Umberto Eco
Cmentarz w Pradze
tytuł oryginału: Il cimitero di Praga
tłumaczenie: Krzysztof Żaboklicki
wydawnictwo: Noir sur Blanc 2012
liczba stron: 504
Niektórzy powiedzą, iż wstyd się przyznać, że dotąd moje kontakty z twórczością Umberto Eco ograniczały się od kilkukrotnego obejrzenia głośnej ekranizacji Imienia Róży, ale ja do wstydliwych nie należę. Jakoś nie było mi z powieściami Eco po drodze, ale dzięki mojemu klubowi DKK* zmieniło się to, gdyż lekturą kwietnia 2015 był w nim Cmentarz w Pradze.
Wydanie, które trafiło w me ręce, w solidnej twardej okładce i z klimatyczną grafiką na obwolucie, sugerowało interesującą zawartość na niebanalnym poziomie. Z drugiej strony, postać widniejąca na froncie kojarzyła mi się z kanonem płaszcza i szpady, za którym zbytnio nie przepadam, a tytuł kompletnie nie brzmiał dla mnie intrygująco. Nie wiedząc więc, czego się w gruncie rzeczy spodziewać, rozpocząłem lekturę.
Protagonistą powieści jest Simonini, syn Francuzki i zafascynowanego Garibaldim Włocha o demokratycznych zapatrywaniach. Wychowuje się jednak pod przemożnym wpływem dziadka, fanatycznego antysemity i konserwatysty. Zrządzenia losu sprawiają, że zostaje fałszerzem, w czym okazuje się prawdziwym geniuszem, a z czasem równie utalentowanym prowokatorem i zabójcą. Pracuje dla każdego, kto płaci, kto dobrze płaci. Opowieść o perypetiach jego żywota, przypadającego na burzliwy wiek XIX, ukazuje nam tak znane i dramatyczne wydarzenia jak walki o zjednoczenie Włoch czy rewolucyjne wrzenie we Francji. Pojawiają się głośne wątki tamtych czasów, choćby Afera Dreyfusa czy powstanie Protokołów Mędrców Syjonu. Osoba głównego bohatera jest jedyną fikcyjną z mnóstwa znaczących postaci, którymi Umberto Eco zaludnił karty powieści. Fabuła jest niezwykle mocno oparta w faktach historycznych, a luki między nimi wypełnione zostały fikcją literacką z takim kunsztem, że bez natężonej uwagi i konkretnej wiedzy niełatwo wytyczyć granicę między nimi. No właśnie. Wszystko to brzmi pięknie, ale jak się to czyta?
Warsztat pisarski na poziomie mistrzowskim i nie można mu niczego zarzucić. No – właściwie zawsze można każdemu coś zarzucić. W tym wypadku dość często podnosi się wulgaryzmy. Ja jednak uważam, że te akurat zarzuty są wyraźnie infantylne, podobnie jak powieści wojenne, opowieści o piratach, czy innych podobnych wydarzeniach i środowiskach, w których bohaterowie posługują się „językiem literackim” i używają słów, których naprawdę nawet by nie zrozumieli. Wulgarni ludzie i ludzie w określonych okolicznościach używają wulgarnego języka. Sam jednak miałem zastrzeżenia, choćby wobec męczących szczegółowością detali kulinarnych czy zajmującego ponad pół strony wymieniania oficjalnych tytułów wielkiego mistrza loży masońskiej. Na szczęście zaletą rozmów o książce z żywymi ludźmi jest luźniejsza i szybsza wymiana wrażeń, niż choćby za pośrednictwem internetu, więc porównując swoje myśli z odczuciami innych, dla których te tasiemcowe niuanse kulinarne były zaletą, doszedłem do sedna.
Cmentarz w Pradze jest lekturą niezwykle wymagającą. Nie nadaje się na propozycję dla odbiorcy dopiero rozpoczynającego swoje spotkanie z czytelnictwem, ale nawet od wyrobionego książkoluba żąda, by poświęcić się tylko jej. Nie czytać jej z doskoku, czy drugim okiem oglądając telewizję. Bogactwo szczegółów w każdym aspekcie wymaga, by przeskoczyć ponad ograniczeniami własnych zainteresowań i w pełni smakować wszystkie aspekty tej złożonej literackiej konstrukcji. Ja za pierwszym razem podszedłem do niej zbyt lekko, doceniłem więc to, co mnie pasjonuje samo z siebie, czyli wątki psycho- i socjologiczne, historyczne i polityczne, a nużyły mnie obce moim fascynacjom niuanse sztuki kulinarnej. Tymczasem wszystko w budowie tej powieści ma swoje miejsce, co łatwo zrozumieć próbując sobie ją wyobrazić bez któregoś elementu.
Nie jest na pewno dzieło Umberto Eco powieścią przygodową, choć żywot protagonisty zawiera tyle dramatycznych wydarzeń, że na taką by wystarczyło. Szczególna konwencja w jakiej książkę napisano, a której idei tutaj nie zdradzę, wyraźnie wskazuje, że nie o afery czy sensacje w niej chodzi. Nawet nie o to, by była to powieść historyczna, choć jest nią niewątpliwie.
O czym więc jest, lub też czym jest? W moim odczuciu jest przesłaniem i przestrogą. Przede wszystkim przestrogą przed siłą, uniwersalnością i użytecznością nienawiści. Głównego bohatera najczęściej definiuje się jako antysemitę. Ale on nie jest antysemitą; on nienawidzi wszystkich. Zwróćmy uwagę, jak definiuje znienawidzonego Żyda. Opisując go używa porównań z innymi narodami wyraźnie ukazujących, że nimi też pogardza. Nienawidzi też masonów i jezuitów, i Bóg wie kogo jeszcze. Inna sprawa, że w życiu też tak często bywa – antysemita, ksenofob lub inny -fob, jest zwykle nosicielem jeszcze wielu innych odmian nieuzasadnionej, uogólnionej wrogości. Taka bezmyślna, ideowa nienawiść nie do konkretnego człowieka, ale do zdehumanizowanej etykiety, jest świetnym narzędziem i jest bardziej zaraźliwa niż broń biologiczna. Tutaj pojawia się profesja Simoniniego, czyli fałszerstwo i prowokacja. Na hasło „teoria spiskowa” reagujemy niczym na ostrzeżenie, że ktoś jest niespełna rozumu. Tymczasem często mianem teorii spiskowych określa się wydarzenia lub elementy wydarzeń, które faktycznie miały miejsce, co odbiera siłę nauczce, jaką wiedza o nich powinna nieść. Z drugiej strony, elementem prawdziwych spisków było często tworzenie owych teorii spiskowych jako specyficznych narzędzi polityki, władzy i socjologii, jak choćby wspomniane już Protokoły Mędrców Syjonu. Mam wrażenie, że wielu czytelnikom, szczególnie w Polsce, ucieka puenta w postaci stwierdzenia zawartego w zakończeniu książki:
Powiedzmy sobie otwarcie: Simonini jeszcze obraca się wśród nas.
Wolimy myśleć, że prowokatorzy gotowi na żądanie wywołać każdą masakrę i fałszerze gotowi sfałszować każde świadectwo byli tylko w XIX wieku i przymykamy oczy na to, że od Powstania Warszawskiego rozpoczętego sfałszowanym meldunkiem** do inwazji USA na Irak rozpoczętej od sfałszowanych danych o posiadaniu przezeń broni masowego rażenia, wciąż mamy dowody na to, że Simonini jest wśród nas i, podobnie jak w powieści, nigdy nie odpowiada za swe zbrodnie.
Jest również Cmentarz w Pradze ostrzeżeniem przed patriotyzmem jako wdzięcznym narzędziem do szerzenia nienawiści, bez którego nie można sobie wyobrazić nowożytnych wojen; wojen narodów, a nie władców. Nie chodzi tutaj o patriotyzm objawiający się w gotowości do pozytywnej pracy na rzecz własnego kraju czy narodu, a o znacznie powszechniejsze użycie tego słowa, czyli gotowość do zabijania i dania się zabić w imię interesów tych, którzy patriotyzm uważają za takie właśnie narzędzie władzy:
...patriotyzm to ostatnie schronienie łajdaków; ludzie bez zasad moralnych owijają się zwykle sztandarem, a bękarty powołują się zawsze na czystość swojej rasy. Narodowa tożsamość to jedyne bogactwo biedaków, a poczucie tożsamości oparte jest na nienawiści - na nienawiści wobec tych, którzy są inni. Należy podsycać nienawiść, jest cnotą obywatelską. Wróg to przyjaciel ludów. Potrzeba zawsze kogoś, kogo się nienawidzi, aby dzięki temu uzasadnić własną nędzę.
Oczywiście jest w tej książce wiele jeszcze innych aspektów, które zmuszają do myślenia, zachęcają do poszerzenia własnej wiedzy (już poza tą lekturą), do krytycznego i racjonalnego myślenia o rzeczach, które aż nazbyt często przyjmujemy na wiarę.
Nie zachęcam do tej lektury nikogo, który nie przeczytał w życiu przynajmniej stu książek (nie licząc podręczników) i kto nie jest gotowy przez pewien czas poświęcić się tylko i wyłącznie jej; bez telewizora czy radia w tle, bez zbyt długich przerw czy innych lektur w międzyczasie. Pozostałym polecam absolutnie szczerze i gorąco.
Wasz Andrew
* Dyskusyjny Klub Książki
** meldunek pułkownika Antoniego Chruściela o rozpoczęciu walk oddziałów sowieckich na Pradze
"Imię róży" czytałam pięć razy, ekranizację z Seanem Connerym widziałam także kilka razy. Obwoluta zaprezentowanego przez Ciebie wydania "Cmentarza w Pradze" bardzo mi się podoba. Chętnie bym ją przygarnęła ;) A na mojej półce czeka "Wahadło Foucaulta" też z wydawnictwa Noir sur Blanc. Już nie mogę się doczekać kiedy do niego zajrzę...
OdpowiedzUsuńJa mimo wszystko dalszych lektur od Eco w najbliższym czasie nie planuję. Mam zapotrzebowanie na nieco lżejsze rzeczy :)
UsuńOprócz "Imienia róży", żadna z pozostałych powieści Eco nie przypadła mi do gustu. Spośród nich "Cmentarz..." chyba jeszcze najlepiej się czyta ale jakoś tak przepłynął mi między palcami, że tak powiem. A temu, że oglądałeś kilka razy "Imię..." wcale się nie dziwię :-)
OdpowiedzUsuńHa! - oglądałem kilka razy, gdyż wybór w TV niewielki :) Wolałbym coś nowego i dobrego, ale zwykle jest albo nowe, albo dobre :)
UsuńNie wiem z czego to wynikało (prawdopodobnie przyczyną była okładka), ale ta powieść nie wzbudziła mojego większego zainteresowania, gdy ją pierwszy raz ujrzałem. Teraz, po Twojej bardzo ciekawej recenzji, wiem, że lektura jest jak najbardziej godna uwagi. Bardzo wieloaspektowa, złożona - pod tym względem oraz z racji na okres, w jakim została osadzona akcja, kojarzy mi się odrobinę z "Paryżem" Zoli, który niedawno skończyłem czytać. Jeśli chodzi o Eco to poznałem "Imię róży" oraz "Wahadło Foucaulta" - obie powieść wspominam b. dobrze. Za "Cmentarzem..." będę się teraz bacznie rozglądać :)
OdpowiedzUsuńTa lektura wybitnie nie napawa optymizmem, ale Tobie to raczej nie będzie przeszkadzać ;)
Usuń"Cmentarz w Pradze" bardzo mnie wymęczył i miałam wrażenie nadmiaru słów i opisów. I w tym gąszczu zgubiłam te perełki, które zacytowałeś. Podobnie pełna takich smaczków i niesamowicie trafnych obserwacji jest książka "Akimudy" Jerofiejewa (mam ja na świeżo w pamięci), ale jako całość była dla mnie niestrawna.
OdpowiedzUsuńA Protokoły Mędrców Syjonu, prowokacje, manipulacje to zupełnie inny, fascynujący temat.
Zgadzam się. Tak, jak pisałem, nie jest to lekka lektura i trzeba się jej, dosłownie, poświęcić ;)
UsuńTak jak mówisz: wstyd się przyznać, ale ja nigdy nie czytałam twórczości Umberto Eco. O "Imieniu Róży" jedynie słyszałam i wpisywałam jego nazwiskmio w krzyżówki. Mimo tego, że Twoja recenzja jest godna uwagi, samo to, że powieść rozgrywa się w XIX w., sprawia, że nie będę miała ochoty jej przeczytać. Serdecznie pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńŻycia nie starczy, by czytać wszystko, co dobre, więc wyborów trzeba dokonywać. A i dobrze, żeby o przyjemności z lektur nie zapominać, więc dobrze znać swoje preferencje. Z drugiej strony rzecz biorąc, poprzez DKK, które zmusza do lektur niekoniecznie zgodnych z naszymi zainteresowaniami, przekonałem się, że takie podążanie zawsze tymi samymi ścieżkami nie jest dobre i warto czasem spróbować czegoś innego.
UsuńCzytałam "Cmentarz w Pradze" zaraz po premierze. Według mnie jest to rewelacyjna powieść, ale muszę przyznać Ci rację, że nie jest to pozycja dla początkującego czytelnika. Jest to książka trudna, przy której potrzebne jest całkowite skupienie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że w reklamach tego nie mówią, co zniechęca wielu początkujących nie tylko do Umberto, ale w ogóle do ambitniejszych książek.
Usuń