W poszukiwaniu nowych dobrych kryminałów postanowiłem spróbować czegoś spod pióra Iana Rankina, współczesnego (ur. 1960) brytyjskiego, a dokładniej szkockiego, pisarza specjalizującego się w tartan noir. Sięgnąłem po jego debiutancką powieść „Supełki i krzyżyki” otwierającą cykl o policyjnym detektywie „Inspector Rebus”. Wybrałem wydanie audio na podstawie tłumaczenia, które firmuje Lech Żołędziowski, i któremu głosu użyczył Przemysław Bluszcz.
Fabuły nie będę przybliżał, ale muszę powiedzieć, że nie do końca mnie przekonała. Niby motywy sprawcy uzasadniają taki, a nie inny, modus operandi, lecz… Trochę to takie naciągane było. Chyba też za bardzo autor chciał, by jego debiut został bestsellerem, i za dużo w nim nowego stylu amerykańskiego (im więcej trupów, tym lepiej), a za mało zagadki, tropów i pracy dochodzeniowej czy detektywistycznej. Tych ostatnich praktycznie nie ma. Klimat też bardziej skręca ku american hardboiled niż trzyma się tartan noir. Do takich dzisiejszych klasyków tego ostatniego jak Val McDermid, Denise Mina czy Stuart MacBride sporo „Supełkom” brakuje. Z drugiej strony, to właśnie proza Rankina sprowokowała Jamesa Ellroya, do nazwania go królem nowego kanonu, nowego podgatunku literackiego, i ukucia nazwy „tartan noir”.
No i tu dochodzimy do puenty. Powieść na pewno nie jest doskonała, ale była dopiero drugą opublikowaną książką tego pisarza (pierwsze wydanie 1985). W przedmowie do nowych wydań znajduje się zresztą jego bardzo surowa samokrytyka, co podnosi w moich oczach ocenę jego osoby. Niewielu potrafi się przyznać, że im nie do końca wyszło. Ściśle biorąc, niewielu jest w to w stanie choćby uwierzyć. No i mam wrażenie, że tłumaczenie też dalekie jest od ideału. Jeśli w jednym ciągu znajdują wyrażenia „odwrócił wzrok” i „skupił wzrok”, drażniące nawet podczas słuchania, to na pewno przekład nie jest najwyższego lotu. Akurat słucham kolejnej powieści Lee Childa i przez porównanie – „Supełkom i krzyżykom” brak tej lekkości narracji, potoczystości i płynności akcji, wydarzeń, przyczyn i skutków, choć przecież Lee Child jest „tylko” autorem praktycznie jednej serii powieściowej, bestsellera z nieco komiksowym protagonistą oraz bez pretensji do głębi i Wielkiej Literatury. I znowu – na ile to może być sprawą tłumaczenia?
Lektor dał radę, ale do interpretacji tekstów anglosaskich, zwłaszcza gdy mowa o akcencie, daleko mu na przykład do Macieja Stuhra. Gdyby więc nieco lepsze tłumaczenie, nieco lepszy lektor, to kto wie? Może już bym się na Rankinie zafiskował? A tak pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że następne powieści cyklu będą lepsze – na pewno po nie sięgnę, choćby by się przekonać, czy „król tartan noir” nie jest przypadkiem nagi.
P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)