Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

poniedziałek, 8 lutego 2021

Anna Cima "Obudzę się na Shibui" - O zagrożeniach płynących ze ziszczających się marzeń

Anna Cima

Obudzę się na Shibui

Tytuł oryginału: Probudím se na Šibuji
Tłumaczenie: Krzysztof Wołosiuk
Wydawnictwo: Dowody na Istnienie
Seria: Stehlík
Liczba stron: 336




Myśli są bardzo niebezpieczne, jeśli wymkną się nam spod kontroli. Nawet niewinne życzenie potrafi obrócić się w koszmar [1]. Szczególnie, jeśli owo życzenie wypowiedziane zostaje dość pochopnie, bez zastanowieniem się nad jego konsekwencjami, a w dodatku się ziszcza. Przekonuje się o tym Jana Kupkova, bohaterka powieści Obudzę się na Shibui, pióra czeskiej japonistki i pisarki, Anny Cimy (ur. 1991). Polscy czytelnicy mogą sięgnąć po tę książkę dzięki serii Stehlík Wydawnictwa Dowody na Istnienie. Za tłumaczenie odpowiada Krzysztof Wołosiuk.

Jana Kupkova, pierwszoosobowa narratorka utworu, to dziewczyna, której losy śledzimy dwutorowo. Poznajemy ją jako nastolatkę zafascynowaną Japonią, której miłość do Kraju Kwitnącej Wiśni objawia się zaczytywaniem się w prozie Harukiego Murakamiego, namiętnym oglądaniem filmów Akiro Kurosawy oraz platonicznym wzdychaniem do japońskich amantów ze szklanego ekranu. Jednocześnie czytelnik obserwuje perypetie Jany, będącej studentką japonistyki na Uniwersytecie Karola w Pradze, która w trakcie pracy w wydziałowej bibliotece natyka się na opowiadanie Rozdwojenie autorstwa Kiyomaru Kawashity, zapomnianego pisarza ery Taishō (1912 – 1926). Oba wątki – młodziutkiej Jany, która dzięki przyjaciółce zyskuje okazję do odwiedzenia Tokio (i tytułowej dzielnicy, Shibui) oraz Jany studentki rozpoczynającej literackie śledztwo dotyczące postaci Kawashity – zostają przez Annę Cimę zgrabnie powiązane. Spoiwem użytym do ich połączenia jest niezwykłość i nadnaturalność spod znaku Harukiego Murakamiego.

Książka Cimy w samej warstwie fabularnej jawi się jako klasyczny Bildungsroman, tj. powieść o kształtowaniu się osobowości dorastającej protagonistki. Ukazując rozterki, z jakimi na co dzień borykają się nastolatki na całym świecie, wyimki z biografii Jany i jej przyjaciółek oraz relacje rodzinne, Anna Cima uzmysławia nam, że człowiek to istota wysoce zindywidualizowana, która według niepowtarzalnego wzorca przetwarza bodźce z otoczenia napływające w nieograniczonych wręcz ilościach, reagując na nie w trudny do przewidzenia sposób. Ale utwór Czeszki zawiera w sobie również eksperymentalny pierwiastek. Autorka decyduje się bowiem na bardzo ciekawy zabieg, by uraczyć nas fragmentami opowiadania oraz dziennika Kawashity, który jest figurą fikcyjną, stworzoną na potrzeby Obudzę się na Shibui. Przyznać trzeba, że zarówno Rozdwojenie oraz Kochankowie, czyli jedne z nielicznych zachowanych dzieł Kawashity, są bardzo przekonujące i faktycznie można odnieść wrażenie, że obcujemy z autentycznymi płodami japońskiego twórcy żyjącego na początku XX wieku.

O ile sama fabuła Obudzę się na Shibui nie jest zbyt oryginalna, szczególnie dla czytelników regularnie sięgających po dorobek Harukiego Murakamiego, o tyle książka Cimy broni się znakomicie nakreślonymi postaciami drugoplanowymi, które zapewniają szczyptę znamiennych dla literatury czeskiej humoru i lekkości. Na szczególną uwagę zasługuje wątek Kristýny, córki astrolożki oraz buddyjskiego mnicha mieszkającego na Sri Lance. Ilekroć ta barwna postać pełna pomysłów na życie (Farbuje włosy na różowo, a wolnym czasie udziela się społecznie, to jest działa w ruchu na rzecz uznania tańca na rurze za szlachetną dyscyplinę sportu. Poza tym stara się wynaleźć lek na raka [2]) pojawia się na scenie, karty powieści zdają się promieniować niezwykle ciepłym blaskiem. Bardzo intrygującym bohaterem jest również Akira, młody Japończyk pracujący jako czyściciel szyb wieżowców zafascynowany ideą fotografowania okien i tego, co się za nimi skrywa (w mniemaniu Jany, fotografie Akiry wyglądają (...) jakby ktoś wyciął w nich dziury do innej rzeczywistości [3] są one rodzajem portalu czy bramy, po przekroczeniu której możemy wkroczyć do czegoś na wzór świata znajdującego się po drugiej stronie lustra).

Jeszcze jedną płaszczyzną, na której można rozpatrywać Obudzę się na Shibui jest japońszczyzna. Jako, że Jana jest studentką japonistyki, część akcji osadzona została na uczelni, co wiąże się z wieloma ciekawostkami związanymi z literaturą oraz kulturą Kraju Kwitnącej Wiśni. Tym samym polski czytelnik zyskuje sposobność, by zapoznać się z mniej znanymi pisarzami z Nipponu czy dowiedzieć się, jakie tytuły zostały przełożone na język czeski. Gratką dla pasjonatów historii jest bardzo plastyczny opis skutków wywołanych przez wielkie trzęsienie ziemi w Kantō z 1923 roku, kiedy to niemal doszczętnie zniszczone zostało m.in. Tokio – Anna Cima poprzez przeżycia fikcyjnego protagonisty Kawashity uświadamia nam jak potężna, a przy tym nieprzewidywalna bywa przyroda, która za nic ma sobie człowiecze mniemanie o własnej wyjątkowości i wielkości.

W rezultacie, Obudzę się na Shibui to w moim odczuciu całkiem sprawnie napisana książka, z którą można spędzić miłe, czytelnicze chwile. Anna Cima raczy nas wycieczkami do Tokio oraz do Pragi, co pozwala podejrzeć inną kulturę, a dodatkowo mamy możliwość, by zajrzeć pod podszewkę rzeczywistości i oglądać to, co wymyka się ludzkiemu pojmowaniu. Ale nawet biorąc pod uwagę te mocne strony dzieła, przyznam, że nie do końca potrafię dostrzec na czym polega jego fenomen  (w Czechach Obudzę się na Shibui zostało obsypane szeregiem nagród i wyróżnień: Magnesia Litera, Nagroda Jiříego Ortena oraz Nagroda Česká kniha). Dla mnie to tylko i aż bardzo solidna proza – daleko jej jednak do miana arcydzieła czy tytułu, który na dłużej pozostałby w czytelniczej pamięci. Dlatego z niecierpliwością czekam na kolejne utwory Anny Cimy, którymi (mam nadzieję) udowodni zasadność otrzymanych wawrzynów.

 

Ambrose




[1] Anna Cima, Obudzę się na Shibui, przeł. Krzysztof Wołosiuk, Wydawnictwo Dowody na Istnienie, Warszawa 2020, s. 119

[2] Tamże, s. 9 – 10

[3] Tamże, s. 102


P.S. Jeśli ciekawi Was jak, co Anna Cima sądzi na temat Japonii oraz japońskiej literatury, to serdecznie zapraszam do wywiadu z autorką przeprowadzonego przez Anię z bloga Literackie Skarby Świata Całego.


10 komentarzy:

  1. Jeśli ktoś wzdycha do amantów japońskiego kina, to faktycznie musi być wielbicielką tamtejszej kultury.;)
    Ciekawie będzie poczytać książkę Czeszki o Japonii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, trudno mi zaprzeczyć bądź potwierdzić - przyjmijmy, że znam za mało filmów japońskich :) A czeskie spojrzenie na Japonię jest faktycznie b. ciekawe. Przyznaję, że ogromną frajdę miałem m.in. przy analizowaniu tytułów powieści z Kraju Kwitnącej Wiśni, które przełożono na czeski - znalazłem kilka pozycji, które nie mają polskiego tłumaczenia, a czeskie owszem. W sumie czeski wydaje się językiem łatwiej przyswajalnym dla Polaka niż japoński, więc odczuwam coraz większą motywację, by zacząć się go uczyć :)

      Usuń
    2. Jacyś autorzy nie tłumaczeni na polski też są wymieniani w powieści?

      Usuń
    3. Generalnie na końcu utworu jest indeks pisarzy i pisarek japońskich występujących w powieści, co okazuje się równie pomocne, co wygodne - jeśli dobrze sprawdziłem, to takim tłumaczonym na czeski, a nie spolszczonym jeszcze autorem jest Seichō Matsumoto (1909 - 1992). No i zgodnie z tym, co napisała Naia, za niedługo będzie jeszcze Shimada Sōji. W obu przypadkach mamy do czynienia z mieszanką kryminału i powieści psychologicznej.

      Usuń
  2. "Obudzę się na Shibui" to może być moja następna lektura, gdyż chciałabym zgrabnie przejść od "japońszczyzny" do "czeszczyzny". Interesujące (mam nadzieję) będzie śledzenie tego, jak rozwija się pasja bohaterki, Jany, do wszystkiego co japońskie i do czego ją ona zaprowadzi... Żałuję trochę jednak, że Kawashita nie był realną postacią, choć i tak z zainteresowaniem przeczytam fikcyjne utwory, które są tak znakomitą podróbką. Era Taishō to niezwykle ciekawy okres w historii Japonii, byłam zadziwiona czytając o niej u Tanizakiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O proszę, czyli już wiem, co będzie po japońszczyźnie :) Ciekaw jestem, jakie książki wybierzesz wizytując literacko kraj naszych południowych sąsiadów. Jeśli zdecydujesz się na Annę Cimę to będę wyczekiwać Twoich wrażeń - ciekaw jestem Twojej opinii.

      A co do ery Taishō, to nie miałbym nic przeciwko temu, by pojawiło się więcej tłumaczeń na polski z tamtego okresu.

      Usuń
  3. Bardzo doceniam w przypadku książki Cimy pomysł i wykonanie, teksty Kawashity faktycznie wypadają na tyle wiarygodnie, że do pewnego momentu byłam przekonana, że to istniejący autor, ale prawdę mówiąc też jestem nieco oszołomiona tym deszczem nagród – jeśli chodzi o literackie wyróżnienia, ten debiut naprawdę zgarnął w Czechach niemal wszystko, co się dało. Dziękuję bardzo za podlinkowanie mojej rozmowy! Z ciekawostek – kryminał Shimady Sōjiego, o którym wspomina w niej Cima, tłumaczony przez nią i jej męża, jest już w zapowiedziach wydawniczych na maj. Tytuł roboczy pozostał ostatecznym. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A udało Ci się dotrzeć do jakiś czeskich recenzji poświęconych "Obudzę się na Shibui"? Może w nich znajdzie się jakieś wyjaśnienie tego deszczu nagród :)

      A co do Shimady Sōjiego to widzę, że to całkiem płodny autor. Ciekawy czy w najbliższej przyszłości doczekamy się jakiegoś polskiego przekładu.

      Usuń
  4. Kiedy będę sięgać po tę powieść, nastawię się na lekturę dobrą, ale nie wybitną. :) Ciekawa jestem, które książki japońskie przełożono na czeski i czy przekładano je z japońskiego, czy też z angielskiego, jak to niestety często robi się u nas (chociażby w przypadku „Motyla na wietrze” czy „Za kwietnymi polami”). Na takich pośrednich tłumaczeniach książki bardzo tracą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tą japońszczyzną to nie jest chyba u nas tak źle. W wydawnictwach, które regularnie publikują japońskich pisarzy i pisarki, raczej nie ma problemów z przekładami bezpośrednio z japońskiego (PIW, Tajfuny, Dialog, Muza). Natomiast niektóre oficyny rzeczywiście nadal decydują się na to, by iść na łatwiznę i zlecać tłumaczenia z angielskiego - ale gdyby policzyć procent wydanych powieści japońskich, to wydaje mi się, że wyszłoby iż większość jest jednak przekładana bezpośrednio.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)