Miłość na marginesie
Yōko Ogawa
Motywem wiodącym, na którym oparto fabułę Miłości na marginesie są spotkania bezimiennej bohaterki oraz Y. Z punktu widzenia kobiety stają się one rodzajem terapii, umożliwiającej zapomnienie o krzywdzie wyrządzonej przez niewiernego małżonka. Tematem kolejnych tête-à-tête jest przeszłość, w której zanurzają się protagoniści, rozsmakowując się minionymi chwilami, ich ulotnością i urokiem.
Opisywana relacja budowana jest bardzo niespiesznie, bez cienia nerwowości – oparta jest na cierpliwości, co przywodzi na myśl skojarzenia z leniwie płynącym strumieniem, który powoli, lecz uparcie podąża utartym szlakiem, finalnie osiągając ustanowiony cel. Tempo zadzierzgania związku idealnie oddaje pierwszoosobowa narracja, cechująca się tym samym rytmem. Jej wyróżnikiem jest także subtelność oraz delikatność – kobieta skupia się na detalach, koncentruje na szczegółach, które umykają ludziom, prowadzącym intensywną egzystencję. To wyczulenie na drobiazgi codzienności to efekt dysfunkcji – wyostrzona percepcja pozwala wyłapywać takie rzeczy jak szelest papieru, skrobanie długopisu, szum wody, echa odległych konwersacji czy obraz gestykulujących dłoni.
Styl, w jakim utrzymane jest dzieło Yōko Ogawa mocno kojarzy się z prozą Yasunariego Kawabaty, japońskiego noblisty, który wznosił wspaniałe i zwiewne słowne konstrukty. Pióro Ogawy jest równie lekkie, a malowany przez nią literacki pejzaż odznacza się niedomówieniem i efemerycznością – artystka z Kraju Kwitnącej Wiśni tworzy swoją historię w sposób oszczędny, stosując ledwie kilka kresek, za pomocą których ukazane zostają sytuacje pozornie proste i banalne, skrywające jednak swoistą głębię oraz niepozbawione niejednoznaczności. Metaforyczność i symbolika to równie istotne elementy składowe.
Utwór Ogawy charakteryzuje się też sporą dozą dyskretnej i stonowanej niezwykłości – świat przedstawiony w książce płata niekiedy figle, ale są to dziwy, które łatwo przegapić, jeśli nie poświęci się im należytej atencji. Z tego powodu można odnieść wrażenie, że na karty książki niepostrzeżenie sączy się oniryzm. Te surrealistyczne impresje zostają znakomicie zaakcentowane przez śnieg, w którym chwilowo pogrąża się miasto, gdzie rozgrywa się akcja Miłości na marginesie. Za sprawą białego puchu, otoczenie zdaje się pogrążać w kołdrze sennej rzeczywistości. Budynki zatracają swoje kontury, ludzie znikają z chodników, a opustoszałe ulice wolne są od unieruchomionych samochodów – idealna sceneria dla nastrojowego spaceru, snucia niezobowiązujących rozważań czy nietypowego wydarzenia.
Kwestią, której poświęcono w książce sporo miejsca jest także pamięć oraz jej funkcjonowanie. Yōko Ogawa zwraca uwagę, jak postrzegamy to, co minęło, i co pozostało już za nami. Japonka sygnalizuje, że nierzadko nasz mózg w sposób równie wybiórczy, co zagadkowy wyławia momenty, które na trwale zapisują się w naszych umysłach (Rozmyślałam o takich sprawach praktycznie bez końca. O takich drobnych perełkach wspomnień, które nasza pamięć, jak wróżka, wybiera sobie i kolekcjonuje [2]). Z tego względu, jeśli zbyt głęboko pogrążymy się w nieustannym odtwarzaniu przeszłości, może ona łatwo zamienić się w swoisty labirynt, w którego odnogach będziemy się bezskutecznie błąkać, na próżno usiłując się z niego wyplątać. Z drugiej jednak strony, jedynie konfrontacja z tym, co niemiłe, bolesne, irytujące, może doprowadzić do przezwyciężenia traum.
Reasumując, Miłość na marginesie, to intrygująca powieść doskonale pokazująca, że nawet szara i pozornie nudna codzienność posiada zakamarki, w których odnaleźć możemy odrobinę magii – kluczem do tego świata jest spokój, wyciszenie, przywiązywanie większej wagi do subtelnych sygnałów wysyłanych przez otoczenie. Ponadto dzieło Yōko Ogawy pozwala uświadomić sobie jak tajemniczą istotą jest człowiek – pokłady obcości możemy odnaleźć nawet w nas samych, jeśli tylko ośmielimy się dokopać wystarczająco głęboko.
Yōko Ogawa najwidoczniej lubi zwracać uwagę na narząd słuchu, bo w „Muzeum ciszy” też była mowa o uszach – wielu mieszkańców miasteczka miało dziwnie malutkie uszy; jak się potem okazało, dobrowolnie poddali się operacji odcięcia małżowiny usznej. Książkę będę chciała przeczytać, bo pierwsze spotkanie z prozą tej autorki sprawiło mi wiele przyjemności. :)
OdpowiedzUsuńDo "Muzeum ciszy" cały czas się przymierzam - niedawno udało mi się zlokalizować tę powieść w jednej z pobliskich bibliotek. Szkoda, że jak na razie na język polski przełożono tylko 2 powieści Ogawy. Sięgnięcie po pozostałą twórczość pozwoliłoby przekonać się czy narząd słuchu odgrywa kluczową rolę także w innych dziełach.
UsuńJak to dobrze, że odwiedzam bloga, który zajmuje się literaturą z Japonii. Gdyby nie Twoja recenzja, to pewnie okładka niemal automatycznie odrzuciłaby mnie od książki. Nie jest ona co prawda zupełnie niezwiązana z książką, ale i tak wywołuje bardzo wąskie skojarzenia. Historia pokazuje, że gdyby książkę o takiej tematyce napisał mężczyzna, to okładkę miałaby inną.
OdpowiedzUsuńSkośne oczy i kwiat wiśni, i hurra - kolejna odkrywcza okładka do kolekcji, która idealnie pokazuje tendencję wydawców do stosowania najprostszych i najbardziej oczywistych rozwiązań.
UsuńA patrząc na tytuł kolejnej powieści Ogawy, która niedawno wpadła mi w ręce - "Muzeum ciszy" - śmiem twierdzić, że narząd słuchu to ważny wątek w twórczości Japonki.
Ojej, ze wstydem przyznam, że oceniłem tę powieść jako romans, a nawet jeśli nie romans, to historię skupiającą się przede wszystkim na miłości i kierowaną raczej do kobiecej publiczności. Wprawdzie miałem zamiar tak czy inaczej ją przeczytać z racji tego, iż to literatura japońska, ale jakoś nie ciągnęło mnie do niej zupełnie, a dzięki Twojej recenzji wydaje się o wiele ciekawsza. Spodobał mi się ten surrealizm oraz tematyka pamięci i co zabawne, dzielę z bohaterką upodobanie do ludzkich dłoni ;).
OdpowiedzUsuńHa, wyznam Ci w takim razie, że gdyby nie moje umiłowanie do japońszczyzny, to pewnie również nie sięgnąłbym po tę książkę (właśnie z uwagi na okładkę, która sugeruje lekką historię miłosną o raczej rozrywkowym charakterze). A tymczasem proza Ogawy okazuje się niezwykle intrygująca - pełno w niej niedopowiedzenia, niejasności, ale i subtelności (stąd skojarzenia z dziełami Yasunariego Kawabaty). Niedawno skończyłem czytać "Muzeum ciszy" i ta powieść jest równie dobra. Z tego względu czekam na kolejne przekłady na j. polski dzieł Ogawy.
Usuń