Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.
poniedziałek, 7 stycznia 2013
Pomóż i Ty
Miało być co innego, ale wydarzyła się tragedia w nowym schronisku dla zwierząt Fundacji Centaurus. Kto może w jakikolwiek sposób pomóc - na stronie są wszystkie dane - przyda się każde wsparcie
niedziela, 6 stycznia 2013
Wierz sądom
"Sądy nie rozumieją takich spraw albo starają się nie rozumieć. Jak ktoś kogoś zamorduje, da w mordę, to jest jasne. A przy odrobinie komplikacji, do tego powiązanej ze sprawami gospodarczymi, wszyscy się gubią."
Mariusz Zielke Wyrok
Może Pan Mariusz za rzadko przypatrywał się trywialnym sprawom. Tam wcale nie jest lepiej, gdyż poziom większości sędziów, a zwłaszcza sędzin jest... Kto bywał w sądach, ten wie ;)
sobota, 5 stycznia 2013
Yann Queffélec "Barbarzyńskie zaślubiny" - Zdeformowana miłość
Barbarzyńskie zaślubiny
Yann Queffélec
Tytuł oryginału: Les noces barbares
Tłumaczenie: Małgorzata Cebo
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Seria: Klub Interesującej Książki
Liczba stron: 226
Yann Queffélec to francuski pisarz
średniego pokolenia, urodzony w 1949 roku, w Paryżu. Na swoim literackim
koncie posiada on kilkanaście powieści, jednak jak do tej pory, w
naszym kraju doczekał się tylko jednego przekładu. Dzięki pracy pani
Małgorzaty Cebo, w ojczystym języku możemy przeczytać Barbarzyńskie zaślubiny, książkę, która w roku 1985 została uhonorowana najważniejszym wyróżnieniem w dziedzinie literatury francuskiej, Nagrodą Goncourtów. Wydaje się, że właśnie owo prestiżowa nobilitacja zadecydowała o przedstawieniu tego dzieła polskiej publiczności.
Pozdrowił władze
"W tym pieprzonym kraju nic nie jest normalne. Jak na najważniejszym dworcu kolejowym można tolerować taki smród?"
Mariusz Zielke Wyrok
z moją dedykacją dla wszystkich kolejnych prezydentów Warszawy i szefów PKP
piątek, 4 stycznia 2013
Moralność w biznesie
czwartek, 3 stycznia 2013
O cenzurze
"Za komuny przynajmniej było wiadomo, o czym nie można pisać i co trzeba wydawać w podziemiu. Cenzura ekonomiczna okazała się znacznie bardziej nieprzewidywalna i drapieżna."
Mariusz Zielke Wyrok
środa, 2 stycznia 2013
Objawił się polski Larsson?
Wyrok
Mariusz Zielke
Czarna Owca 2012seria/cykl wydawniczy: Czarna Seria
Kiedy w moje łapki trafił, nieco przypadkiem zresztą, Wyrok Mariusza Zielke, nie bardzo się paliłem do lektury. Coś tam o tej książce i o autorze pozytywnie obiło mi się o uszy, ale nauczony smutnym doświadczeniem nie dowierzałem naszym krytykom i ich głosom. „Dobre bo polskie” zawsze kojarzy mi się z przekorną myślą, iż pewnie rzecz oznaczana podobnymi etykietkami niewiele ma zalet poza tym, że jest „nasza”.
W końcu, gdy stosik książek oczekujących na moim biurku w kolejce na przeczytanie nieco się przerzedził, przyszła kolej i na to opasłe dość tomisko. Szata graficzna okładki, faktycznie kojarząca się nieco z Millennium Stiega Larssona (wydanym przez tę samą oficynę wydawniczą), podsyciła we mnie po równo nadzieję, jak i obawę. Nadzieję, iż w końcu w Polsce pojawi się ktoś podobny do wielkiego Szweda i obawę, iż to tylko tani chwyt marketingowy, a mnie czeka jedynie kolejny zawód. Zebrałem się jednak na odwagę i śmiało zacząłem czytać.
Od pierwszych stron lektury narzucają się nam analogie między wspomnianymi autorami i ich powieściami. Głównym bohaterem Wyroku jest polski dziennikarz Jakub Zimny, w wielu aspektach przypominający Bloomkvista z trylogii Millennium. Styl prowadzenia akcji, klimat i oparcie w głęboko zdiagnozowanych problemach społecznych, stopień komplikacji fabuły i jej wielowątkowość, a nawet maniera literacka obu autorów są podobne. Zielke zresztą wielokrotnie w swej powieści, mniej lub bardziej wprost, nawiązuje do sławnego kolegi po piórze ze Szwecji i jego trylogii, czym dodatkowo uwodzi czytelnika, gdyż robi to z rzadko spotykanym wyczuciem.
Głównym tematem Wyroku jest świat polskich finansistów i polityków będący totalną patologią, podobnie jak nasze media zapewniające mu osłonę przed społecznym oburzeniem. Jak będzie przebiegać walka Zimnego z polskim bagnem nie zdradzę. To trzeba przeczytać.
Czytelnik, który dotąd nie za bardzo interesował się ekonomią, finansami, działaniem mediów i mechanizmami polityki może na początku książki odczuwać pewną trudność, nim zapozna się z niektórymi terminami ekonomicznymi. Zapewniam jednak, że jest to niczym w porównaniu z tym, co czeka czytelników przy pierwszych spotkaniach z dobrą marynistyką chociażby, gdzie bez uporczywego poszerzania wiedzy trudno o prawidłowy odbiór. W lekturze Wyroku słownik pewnie nie będzie nawet potrzebny, jeśli tylko ktoś nie jest ostatnim leniem umysłowym i będzie czytał uważnie. Koncentracja jest niezbędna również ze względu na komplikację fabuły, liczne odniesienia do rzeczywistości i refleksje, które lektura wywołuje, a to wymaga wielokrotnie równoległego myślenia na kilku płaszczyznach. Mimo tego książka wciąga niczym najlepsza powieść akcji do tego stopnia, że odkładałem ją dopiero wtedy, gdy musiałem.
Zawsze podkreślałem, że jestem wielbicielem szwedzkiej szkoły kryminału społecznego i ubolewałem nad tym, iż nie mamy w naszym kraju autorów piszących w tym kanonie. Nie ma co ukrywać – Mariusz Zielke przełamał tę złą passę. W Wyroku mamy wszystko, czego potrzebuje dobry kryminał społeczny – i zabójstwa, i ich umocowanie w społecznej patologii, napięcie i klimat, jednym słowem styl i szyk. Brak mi trochę wielotorowości Larssona, który nie koncentrował się na jednym temacie, ale jednocześnie atakował kilka dysfunkcji społeczeństwa szwedzkiego. Rozumiem jednak, że być może Zielke nie chciał się rozdrabniać, nie chciał naraz pokazywać wszystkich wad dzisiejszej Polski, by nie zostać okrzykniętym zdrajcą i polakofobem. I tak, mimo wszystko, wyszło na to, że Polska jest dzikim krajem, gorszym niż niejeden z najbardziej egzotycznych zakątków świata. Pewnie wielu czytelników zastanawiać się będzie, czy nie przesadził?
Kto miał choć jaki taki kontakt z polskim sądownictwem, policją i służbami, kto choćby tylko uważnie i krytycznie ogląda telewizję, tak jak się za komuny oglądało, ten wie, że naprawdę jest jeszcze gorzej. Nie trzeba porównywać, przywołanej również w powieści, sprawy piramidy finansowej stworzonej przez Bernarda Madoffa, który już odsiaduje faktyczne dożywocie, do jej naszego odpowiednika, czyli sprawy afery Amber Gold, która zdaje się powoli umierać ze starości. Lepiej wspomnieć wyciszone szybko głosy inwestorów Amber Gold, którzy kilkakrotnie przed kamerami się żalili, iż w postępowaniu dotyczącym Amber Gold są traktowani jak należy (sic!), ale gdy chcą rozmawiać w sprawach innych podobnych przedsięwzięć, w których ich oszukano, to nikt nie chce ich nawet wysłuchać! Wystarczy wspomnieć nagradzany program Państwo w państwie. Wystarczy wspomnieć dziesiątki afer, które wszystkie pozamiatano pod dywan czy, jak w przypadku afery solnej, nawet nie wstrzymano przestępczej działalności i nie udawano, że się coś w tej sprawie robi. W każdym normalnym kraju jedna z takich afer wystarczyłaby, by wywołać trzęsienie ziemi, które zmiotłoby całą scenę polityczną, a nie tylko partię rządzącą, ale u nas nic się nie dzieje. Ba – szarzy ludzie są gotowi skakać sobie do gardeł w obronie swoich sympatii politycznych i mają gdzieś, że wszyscy główni gracze do spółki z gangsterami biznesu ich okradają. Mają gdzieś, że już za kilkanaście lat emerytury, za wyjątkiem nielicznych wyjątków, będą głodowe, że nie będzie tego, co jeszcze niedawno było normą w całym demokratycznym świecie – powszechnego dostępu do szkolnictwa i świadczeń medycznych. Można tak ciągnąć w nieskończoność. Po prostu Polska nie jest normalnym krajem, a Polacy nie są normalnym społeczeństwem i w moim odczuciu zakończenie Wyroku jest absolutnie nierealne. Nawet najarany optymista w taki koniec, którego zresztą nie zdradzę, w naszych realiach nie uwierzy, chyba że w dodatku jest po prostu głupi. Przepraszam wszystkich za mocne słowa, ale mam przekonanie, iż tak właśnie jest. Polska polityczna góra jest niczym Gomorra w stadium daleko bardziej posuniętej degeneracji niż ta włoska. W naszym wielkim biznesie i polityce takie hasła jak przyzwoitość już nie istnieją. Jedynym wyznacznikiem, powodem i usprawiedliwieniem, ceną i nagrodą jest kasa. Kasa i władza; władza dla kasy, kasa dla władzy. Jeśli trzeba kogoś okraść, jeśli trzeba zatruć środowisko czy nawet zabić, nie ma problemu, jest tylko kwestią za ile. A zresztą – ile jest warte życie ludzkie? Na pewno dla tysiąca nie warto zabić, ale dla miliona? A dla dziesięciu, w dodatku nie samemu i osobę, której nawet nie znamy? Ten temat Zielke, z powodów, które chyba rozumiem, potraktował zbyt łagodnie, ukazując granicę między gangsterami i biznesmenami; granicę której tak naprawdę już często nie ma. Jest już tylko granica między dobrymi i złymi ludźmi, ale takiego podziału nie używa się już nie tylko w naszej polityce, ale nawet w kościele.
Poza głównym tematem powieść ma wiele smaczków, prawdziwych perełek, jak choćby ukazanie sieci i internetu jako, wbrew powszechnemu mniemaniu, środka masowego przekazu podatnego na cenzurę i manipulację nie mniej, niż prasa czy telewizja, a może nawet bardziej. Nie będę się jednak rozwodził nad drobiazgami. Diabeł tkwi w tych szczegółach i zapewniam, że są warte samodzielnego poznania i docenienia.
Znów wracamy do porównań między Larssonem i Zielke. Pierwszy miał łatwo. Pisał o kraju, w którym, jak w każdym, są jakieś patologie, i choć nie da się wygrać z nimi wojny, gdyż są emanacją odwiecznej walki dobra ze złem, to realne jest wygrywanie bitew i ma sens walka o to, by tego zła było jak najmniej. Nasz pisarz miał przed sobą prawdziwe wyzwanie; jak napisać powieść o walce dobra ze złem, której akcja rozgrywa się w kraju, gdzie występek jest normą, a cnota wyjątkiem? Gdzie ludzi dzieli się na swoich i obcych, a nie na dobrych i złych? Gdzie urzędujący urzędnik państwowy wysokiego szczebla potrafi powiedzieć do kamery, iż nic nie zrobił w sprawie ewidentnego aferalnego łamania prawa, gdyż każdy w Polsce wie, że duży może więcej, a wielki może wszystko… Gdzie taki drugi kraj, gdzie ludzie są gotowi podpisywać listy w obronie pedofila tylko dlatego, że jest księdzem, którego zresztą widują w większości raz na tydzień przez godzinę w kościele i nic o nim nie wiedzą? Jak w takim kraju napisać zakończenie, które byłoby realne, a nie zniechęciło i nie przestraszyło ostatnich prawych i sprawiedliwych? Nie wiem. Jest to niemożliwe zapewne i z tego powodu moje uwagi o nierealnym zakończeniu nie są zarzutem wobec autora, a jedynie wyrazem żalu i rozpaczy nad tym, co się dzieje z naszym krajem, który po raz kolejny zaprzepaszcza szansę, którą dała mu historia.
Wracając do Wyroku i Mariusza Zielke – zdecydowanie najlepsza polska powieść w swej klasie i autor, który jako pierwszy nie uciekł w przeszłość, przyszłość ani płytkość, tylko sięgnął do tego, co nas zgubi, gdyż osobiście nie wierzę, by dało się to jeszcze naprawić. Zapraszam do lektury, dla mnie nieco dołującej, ale bezapelacyjnie wspaniałej
Wasz Andrew
Józef Ignacy Kraszewski "Zygmuntowskie czasy" - Dawno i nieprawda
Zygmuntowskie czasy
Józef Ignacy Kraszewski
Wydawnictwo: MG
Liczba stron: 418
Józef Ignacy Kraszewski często określany
jest mianem człowieka instytucji. Rzuciwszy okiem na zakres jego
działalności, trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Kraszewski był
zarówno pisarzem jak i wydawcą, publicystą, historykiem jak również
działaczem społecznym i politycznym. W swoim długim życiu (1812 – 1887)
spłodził 232 powieści. Ta zawrotna liczba pozwala mu piastować palmę
pierwszeństwa, jeśli chodzi o liczbę wydanych dzieł w całej historii
polskiej literatury. Niestety ilość nie zawsze idzie w parze z jakością.
U Kraszewskiego obok dzieł bardzo dobrych, do których zaliczam Starą baśń, spotkać można pozycje zdecydowanie słabsze, jak np. Zygmuntowskie czasy.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)