Sophie Elkan
Marzenie o Oriencie
Spotkanie przedstawicieli kultur mocno od siebie odległych jest na ogół zdarzeniem, któremu towarzyszy ogrom emocji, począwszy od ekscytacji i ciekawości, poprzez oczekiwania i nadzieje, a skończywszy na rozczarowaniu, wynikłemu z bolesnej konfrontacji własnych wyobrażeń z rzeczywistością. To, co oczywiste i zrozumiałe, w odniesieniu do innego kulturowego kodu, traci podwaliny bezsporności, w efekcie czego negacji mogą ulec najbardziej podstawowe wartości, wyznania czy aksjomaty. Owe zejście się może mieć szereg reperkusji, a ich ton – ciemne barwy wrogości i niechęci, jasne kolory oczarowania czy zwykła szarość znudzenia – w ogromnej mierze zależeć będzie od empatii, wyrozumiałości czy gotowości jednostek do otworzenia się na bliźniego. O tym, jak przebiegać może takie zetknięcie się człowieka Zachodu i Wschodu interesująco pisze Sophie Elkan (1853 – 1921), szwedzka pisarka i tłumaczka, autorka noweli Marzenie o Oriencie.
Said ben Ali to młody egipski nauczyciel, (…) którego wysłano do Anglii, by tam doskonalił znajomość języka tego kraju [1]. Mężczyzna na co dzień pracuje w szkole Abbey w Kairze w roli tłumacza, z racji faktu, że placówka, choć uczęszczają do niej wyłącznie arabscy chłopcy, prowadzona jest przez Anglików, zaś edukacja odbywa się po angielsku. Bohater, idealista i patriota, wierzy, iż wyprawa na Wyspy Brytyjskie pozwoli zrozumieć mu źródło wyższości Anglików nad Egipcjanami, zaś zdobyta wiedza umożliwi wdrożenie niezbędnych reform nie tylko w edukacji, ale i na płaszczyźnie społeczno-kulturowej, co przełoży się na szybsze zrzucenie angielskiego jarzma w Egipcie i przejęcie władzy przez miejscowych. Wizyta na wyspach okazuje się jednak rozczarowującą ekspedycją: „Nie widzę tego, nie widzę”, lamentował Said ben Ali. „Sądziłem, że wiedza spłynie na mnie niczym promienie słońca, tymczasem jest ciemno jak w najczarniejszej mgle. Myślałem, że schwytam to w dłonie, tymczasem znika niczym dym. Nie widzę, w czym tkwi ich przewaga; widzę to równie słabo, jak cokolwiek podczas burzy piaskowej na pustyni” [2]. Mimo tych negatywnych doświadczeń, Said ben Ali daje się przekonać Ministerstwu Edukacji, by przełożyć swój powrót do ojczyzny o kilka miesięcy, na jesień, zaś lato spędzić w Szwecji, (…) studiując tamtejszą gimnastykę i slojd [3]. Mężczyzna przystaje na propozycję i tak rozpoczyna się jego przygoda w Nääs, osobliwym miejscu, w którym kursanci obu płci, ze wszystkich stron świata, przebywają w swoim bezpośrednim towarzystwie na terenie starej szwedzkiej rezydencji (położonej w malowniczej scenerii, nad brzegiem jeziora, niemal w środku lasu), ucząc się pracy rękodzielniczej. Said ben Ali rozpoczyna kolejny rozdział poznawania Europy, sam zaś, dla wielu goszczących w Nääs (głównie Europejczyków), staje się ucieleśnieniem wyobrażeń na temat Orientu (Mówię do człowieka z krainy pustyni i sfinksów, do człowieka Orientu, pełnego baśni i marzeń [4]).
W swojej prozie Sophie Elkan koncentruje się na zaskoczeniach i różnorakich odkryciach, jakich dokonują ludzie Wschodu na temat ludzi Zachodu i vice versa. Z jednej strony Elkan uzmysławia ogromny bagaż stereotypów, uproszczeń, myślowych schematów i uprzedzeń, które pojawiają się w obliczu niewiedzy i braku informacji (akcja utworu osadzona jest pod koniec XIX wieku, kiedy to podróże po świecie zarezerwowane są jedynie dla najbogatszych). Z drugiej zaś strony szwedzka pisarka wskazuje na istniejące różnice kulturowe i religijne, które nierzadko utrudniają komunikację, wprowadzają w konfuzję i zdumienie, stają się przeszkodzą do zadzierzgnięcia szczerej i głębokiej relacji. Kwestią, której poświęcono najwięcej uwagi jest stosunek Saida ben Alego do kobiet – jako człowiek wychowany w muzułmańskiej kulturze, w mocno patriarchalnym społeczeństwie, ben Ali podświadomie traktuje kobiety jako istoty niższego rzędu: Czyżby on, Said ben Ali, miał studiować wspólnie z kobietami? Nie dość, że nigdy nie pytał o kobiety – nie interesował się nimi, wręcz nimi gardził. Tak wyglądało to w Egipcie, tu, w Anglii, zdecydowanie unikał każdej okazji zbliżenia się do kobiet, przez trzy lata z żadną nie zamienił więcej niż dwadzieścia słów. Poza tym Said ben Ali był w Kairze zaręczony z czternastoletnią kuzynką, której twarzy nie widział, od kiedy skończyła osiem lat, a po powrocie do domu miał się z nią ożenić [5]. Pobyt w Nääs, gdzie panie i panowie są tuż obok siebie na co dzień, funkcjonując na (niemal) równych prawach, budzi zdziwienie: Mężczyźni i kobiety bez skrępowania garnęli się do siebie, spacerowali, siedzieli jedno obok drugiego i rozmawiali na oczach wszystkich – a nikogo to nie zdumiewało, bo dla nich było to tak, jak być powinno [6]. To uprzedmiotowienie kobiety jest na tyle mocno zakorzenione w umyśle Saida, iż mężczyzna kompletnie nie bierze pod uwagę woli, uczuć czy podmiotowości kobiety: W tym naiwnym wschodnim przekonaniu była dziecinnie nieświadoma ironia – wystarczy, że mężczyzna wyrazi swą wolę i nie musi pytać kobiety o zgodę, wyraził to przecież egipski apostoł kobiecej emancypacji, zesłany przez Boga [7].
Nie mniej ciekawie zarysowano tematykę brytyjskiego kolonializmu. W momencie, gdy rozgrywają się wydarzenia, z formalnego punktu widzenia Egipt nadal jest częścią Imperium Osmańskiego, ale w praktyce znajduje się pod brytyjską okupacją, eufemistycznie określanej mianem „protektoratu” (to pokłosie przegranej wojny brytyjsko-egipskiej z 1882 roku, w której to egipscy nacjonaliści dążyli do usamodzielnienia się kraju i odcięcia od francuskich oraz brytyjskich wpływów) – władzę nadal sprawuje kedyw egipski, ale wszelkie kluczowe decyzje związane z armią, polityką zagraniczną czy finansami podejmuje brytyjski Wysoki Komisarz. Oficjalnie, taki stan rzeczy jest jedynie tymczasowy (Z nadzieją rozmyślał o tych błogich czasach, kiedy synowie Egiptu wezmą Anglików na słowo i zażądają spełnienia ciągłych zapewnień o tym, że gdy Egipcjanie dojrzeją do samodzielnego zarządzania, Anglicy opuszczą kraj, bo ich zamiarem było jedynie wzięcie go pod opiekę, póki Egipcjanie nie nauczą się gospodarowania i póki nie spłacą długu, do którego doprowadziło szalone marnotrawstwo Ismaila Paszy [8]), choć gdy razem ze Stiną Brenner, Szwedką poznaną przez Saida w Nääs, która przybywa razem z kurującym się bratem do Egiptu, wysłuchujemy, tego, co do powiedzenia na temat Egipcjan mają Anglicy, uprzytomniamy sobie, że ten stan rzeczy prędko nie nastąpi: Ludzie Wschodu to duże dzieci, które jak dzieci należy wychować i prowadzić. Szkoda, że nie widziała pani Egiptu, zanim się tu znaleźliśmy. Różnica jak między najciemniejszą nocą i najjaśniejszym dniem [9]. Napotkani przez Stinę Brenner Anglicy są przeświadczeni, że Egipcjanie to nacja zacofana, niechlujna, oporna na wiedzę i niezdolna do samostanowienia: (…) według nas nie ma czegoś takiego jak egipski punkt widzenia. Jest tylko brud, ubóstwo i wieczny hałas [10]. Co intrygujące, Anglicy w oczach Saida wcale nie prezentują się lepiej – mężczyzna, będąc zaślepiony nienawiścią do swoich wrogów, nie widzi u nich żadnych przymiotów: Saidowi ben Alemu nie przyszło do głowy, że to być może jego wina, że nie dostrzegł zasług Anglików, ponieważ przybył do ich kraju z nieufnością i urazą; nie potrafił ocenić ich obiektywnie, gdyż był wobec nich uprzedzony i nie czuł się dobrze w ich towarzystwie [10].
Mimo tych wielu różnic, odmienności i wynikających z nich niesnasek czy nieporozumień, Sophie Elkan zdaje się nie wątpić w możność międzyludzkiego porozumienia, którego symbolem może być Nääs (wspomniane w utworze centrum edukacyjne funkcjonowało w latach 1875 – 1966). Ta ogromna posiadłość, w skład której wchodzą zabytkowy zamek, rozległy park oraz budynki pofabryczne przerobione na warsztaty dla seminarium rzemieślniczego, splata w sobie przeszłość oraz teraźniejszość (dobra należały pierwotne do przedstawicieli szwedzkiej szlachty, zaś w 1868 roku zostają kupione przez Augusta Abrahamsona, przedsiębiorcę i filantropa, zaś po jego śmierci w 1898 roku trafiają pod kuratelę fundacji August Abrahamsons Stiftelse, która propaguje naukę rzemiosła i slöjdu, czyli szwedzkiego rękodzieła poprzez przyjmowanie praktykantów z całego świata) – jako centrum edukacyjne, ale i kulturowe pozwala na wymianę doświadczeń ludziom z wielu zakątków globu, udowodniając zarazem, że możliwa jest współpraca (oparta na szacunku), a więc i współegzystencja ludzi, wywodzących się z najróżniejszych kulturowo środowisk.
W rezultacie, Marzenie o Oriencie, choć są lekturą krótką, to jednak poruszającą kilka interesujących zagadnień. Sophie Elkan intrygująco pisze o obcości i odmienności, o kulturowych różnicach i ich wpływie na nasze wybory i decyzje. Obraz odmalowany przez Elkan nie jest wolny od przekłamań czy uproszczeń, ale dzięki temu jest ciekawym portretem epoki i tego, jak Europejczycy z przełomu XIX i XX wieku patrzyli na szeroko rozumiany Orient.
P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df
------------------------------------
Tę autorkę znam już z opowiadania „Babie lato”, zawartego w antologii „Skandynawskie lato” i pokazującego ból starszego mężczyzny, który uwierzył, że jest kochany przez młodą dziewczynę. Opowiadanie napisane jest bardzo subtelnie i mądrze. Zaskoczyłeś mnie więc informacją, że w „Marzeniach o Oriencie” widać przekłamania i uproszczenia. Ciekawe, na czym one polegają. Nie wiem, czy sięgnę po to opowiadanie, bo bohater wydaje mi się prymitywny i nieciekawy. Ktoś taki jak on niewiele skorzysta z wyjazdu do bardziej rozwiniętego kraju…
OdpowiedzUsuńPrymitywny, nieciekawy, ale też bardzo przerysowany, nieprzekonujący.
UsuńA wspomniane opowiadanie sprawia wrażenie bardzo interesującego.