Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.
środa, 3 lipca 2013
"Syn swego kraju" Richard Wright - Gniewne wołanie czarnego proroka
Tytuł oryginału: Native Son
Tłumaczenie: Zofia Kierszys
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Seria: Współczesna Proza Światowa
Liczba stron: 398
Richard Wright, urodzony w 1908 roku w
Roxie, zmarły w 1960 roku w Paryżu, to amerykański pisarz, czołowy
przedstawiciel prozy murzyńskiej. Wright przyszedł na świat w stanie
Missisipi, na Południu Stanów Zjednoczonych, w samym centrum najbardziej
reakcyjnego oraz skrajnie rasistowskiego środowiska. Jako młody
chłopiec stracił rodziców, dzieciństwo spędził wychowywany przez ubogich
krewnych oraz w sierocińcu. Wright uczęszczał do liceum, ale nie udało
mu się go ukończyć ze względów finansowych. Młody człowiek był jednak
głodny wiedzy, którą zdobywał na własną rękę, masowo czytając książki. W
kolejnych latach, tak jak i cała rzesza Murzynów, Wright wziął udział w
wyjściu z domu niewoli, próbując odnaleźć szczęście w północnych
miastach USA, które jawiły się wówczas jako swoista ziemia obiecana. W
ten sposób, w 1927 roku Wright trafił do Chicago, gdzie imał się różnych
zajęć. Tragarz, goniec, zwykły robotnik. Dopiero w roku 1934 udało mu
się zatrudnić jako dziennikarz. Trzy lata później, w roku 1937 Wright
przeniósł się do Nowego Jorku. W tym samym roku wydał zbiór opowiadań Uncle Tom's Children,
w których poruszał tematykę linczów, jakie biała ludność Południa
przeprowadzała na obywatelach czarnej społeczności. Bardzo jaskrawe
ukazanie samosądów, pełnych brutalności i przemocy, których podłożem
były uprzedzenia rasowe, zapewniło Wrightowi spory rozgłos. Pisarz, a
przez lata robotnik, żywił spore nadzieje wobec komunizmu, który w jego
mniemaniu mógł doprowadzić do narodzin nowego społeczeństwa, które wolne
byłoby od czarno-białych uprzedzeń. W latach 1932 – 1944 pisarz był
członkiem Komunistycznej Partii Stanów Zjednoczonych. Jednak zarówno
komunizm, jak i mit amerykańskiego snu, zgodnie z którym w USA każdy
może odnieść sukces, okazały się niewypałem i rozczarowaniem.
Rozgoryczony Wright opuścił Stany Zjednoczone i 1947 roku przyjął
obywatelstwo francuskie, zamieszkując na stałe w Paryżu. W roku 1940, a
więc żyjąc jeszcze w Stanach Zjednoczonych, Wright napisał powieść,
która zapewniła mu miejsce w panteonie najwybitniejszych twórców
literatury amerykańskiej. Syn swego kraju (Native Son)
uchodzi za czołowe osiągnięcie Richarda Wrighta, który na koncie
posiada kilka innych powieść. Jednak w mniemaniu krytyki, żadne inne
dzieło nie było już w stanie osiągnąć pułapu, na który pisarz wspiął się
w Synu swego kraju.
Książka wywołała ogromne poruszenie,
bowiem bardzo wyraźnie obnażała obłudę amerykańskiego państwa. Fizyczne
łańcuchy, które krępowały Murzynów zostały zrzucone, jednak w sercach
wielu białych pozostała nienawiść. Czarni obywatele otrzymali wolność,
ale była to wolność złudna, bowiem przyszło im egzystować w nędzy,
ubóstwie oraz przy powszechnej niechęci. Murzyni skazani byli na
mieszkania w swoistych gettach, ściśle wyznaczonych rewirach, gdzie nie
zapuszczali się porządni biali obywatele. Czarni mogli
oczekiwać jedynie najlichszych, najsłabiej opłacanych i najbardziej
poniżających prac. Kazano zadowalać się im ochłapami, przekonując ich,
że niższa pozycja społeczna wynika z naturalnych uwarunkowań o podłożu
rasowym. Antymurzyńska propaganda głośno i gorliwie podkreślała, że
Czarny to niemal zwierzę, niewiele różniące się od małpy, którego
potrzeby redukują się do przyjmowania posiłków oraz zaspokajania
seksualnych zachcianek. Starano się wręcz przekonać, że Murzynom obce są
wytwory białej cywilizacji, że zanadto skomplikowane urządzenia
wywołują u nich dyskomfort oraz poczucie zagubienia. Powieść Wrighta to
odruchowa odpowiedź na bezduszne traktowanie murzyńskiej mniejszości
oraz na ucisk na nią wywierany. Syn swego kraju oraz pozostała
twórczość Wrighta, który zajmował się również eseistyką, wywarł ogromny
wpływ m.in. na innego czołowego pisarza, poruszającego kwestię
murzyńską, Jamesa Baldwina. Można śmiało rzec, że obaj panowie
reprezentowali najbardziej znienawidzone wzorce przez amerykańską
reakcję. Jeden i drugi posiadali czarny kolor skóry, co dla
zatwardziałych rasistów już było zbrodnią. Ponadto Wright był komunistą,
natomiast Baldwin homoseksualistą. James (rocznik 1924) na literackie
wody wypłynął dzięki wsparciu Wrighta i przez długi czas pozostawał pod
wpływem jego twórczości. Tak jak wspominałem przy okazji recenzji
książki Inny Kraj, w latach 1954 – 1961, Baldwin wydawał szkice zbiorów publicystycznych o tytułach: Notes of a Native Son (Notatki syna swego kraju) oraz Nobody Knows My Name. More Notes of a Native Son (Nikt nie zna mojego imienia. Dalsze notatki syna swego kraju),
w których podejmował dyskusję z Richardem Wrightem na temat walki o
prawa czarnych. Twórczość Richarda Wrighta miała również niebagatelne
znaczenie w przypadku Amiri Baraka, czarnoskórego, amerykańskiego
pisarza, krytyka muzycznego oraz poety. Jak sam wyznał, Wright był jednym z ludzi, którzy uświadomili mi, że musimy walczyć. Być może to właśnie pod jego wpływem Baraka dołączył do ruchu Black Power, który nie uznaje biernej postawy wobec rasizmu i dąży do separacji czarnej społeczności USA.
Syn swego kraju, to luźno
oparta na faktach historia biednego, młodego Murzyna Biggera Thomasa,
który dopuszcza się przypadkowej zbrodni na bogatej, białej panience.
Bigger to mieszkaniec Chicago, całe życie upływa mu w niewidzialnych
murach getta czarnej społeczności. Bigger wraz ze swoim rodzeństwem oraz
matką zajmuje jeden z ciasnych pokoi kamienicy czynszowej, która należy
do przedsiębiorstwa chicagowskiego milionera, Pana Daltona. Młody
Thomas to typowy rozrabiaka. Impulsywny oraz zawzięty, często razem z
kolegami dokonuje drobnych kradzieży, które stanowią dla niego źródło
gotówki. Bigger, najstarszy z rodzeństwa, mimo zaledwie dwudziestu lat,
jest głównym żywicielem rodziny, do której nie żywi jednak zbyt ciepłych
uczuć. Widzi on wyraźnie hańbiące warunki, w których przyszło
egzystować jego bliskim, ale ponieważ nie jest w stanie tego zmienić,
odgradza się od nich wysokim murem chłodnej obojętności, tak by nie
dostrzegać ich krzywdy. Propozycja pracy na stanowisku szofera u pana
Daltona, w mniemaniu pani Thomas to prawdziwa łaska, która spłynęła na
Biggera. To życiowa okazja dla najstarszej latorośli jak i całej
rodziny, by wreszcie godnie żyć. Jednak Bigger, pomimo namolnych próśb
matki, bardzo niechętnie decyduje się na podjęcie proponowanej pracy.
Młody człowiek, który cechuje się wyostrzonym zmysłem obserwacji, zdaje
sobie sprawę, że człowiek postawiony w jego sytuacji jest człowiekiem
bez alternatyw, bez żadnego innego wyjścia. Musi przyjąć propozycję,
gdyż w przeciwnym razie on, jak i cała rodzina zdechną z głodu. Bigger
intuicyjnie czuje, że za taki stan rzeczy odpowiedzialni są biali.
Biali, do których należy cały świat, biali, których wieżowce zdają się
dotykać chmur, biali, którzy swoimi samolotami potrafią wznieść się w
przestworza, biali, którzy tak starannie izolują od siebie czarną
społeczność. To właśnie przez nich Bigger egzystuje w ciasnym
mieszkanku, w którym tłoczy się ze swoimi bliskimi, gdzie toczy
regularne wojny z zuchwałymi szczurami. Czarni pozostają stłamszeni,
ujarzmieni, bezwolni, mając tylko tyle swobody, na ile pozwoli im biały
człowiek. Świat poza murem, świat białych, jawi się jako świat
kompletny, pełny – to równocześnie zamknięta i niedostępna enklawa
luksusu, którą czarni mogą jedynie zazdrośnie obserwować, będąc przy tym
świadomym, że jest to miejsce dla nich nieosiągalne. Piętno czarnej
skóry, nawet w przypadku przekroczenia murów, okazałoby się zbyt palące i
wyraźne, by móc w pełni zasymilować się i żyć szczęśliwie w tym lepszym świecie.
Richard Wright wykorzystuje Biggera,
który przyjmuje posadę szofera u pana Daltona, aby zaprezentować
czytelnikowi środowisko białych milionerów. Wright bezpardonowo zrywa
kurtynę, którą stanowi działalność charytatywna, aby w pełni ukazać
hipokryzję i zakłamanie rasy białych panów. Z jednej strony pan Dalton w
powszechnym mniemaniu uchodzi za liberalnego filantropa, łoży ogromne
sumy na społeczność murzyńską, przyjmuje na służbę młodych czarnych
ludzi, którym daje szansę odebrania solidnego wykształcenia. Z drugiej
strony Dalton to właściciel obskurnych kamienic czynszowych w Czarnym
Pasie, które wynajmowane są Murzynom po sztucznie zawyżonych cenach. Co
gorsza Dalton postępuje nie do końca świadomie, tj. bezrefleksyjnie –
oferując mieszkania jedynie w murzyńskim getcie, windując ceny wynajmu,
ten społecznik działa zgodnie z utartą tradycją, z niepisanym
prawem, o którym wie każdy szanujący się biały przedsiębiorca,
kompletnie nie biorąc pod uwagę faktu, że te zwyczaje można by zmienić.
Jakim dobroczyńcą jest człowiek, oddający drobny ułamek swojego majątku,
zdobytego dzięki krzywdzie czarnych, na kształcenie młodych Murzynów,
których nigdy nie zdecyduje się zatrudnić w swoich poważnych
przedsiębiorstwach? Wright dobitnie pokazuje, że północnoamerykański
przedsiębiorca w niczym nie jest lepszy od południowoamerykańskiego
ciemiężyciela. Łańcuchy fizyczne zostały zastąpione pętami niewoli
ekonomicznej oraz politycznej.
Bigger Thomas, morderca, domniemany gwałciciel, a przede wszystkim czarnuch,
w prozie Wrighta staje się archetypem ofiary. Bigger jest bezwolny od
początku swojej egzystencji. Wright buduje akcję utworu w ten sposób, by
wyraźnie uzmysłowić czytelnikowi, że całe postępowanie Thomasa jest
uwarunkowane przez nakazy, zakazy oraz przesądy białej społeczności.
Bigger stawiany jest w kolejnych położeniach, w których możliwa jest
wyłącznie jedna droga postępowania. W ten sposób, punkt po punkcie,
robiąc to, do czego zmusza go sytuacja, Bigger zbliża się do zbrodni,
którą w końcu popełnia. Jednak odpowiedzialność za ten straszny czyn nie
ponosi on, a ludzie, którzy kształtując jego rzeczywistość, warunki
jego egzystencji, doprowadzili go do takiego postępowania. Co gorsza,
Bigger, po dokonaniu zbrodni, po raz pierwszy w życiu zaczyna czuć się
pełnoprawnym człowiekiem. Morderstwo jawi się akt, umożliwiający
zrównanie się z białymi, których głęboko zakorzeniony rasizm odmawiał
czarnym prawa do bardziej wyrafinowanych zbrodni. Bigger-morderca staje
się równorzędnym graczem w brutalnej grze, jaką jest życie, który
potrafi odegrać się za doznane krzywdy. Zrzucona zostaje peleryna
niewidka, którą nosi bohater Niewidzialnego człowieka,
Ralpha Ellisona. Ale skarykaturowana wolna wola ogranicza się jedynie
do zmierzenia się z następstwami swoich czynów, które w obliczu
zaistniałych okoliczności (brudny czarnuch naskakujący na cześć białej
panienki) mogą być tylko jedne.
Wright, świetnie operujący słowem,
znakomicie ukazuje niepokoje społeczne, które wywołało popełnione
przestępstwo. Czytelnik jest świadkiem wrzenia białej masy, pełnej
zwierzęcej nienawiści, podświadomie czującej ogrom swoich przewinień.
Wright zdaje się sugerować, że wyrzuty sumienia oraz lęk przed
możliwością zemsty, nakazują białym żądać najwyższego wymiaru kary dla
Biggera Thomasa. Biała społeczność przedstawiona jest jako nieokiełznany
motłoch, potężna siła, lękająca się świata czarnych, którego nie zna,
nie rozumie i zrozumieć nie zamierza – pragnie jedynie w dalszym ciągu
sprawować nad nim kontrolę. Tym samym młody Bigger staje się
reprezentantem interesu wszystkich Murzynów, zamieszkujących USA. Proces
sądowy nie jest wyłącznie sprawą Biggera Thomasa – to spór o kształt
dalszych stosunków pomiędzy białymi a czarnymi, to walka o przyszłą
formę amerykańskiej społeczności.
Reasumując, Syn swego kraju, to
książka niezwykła. Nawet dzisiaj wywołuje ogromne poruszenie oraz
zmusza do intensywnego myślenia. Richard Wright napisał obszerny
manifest, w którym wyłuszczył wszelkie racje uciskanej mniejszości. Sama
filozofia pisarza jest jednak w mojej opinii nieco kulawa. Obraz
Biggera Thomasa wyłaniający się na podstawie książki, każe patrzeć na
bohatera tylko i wyłącznie jako na ofiarę. Dewaluowana jest sama
zbrodnia, która jawi się jako słuszny akt buntu, umożliwiający
wyrównanie rachunku krzywd. Mord staje się sprawą drugorzędną, odbiera
mu się całą jego ohydę i bezsens, a winę za jego popełnienie zrzuca się
wyłącznie na środowisko i warunki, w jakich wyrósł morderca. Ponadto
wspólna egzystencja czarnych i białych przedstawiona jest głównie jako
rywalizacja, zaciekła walka – jest ona niczym huśtawka, tj. jedna rasa
zawsze musi dominować nad drugą. Tak jakby pokojowe współżycie było z
góry wykluczony, ze względu na potężny bagaż przeszłości. Właśnie z tego
powodu bardziej dojrzałym twórcom wydaje mi się James Baldwin, który
potrafił dostrzec problem wtórnego rasizmu. Mimo to, ciekaw jestem
ogromnie pozostałych książek Richarda Wrighta – interesujące, czy
autorowi udało się dostrzec luki w swojej ideologii.
5 komentarzy:
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nareszcie wpadła mi w ręce, mam już w biblioteczce - przeczytam na pewno.
OdpowiedzUsuńZatem z ciekawością czekam na Twoje wrażenia z lektury tej książki.
UsuńSądząc z Twojego opisu książka naprawdę przejmująca, ale bardzo celna jest ta uwaga o tym, że Czarni potrafią być takimi samymi rasistami jak Biali, tylko los chciał, że mieli mniej okazji do tego. Nie wspomnę o tym, że rasizm to tylko pewna szczególna odmiana nienawiści; tak naprawdę wystarczy jakakolwiek inność. Wystarczy wspomnieć antysemityzm. To zaślepienie i zawężenie pola widzenia do problemów Murzynów jest dla mnie wielkim minusem i raczej nie będę na tę pozycję polował...
OdpowiedzUsuńCo do wspomnianych nadziei związanych z komunizmem, to nie były one tak bezpodstawne. Mało kto zauważa lub ma odwagę powiedzieć, że największą zasługą komuny było... zmienienie kapitalizmu. Niestety tylko na pewien czas i widać już wygasanie tego efektu...
Oj, zarzut zawężania kwestii nienawiści do rasizmu kierowanego wobec czarnej mniejszości wydaje mi się w tym przypadku trochę bezpodstawny - autor był czarnoskóry, doświadczył tego, o czym pisze i na tym się skoncentrował (Żydzi, którzy przeżyli II WŚ także skupiają się przede wszystkim na antysemityzmie, itd.). Gdyby Wrightowi udało mu się wspiąć ponad uprzedzenia rasowe i stworzyć uniwersalne dzieło o nienawiści, to prawdopodobnie byłby bardziej popularny, może nawet zostałby uhonorowany Noblem, a tak jest wybitnym przedstawicielem prozy murzyńskiej :)
UsuńGeneralnie "Syn swego kraju" to dobra książką, ale wg mnie pozycją dojrzalszą jest choćby "Długi sen" (tego samego autora). Ale osobnikiem spoglądającym jeszcze bardziej przenikliwie na kwestie rasistowskie jest wg mnie James Baldwin. Z kolei osobnikiem, który porusza zagadnienia najbardziej uniwersalne jest W. Faulkner i ten to osobnik został uhonorowany za swoje dzieła literackim Noblem.
Właśnie o to chodzi. Nienawidzić ciemiężyciela potrafi każdy prostak. Po tym właśnie poznać naprawdę interesujące umysły, że zamiast rozpamiętywać krzywdy, po wyjściu z obozu koncentracyjnego na przykład, zamiast dyszeć nienawiścią do hitlerowców starają się odkryć dlaczego to jedno z najbardziej nowoczesnych społeczeństw nagle tak się odmieniło. Tylko z takiego podejścia może wyniknąć jakaś nadzieja na przyszłość, na to, że kiedyś ciąg wzajemnego rachunku krzywd uda się zakończyć. Inaczej mamy tylko pewność następnych okrucieństw, a jak powiedział ktoś mądry, gdy historia się powtarza, cena na ogół jest dużo większa.
OdpowiedzUsuń