Jelena Kostiuczenko
Przyszło nam tu żyć. Reportaże z Rosji
Rosja, podobnie jak niejedno państwo, któremu postanawiamy się skrupulatnie przyjrzeć, to twór trudny do pochwycenia w karby definicji i regułek. Oto bowiem rozległym, geograficznym przestrzeniom towarzyszy skomplikowana historia oraz etniczne zróżnicowanie. Gdy zasłuchamy się w przeszłość, to dojdą do nas echa Rusi Kijowskiej, jarzma mongolsko-tatarskiego, caratu czy ZSRR, zaś kiedy postanowimy przyjrzeć się tym, którzy tworzą Federację Rosyjską, okazuje się, że obok Rosjan, mamy do czynienia z Tatarami, Baszkirami, Ukraińcami, Czuwaszami, Czeczeńcami, Ormianami, Awarami, Mordwinami i wielu, wielu innymi nacjami. Wypadkową tych zlewających się prądów jest potężna rzeka, pełna różnorakich meandrów, zdradliwych nurtów oraz błotnistych płycizn. Pozostając przy ciekłych analogiach, można stwierdzić, że czytelnik, który zdecyduje się sięgnąć po książkę Przyszło nam tu żyć. Reportaże z Rosji autorstwa rosyjskiej dziennikarki Jeleny Kostiuczenko (ur. 1987), zabrany zostaje w wyprawę po najbardziej mętnych wodach Federacji Rosyjskiej.
Przyszło nam tu żyć to opublikowany przez Wydawnictwo Czarne zbiór 19 tekstów z lat 2010 – 2015, w których Jelena Kostiuczenko zabiera nas w podróż po najniższych kręgach piekieł rosyjskiego społeczeństwa. Reporterka przybliża nam losy osób wykluczonych, zepchniętych na margines, niepotrzebnych, zapomnianych, pogardzanych i wyklętych, słowem, wszystkich tych, których chętnie okrywa się całunem przemilczenia, bowiem ich sylwetki wyraźnie kontrastują z oficjalnymi hasłami i sloganami putinowskiej Rosji o imperialistycznych zapędach.
Lektura tekstów Kostiuczenko to doświadczenie mocno specyficzne, bowiem autorka koncentruje się w nich na wszelakiej maści patologiach i dewiacjach, co dla czytelnika nie obeznanego z rosyjskimi realiami, może dawać mylne wyobrażenie o tym kraju. Z tego względu w trakcie lektury warto mieć świadomość, że Kostiuczenko opisuje przypadki jednostkowe, które niekoniecznie są reprezentatywne dla wszystkich Rosjan. Gdyby Przyszło nam tu żyć traktować jako zbiór wiedzy i informacji na temat Federacji Rosyjskiej, może okazać się, że zapadamy się w bagno stereotypów i uprzedzeń, przez pryzmat których nigdy nie powinniśmy patrzeć na daną społeczność.
Z drugiej zaś strony proza Kostiuczenko odnosi się do autentycznych zdarzeń i protagonistów, dając tym samym możliwość spojrzenia w trzewia rosyjskiego molocha, w których niejedno ludzkie życie zostaje bezlitośnie zmielone, zmiażdżone i wyplute. Bowiem Rosja oglądana oczami bohaterów poszczególnych reportaży to kraina zdeformowana i skrzywiona, w której normalność przyjmuje bardzo osobliwe kształty. Przede wszystkim rolą państwa zdaje się być ochrona silniejszego. Ten, kto ma pieniądze bądź wpływy na ogół zdecydowanie lepiej dogaduje się z władzą, co skutkuje sprzyjającym prawem, a nierzadko bezkarnością. Dla słabszych pozostają nędzne ochłapy, które rzadko umożliwiają przetrwanie, co stanowi źródło zarówno aberracji jak i desperackich kroków. Stąd niejedna historia przywodzi na myśl starcie Dawida z Goliatem, tyle, że zmagania z olbrzymem są najczęściej próżne i jałowe, bowiem z przeżartym korupcją i kolesiostwem aparatem państwowym nie sposób zwyciężyć. Tym samym Przyszło nam tu żyć to zapis niesprawiedliwości i upokorzeń, jakich mniej zaradni obywatele doświadczają ze strony Federacji Rosyjskiej.
Zaletą książki Kostiuczenko jest niewątpliwie autentyzm, którym przesycone są karty utworu. Reportaże utrzymane są w neutralnym stylu, niemal bez udziału autorki. To wrażenie bezstronności wynika z faktu, iż oprócz krótkiego wprowadzenia oraz kilku zdań umieszczonych na końcu tekstu, stanowiących jego podsumowanie, Kostiuczenko ogranicza się do przytaczania wypowiedzi wybranych bohaterów i opisu okoliczności, w jakich prowadzona jest rozmowa. Autorka wyraźnie powstrzymuje się od oceniania, moralizowania, a niekiedy nawet od krótkiego komentarza. W rezultacie to w gestii czytelnika pozostaje wydanie wyroku w opisywanym materiale, choć przyznać trzeba, że nie jest to sprawa łatwa, bo niejednokrotnie przekonujemy się, że ofiara może być jednocześnie oprawcą, zaś rodzące się zło to pokłosie beznadziei, zaniedbań i rozgoryczenia, na które składa się cały szereg czynników. Wspólnym mianownikiem wszystkich dramatów pozostaje natomiast wspomniany wcześniej brak szans na poprawę sytuacji i związany z tym brak perspektyw na lepsze jutro.
Czytając reportaże Kostiuczenko zauważalne są upór i determinacja autorki, która pisząc dany tekst czyni to całą sobą, będąc gotową do niemałych poświęceń. Wydaje się wręcz, że dla Rosjanki dziennikarstwo to nie tylko praca, ale i – jak banalnie by to nie brzmiało – powołanie oraz poczucie misji. Kostiuczenko udaje się dotrzeć do miejsc i ludzi, od których z reguły odwraca się wzrok (Życie w gnieździe to relacja z 24 godzin spędzonych z dezomorfinistami, czyli narkomanami uzależnionymi od tzw. krokodyla, zaś Trasa to zwierzenia prostytutek pracujących przy drodze federalnej); wzbudzić zaufanie, wśród tych, którzy są prześladowani (Zabijcie go sami albo my to zrobimy. Decyzja należy do was to zilustrowanie czeczeńskich realiów, czyli rosyjskiej republiki, w której rzekomo homoseksualizm nie istnieje) czy zwodzeni i oszukiwani przez państwo (Pani mąż dobrowolnie poszedł pod obstrzał to opis starań młodej wdowy usiłującej zyskać możliwość wglądu ciała swojego męża, poległego w konflikcie w Donbasie, w którym oficjalnie Federacja Rosyjska nie bierze udziału) albo czują się odrzuceni i niepotrzebni (Szpital to wejście w świat młodych, zagubionych ludzi rezydujących w ruinach nigdy nie ukończonego moskiewskiego szpitala); dostać się tam, gdzie śmierć krąży i czai się niemal za każdym rogiem (Pół roku wojny na ulicy Pokoju to wizyta w Donbasie i zobrazowanie warunków, w jakich wegetują mieszkańcy ukraińsko-rosyjskiego pogranicza pogrążonego w starciach pomiędzy ukraińską armią a oddziałami samozwańczych republik). Kostiuczenko imponuje też empatią, bo zajmuje się zagadnieniami, które z punktu widzenia medialnej atrakcyjności są już dawno przebrzmiałe, wręcz przeterminowanie: Sny Biesłanu to trudne rozmowy prowadzone z rodzicami dzieci, które zginęły w 2004 roku, w trakcie ataku terrorystycznego przeprowadzonego przez czeczeńskich zamachowców oraz nieudanej akcji antyterrorystycznej rosyjskiego Specnazu; Życie obok pędzącego sapsana to sportretowanie gwałtownie postępującego wykluczenia komunikacyjnego, będącego udziałem mieszkańców wsi i miasteczek, znajdujących się w bezpośrednim sąsiedztwie linii pociągów dużych prędkości kursujących pomiędzy Moskwą a Petersburgiem; Mój syn zginął pod Moskwą to wyznania kobiet, których synowie polegli – w najróżniejszych okolicznościach – podczas służby wojskowej w rosyjskiej armii; Płyty nagrobkowe to ukazanie niełatwej sytuacji wielu rosyjskich weteranów, o których ojczyzna przypomina sobie raz do roku, w Dniu Zwycięstwa, na co dzień traktując ich niczym skamieliny nie wymagające opieki czy wsparcia; W Kamyszynie czekają na świętą inkwizycję to pieczołowite odmalowanie desperacji, do jakiej doprowadzeni zostają mieszkańcy rozsypujących się i grożących budowlaną katastrofą hoteli robotniczych; Kroniki miejskiej Kolczugina (...) to zasygnalizowanie niewygodnych, powiązanych ze sobą tematów alkoholizmu i oligofrenii zaś Wyklęty powstań, ludu ziemi to historia górników z wygaszanych kopalni z obwodu rostowskiego pozostawionych bez wsparcia i bez środków do egzystencji. Analizując teksty Kostiuczenko, należy również wspomnieć o dociekliwości – Rosjanka nie waha się poświęcić dni czy tygodniu ze swojego życia po to, by zyskać wiarygodny obraz branych na warsztat wydarzeń, stąd praca w charakterze sprzątaczki z mołdawskimi migrantami (Dziękujemy, że zabieracie nam pracę) oraz stażystki w komisariacie (Od świtu do świtu) i drogówce (Chłopcy z drogówki) czy wyprawa na syberyjskie bezdroża (Bogowie bagien nikomu nie pozwolą odejść to opowieść o starciu cywilizacji reprezentowanej przez firmy naftowe i przyrody, której przedstawicielem jest rdzenna ludność Nieńców; tekst to jednocześnie przybliżenie tragicznego położenia tamtejszych kobiet, które są przedmiotowo traktowane przez mężczyzn, nie stroniących od przemocy zarówno psychicznej jak i fizycznej).
Wszystkie teksty składają się na mocny i wstrząsający zbiór, wywołujący u czytelnika poczucie dyskomfortu, bowiem Kostiuczenko każe nam spojrzeć z zupełnie innej perspektywy na tych, których skreślamy już na starcie. A doszukanie się pełnoprawnego człowieka w istocie, którą staramy się jak najusilniej odczłowieczyć to zadanie męczące, bo zmuszające nasz umysł do wyrwania się z kolein intelektualnej rutyny. Niemniej jednak wydaje się, że taki wysiłek warto podjąć, by przekonać się, że w każdym z nas skrywa się stworzenie łaknące atencji, ciepła, miłości czy choćby wyrozumiałości. Bowiem doszukując się w innych ludziach bestii, nierzadko podświadomie stwarzamy okoliczności, w których tym negatywnym cechom zdecydowanie łatwiej dojść do głosu.
Ambrose
Bardzo lubię reportaże tego wydawnictwa i rzadko się na nich zawodzę. Ten również mam w planach i po Twojej recenzji jeszcze bardziej nie mogę się doczekać, aż po niego sięgnę.
OdpowiedzUsuńJa akurat rzadko sięgam po reportaże, ale przyznaję, że gdy już się na tego typu pozycję zdecyduję, to z reguły nie jestem rozczarowany. A teksty Kostiuczenko szczerze polecam.
UsuńO! - zaciekawiło mnie! Zapowiada się świetna rzecz.Tak mi się już kojarzyła i faktycznie jest na mojej liście pożądanych lektur. Teraz tym bardziej będę miał ją na uwadze.
OdpowiedzUsuńCiekaw jestem Twojej opinii. Jeśli chodzi o dostępność, ja swój egzemplarz wypożyczyłem z biblioteki.
UsuńCzyli Rosja ukazana przez autorkę przeraża?... Czuję się zaciekawiona książką.
OdpowiedzUsuńOj, tak. Obraz odmalowany przez Kostiuczenko przesycony jest przemocą, brakiem nadziei i alkoholem. No i te ogromne kontrasty - z jednej strony blichtr putinowskiej potęgi, z drugiej bieda i zacofanie.
UsuńWłaśnie - te skupienie autorki na dewiacjach i patologiach spowodowało, że bodaj po trzech reportażach książkę odłożyłam. Ilość bezprawia i ogólna ohyda poraziła mnie. Niby stale coś się słyszy i czyta na temat poruszanych w książce zjawisk, ale tym razem spasowałam.
OdpowiedzUsuńNo tak, czytanie reportaży Kostiuczenki wymaga nie lada wysiłku, ale wydaje mi się, że warto się na niego zdobyć, żeby przekonać się jak wygląda sytuacja tych Rosjan, którym w życiu niezbyt się powiodło. Porażająca jest ta obojętność państwa na los i niedolę najsłabszych.
UsuńTak w kwestii wstępu... Wydaje mi się, że akurat Rosja jest jednym z tych (nie aż tak wielu) państw, który właśnie wyjątkowo trudno uchwycić.
OdpowiedzUsuńO, a które wg Ciebie państwa są łatwe do uchwycenia i wyrażenia ich istoty? Bo wg mnie nawet te kraje, które wydają się łatwe do "rozczytania" to tylko pozory, bo gdy człowiek zacznie zagłębiać się w meandry kultury i historii, to nagle okazuje się, że uproszczenia i stereotypy nie mają absolutnie żadnego zastosowania. A Rosja to kategoria typu "szkoda się nawet trudzić, bo życia nie starczy, by wyjaśnić jej fenomen" :)
UsuńRosja i polska to nie kraje, to stany umysłu. A tak na poważnie, to bardzo ciekawy temat. Wydaje mi się, że obaj macie rację. Chyba zdecydowana większość państw pod pozorami jasnookreśloności kryje głębie, które mogą zaskoczyć (Ambrose) - teraz na przykład czytam o Finladnii i jest równie interesująco, co o Nigerii, ale z drugiej strony na pewno jest spora gradacja tej ciekawości (Qbuś), jaką wzbudzić, wystarczy porównać choćby Rosję i bo ja wiem - może Szwajcarię?
UsuńPolska oczywiście - shift mi nie kliknął - mea culpa :)
Usuń