Braterstwo broni
oryg. tyt. pełny
Tae-geug-ki Hwi-nal-ri-myeo
skrócony
Taegukgi
najczęściej spotykany tytuł w dystrybucji międzynarodowej:
Tae Guk Gi: The Brotherhood of War
reżyseria:
Je-gyu Kang
scenariusz:
Je-gyu Kang, Ji-hoon Han
produkcja:
Korea Południowa
premiera światowa:
3 lutego 2004
Po południowokoreańską produkcję noszącą u nas tytuł „Braterstwo broni” lub „Braterstwo wojny” sięgnąłem bez wielkiego przekonania i nie owijając w bawełnę muszę stwierdzić, że trafiłem na interesującą perełkę.
Rzecz cała dzieje się w czasie wojny koreańskiej (1950-1953), a głównymi postaciami są dwaj bracia z ubogiej dzielnicy, student i szewc, którzy zostają zmobilizowani do walki z komunistami z Północy już w pierwszych dniach walk. Nie cierpię spojlerowania u innych, więc fabuły nie będę przybliżał W pierwszej chwili zdawało mi się, że będę miał do czynienia z typowym wojennym kinem klasy B, co nie do końca współgrało z faktem, że film ten, gdy go wyświetlano po raz pierwszy, okazał się rekordowym hitem w Korei (11.74 mln widzów). Jednak oglądając już po kilku minutach, mimo koreańskiej specyfiki - odmiennego od zachodniego stylu kręcenia obrazów wojennych, pisania dialogów i konwencji gry aktorskiej, rzecz zaczęła mnie wciągać. Nie, żeby to było kino łatwe i przyjemne, ale za to z każdą minutą było coraz bardziej interesująco.
Kino polskie, zwłaszcza ukazujące nas przeciwko wrogom, odstaje dość znacznie od tendencji światowych. Niby coś się rusza pod wpływem zagranicznych trendów, ale wciąż nie widziałem jeszcze polskiego filmu ukazującego (choćby nieświadome) masakrowanie cywilów przez naszych, co przecież zdarza się w każdej armii, zwłaszcza w trakcie walk w terenie zabudowanym, i co coraz częściej pokazywane jest w zachodnich produkcjach jako przekaz o prawdziwym obliczu wojny. Podobnie jest z innymi realiami, takimi jak bratobójczy ogień, kalectwo, rany fizyczne i psychiczne, głód, brud i choroby, dekownictwo, głupota przełożonych, szafowanie życiem ludzkim w imię osobistych ambicji, polityki i propagandy, i multum innych, które nijak się mają do takich oskymoronów jak sprawiedliwa wojna, piękna śmierć (za ojczyznę) czy inne propagandowe hasła. Wciąż nie mamy tyle odwagi, a może uczciwości, by pokazać, że nawet wojna w słusznej sprawie jest ohydna, okrutna, zła i pełna niesprawiedliwości. Na tym tle „Braterstwo broni” też odstaje od trendów światowych, ale w odwrotnym sensie – wyprzedza Zachód. Koreańczykom udało się chyba jak dotąd najbardziej zbliżyć do obnażenia bezsensu i odrażającego marnotrawstwa jakim jest nawet wojna jak najbardziej sensowna, konieczna i moralnie usprawiedliwiona. Za tym idzie niestety i to, że film doceniamy, ale po seansie raczej nie palimy się do powtórki.
Fakt, że wojna koreańska była doświadczeniem, jakiego Polacy na szczęście nigdy nie zaznali, gdyż nasze wojny toczyliśmy z innymi narodami, a nie z naszym własnym. Fakt, że była jedną z pierwszych wojen nowoczesnych, które za wyjątkiem wyjątków charakteryzują się dużo wyższym odsetkiem ofiar cywilnych w stosunku do wojskowych, niż nawet II wojna światowa. Jednak dla Koreańczyków ich wojna wciąż trwa, wciąż pół narodu jest we władzy komunistycznego cara, więc odwagę w bezkompromisowym ujęciu tematu tym bardziej należy docenić.
Zdecydowanie polecam, zwłaszcza w świetle tego, co się dzieje u nas za ścianą. Ukraina wciąż cierpi i warto sięgnąć po „Braterstwo broni” by nie zapomnieć, że uśmiechnięci wojacy to tylko propagandowe fotki, które nawet jeśli nie są ustawione, są tylko chwilami oddechu w nieustającym paśmie cierpienia i śmierci.
Wasz Andrew
P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df
Nie kojarzę zbyt wielu książek o wojnie koreańskiej, a ten temat jest dla mnie b. ciekawy. Jak dotąd spotykałem się jedynie z pozycjami, gdzie pojawiają się echa tego konfliktu ("Wzburzenie" Philipa Rotha czy "Zima w Sokcho" Elisy Shua Dusapin), dlatego chętnie rozejrzę się za tym filmem.
OdpowiedzUsuńTak, dużo więcej jest choćby o Wietnamie.
Usuń