Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

wtorek, 17 czerwca 2025

Ann Cleeves „Przynęta” - Vera Stanhope #1


„Przynęta” to tytuł powieści otwierającej cykl „Vera Stanhope” pióra współczesnej brytyjskiej autorki Ann Cleeves specjalizującej się w powieściach kryminalnych. Nie wnerwiają Was już te tytuły polskich wydań? – tytuł oryginału, „The Crow Trap” raczej nie oznacza tego samego i znacznie lepiej koresponduje z treścią. Mam wrażenie, że jeśli nawet nie cały naród, to przemysł wydawniczy na pewno zaraził się już od naszych polityków polską chorobą objawiającą się usilnym poprawianiem tego, co jest dobre (czyli psuciem), zamiast skierowania wysiłków na naprawianie tego, co ewidentnie nie działa. No, ale wróćmy do dzieła Ann Cleeves.

Fabuły nie będę przybliżał, tym bardziej, że w blurbie wydawnictwa jest na ten temat informacji aż nadto. Dość powiedzieć, że gdyby nie etykietka „kryminał”, do połowy lektury czytelnik może myśleć, że to typowa babska obyczajówka. Babska, gdyż wszystkie główne postacie to kobiety, narracja w kobiecym stylu i z kobiecej perspektywy. Nie, żeby to było coś złego… Od połowy widać już, że to klasyka gatunku, w dodatku w wersji z czasów, kiedy do napisania dobrego kryminału nie była potrzebna makabra, zboczenia i tony flaków.

Z kilku wydań, które się u nas ukazały, w moje ręce trafił audiobook, któremu głosu użyczyła Beata Olga Kowalska. Nie był to najszczęśliwszy wybór, choć lektorka, w przeciwieństwie do większości koleżanek po fachu, sprawiła się bardzo dobrze. Po prostu postacie, poza męskimi i protagonistką cyklu, która nie jest jednak główną postacią powieści, nie są zbyt dystynktywne. Może w przypadku wersji drukiem nie jest to problem, ale przy słuchaniu książki czytanej trzeba baardzo uważać, żeby się nie pogubić w postaciach. Z męskimi o dziwo nie ma takich problemów; sęk w tym, że jest ich mało i są drugoplanowe. Być może poradziłby sobie z tym lektor klasy młodego Stuhra, który po mistrzowsku indywidualizuje głosy postaci operując nie aktorzeniem, a akcentem. Szczególnie jest to widoczne właśnie w prozie anglojęzycznej i z anglosaskiego rejonu kulturowego, gdzie akcent jest kluczowy. Niestety Beata Olga Kowalska aż tak dobra nie jest.

Tłumaczenie nie było złe, choć i wspaniałe też nie. Na przykład rzeczne nabrzeże to nie to samo, co brzeg rzeki. No, ale nie było źle i dość o tym. Reasumując – całkiem dobry kryminał, o powolnym tempie i akcji, i narracji. Bez suspensu, ale z solidną zagadką i niezłą intrygą. Raczej jednak do poczytania, a nie do wysłuchania. Bez wodotrysków, bez przesłania poza muśnięciem ekologią, ale za to jest to bezstresowa lektura dla miłośników kryminału. I obyczajówek chyba też.

Ciekaw jestem jak się udała ekranizacja, bo jest, ale na razie raczej się nastawiam na następną powieść serii. Chyba warto poznawanie dorobku tej autorki kontynuować.


P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df

poniedziałek, 16 czerwca 2025

"Czarodziejka z Florencji" Salman Rushdie - O atrakcyjności i nieprawdziwości nieprawdziwych opowieści

Salman Rushdie

Czarodziejka z Florencji 

Tytuł oryginału: The Enchantress Of Florence
Tłumaczenie: Jerzy Kozłowski
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Seria: Salamandra 
Liczba stron397

 
 

Czym jest opowieść pozbawiona słuchacza? Na cóż zdają się najbardziej cudowne czy niezwykłe historie, jeśli nie ma komu ich poznawać, podziwiać i delektować się nimi? Zatem, by język mógł w pełni rozkoszować się swym demiurgicznym tryumfem, nieodzowne jest ucho łapczywie spijające sączony weń nektar słów. O potędze tej zależności – gawędziarza i gawiedzi gotowej stać się jego audytorium – ciekawie pisze Salman Rushdie (ur. 1947), brytyjski pisarz i eseista pochodzenia indyjskiego, autor powieści Czarodziejka z Florencji.

niedziela, 15 czerwca 2025

Liu Cixin „O mrówkach i dinozaurach” - DNF 👎


Z prozą pióra Liu Cixin, chińskiego inżyniera i pisarza SF, miałem już okazję się zetknąć. Pierwsza powieść jego trylogii „Wspomnienie o przeszłości Ziemi” zatytułowana „Problem trzech ciał” wręcz mnie zachwyciła. Druga, „Ciemny las”, podobała mi się już dużo mniej, tak, że do trzeciej już nie podchodziłem. Dla odmiany, by dać autorowi ponowną szansę, sięgnąłem po samodzielną powieść „O mrówkach i dinozaurach” w wersji audio w interpretacji Wojciecha Stagenalskiego.

DNF. Nie dałem rady. Szkoda na to czasu. Wiem, że jest to alegoria i porównuje się ją do „Folwarku zwierzęcego” Orwella, ale to tak, jakby trabanta porównywać do mustanga. I to samochód, i to samochód, ale...

Orwel swoje zwierzęta uczynił ludzkimi, a Liu Cixin pozostawił zwierzęcymi. I powieść odrzucała mnie już od pierwszych chwil. Mrówki czyszczące zęby tyranozaura! Co za bzdura! Zdechłby ze starości zanim by oczyściły ząbki tej wielkości. No i tyranozaur patrzący na mrówki - chyba musiał mieć oczy sokoła. Żenada. Of pierwszych chwil wszystko brzmiało głupawo, płytko, siermiężnie i jak pisane na siłę. Nie dałem rady. Jest tyle lepszych książek, które są mądre i głębokie, zachwycają pięknem języka albo przynajmniej bawią i relaksują. Są nawet takie, które mają to wszystko jednocześnie. Ta pozycja... Szkoda czasu...

P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df

sobota, 14 czerwca 2025

Lee Child „Siła perswazji” - „Jack Reacher #7” ☺


Za mną siódma już część przygód majora żandarmerii USA w stanie spoczynku Jacka Reachera pióra Lee Childa, brytyjsko-amerykańskiego poczytnego pisarza, a zatytułowana „Siła perswazji”. Choć cykl „Jack Reacher” można poznawać na upartego w dowolnej kolejności, gdyż niewiele jest wątków nie zamykających się w jednej powieści, to nie polecam zaczynania od „Siły perswazji”. To już prawdziwa książka typu „zabili go i uciekł”. Że protagonista jest nieśmiertelny, wynika z samej istoty serii powieściowej, lecz tym razem Child pojechał po bandzie. Topi swego bohatera, poddaje hipotermii, bije, a on oczywiście i tak wszystkich rozwali. W dodatku, chyba „zasługa” tłumaczki (Paulina Braiter), nagminnie, konsekwentnie i z uporem godnym lepszej sprawy wydanie raczy nas zamiennym traktowaniem słów „nabój” i „pocisk”. To tak, jakby w książce kucharskiej traktować jako równoważne synonimy widelec i łyżkę. Kolejna uwaga na temat profesjonalizmu tłumaczenia – „treser psa”. W polskiej nomenklaturze taki człowiek nazywa się przewodnikiem psa, a treser to w cyrku, a nie w służbach.

Spośród dostępnych wydań wybrałem audiobook – z głosem Mariana Opani. Nie idźcie tą drogą! Nie wiem jaki głos miał Reacher, ale na pewno k...a nie taki! To głos dla starego dziada, a nie herosa w narracji pierwszoosobowej i dialogach! Kto go w tym obsadził?!? W dodatku słaba dykcja i przejęzyczenia (na palcu zamiast na placu). Nie może się też zdecydować co do wymowy słów angielskich, a za to luger wymawia po angielsku, zamiast po polsku czy niemiecku (Luger to marka niemiecka). Wstyd! Tacy „profesjonaliści” powinni się zgłosić na szkolenie do amatorów takich jak na przykład Mako New.

Montaż dźwięku też pozostawia wiele do życzenia. Akapity w momentach przeniesienia miejsca i czasu akcji (retrospekcje) nie są słyszalne w audiobooku, co powoduje dezorientację słuchacza.

Mimo tego wszystkiego Reacher jak zwykle się broni. Raczej bezmyślna, ale wielce odprężająca lektura i z przyjemnością sięgnę po kolejną powieść cyklu. Byle nie z głosem Opani.

P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df

piątek, 13 czerwca 2025

"Uczeń architekta" Elif Şafak - Imperium Osmańskie od kuchni

Şafak Elif

Uczeń architekta 

Tytuł oryginału: The Architect's Apprentice
Tłumaczenie: Jerzy Kozłowski
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron448

 
 


Popularnie przysłowie mówi, że łaska pańska na pstrym koniu jeździ. Człowiek dysponujący rozległą władzą, nierzadko ma równie silne kaprysy, od których uzależnione są relacje z podwładnymi. Potęga rodzi przeświadczenie o nieomylności i wyjątkowości, to zaś sprzyja patrzeniu na wszystkich z góry. Ci, którzy stoją niżej na drabinie hierarchii muszą liczyć się z tym, że ocena ich czynów czy akcji może być zabarwiona nastrojem, w jakim aktualnie przebywa możnowładca. Znacząco utrudnia to wykonywanie swoich obowiązków, bo oprócz uczciwości i rzetelności, należy wykazywać się wyczuciem i zwinnością – cóż bowiem z naszej dobrze wykonanej pracy, jeśli w trakcie rozmowy o niej rozsierdzimy naszego łaskawcę? Nieopatrzne słowa, zbytnia śmiałość, nieokiełznana ciekawość czy buta to rzeczy, których należy się wystrzegać, jeśli chcemy przetrwać w dworskim otoczeniu, o czym przekonuje się bohater powieści Uczeń architekta, autorstwa Elif Şafak (ur. 1951), turecko-brytyjskiej powieściopisarki, felietonistki, nauczycielki akademickiej i feministki.

wtorek, 10 czerwca 2025

Wojciech Cejrowski „Piechotą do źródeł Orinoko” - czy lepsze niż „Boso przez świat” w TV?


Kto to jest Wojciech Cejrowski wie w Polsce chyba każdy, kto odbiera TV. Firmowany przez niego serial „Boso przez świat” jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych tytułów. Z ciekawością więc sięgnąłem po jego książkę „Piechotą do źródeł Orinoko”, którą swego czasu otrzymałem w pakiecie nagród (sam bym pewnie jej nie szukał).

Wspomniane podróżnicze programy telewizyjne Cejrowskiego bardzo sobie cenię. Nie wnikam w to, co o nim ludzie mówią jako o człowieku – prywatnie, gdyż go nie znam i nie mogę się do tych wypowiedzi ustosunkować. Denerwuje mnie, gdy ktoś mi serwuje takie opnie, choć autora nigdy w życiu nawet nie spotkał. Niemniej, co widać w jego filmach, na pewno jest bystrym, krytycznie refleksyjnym obserwatorem, o otwartym umyśle nieskrępowanym szkolnym praniem mózgu i pseudonaukową propagandą, przez co jego spojrzenie na rzeczywistość jest świeże, gdy trzeba odkrywcze, po dziecięcemu nieskrępowane. Podobnie odważne, nieszablonowe podejście do własnych obserwacji zachowują niestety tylko nieliczni, których ilość z wiekiem spada, a to oni właśnie tworzą nowe teorie, nowe rozwiązania, mają nowe pomysły. To wszystko podsyciło moją ciekawość, choć muszę przyznać, że książka zdrowo się odleżała w kolejce.

Wydanie bardzo ładne, twarde okładki, papier jakiego mogą pozazdrościć najlepsze wydania albumowe, kolorowe ilustracje… Niestety, praca wydawnicza przy bliższym kontakcie z lekturą zachwyca już znacznie mniej. Fotografie są, i kolorowe, i na wspomnianym ładnym papierze, ale Ansel Adams to z Cejrowskiego żaden. Ot – takie obrazki, jakie tysiące ludzi pstryka codziennie w dziesiątki na spacerze z psem. Tyle, że z dzikiej Amazonii. Szwankuje też interpunkcja, zagubiona literka też się trafi, styl w ogólnym wrażeniu również nie zachwyca. Szczególnie w końcówce silenie się autora na super zabawną, obrazową i elokwentną narrację à la Zagłoba staje się nużące, a nawet wręcz nudne.

Jeśli już jesteśmy przy Zagłobie, to trochę z tym koloryzowaniem nasz autor przesadza. Warto sobie na początek sprawdzić jak to naprawdę jest z tymi sprężynówkami, skolopendrami i innymi takimi cudami. Niepotrzebnie to bajerowanie podważa wiarygodność całej opowieści, której najważniejsza treść jest wręcz bezcenna nie tylko dla miłośników literatury podróżniczej, ale również dla interesujących się meandrami socjologii i w ogóle wiedzy wszelkiej, a niekoniecznie w danej chwili czytelnikowi potrzebnej. Za to wiedzy, która pozwala z innej perspektywy spojrzeć na nasze prawdy, problemy i potrzeby.

Jeśli mam porównywać książkę z produkcjami Wojciecha Cejrowskiego w TV, to powiedziałbym, że te ostatnie są bardziej wygładzone. W druku wyłazi z autora cała masa resentymentów, które chluby mu nie przynoszą. Z drugiej strony mam wrażenie, że pewne istotne elementy, które stanowią cenne elementy lektury, w telewizji by nie przeszły. Pomimo więc owych mankamentów książki, to na pewno pozycja warta, by po nią sięgnąć. Tym bardziej, że tekstu niedużo, a ciekawych w nim rzeczy, które dają do myślenia na nieraz bardzo odległe od książki tematy, sporo. Polecam

P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df


poniedziałek, 9 czerwca 2025

"10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie" Şafak Elif - Miasto niespełnionych planów

Şafak Elif

10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie 

Tytuł oryginału: 10 Minutes 38 Seconds in this Strange World
Tłumaczenie: Natalia Wiśniewska
Wydawnictwo: Poznańskie
Liczba stron456 

 
 

Zwłoki, jeśli tylko trafią w ręce zdolnego patologa, mogą ujawnić bardzo wiele informacji na temat okoliczności zgonu. W mniejszym stopniu mówią one o prowadzonej egzystencji, szczególnie w kwestii niematerialnych jej aspektów. Cóż jednak moglibyśmy usłyszeć, gdybyśmy mieli możliwość podsłuchania gasnącej świadomości? O czym chciałaby opowiedzieć nam odchodząca w niebyt jednostka? Eksperyment myślowy polegający właśnie na towarzyszeniu w ostatnich chwilach odchodzącemu umysłowi przeprowadza Elif Şafak (ur. 1971), turecko-brytyjska powieściopisarka, felietonistka, nauczycielka akademicka i feministka, autorka powieści 10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie.

niedziela, 8 czerwca 2025

J.N. Chaney „Renegat. Gwiazda” - pisane na tempo ☹

Dobra space opera jest jednym z moich ulubionych gatunków, dlatego z ciekawością sięgnąłem po powieść „Renegat. Gwiazda” otwierającą cykl „Renegade Star” (pol. „Renegat”) pióra amerykańskiego autora J.N. Chaneya. Wybrałem wydanie w formie audio z głosem Marcina Bosaka.



Fabuły nie będę przybliżał, gdyż jest jedyną mocną stroną tej opowieści. Nie wiem kto zawinił, autor czy tłumaczka (Monika Wiśniewska), ale ta ostatnia na pewno miała swój udział w żalosnym stylu. Oto dobra próbka poziomu narracji: „...do tego czasu wszyscy mieli czas dla siebie...”. Inny kwiatek: „...rakieta, którą widziałem jak się bawi.” - zabrakło chyna „nią”.

Niestety nie przekonują również ani technikalia, ani sceny batalistyczne (to ostatnie może się znów wiązać z poziomem tłumaczenia). Gdy czytam dobrą książkę, lub słucham dobrego audiobooka, przenoszę się w wyobraźni w świat przedstawiony bardziej, niż w czasie najlepszego filmu. Wyobrażam sobie wszystko lepiej, niż gdybym oglądał to na ekranie. Niestety, w tym przypadku nie dałem rady. Słuchałem, rozumiałem, no i to wszystko.

W posłowiu autor się chwali, że poprzedni cykl powieściowy, chyba chodzi o „Backyard Starship”, pisał bardzo powoli, a ten ma zamiar pisać jak należy - co cztery miesiące powieść. No i wyszło jak należało przewidywać, czyli byle jak. Nie mogę „Renegata” polecić nikomu, kto ma jakikolwiek wybór. Dla wielbicieli science fiction nie będzie to coś godnego uwagi, a chcących rozpocząć przygodę z gatunkiem może w ogóle zniechęcić do SF.

Z drugiej strony polska polityka wydawnicza jawi się w tym przypadku jak Zulu-Gula. Wspomniany „Backyard Starship” zebrał w świecie świetne oceny (4.22 za pierwszą powieść na goodreads) wobec 3.88, które osiągnął „Renegat. Gwiazda”. Chyba tylko w Polsce wprowadza się autora na rynek ze słabszym produktem.

P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df

sobota, 7 czerwca 2025

Isaac Asimov „Gwiazdy jak pył” - „Greater Foundation Universe” #7 ♥


Konfrontując się w dalszym ciągu z autorami, którzy dostarczyli mi kluczowych literackich wrażeń w czasach młodości, po „Prądach przestrzeni” Asimowa sięgnąłem po kolejną jego powieść. Tym razem, w ramach poznawania w chronologii świata przedstawionego „Greater Foundation Universe”, nadszedł czas na pozycję siódmą, czyli „Gwiazdy jak pył”. Stanowi ona niby pierwszy tom „Galactic Empire” (przed „Prądami przestrzeni”, które w GFU są szóste), ale w takiej właśnie kolejności (czyli kolejności GFU) należy je poznawać.

Mając to szczęście, czyli mając dostęp do audiobooka czytanego przez Mako New, musiałem skorzystać z tej wersji. Podziwiam tego lektora i wydawcę. Niby amator, a wielu, nazbyt wielu zawodowych czytaczy mogłoby się od niego uczyć, podobnie jak wiele wydawnictw. Jego audiobooki są najlepszym komentarzem do poziomu naszego rynku książek audio. Żałosnego, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że od produkcji płatnych, i to dość słono, powinnyśmy móc oczekiwać czegoś lepszego od niż od amatora. A jednak - Mako New bije na głowę większość konkurencji: i wydawniczej, i interpretatorskiej.

„Gwiazdy jak pył” to zarazem klasyczny hard science fiction, z całą tą futurystyczną otoczką naukową i techniczną, lecz i zarazem kryminał. Ale nie taki zwykły. Zbrodnia jest polityczna i by rozwiązać zagadkę jej dotyczącą niezbędny jest... polityk.

Owszem, miejscami czuć, że książka miała pierwsze wydanie w 1951, ale o dziwo jest to raczej ogólne wrażenie niż ewidentne zderzenie przewidywań przyszłości z jej faktycznym stanem, który już stał się rzeczywistością. Chyba jedynym jaskrawym przykładem jest „...głos robota z odwijającej się taśmy...”, ale to chyba specyfika stylu mistrza sprawia, że zamiast drażnić, wywołuje uśmiech i rozwesela. Cała reszta jednak...

Jest świetna intryga, bezbłędna konstrukcja fabuły, przemyślnie wykreowane przekonujące postacie, no i zakończenie. Zaskoczenie ukryte nie w tym, kto popełnił zbrodnię, ale... No nie - nie będę Wam psuł tej frajdy, by przeżyć tę niespodziankę.

Niby ta odsłona cyklu stanowi całkowicie samodzielną całość, ale prawdopodobnie wydarzenia w niej przedstawione wywrą jakiś wpływ na przebieg historii w następnych powieściach GFU, dlatego zachęcam do poznawania całej serii w kolejności „Greater Foundation Universe” - unikniecie wrażenia cofania się w czasie w kolejnych książkach. Gorąco polecam


Przy okazji pisania tej notki trafiłem na kolejną mądrość spłodzoną przez AI (screen poniżej). Jeśli uważacie, że sztuczna inteligencja jest mądrzejsza od człowieka...



piątek, 6 czerwca 2025

Isaac Asimov „Prądy przestrzeni” - „Greater Foundation Universe” #6 ♥


Konfrontując się ponownie od czasu do czasu z autorami, którzy dostarczyli mi kluczowych literackich wrażeń w czasach młodości, nie mogłem ominąć i Asimowa. Różnie te powroty po latach wypadają, ale Isaac Asimov, jeden z najpłodniejszych literacko, zarówno w SF, jak i Science With No Fiction, okazał się należeć do tego grona, którego dzieła doceniam chyba nawet bardziej niż przed laty. W ramach poznawania w chronologii świata przedstawionego „Greater Foundation Universe” nadszedł czas na pozycję szóstą, czyli „Prądy przestrzeni”. Stanowi ona niby drugi tom „Galactic Empire”, ale w takiej właśnie kolejności należy je poznawać.

Mając to szczęście, czyli mając dostęp do audiobooka czytanego przez Mako New, musiałem skorzystać z tej wersji. Podziwiam tego lektora i wydawcę. Niby amator, a wielu, nazbyt wielu zawodowych czytaczy mogłoby się od niego uczyć, podobnie jak wiele wydawnictw. Jego audiobooki są najlepszym komentarzem do poziomu naszego rynku książek audio. Żałosnego, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że od produkcji płatnych, i to dość słono, powinnyśmy móc oczekiwać czegoś lepszego od niż od amatora. A jednak - Mako New bije na głowę większość konkurencji: i wydawniczej, i interpretatorskiej.

„Prądy przestrzeni” po raz pierwszy światło dzienne ujrzały w 1952 (napisane rok wcześniej), więc autor w posłowiu sumituje się, że zawarte w niej hipotezy dotyczące ewolucji gwiazd w kierunku nowych i supernowych są już nieaktualne. Cóż, postęp nauki to nieustanne odrzucanie kolejnych hipotez, ale te akurat były bardzo urokliwe i nie psują odbioru dzieła; nadają mu piękno antycznego mebla czy czegoś podobnie doskonałego. Zresztą - jak w większości dobrego SF, fikcja jest tylko konwencją do pokazania czegoś wcale nie fikcyjnego i, jak się okazuje, w „Prądach przestrzeni” wiele ważnych aspektów pozostało jak najbardziej, a może jeszcze bardziej, aktualnych.

Wątki społeczne, nierówności ekonomiczne i każdego innego rodzaju oraz priorytety ludzi uwładzy. Temat, który może zadecydować o przyszłości homo sapiens, gdyż te nierówności bezustannie rosną i mogą wpływać na wszystkie inne aspekty ludzkiego działania, podobnie jak rosnące wciąż bogactwa i władza najbogatszych, które muszą wpływać na ich perspektywę i priorytety. Temat, który powinien być rozważany, choćby z tego powodu, iż najbogatsi mają już i środki, i władzę, większą niż wiele państw ...A może nawet którekolwiek z państw. A prawdziwych zamiarów tych, którzy naprawdę trzymają sznurki, nikt nie zna.

No i poza tym mamy w tym dziele mocne aspekty typowo rozrywkowe: świetną kryminalno-szpiegowską intrygę, sprawy damsko-męskie, świetnie prowadzoną narrację, piękny, klarowny język, wartką akcję... Mimo upływu czasu i postępu nauki, pozycja wciągająca i polecam ją gorąco. To nie tylko klasyka, ale po prostu ponadczasowa uczta literacka.

P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df

czwartek, 5 czerwca 2025

Jeffrey Archer „Ukryte na widoku” - William Warwick po raz drugi ♥


No i stało się - „Ukryte na widoku”, drugi tom opowieści o brytjskim policjancie Williamie Warwicku pióra Jeffreya Archera, już za mną. Wybrałem wersję audio z głosem Jakuba Kamieńskiego i choć to mniej znany lektor, sprawił się bardzo dobrze. Podziwiam równą formę, jaką prezentuje proza tego pisarza, co przy różnorodności gatunkowej, od której Sir Archer nie stroni, świadczy o prawdziwym mistrzostwie, jeśli nie geniuszu.

Fabuły nie będę zdradzał, ale podkreślę, że jej rozwój (jest to kontynuacja wielu wątków z pierwszej książki z serii) jest bardzo realistyczny. W końcu mamy czarny charakter, którego w realnym świecie nieczęsto zdarza się nawet nie złapać, a choćby ujawnić - bogaty, inteligentny, bez skrupułów. No właśnie - gorąco namawiam do poznawania cyklu po kolei, gdyż jak przed chwilą wspomniałem, wiele znaczących wątków nie kończy się na jednej powieści, lecz przechodzi na kolejne lub wynika z poprzednich, już zakończonych. Inna sprawa, że są to zdecydowanie powieści, a nie odcinki czy tomy nlogii. Każda konstrukcyjnie stanowi pewną całość.

Ponieważ zdecydowanie zachęcam do poznawania dziejów Warwicka w kolejności chronologii świata przedstawionego (wobec czego zaczynamy od „Nic bez ryzyka”, więc nie ma co więcej rozwodzić się nad drugą powieścią cyklu - jest tak samo świetna, jak pierwsza. Ach ten Archer...


P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df

środa, 4 czerwca 2025

Andrzej Chwalba i Wojciech Harpula „Polska-Rosja. Historia obsesji, obsesja historii” ♥♥


Powiedziałbym, że historia jest nie tylko edukująca, ale bardziej zaskakująca i fascynująca niż fikcja. Oczywiście, jeśli jest opowiedziana przynajmniej w miarę poprawnie. Kiedy więc znajomy pochwalił dzieło Andrzeja Chwalby (profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, historyka i eseisty) oraz Wojciecha Harpuli (dziennikarza i publicysty) „Polska-Rosja. Historia obsesji, obsesja historii” wiedziałem, że muszę się nim zainteresować. Wybrałem wersję audio z głosami Grzegorza Borowskiego i Wojciecha Stagenalskiego.

Tytuł mówi wiele i nie będę tutaj streszczać treści, ale podsumowując w krótkich słowach można stwierdzić, że to dociekliwa analiza, na tyle obszerna, na ile to możliwe w jednym kompaktowym opracowaniu, elementów splatających dzieje Polski i Rosji oraz przyczyny powstania wciąż aktualnych i potężnych resentymentów między tymi dwoma krajami i narodami.

Dzieło ma formę rozmowy, wywiadu, i słucha się tego prześwietnie. Co prawda bardziej podobał mi się zrealizowany w podobnej konwencji wspaniały cykl „Tajna Historia Polski” zrealizowany przez Olgę Braniecką pod flagą Programu 1 Polskiego Radia, gdyż mniej było w nim gdybania, lecz i tak rozmowę „Polska-Rosja. Historia obsesji, obsesja historii” zaliczam do dzieł must read dla każdego, kto chce poznać istotę „rosyjskiej duszy”, zarówno w wymiarze indywidualnym, jak państwowym i narodowym.

Nawet dla odbiorcy interesującego się historią, Rosją i polityką, ta pozycja na pewno będzie cenną lekturą, a dla tych, którzy źródła „wiedzy” ograniczyli do podręczników szkolnych, lub do wykładów nauczycieli, którzy tak samo odwalali propagandę PRL, jak teraz odwalają obecną linie programową, będzie wręcz szokująca. Jakkolwiek autorzy używają eufemizmów na pewne fakty i wobec pewnych postaci historycznych, jednak nie zmienia to mojej wysokiej oceny. Na przykład Stanisław August, moim zdaniem, był agentem, zresztą nie tylko Rosji. Udowadnianie, że nim nie był, przypomina mi kuriozalną sytuację polskiej rzeczywiści – państwa, w którym nie ma ani jednego złodzieja. Przykładowo ktoś kto ukradł samochód, póki nie został skazany, nie może być nazywany złodziejem i wygra każdy proces przeciwko osobie, która go tak publicznie nazwała. Przed skazaniem jest bowiem kolejno podejrzewanym, potem podejrzanym lub obwinionym, a na koniec oskarżonym. Po wyroku zaś jest skazanym, a po odbyciu wyroku osobą po odbyciu kary pozbawienia wolności. Nigdy (sic!) nie można go bezkarnie nazwać złodziejem! Explicite – w Polce nie ma ani jednego złodzieja! Zulu Gula. Podobnie jest zresztą w sprawie jednego z naszych byłych prezydentów, który niby nie był nigdy agentem, ale który przegrywa procesy z osobami, które go tak publicznie nazywają. Zresztą nie chodzi nawet o to, czy ktoś był agentem jako takim. Rosja, i nie tylko, od wieków stosuje agentów wpływu sterujących „pożytecznymi idiotami” i jeśli jakaś postać historyczna zachowuje się jak taki idiota lub agent, to nie wiem, która wersja historii jest gorsza – ta, w której jest agentem, czy ta, w której jest idiotą.

Jak wspomniałem, nie zgadzam się z pewnymi tezami Chwalby (Harpula w zasadzie podrzuca tematy), ale to nie znaczy, że nie oceniam wysoko jego wiedzy i opracowania, o którym mowa. Jak mówi jeden z moich ulubionych cytatów – „Jest tyle historii, ilu jest ludzi”. W sumie i o tym też opowiada „Polska-Rosja. Historia obsesji, obsesja historii”. Jeśli się tego nie zrozumie, nigdy nie wyciągnie się wniosków z przeszłości. Chodzi o to, byśmy zrozumieli różne perspektywy, zrozumieli związki między wydarzeniami i mechanizmy historii. A to właśnie jedna z książek, które to umożliwiają.

P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df