Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

środa, 10 maja 2023

"Rigadoon" Louis-Ferdinand Céline - O wojennym poplątaniu

Louis-Ferdinand Céline

Rigadoon

Tytuł oryginału: Rigodon
Tłumaczenie: Ralph Manheim
Wydawnictwo: Delacorte Press / Seymour Lawrence
Liczba stron: 242
Format: .epub
 
 


Wojna. Wojna. Wojna. Strach, zniszczenie, spustoszenie. Pot, krew i łzy. Chaos, hałas, kakofonia. Smród, fetor, brud. Ucieczka, tymczasowe schronienia, błąkanie się, wałęsanie, podróż w nieznanym kierunku, podróż bez mapy, podróż bez planów. Wojna, szczególnie z punktu widzenia cywila, to doświadczenie przejmujące i traumatyczne, które ukazuje najobrzydliwsze oblicza ludzkiej cywilizacji. Całe zastępy mniej lub bardziej zdolnych umysłów zaprzęgnięte zostają bądź to do czystej destrukcji bądź do kreowania broni pozwalającej zwiększyć stopień i efektywność unicestwiania bliźniego. Śmierć staje się najwyższym celem, w obliczu którego zasady morale blakną, stają się mniej istotne i łatwiejsze do zignorowania. W takich okolicznościach przetrwanie jednostki bywa mocno problematyczne, bowiem podejmowane wybory i działania, co rusz rozbijają się o nieprzyjazne rafy ślepego trafu, który w wojennych realiach bywa niezwykle agresywny – zbłąkana kula, nalot bombowy, niestabilne ruiny, słowem, cała paleta najwymyślniejszych czynników, mogą zakończyć człowieczy żywot w mgnieniu oka. Przypomina nam o tym, żyjący w latach 1894 – 1961, francuski pisarz Louis-Ferdinand Céline (właśc. Louis-Ferdinand Destouches), autor książki Rigadoon.

Akcja utworu, którego kanwą są sfabularyzowane wspomnienia Céline’a, osadzona jest w Niemczech w 1945 roku, kiedy to Tysiącletnia Rzesza, po 12 latach istnienia, nieuchronnie chyli się ku upadkowi. Céline, od 1941 mieszkający w Paryżu, na terenie strefy okupowanej Francji, zajmuje się praktyką lekarską oraz próbuje spełniać się w pisarstwie. Oprócz powieści, Francuz smaży też antysemickie pamflety, które chętnie cytowane są w prasie współpracującej z nazistami, z racji czego do autora przyklejona zostaje łatka kolaboranta. W 1944 roku, kiedy Alianci po lądowaniu w Normandii otwierają front zachodni, Céline nękany jest przez francuski ruch oporu anonimami z groźbami śmierci tak często, że jedynym wyjściem wydaje się być ucieczka do Niemiec. Pisarz wraz z żoną Lucette trafiają do Badenii-Wirtembergii, do zamku będącego dawną rezydencją książęcą rodu Hohenzollern-Sigmaringen, gdzie Niemcy tworzą enklawę dla przedstawicieli reżimu Vichy i kolaborantów. W marcu 1945, gdy sytuacja hitlerowskiego państwa staje się coraz bardziej krytyczna, Céline wraz z partnerką decydują się zbiec raz jeszcze – tym razem ich celem jest pozostająca pod niemiecką okupacją Dania, która jednak nie jest bombardowania przez siły Aliantów. Snuta z perspektywy kilkudziesięciu lat (w tekście pojawia się informacja o 20, 25 i 27 latach, choć w przypadku Céline’a-autora jest to w istocie 16 lat) rozległa reminiscencja wędrówki przez ogarnięte wojenną pożogą nazistowskie Niemcy stanowi sedno Rigadoon.

Książka skonstruowana jest w oparciu o dwie płaszczyzny. Na planie bliższym utwór – z racji faktu, że to dzieło pisane pod koniec życia pierwszoosobowego narratora, którym jest doktor Destouches (porte-parole autora, podobnie jak on posługujący się pseudonimem literackim Céline) – jest swoistym rozliczeniem, rozliczeniem przyjmującym formę portretu człowieka zgorzkniałego i rozczarowanego, zbliżającego się do kresu ziemskiej drogi z poczuciem niezrozumienia, odrzucenia, lekceważenia. Z jednej strony protagonista przeświadczony jest o własnej wielkości i wyjątkowości, kreując się na najważniejszego współczesnego pisarza francuskiego (jeśli nie jedynego godnego tego miana), z drugiej zaś, jest przekonany, że jego wybitność skazuje go – z racji nienawistnej zazdrości – na odtrącenie, wyrzucenie poza nawias. Miłość własna bohatera objawia się choćby poprzez cytowanie pochlebnych artykułów na swój tematy (przywołany zostaje wyimek z tekstu René Barjavela: W mojej opinii, wiek XX, jak do tej pory, zrodził tylko jednego innowatora, Ferdinanda. Pójdę nawet o krok dalej i powiem, tylko jednego pisarza. Liczę, że nie poczujecie się urażeni. On nas przewyższa o głowę. I z tego względu to normalne, że jest on szykanowany i prześladowany. Bowiem strasznie męczące jest pisać, kiedy ma się świadomość, że to żywy człowiek, a jednocześnie, z racji całej jego wielkości, nie sposób nie uznać go za osobę spoza czasów i okoliczności, które go przygniatają. Głęboko wierzę, że im wybitniejszy człowiek, tym bardziej narażony jest on na ataki innych. Cisza i spokój jest dla przeciętnych, dla tych, których głowy giną w tłumie [1]); wygłaszanych tyradach, co rusz, pod postacią wtrąceń, przerywających opowieść o niemieckich wojażach ((…) przepychanka zaczęła się już od Podróży… kto więcej ukradnie, splagiatuje, kto się bardziej nachapie… cała ta śmierdząca hałastra!… od 1933, tak sądzę, karmię ich wszystkich, siedzących przy stole, moim stole, i zawsze proszących o więcej… więcej! [2]); ataków na swoich oponentów (gdy jeden z nagabujących już po wojnie dziennikarzy prosi Destouchesa o komentarz na temat współczesnej literatury francuskiej, ten odpowiada: Ten sprośny antyk? Rany boskie, ona przecież nie istnieje! Jąkanie się płodu, oto czym ona jest! [3]) oraz przywoływania potwarzy i oszczerstw na swój temat ((…) dziesięć razy gorszy od Petiota, hiper-Landru, super-Bougrat, zdrajca o dwudziestu pięciu maskach, pornograf z setką organów… [4]). Owemu ględzeniu, które – z racji sowitych dawek czarnego humoru i autoironii – czyta się przyjemnie, towarzyszą przemyślenia o wiele bardziej męczące i nużące, przemyślenia, za sprawą których autor uchodzi za enfant terrible francuskiej literatury. Céline ustawicznie zasypuje nas rasistowskimi dywagacjami, bolejąc nad losem białej rasy, która niechybnie musi ulec wpływowi gorszych, brudnych i pogardzanych ras kolorowych – zmierzch dominacji białego człowieka jest dla bohatera tyleż nieuchronny, co tragiczny ((…) kolorowa krew, cała kolorowa krew jest „dominująca”, żółta, czerwona albo indygo… Biała krew została „zdominowana”… na zawsze! Dzieci z tych twoich ukochanych małżeństw mieszanych zawsze będą żółte, czarne, czerwone, ale nigdy białe, nigdy więcej białe! [5]; Jestem biologiem i mówię wam, to koniec!… istnieje jedynie biologia, a reszta to gorące powietrze!… cała reszta!… w światowym maratonie tańca… na „Balu Gamet”… czarni i żółci zawsze wygrywają!… biali to przegrani, „podkład”, zamalowani, zatarci! [6]).

W ujęciu panoramicznym, Rigadoon to podróż pociągami wzdłuż i wszerz nazistowskich landów, trawionych pożarami będącymi pokłosiem alianckich nalotów bombowych. Razem z protagonistami (narratorowi towarzyszy żona Lili oraz kot Bébert) staramy się uniknąć zagłady, pozostając w bezustannym ruchu. Owa nieprzerwana wędrówka sprawia, że co rusz jesteśmy świadkami apokaliptycznych pejzaży, które Céline odmalowuje niesamowicie plastycznie i przejmująco. Zniszczenia, którym się przyglądamy doskonale uzmysławiają, że wojna to tryumf entropii i królestwo absurdu, to przestrzeń, gdzie włada przypadek – przedzieranie się przez ruiny niemieckich miast, walki o zdobycie miejsca w pociągu, napotykani ludzie (przez pewien czas Céline wraz z małżonką zostają opiekunami grupki głuchoniemych, niepełnosprawnych dzieci, przejętych od umierającej na gruźlicę tymczasowej opiekunki – to właśnie o tym epizodzie wspomina Ma-chan, narratorka powieści A Quiet Life Kenzaburō Ōe) czy oglądane okropności uświadamiają nam, że świat staje na głowie, zasady funkcjonujące na co dzień tracą na znaczeniu, zaś logika potulnie zwiesza głowę i chowa się w kąt: (…) ta eksplozja nas zmiotła… zabrała nam prawie wszystko, co mieliśmy… mów, co chcesz, ale jest coś tajemniczego w tej lokomotywie leżącej na kupie złomu… jak ona się tam znalazła?… erupcja na łące? żadna bomba nie mogła wyrzucić tego monstrum w powietrze do góry nogami!... [7]; O zapachach powiedziałem już wystarczająco… zawsze to samo… Berlin, Oddort, i tutaj… zwęglone belki, pieczone mięso… nasz cały tłumek maszerował ramię w ramię środkiem ulicy… kierując się w stronę stacji… wydawało się, że wiedzą jak tam dojść… nadchodził świt… na szczęście nie było już żadnych domów… to znaczy żadnych, które mogłyby się zawalić… wiry płomieni były jak różowe i fioletowe widma… na szczycie każdego z domów… tysiąca domów!… robiło się jaśniej… mówię wam: nigdzie żywego ducha!… znowu błąd! o tam!… nie! ludzie stoją wyprostowani przy ścianach!… tam! teraz możemy im się lepiej przyjrzeć… człowiek!… zatrzymujemy się, obchodzimy go, dotykamy… to żołnierz!… i jeszcze jeden… cały rząd!… opierają się o ściany… sztywni!… zabici właśnie tutaj! przez podmuch!… widzieliśmy coś takiego w Berlinie… mumie w mgnieniu oka!… [8]; (…) ekspres zdążający na południe jest już pełny… jak pociąg wahadłowy do Rostoku… tyle, że ten ma chociaż prawdziwe wagony, wysokie i szerokie… ale ludzie są ściśnięci tak samo jak w tym do Rostoku… wszyscy stoją… jesteśmy całkiem szczupli, super-ściśliwi… ale nigdy się nie wciśniemy… przechodzimy cały peron, tam i z powrotem… ach, jest wagon, który nie wygląda na całkiem pełny… zastanawiamy się… nie jesteśmy jedynymi, jest cały tłum, kalkulujący czy być może… nie znalazło by się miejsca dla jednego… dla dwójki… wszelakiej maści żołnierze w hełmach, beretach, kobiety, dzieci… nie!… nie ma miejsca! stało się! rozpętuje się piekło!… wrzaski i krzyki!… chwytają się wszystkiego!… [9]; (…) eksplozje w ogóle im nie przeszkadzały… nigdy nie widziałem ich tak radosnych… bawiących się, dokazujących… nie mogłem zrobić ani kroku naprzód, podobnie jak Lili… poza tym, trzeba było widzieć, jak ten most podskakiwał… podobnie jak szyny i nasze wagony… i bum!… zjeżdżamy w dół!… jak w kolejce górskiej!… oczywiście byliśmy głusi… jak dzieciaki… od eksplozji, huraganu bomb… to było więcej niż zniosłyby jakiekolwiek uszy czy głowa… [10].

Połączenie owych dwóch kadrów, tj. zestawienie ze sobą smutnego rozliczenia z własnym żywotem oraz apokaliptycznych krajobrazów niemieckich miast równanych z ziemią alianckimi nalotami, skutkuje bardzo ciekawą lekturą. Louis-Ferdinand Céline zagląda w mroczne zakamarki własnej duszy, przeprowadzając jej wiwisekcję przy akompaniamencie wspomnień wojennego chaosu. Bohaterowi daleko do fałszywej skromności, autorefleksji, pokory czy skruchy, ale to właśnie bezczelność, bezpardonowość, niepoprawność, którym towarzyszą ogromne pokłady szczerości decydują o tym, że trudno bezwzględnie potępiać doktora Destouchesa – ów rasista flirtujący z nazizmem okazuje się człowiekiem walczącym o przetrwanie, potrafiącym w krytycznym momencie znaleźć w sobie pokłady empatii na tyle duże, iż, mimo potężnej mizantropii, ofiarowuje pomoc najbardziej bezbronnym i pomaga im przejść przez wojenną zawieruchę. Ta postawa Destouchesa – na pozór moralnie szkaradnego osobnika zdolnego, wbrew oczekiwaniom wszystkich, do ochrony najsłabszych – idealnie puentuje wojnę jako okres pomieszania, poplątania czy odwrócenia wszelkich wartości, kiedy zdarzyć może się niemal wszystko, gdy odważni mogą nagle poczuć paraliżujący strach, zaś etatowi tchórze czy łajdacy mogą stać się herosami. Z niecierpliwością czekam na polski przekład!

 

P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie https://zrzutka.pl/nc3hm5

 
Ambrose
 
------------------------------------
[1] Louis-Ferdinand Céline, Rigadoon, przeł. Ralph Manheim, Wydawnictwo Delacorte Press / Seymour Lawrcene, Nowy Jork 1974, s. 18 – 19
[2] Tamże, s. 208
[3] Tamże, s. 14
[4] Tamże, s. 71
[5] Tamże, s. 13
[6] Tamże, s. 100
[7] Tamże, s. 135
[8] Tamże, s. 117
[9] Tamże, s. 67
[10] Tamże, s. 186

10 komentarzy:

  1. No właśnie, w poprzedniej recenzji wspomniałeś, że bohaterka studiuje literaturę francuską i pisze pracę dyplomową dotyczącą książek Céline’a. Więc to japoński noblista zainspirował Cię do sięgnięcia po "Rigadoon"? Ja tego pisarza jeszcze nie znam. Miałam kiedyś okres czytania francuskich klasyków i wtedy poznałam takich autorów jak Mauriac, Julien Green, Zola, Balzac i paru innych, jednak Céline’a wśród nich nie było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dokładnie. Ma-chan przypomniała mi o prozie Céline’a i postanowiłem do niej wrócić (czytałem "Podróż do kresu nocy" oraz "Śmierć na kredyt", i szczególnie ten drugi tytuł ma dla mnie sentymentalne znaczenie, bo to jedna z pierwszych książek, które wybrała dla mnie ma luba i dała mi do przeczytania). Trochę się bałem angielskiego przekładu (polskiego tłumaczenia jeszcze nie ma), bo pióro Céline’a jest mocno specyficzne, ale się przemogłem i nie żałuję.

      Usuń
  2. Co do tego przekładu - masz jakieś wieści, iż jest w planach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ani widu, ani słychu, choć od pewnego czasu wydawnictwo Czuły Barbarzyńca wzięło się za Céline'a. W 2013 roku pojawił się nowy przekład "Podróży do kresu nocy" autorstwa Oskara Hedemanna, zaś w 2019 roku ukazało się po raz pierwszy w Polsce "Z zamku do zamku". W tamtym roku natomiast, okazało się, że odnaleziono nieznane dotąd rękopisy Céline'a (kiedy autor uciekł do Sigmaringen, jego dom został ograbiony) - być może na Zachodzie pojawi się jakaś nie wydana dotąd powieść pisarza i to będzie impulsem dla naszych wydawców, by przełożyć choćby "Rigadoon".

      Usuń
  3. Szczerze podziwiam - mnie czytanie w obcym języku nie sprawia zbyt wielkiej przyjemności. "Podróż do kresu nocy" była świetna, "Rigadoonem" mnie zachęciłeś. Dołączam do kolejki oczekujących na polski przekład. A póki co, cieszę się tym, że "Śmierć na kredyt" jeszcze przede mną :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za docenienie, bo faktycznie trochę wysiłku w lekturę włożyłem. No ale tej poświęconej z mojej strony energii towarzyszyła też satysfakcja i radość płynące z możności obcowania z prozą intrygującego pisarza. Dla mnie czytanie po angielsku to łączenie przyjemnego z pożytecznym - w pracy angielski mi się przydaje i lubię go szlifować w taki sposób, że czytam coś, czego nie ma jeszcze przełożonego na polski :) No i czekam na Twoje wrażenia ze "Śmierci na kredyt".

      Usuń
  4. Ja jak zwykle przybywam jednego słowa się złapać. Jakie znaczenie ma sam tytuł? Pytam też dlatego, że dopiero za sprawą tego wpisu dowiedziałem się o istnieniu takowego tańca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wg mnie to przejaw czarnego humoru Céline'a, który swoją niekończącą się podróż przez ogarnięte pożogą Niemcy określa mianem tańca śmierci. No a rigaudon to taniec skoczny, żywy, wesoły...

      Usuń
  5. Polska boi się Celine'a. Zresztą, nie tylko Polska. W naszej kneblującej i banalizującej wszystko epoce politycznej poprawności twarz Celine'a skurczono do całej chmary podejrzanych izmów. U nas wydano tylko trzy jego powiesci, dostępne są jeszcze pamflety i monograficzny numer "Literatury na świecie". To wszystko! I tak chyba już zostanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, bardzo dziękuję za informację na temat "Literatury na świecie". Trochę numerów tego czasopisma wprowadziłem na portalu Lubimy Czytać, ale akurat wydanie z Célinem mi umknęło. Rozejrzę się za nim.

      A co do kontrowersji wokół autora i jego niewygodności, to pełna zgoda. Wydawanie książek takiego indywiduum to spore ryzyko, stąd lęk jest w pewnej mierze usprawiedliwiony. Ale dla mnie światełkiem w tunelu jest Czuły Barbarzyńca, bo jak już wspominałem, w 2013 roku pojawił się nowy przekład "Podróży do kresu nocy" autorstwa Oskara Hedemanna, zaś w 2019 roku ukazało się po raz pierwszy w Polsce "Z zamku do zamku".

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)