Dotychczas, z reguły, powieści kryminalne Krzysztofa Bochusa, współczesnego rodzimego pisarza, bardzo mi się podobały. Z ochotą więc sięgnąłem po „Martwy błękit”, drugą część międzywojennych opowieści policyjnych, których bohaterem jest Christian Abel, funkcjonariusz gdańskiego Kripo, odpowiednik dzisiejszego detektywa policji kryminalnej. Wydanie, które wybrałem, to audiobook Skarpy Warszawskiej z głosem Mateusza Webera.
Jak wspomniałem we wstępie, z reguły Bochus mi czytelniczo pasował, ale już przy powieści „Wachmistrz” miałem pewne krytyczne uwagi. Przy „Martwym błękicie” jednak poległem i na tym chyba kończę moje poznawanie dorobku tego autora. Nie pomógł nawet fakt, że rzecz cała rozgrywa się w moim ulubionym międzywojniu. Ze świetnego klimatu, który był dotąd największym atutem prozy Bochusa nie pozostało wiele. Brak tej dotychczasowej lotności, wyczucia, plastyczności. Ciągle coś zgrzyta. Nieuchwytnie, ale wyczuwalnie. W dodatku pisarz zamiast się rozwijać, jakby się warsztatowo cofał, i to na różnych polach jednocześnie.
O Sopocie pisze jako o bałtyckim Monte Carlo. Jeśli ktoś planuje serię powieściową osadzoną w historii, to wypadałoby zrobić jakiś research. Bochus chyba nigdy nie słyszał o przedwojennym Świnoujściu, które przed wojną było kurortem tej klasy, co najlepsze na Riwierze, a być może nawet bardziej atrakcyjnym. Gdzie Sopotowi do tego poziomu.
Kontynuując olewanie czytelnika, pisarz nie zniżył się do nawet powierzchownego liźnięcia tematyki, która dla każdego mieszkańca miasta portowego jest podstawową, czyli marynistyki. „Kabina sterownicza” to ani na statku, ani w kosmolocie. Żenada!
Zajmując się kryminałami, w dodatku od dłuższego czasu, powinno się już wiedzieć, co to łuska, co pocisk, a co nabój. Kwiatki takie jak „zabezpieczono spłaszczoną łuskę we framudze okna” są niedopuszczalne. Powtarzam się w moich wrażeniach z lektur, ale w tych sprawach różnica jest taka, jak między łyżką i widelcem.
Widzę, że autor w ogóle nie konsultuje z nikim swoich pomysłów. Strzelanie z pistoletu w zamek drzwi, które wyglądało głupio już wcześniej, w „Martwym błękicie” zaczyna przybierać formy idiotyczne – według Bachusa dwukrotne(!) strzelenie w zamek to „najlepszy sposób otwierania drzwi”.
Jakby mało było niezręczności i ewidentnych wpadek rzeczowych, to styl momentami zaczyna zahaczać o grafomaństwo i to jest z wszystkiego najgorsze. Radosną twórczość w stylizacji na Wielką Literaturę w wykonaniu Bochusa świetnie ilustruje jego genialne porównanie: „zgorzkniały i wypalony jak tartaczny wiór”. W tym momencie przypomniał mi się humor zeszytów mojej koleżanki z podstawówki, który zapamiętałem na całe życie „Trafiony messerschmitt opadał ku ziemi dymiąc jak ciężko ranione zwierzę”. Tylko, że ten ostatni artyzm pochodził z zeszytu uczennicy szkoły podstawowej i podobny poziom u profesjonalnego dziennikarza, publicysty i pisarza oraz wykładowcy akademickiego(!) nie przynosi chluby nie tylko jemu samemu, ale i całej polskiej inteligencji.
Inna sprawa, że poziom tego wydania świadczy jednocześnie, iż podobne cuda nie wzbudziły niczyjego sprzeciwu w trakcie całego procesu wydawniczego, angażującego pewnie sporą liczbę ludzi, a właściwie dwóch wydań, bo najpierw wersji literkowej, a potem audio. Gdy czytam jak wielka jest w świecie rola redaktora, który niejednokrotnie tak naprawdę staje się współautorem dzieła oraz głównym autorem jego sukcesu, to mam wrażenie, że my mamy naprawdę inaczej. Nasi pisarze na nic podobnego nie mogą (albo nie chcą) liczyć i poza nielicznymi, naprawdę zdolnymi do samodzielnego pisarstwa, efekty są, jakie są. Owszem, w epoce i w kraju, w którym kluczowa dla niemal wszystkich wyborów jest cena, a wiara w reklamę i propagandę przeraża socjologów, można wypromować na króla czy królową kryminałów każdego, lecz nie może potem dziwić, że te „gwiazdy” z reguły są nieeksportowalne i nie wpiszą się na stałe do dorobku literackiego Polski, a tym bardziej świata. No, ale w kraju Zulu-Gula trudno oczekiwać, by poziom pracy wydawniczej odbiegał od realiów służby zdrowia i wszelkich innych przejawów działalności instytucjonalnej.
Wracając do Bochusa – żal mi, że tak dobrze się zapowiadający autor zabrnął w ślepą uliczkę. Nie mam siły dawać mu jeszcze jednej szansy. Jest tylu doskonałych pisarzy, że tracenie czasu na sprawdzanie, czy tym razem komuś, kto spłodził knota, wyszło lepiej, jest marnotrawieniem życia.
P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)