Dorothy Parker
The Custard Heart
Człowiek to skomplikowana istota, która nierzadko sama nie wie, czego właściwie pragnie. Na ogół przeszkodą w realizacji marzeń zdają się być pieniądze, czy raczej ich brak. Ale gdy upragniona gotówka już się pojawi, okazuje się, że nie jest ona żadnym remedium. Poszukiwania szczęścia trwają więc dalej, a próbom poddawane są kolejne cudowne eliksiry – grono przyjaciół, efektowne gadżety, podróże czy używki. Kiedy jednak zasklepimy się w naszych oczekiwaniach i żądaniach tego, by świata był dla nas lepszym miejsce do życia, nie decydując się krytycznie spojrzeć na samych siebie, trudno będzie o pozytywne rozwiązanie. Przypomina nam o tym Dorothy Parker (1893 – 1967), amerykańska poetka i pisarka, autorka zbiorku The Custard Heart.
Cieniutka licząca sobie 64 strony książeczka, w charakterystycznym seledynowym kolorze, będąca czwartym tomem cyklu Penguin Modern wydawnictwa Penguin Classics skrywa w sobie 3 opowiadania. The Custard Heart, Big Blonde oraz You Were Perfectly Fine to teksty, w których czołowe role odgrywają kobiety zmagające się z różnymi rodzajami problemów. Horyzont myślowy każdej z heroin przysłaniają (albo wkrótce będą przysłaniać) ciemne chmury zmartwień i trosk, które nie pozwalają cieszyć się z życia.
Otwierające zbiór Kremowe serce to historia pani Lanier, której umysł toczony jest przez niekończącą się tęsknotę (Żadne żywe oko, ani ludzkie, ani dzikiej bestii trzymanej w klatce, ni drogiego, domowego zwierzątka, nie widziało pani Lanier, gdy nie była dręczona tęsknotą [1]). Trawiona melancholią i smutkiem, pani Lanier musi stawiać czoła rzeczywistości, którą niejedna osoba mogłaby uznać za całkiem przyzwoitą i znośną – jeżdżenie do miasta samochodem powożonym przez szofera na zakupy nowych ubrań, przymierzanie już zamówionych, odwiedzanie krawca czy sklepu z bielizną nie wydają się być zadaniami na tyle straszliwymi i wyczerpującymi, by po ich spełnieniu być bezwładnym niczym frezja. Tyle, że dla pani Lanier tego typu eskapady są doświadczeniem straszliwym i niepokojącym, bowiem zawsze istnieje ryzyko, że gdzieś po drodze spotka się ludzi, którzy przypomną jej o mizerii człowieczego żywota: Ich twarze będą sine i szorstkie od wiatru, i puste od monotonii ich kieratu [2]. Bieda, kalectwo czy starość to, coś czego pani Lanier stara się unikać, bo zdaje się to rozpraszać ją i uniemożliwia „uprawianie” swojej żałoby po upragnionym, a nigdy nie posiadanym dziecku. To samoumartwianie się przybiera tak pokraczne rozmiary, że kiedy istnieje ryzyko, że coś może je zakłócić (np. oblicze starzejącego się szofera), ów czynnik trzeba natychmiast usunąć. Codzienność sprowadza się dla pani Lanier do przywdziewania maski Weltschmerzu, która dodaje jej atrakcyjności w oczach tabunów młodych mężczyzn, wielbiących i hołubiących jej osobę. Tyle, że takie zwrócenie spojrzenia wyłącznie na samą siebie, prędzej czy później, doprowadzi do sytuacji, w której umknie nam coś bardzo istotnego, nawet gdy rozgrywa się to tuż obok nas.
Duża Blondi to opowieść o Hazel Morse, (…) wysokiej, atrakcyjnej kobiecie z rodzaju tych, które sprawiają, że niektórzy mężczyźni, gdy używają słowa „blondynka”, cmokają i łobuzersko kiwają głowami [3]. Hazel jest przeświadczona, że popularność to rzecz godna wysiłku i starań, stąd czyni bardzo wiele, by błyszczeć w gronie znajomych, szczególnie w jego męskiej części. Z biegiem czasu Hazel staje się duszą towarzystwa na tyle rozpoznawalną, że wesołość, pogodność i szeroki uśmiech to rzeczy wręcz od niej wymagane – gdy tylko mężczyzna aktualnie pozostający z nią w bardziej zażyłej relacji odkrywa, że beztroska partnerki nie jest nieustanna, że zdarza jej się miewać także negatywne stany emocjonalne, czar pryska, zaś związek nieuchronnie zmierza ku końcowi (Hej, posłuchaj – mawiał – mam własne zmartwienia, i to mnóstwo. Nikt nie ma ochoty słuchać o kłopotach innych, złotko [4]). Hazel ma być zabawna i dobrze wyglądać – maska takiej właśnie persony przylega na tyle mocno, że powoduje już ona ucisk, uwieranie i odciska toksyczny wpływ na osobowości kobiety, która staje się coraz bardziej podatna na depresyjne epizody.
You were perfectly fine to gorzki dialog (choć pozornie naznaczony lekkością i humorem) pomiędzy skacowanym mężczyzną, a kobietą, która poprzedniego wieczoru doczekała się oczekiwanego, miłosnego wyznania. Tyle, że śledząc postępującą wymianę zdań, uzmysławiamy sobie, że absztyfikant nie pamięta praktycznie niczego ze swoich amorów, co jednak zdaje się zupełnie nie przeszkadzać zapatrzonej w niego bohaterce. Każdy wyrzut mężczyzny kierowany pod własnym adresem, pojawiający się, gdy ujawnione zostają kolejne jego wybryki, kwitowane jest przez kobietę tytułowym: Byłeś zupełnie w porządku. Wydaje się, że celem tego najkrótszego opowiadania jest ukazanie krótkowzrocznej beztroski i miłosnego oczarowania, które zaślepiają i nie pozwalają dostrzec nieodpowiedzialności czy infantylności.
Zbiorek największe wrażenia wywiera, kiedy rozpatrywać go na dwóch płaszczyznach: masek, społecznych ról i tego, jak potrafią one przejąć nad nami władzę, prowadząc nas w otchłań ubezwłasnowolnienia i uprzedmiotowienia oraz alkoholu, alkoholu, z którym rozpoczynamy znajomość jako z niewinną używką, a w sidłach którego kończyny sponiewierani, zniszczeni, upodleni. Portrety psychicznego spustoszenia jakie czynią wspomniane czynniki są precyzyjne, a przy tym naszkicowane piórem nasączonym ironią i drwiną – Dorothy Parker nie ma litości dla swoich protagonistek i protagonistów, ukazując ich małość i słabostki w sposób, który wzbudza u odbiorców raczej uśmiech politowania niż głębokie współczucie. Nie zmienia to faktu, że obcowanie z prozą Amerykanki jest interesującym doświadczeniem, szczególnie, gdy ma się możliwość zetknięcia się z oryginałem – słownictwo Parker jest wyszukane, zdania eleganckie, zaś styl błyskotliwy. Całość tworzy bardzo efektowną otoczkę, pod którą skrywają się ludzkie dramaty orbitujące wokół psychicznej niestabilności i nałogów. Oryginalne połączenie poruszanych tematów i użytych w tym celu artystycznych środków.
P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df
------------------------------
[1] Dorothy Parker, The Custard Heart w: The Custard Heart, Wydawnictwo Penguin Books, Londyn 2018, s. 1
[2] Tamże, s. 3
[3] Dorothy Parker, Big Blonde w: The Custard Heart, Wydawnictwo Penguin Books, Londyn 2018, s. 13
[4] Tamże, s. 29
I kolejna autorka, której nie znam, a którą chciałabym poznać... Odniosłam wrażenie, że bohaterki są niezbyt mądre. Jedna się umartwia, druga najbardziej sobie ceni popularność, trzecia nie rozumie, że nie trzeba poważnie traktować słów pijaka.
OdpowiedzUsuńAno, nie da się ukryć, że bohaterki nie grzeszą inteligencją czy rozwagą, ale biorąc również pod uwagę to, co napisała Ania z bloga Czytanki Anki ("Pani Parker trzyma fason", "Gra - Dorothy Parker"), często chyba właśnie tego typu heroiny tworzy Dorothy Parker. Warto przy tym nadmienić, że o ile mężczyźni pełnią role poboczne, to oni także przedstawieni są niezbyt pochlebnie ;)
UsuńDodam tylko, że o ile Grą nie byłam zachwycona tuż po lekturze, to z perspektywy czasu oceniam ją znacznie lepiej. Może to kwestia wieku.;) Chyba sobie przypomnę ten zbiór.
UsuńBardzo dobrze wspominam lekturę jej opowiadań, w Polsce niestety jakoś chyba się nie przebiły. I tak marzę sobie, żeby Czarne w nowej serii amerykańskich opowiadań wydało właśnie Parker.;)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że jeśli tylko wspomniana przez Ciebie seria (bardzo lubię zdobiące ją grafiki) utrzyma się na powierzchni odpowiednio długo, to prędzej lub później, Dorothy Parker na jej łamach zagości.
UsuńChyba nigdy nie słyszałam o tej autorce. Jej portrety kobiece wydają się specyficznie, ale jednak, interesujące :)
OdpowiedzUsuńGalene
W Polsce wydano tylko jeden jej zbiór opowiadań ("Gra"), są też utwory porozrzucane w czasopismach czy antologiach, ale przyznaję, że przed sięgnięciem pod "The Custard Heart" jej osoba i twórczość również nie były mi znane ;) A kreacje heroin zaiste są oryginalne :)
UsuńZapowiada się ciekawie, ale jakoś najbardziej zaintrygowało mnie to "You were perfectly fine". Wyczuwam dużo podtekstów i ciekaw jestem.
OdpowiedzUsuńKrótki to utwór, trochę śmieszny, ale przede wszystkim bardzo gorzki, szczególnie jeśli ktoś miał do czynienia z alkoholikami.
Usuń