Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

piątek, 17 lutego 2017

Takeshi Kaikō "Five Thousand Runaways" - Wojna, ryby i absurd

Five Thousand Runaways

Takeshi Kaikō

Tłumaczenie: Cecilia Segawa Seigle
Wydawnictwo: Peter Owen Publishers
Liczba stron: 191








Żyjący w latach 1930 – 1989 Kaikō Takeshi uchodzi za jednego z najważniejszych pisarzy powojennej Japonii – artysta zasłynął jako prozaik, autor opowiadań, eseista, krytyk literacki, korespondent wojenny oraz twórca reportaży telewizyjnych. Urodzony jeszcze przed II wojną światową, Takeshi wychował się w okresie, kiedy w państwie wciąż żywe były surowe przymioty samurajskie takie jak honor, odwaga, samodyscyplina. Wiek młodzieńczy przypadł z kolei na trudne lata odbudowy kraju, lata naznaczone niedostatkiem, głodem i nędzą, z którymi osobiście zetknął się także Takeshi. Już jako 13-latek, w chwili śmierci ojca, jako najstarszy syn stał się głową rodziny, za którą starał się brać pełną odpowiedzialność. Poczucie obowiązku sprawiło, że Kaikō Takeshi nie unikał żadnego zajęcia, które mogło przynieść niezbędną gotówkę – piekarz, pracownik huty czy fabryki farmaceutycznej, sprzedawca losów, korepetytor, tłumacz we francuskim magazynie mody, nauczyciel angielskiego, czarnorynkowy cwaniaczek; lista zawodów jest długa i daje doskonały wzgląd w poświęcenie i upór, jakimi wyróżniał się Kaikō Takeshi. Mnogość tego życiowego bogactwa znajduje odzwierciedlenie w dorobku pisarza, zahaczającym o różnorakie dziedziny. Polski czytelnik w rodzimym języku może przeczytać wspaniałą powieść Japońska opera za trzy grosze oraz opowiadanie Żołnierska zapłata z antologii Tydzień świętego mozołu. Zdecydowanie szersze pole wyboru mają czytelnicy angielskojęzyczni – jedną z wielu pozycji dostępnych w języku Szekspira jest zbiór opowiadań Five Thousand Runaways, składający się z 8 utworów Takeshiego spłodzonych w latach 1959 – 1979 oraz krótkiej przedmowy przybliżającej postać Japończyka pióra Cecilii Segawy Seigle. 

Monster and Toothpick (Potwór i wykałaczka), pozycja otwierająca zbiór to krótki tekst związany z pracą reporterską Kaikō Takeshiego w okresie wojny wietnamskiej. Utwór posiada dość nietypowy, choć mocno symboliczny wstęp koncentrujący się wokół herbaty, kojarzącej się z harmonią, spokojem, relaksem i odpoczynkiem, a więc rzeczami stojącymi w wyraźnej opozycji do zbrojnych konfliktów. Wyrazem tego dysonansu, zgrzytu, sprzeczności jest tzw. Saigon Tea (Sajgońska Herbatka) uosabiająca niepokój, zakłopotanie, biedę, kakofonię i walkę pomiędzy mężczyzną a kobietą  („Saigon Tea” could only bring an association with anxiety, uneasiness, poverty, cacophony, and fights between man and woman [1]). Picie herbaty przestaje być ceremonią, uświęconym rytuałem kojącym zmysły – napój zostaje zdewaluowany i to podwójnie, bowiem nie ma nic wspólnego z wytchnieniem, a w dodatku łączy się z oszustwem i konfrontacją. Młoda wietnamska dziewczyna, która oczekuje amerykańskich żołnierzy w sajgońskim barze, liczących na noc pełną przygód z orientalną pięknością, prosi adorującego ją dżentelmena o drinka, sławetną Sajgońską Herbatkę. Trunek okazuje się sokiem bądź Coca Colą o horrendalnie wysokiej cenie, a część zarobionych w ten sposób na naiwnym żołnierzu pieniędzy przypada wietnamskiej dziewczynie, która stara się naciągnąć zalotnika na jak największą ilość szklaneczek. Do tego typu deprecjacji i demoralizacji prowadzi wojna, która zmusza ludzi do wszelkiego rodzaju matactw, kłamstw oraz bezwzględności i okrucieństwa. Co gorsza, człowiek jest tylko drobnym trybikiem w tej krwawej machinie – w przypadku defektu, uszkodzenia wykluczającego dalszą przydatność pozostają już tylko wykałaczki. Naprawdę celny utwór traktujący o epizodyczności pozornej wojennej chwały. 

Duel (Pojedynek) to krótka pozycja, w której pierwsze skrzypce odgrywają bezwzględność, brutalność, dzikość, tyle tylko, że tym razem cechy te wyzwalane są u zwierząt. Zapędzone w kozi róg, zamknięte na niewielkiej przestrzeni, zmuszone zostają do walki ze śmiertelnym wrogiem, co wyklucza ucieczkę, bierność, rozejście się bez przelewu krwi – utwór to swoiste podsumowanie ludzkiej cywilizacji, w której okazywanie litości postrzegane jest jako słabość, brak charakteru i może być równoznaczne z porażką, klęską. 

The Laughingstock (Pośmiewisko) to opowiadanie, w którym autor garściami czerpał z własnych doświadczeń. Akcja dzieła osadzona została w niełatwym okresie powojennym, kiedy Japonia ciągle borykała się z ekonomicznymi problemami. Wielu obywateli prowadziło nędzną wegetację, wypełnioną usilnymi staraniami o zaspokojenie podstawowych potrzeb. Protagoniści występujący na kartach Pośmiewiska to młode małżeństwo, mieszkające w nędznej szopie położonej w środku lasku, na obrzeżach tokijskiej metropolii. Kobieta, z wykształcenia chemik, pracuje w laboratorium, z kolei mężczyzna jest zatrudniony w nędznej i prowizorycznej firmie farmaceutycznej. Robota bohatera jest monotonna i uwłaszczająca (siekanie wodorostów stosowanych do produkcji medycznych specyfików pod okiem czepiającego się o największe uchybienie właściciela), ale wybór zajęcie nie jest przypadkowy – młody człowiek obsesyjnie poszukuje szczerości, autentyczności i prawdy, które pozwoliłyby mu przełamać pisarską niemoc. W momencie rozpoczęcia opowiadania bohater pogrążony jest w impasie, wyrażającym się choćby kompletnym zwątpieniem w siłę literatury, co dobrze wyraża stwierdzenie: Życie oglądane tylko przez pryzmat słów jest niczym więcej jak kompletną próżnią (The life observed only by words is nothing but a complete vacuum [2]). Przeciwieństwem mężczyzny jest jego małżonka – młoda kobieta, pełna zaciętości, hardości i uporu, która zdaje się nie dostrzegać przeciwności, jakie co rusz stawia przed młodymi przewrotny los. Ta postawa naznaczona swoistą butą dobrze zamyka się w konstatacji, zgodnie z którą: Świat mężczyzn jest bezwartościowy, jeśli nie potrafi  zaspokoić podstawowych kobiecych potrzeb (The world of men is worthless if the very basic need of women can’t be meet [3]). Interesujący portret przyspieszonego kursu dojrzewania oraz piękny obraz prezentujący starcie instynktu z filozofią. 

Building a Shell Mound (Wznosząc kopiec z muszelek) to kolejne opowiadanie, przy konstrukcji którego Kaikō Takeshi użył elementów własnej biografii. Istotnymi elementami są wędkarstwo (jedna z pasji japońskiego artysty) oraz konflikt wietnamski. Przyjaźń nawiązana przez pierwszoosobowego narratora (japońskiego korespondenta wojennego przebywającego w Sajgonie) z chińskim biznesmenem owocuje ciekawymi wyprawami wędkarskimi oraz równie interesującymi spostrzeżeniami. Asumptem do jednej z refleksji staje się widok morskich żyjątek: Była to wielka kotłowanina astronomicznych ilości (…), przepychających się i potrącających się, jedzących i jedzonych, ścigających i ściganych, działających i reagujących. Od zarania dziejów, ani ich ilość, ani jakość nie uległy zmianie. Absolutnie nic się nie zmieniło. Jedynie forma i kształt uległy przeobrażeniom. (It was a great turbulence of astronomical quantities (…), all pushing and jostling, eating and being eaten, chasing and being chased, acting and reacting. From the beginning of life, the quantity had not changed, nor had the quality. Absolutely nothing has changed. Only the forms and shapes have been transformed [4]). Otaczająca bohaterów wojna doskonale podkreśla chaos i przypadkowość człowieczego bytu, który w ogromnej mierze składa się z ciągłego wydzielania, wydalania, produkowania, słowem, wznoszenia następnych kopców z pustych i niepotrzebnych muszelek. 

The Crushed Pellet (Zgnieciona kulka) to opowiadanie, które znakomicie uzmysławia jak bogata i obca dla Europejczyków jest chińska kultura. Główny bohater, pierwszoosobowy narrator, zmęczony dotychczasową działalnością postanawia wrócić do rodzimej Japonii. Protagonista wybiera drogę powrotną przez Hong Kong, by odwiedzić dawnego znajomego. Na miejscu przyjaciel proponuje wizytę w nietypowym salonie – klienci zostają poddani wieloetapowym zabiegom pielęgnacyjnym. Finalnie zostają obdarowani kulką brudu, uformowaną z odpadków pochodzących z ich własnego ciała, powstałych w trakcie całej procedury. Utwór, w fabułę którego wpleciono m.in. filozoficzne zagadki oraz losy chińskiego pisarza Lao She, bardzo dobrze uświadamia, że człowiek to zlepek komórek, które prędzej czy później obrócą się w proch. Efemeryczność ludzkiej bytności dobitnie podkreśla fakt, że jesteśmy bardzo wrażliwy i podatni na wichry kapryśnego losu – wielu z nas ginie bez wyraźnego powodu, bez celu, bez ostrzeżenia. Próba przypisania kryteriów logicznych wobec naszej egzystencji jawi się jako działanie próżne i bezcelowe. 

The Fishing Hole (Ana), które można tłumaczyć jako Łowisko, ale również jako Sekretne miejsce to krótkie opowiadanie o męskiej przyjaźni, która nie rzadko zawiązuje się dopiero w ekstremalnych warunkach, po wspólnych przejściach i przygodach. Centralnym punktem dzieła ponownie jest wędkarstwo, które Kaikō Takeshi wykorzystuje, by ukazać agresję i zaborczość człowieczej cywilizacji – oazy dzikiej natury, nie tknięte ludzką stopą, gdzie można rozkoszować się bezpośrednim kontaktem z przyrodą są zanikającymi enklawami. Chciwość i krótkowzroczność są naczelnymi cechami kolejnych pokoleń, ale z pewnością jedno z nich będzie musiało zapłacić za błędy i pomyłki swoich przodków.

Tytułowe opowiadanie Five Thousand Runaways (Pięć tysięcy uciekinierów) to historia z pogranicza jawy i snu. Do bólu zwyczajny, pospolity, ułożony, niczym nie wyróżniający się Pan Ashida, dyrektor finansowy jednej z tokijskich fabryk produkujących farbę, prowadzący dotąd uporządkowaną, powtarzalną i przewidywalną egzystencję (naznaczoną rytuałami i przyzwyczajeniami), niespodziewanie i bez wyraźnej przyczyny opuszcza swoje miasto, porzuca rodzinę, bez słowa rezygnuje z pracy i przypadkowym pociągiem wyrusza do Osaki. Utwór, w którym nie brakuje autotematyzmu i narratora gawędzącego z czytelnikiem na temat kreowanej opowieści, bardzo dobrze unaocznia umowność i wynikającą stąd efemeryczność takich pojęć jak rodzina, związek, praca czy dom, będących efektem swoistego porozumienia czy też kontraktu zawartego przez grupę ludzi. Dzieło spowite jest w mgle symboliki i ukrytych znaczeń, a centralnym elementem jest most, a rozumiany jako struktura spinająca dwa brzegi, stąd będąca uosobieniem połączenia pomiędzy światem żywych i umarłych, między świadomością a podświadomością, między tym, co przeciętne i banalne, a tym, co niezwykłe i niespotykane. Opowiadaniu patronuje bardzo interesująca myśl, którą warto przytoczyć: Gdyby nie było mostów, wiele, wiele opowieści oraz sztuk nigdy nie zostałoby napisanych (If there were no bridges, many, many tales and plays would never have been written [5]).

Pozycja zamykająca zbiór nosi tytuł Festivities by the River (Obchody nad rzeką) i jest to następne dzieło nawiązuje do wojny wietnamskiej. Bohaterami są Japończycy – mężczyzna pracujący w charakterze korespondenta wojennego oraz młody chłopak, który opuścił kraj w poszukiwaniu przygód, zajmujący się naprawą rowerów. Kulminacyjnym punktem opowiadania są obchody święta Nowego Roku – czas radości, celebracji, radości, równoznaczny z zawieszeniem broni, staje się dla jednego z amerykańskich oddziałów okazją do próby nawiązania przyjaznych stosunków z tubylcami, którzy na co dzień wspierają siły Wietkongu. Utwór przedstawia bardzo różnorakie oblicza wojny, począwszy od nudy, marazmu i apatii związanych z oczekiwaniem na rozpoczęcie działań, a skończywszy na krwawym chaosie i alogiczności śmierci, której abstrakcyjność i bezsens uderza i szokuje. Spośród poruszonych aspektów, zdecydowanie najciekawsza jest kwestia zaangażowania reportera w rozgrywające się wokół niego wydarzenia – konkluzja sprowadza się do tego, że nierzadko należy poddać się prądowi, skazując się tym samym na bierną obserwację i rejestracje, co jednak wyklucza możliwość pełnego odtworzenia i zrozumienia rozgrywającego się dramatu.

Reasumując, Five Thousand Runaways to bardzo interesująca proza, utrzymana w znamiennym stylu, odznaczającym się elegancją, umiejętnością zarysowania detalu, ale i pewnym rachityzmem – świat przedstawiony budowany przez Kaikō Takeshiego nie raz, nie dwa, skażony jest pęknięciem, rysą, przez którą wlewa się do niego niedorzeczność i absurd (co świetnie podkreśla jak szaloną sekwencją zdarzeń jest człowieczy byt). Zbiór jest dość przekrojowy, co daje możliwość podziwiania różnorodności warsztatu Japończyka, ale moim zdaniem na szczególną uwagę zasługują teksty zahaczające swoją tematyką o konflikt wietnamski. Kaikō Takeshi może pochwalić się wyczulonym zmysłem obserwacji – z wprawą oddaje on realia wojny, odmalowując je subtelnymi pociągnięciami pióra, delikatnie, bez patosu czy sztucznego zadęcia, kreśląc mniejsze bądź większe ludzkie nieszczęścia, które towarzyszą każdemu przelewowi krwi. Po raz wtóry pozostaje żałować, że polscy wydawcy przechodzą dość obojętnie obok dorobku uznanego na całym świecie artysty.
 
 

[1] Kaikō Takeshi, Monster and Toothpick, przeł. Cecilia Segawa Seigle, w Five Thousand Runaways, Wydawnictwo Peter Owen Publishers, London 1990, s. 1
[2] Kaikō Takeshi, The Laughingstock, przeł. Cecilia Segawa Seigle, w Five Thousand Runaways, Wydawnictwo Peter Owen Publishers, London 1990, s. 50
[3] Tamże, s. 42
[4] Kaikō Takeshi, Building a Shell Mound, przeł. Cecilia Segawa Seigle, w Five Thousand Runaways, Wydawnictwo Peter Owen Publishers, London 1990, s. 73
[5] Kaikō Takeshi, Five Thousand Runaways, przeł. Cecilia Segawa Seigle, w Five Thousand Runaways, Wydawnictwo Peter Owen Publishers, London 1990, s. 116

12 komentarzy:

  1. Najbardziej zainteresowało mnie opowiadanie Pośmiewisko, ze względu na starcie instynktu z filozofią, o którym to piszesz. Chętnie poczytałabym też te, nawiązujące do wędkarstwa.
    Gdybym tylko nie była taka leniwa i lepiej operowała angielskim, oczywiście.

    Ps.nie zastanawiałeś się nigdy nad pracą tłumacza?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opowiadanie jest rzeczywiście całkiem ciekawe - uosobieniem instynktu jest małżonka, która zdecydowanie stawia na czyn, z kolei filozofią "jest" jej małżonek lubujący się w rozmyślaniach, nierzadko bezowocnych. Mnie osobiście najbardziej przypadły do gustu pozycje traktujące o konflikcie wietnamsko-amerykańskim.

      Ha, ja sam niedawno dopiero przemogłem się i zacząłem czytać literaturę w języku Szekspira. Praca tłumacza wydaje się zajęciem pasjonującym, ale póki co zdecydowanie brakuje mi kwalifikacji :)

      Usuń
  2. Podziwiam za tak wyczerpującą recenzję. Ja mam zawsze problem z pisaniem o zbiorach i antologiach - mam obawę, że piszę za dużo, a i tak chciałbym napisać jeszcze więcej. Zwłaszcza, jeśli opowiadania są ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, doskonale rozumiem Twoje kłopoty, bowiem miewam podobne - praktycznie każdej pozycji staram się poświęcić, jeśli nie akapit, to przynajmniej kilka zdań, i w efekcie końcowym teksty o zbiorach czy antologiach zawsze są znacznie dłuższe niż te poświęcone pojedynczym powieściom.

      Usuń
  3. Ooo! To na prawdę mnie zainteresowało! O ile pozycje takiej np. Banany Yoshimoto, o której kiedyś pisałeś chciałabym przeczytać na tej samej zasadzie co Murakamiego, czyli po to by znać, o tyle Takeshi Kaiko należy do tych, których nie traktuję absolutnie powierzchownie i nie odkładam na później, bo akurat trafiło się coś na czym bardziej mi zależy. Oczywiście pisarza kojarzę głównie z "Operą" i "Żołnierską zapłatą", ale miałam okazję przeczytać też fragment powieści "Ciemności lata" zamieszczony w "Literaturze na świecie", który to mocno mnie zainteresował. Według mnie utwory Kaiko mają specyficzny ponury klimat i trzeba być w odpowiednim nastroju do ich czytania, ale na pewno są niezwykle cenne. Chciałam poznać utwory tego pisarza związane z okresem wietnamskim, ale z przytoczonych przez Ciebie opisów najbardziej zaintrygował mnie ten, w którym pan Ashida rzuca wszystko co przeciętnego człowieka wiązałoby nierozerwalnie z jego otoczeniem i wychodzi poza ramy, które do tej pory określały jego "ja".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Japońska opera za trzy grosze" ogromnie przypadła mi do gustu, a lektura "Żołnierskiej zapłaty" dopiero przede mną. O "Ciemności lata" dowiedziałem się za sprawą omawianej pozycji - wydawca podawał informacje, że opublikował również tę powieść. Możesz zdradzić w którym nr "Literatury na świecie" zamieszczono fragment?

      W prezentowanym zbiorze moją uwagę przykuły głównie opowiadania "wietnamskie". Z kolei "Five Thousand Runaways" to najbardziej oniryczna pozycja - klimat trochę kafkowski, a trochę rodem z utworów Yasutaki Tstutsui.

      Generalnie wielka szkoda, że jak dotąd Takeshi doczekał się tylko przekładu 1 powieści i 1 opowiadania. Jak na tak wybitnego twórcę to stanowczo zbyt mało.

      Usuń
    2. Fragment "Ciemności lata" jest zamieszczony w numerze pierwszym z 1982 roku.

      Również ubolewam nad tym, że tak mało jest tłumaczeń tego autora. Tak już mam, że kiedy "upatrzę" sobie jakiegoś pisarza, to potem trzymam się go dość kurczowo przez jakiś czas chcąc poznać więcej i więcej z jego twórczości, czasami trafiam jednak na mur, kiedy np. jest tylko jedna pozycja na rynku polskim.

      Usuń
    3. Bardzo dziękuję za informacje. Numer już zamówiony.

      Ha, widzę, że nasze mechanizmy czytelnicze są dość zbliżone. Ja również lubię poznawać jak największy dorobek danego pisarza. Z tego właśnie względu postanowiłem czytać angielskie tłumaczenia "japońszczyzny". Zaczęło się od Kenzaburō Ōe i jego "Hiroshima notes", i od tej pory powoli ruszyła moja aktywność. Z tym, że na początku starałem się sięgać po opowiadania - utwory krótkie i łatwiejsze w odbiorze, niż cała powieść - bowiem nie byłem pewien swoich zdolności lingwistycznych. Obecnie czuję się odrobinę pewniejszy i nieśmiało zaczynam czytać niedługie powieści. Marzy mi się znajomość z całym dorobkiem Kōbō Abe, ale póki co, nie czuję się na siłach, by mierzyć się z książkami tego pana w j. angielskim - proza Abe jest niezwykle specyficzna i pokręcona, tak, że nawet czytanie jej w j. polskim wymaga ogromnego skupienia.

      A wracając jeszcze do "Ciemności lata" to wpadł mi do głowy dobry pomysł - postaram się upolować angielski przekład książki, i przy okazji porównam sobie translację polską i angielską :)

      Usuń
  4. O! To ciekawy pomysł. O ile z języków europejskich da się miej więcej tłumaczyć "słowo w słowo", o tyle w przypadku japońskiego jest to bardzo trudne. Zawsze zastanawiałam się ile w takim przekładzie jest twórczości własnej tłumacza, a takie porównanie może dać niezłą okazję, żeby to sprawdzić. Zdarzyło mi się kiedyś widzieć dwa tłumaczenia angielskie "Wrót" Sosekiego i według mnie były bardzo różne. Czekam więc na wyniki Twoich badań :)

    A proza Abe rzeczywiście jest dość szalona i odbiór jej w języku jakimkolwiek innym niż ojczysty to byłoby prawdziwe wyzwanie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ze wspomnianych przez Ciebie powodów bardzo ważne jest, by osoba dokonująca przekładu także posiadała żyłkę literata - daną historię można opowiedzieć na bardzo różne sposoby :)

      Abe to swoista instytucja - czytałem opisy jego powieści, które jeszcze nie doczekały się polskiego przekładu i wszystkie ogromnie mnie zainteresowały. Pomysły tego autora, jego spojrzenie na literaturę to po prostu coś wspaniałego.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)