ostatnio uderzyła mnie ewolucja w wizerunku władz w serialu „Seal Team” od początkowej akceptacji i wiary, do kompletnie odwrotnych odczuć w ostatnim sezonie. I w „Chemiku” też widać, że nie tylko u nas przepaść między władzą a społeczeństwem stale się powiększa. Puentą tego wątku jest niby nic nieznaczący, ale jakże symptomatyczny dialog:
„ - Alex, jesteś republikanką czy demokratką?
– Pesymistką.”
Ta tendencja raczej nie wróży dobrze na przyszłość.

Na koniec jeszcze warto się odnieść do osnowy tej książki, czyli pomysłu wykorzystania różnorodnych związków chemicznych do „specjalnych metod przesłuchań”. Na pewno jest to interesująca propozycja, gdyż przy odpowiedniej wiedzy niesie dużo mniejsze ryzyko bezowocnej „utraty obiektu” w wyniku przesłuchania niż metody tradycyjne, czyli mniej lub bardziej wyrafinowana przemoc, i jednocześnie jest szybsza niż najczęściej obecnie stosowane nieopresyjne metody (jak deprywacja sensoryczna), czy inne metody stojące na pograniczu, w mniejszym lub większym stopniu obarczone wadami obu. Większość z nas nie zdaje sobie sprawy z potęgi i rozwoju chemii, więc warto przypomnieć, co ujawniono dopiero stosunkowo niedawno, że II wojna światowa była nie tylko wyścigiem techniki i technologii bojowej, lecz także nauki, w tym chemii. A w tej ostatniej wyścigiem dopalaczy i narkotyków. Kto czytał o zestawie, który zabierali ze sobą na lot piloci Stukasów, a który przypominał skrzyneczkę z miksturami Merlina, ten wie o czym mówię. II wojna skończyła się niemal wiek temu, a w chemii to całe epoki. Kto wie, co naprawdę jeszcze jest dziś niemożliwe… Z drugiej strony podobno najlepszy przesłuchujący w III Rzeszy, który miał najlepsze statystyki, nigdy nie stosował przemocy ani nawet niefizycznej opresji. Tylko ilu może być takich geniuszy?

To były takie wstawki przybliżające interesujące tematy na których zbudowano powieść, która poza tym jest dość klasyczna w swym, czyli Bourne’owym kanonie. No, poza ciążeniem ku miłosnemu dziełu Szekspira. Wciąga, świetnie relaksuje. Niby tylko czytadło, ale świetnie napisane i wcale niegłupie. Skoro zaś komiks już od wieków uznawany jest za sztukę, to może najwyższy czas oddać sprawiedliwość gatunkom stereotypowo nie zaliczanym do wielkiej literatury i nie ograniczać się w docenianiu tylko do dzieł trudnych w odbiorze, poważnych, głębokich, pełnych wałkowanych od wieków rozterek i literackiego onanizmu. Jeśli coś, jak „Chemik”, napisane w lekkiej formie, jest świetne, to zdecydowanie i gorąco polecam.



Opis obrazka



P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/b4t636

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)