Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

środa, 18 maja 2022

"Miasto ryb" Natalka Babina - O (nie)spokojnej białoruskiej prowincji

Natalka Babina

Miasto ryb

Tytuł oryginału: Рыбін горад
Tłumaczenie: Małgorzata Buchalik
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Liczba stron: 304 
 



Przed gnębiącymi nas problemami możemy próbować uciekać, ale smutna prawda jest taka, że prędzej czy później nas one dopadną, i to w najmniej oczekiwanych momentach. W dodatku nieustanna świadomość, że coś nas prześladuje, działa deprymująco i niezwykle męczy naszą psychikę. Z tego względu, nawet jeśli wątpimy w swe siły, warto zebrać się w sobie i skonfrontować się z dręczącymi nas demonami. Bardzo dobrze zdaje sobie z tego sprawę Ała Babylowa, bohaterka powieści Miasto ryb autorstwa białorusko-ukraińskiej pisarki Natalki Babiny (ur. 1966).

50-letnia protagonistka to osobniczka, która z pewnością nie może powiedzieć o sobie, że jest kobietą sukcesu (szczególnie jeśli porówna się ją ze starszą o kilka minut siostrą bliźniaczką Uljanką, uznaną historyczką i obiecującą polityczką). Kłopoty z alkoholem, doświadczenia z narkotykami, porzucenie przez męża, utrata córeczki – Ała zmaga się z szeregiem doświadczeń, które niejednego mogłyby przytłoczyć, co zresztą ma miejsce także w jej przypadku. Ale w chwili rozpoczęcia utworu, Ała stara się zamknąć trudne rozdziały przeszłości – formą kuracji i powrotu do zdrowia jest pobyt u hożej, choć surowej i nie umiejącej okazywać miłości babci. Położona tuż przy samej granicy z Polską wieś Dobratycze zapewnia świeże powietrze oraz ogrom fizycznych zajęć, które przynoszą ukojenie dla znużonego ducha. Sielankę burzy cała seria niefortunnych wypadków – śmierć, groźby, usiłowania wywłaszczenia. Ała będzie musiała zmierzyć się z niejednym czortem, zaś zdarzenia, jakie staną się jej udziałem, na stałe odmienią oblicze sielskiej osady.

Miasto ryb to dzieło, które od początku wymyka się schematom, uniemożliwiając proste zaszufladkowanie. Natalka Babina chętnie korzysta z różnych konwencji, przetwarzając je i używając na własną modłę, co daje całkiem interesujące rezultaty. Książka zaczyna się niczym klasyczny kryminał (jest trup, szybko ustalony zostaje potencjalny motyw i trwają poszukiwania sprawcy), lecz w miarę rozwoju akcji – z racji nieporadnych (wręcz niezdarnych) zachowań Ały, wcielającej się w rolę śledczej – uzmysławiamy sobie, że Białorusinka o ukraińskich korzeniach posługuje się pastiszem, igrając i kpiąc sobie z detektywistycznych konwencji. Ała pod tym względem kojarzy się odrobinę z Nickym Belanem, bohaterem Szmiry Charlesa Bukowskiego, bowiem 50-latka to taki sam typ niezdary, której – mimo iż początkowo nic na to nie wskazuje – udaje się rozwiązywać zagadki czy wyjaśniać tajemnice, przede wszystkim dzięki wymiernej pomocy ślepego trafu.

Miasto ryb to także ciekawy portret współczesnej Białorusi ze szczególnym uwzględnieniem akcentów politycznych. Natalka Babina odmalowuje przed nami liczne cienie białoruskiej demokracji ludowej, której zdecydowanie bliżej do autorytaryzmu usiłującego usankcjonować swoje prawa do rządów poprzez podtrzymywanie demokratycznej fasady. Istotnym elementem fabuły jest trwająca kampania prezydencka, która pozwala ukazać brutalną prawdę, sprowadzającą się do prostego faktu, iż obecna władza nie pozwoli sobie na żadną zmianę warty, bowiem wiązałoby się to z utratą licznych, nabytych na ogół nielegalnie przywilejów. Białoruski system w ujęciu Babiny jawi się jako betonowy kloc, który jest absolutnie niepodatny na jakiekolwiek transformacje. Utrzymanie statusu quo wymaga przy tym zastosowania szerokiego wachlarza dość prymitywnych środków (W najlepszym razie zainteresują się nim służby specjalne, wywęszą wszystkie brudy do siódmego pokolenia wstecz, zmieszają z błotem, wyciągną na światło dzienne [1]; (…) w czasie kampanii wyborczej areszt jest u nas typowym środkiem zagrzewającym kandydatów i ich sztaby do walki o lepszą przyszłość [2]), które skutecznie zniechęciłyby ewentualnych reformatorów i zwolenników demokratycznych przemian. Co istotne Babina podkreśla, że aktualnie panujący reżim nie ogranicza się wyłącznie do jednej osoby – pozbycie się tego, który znajduje się na samym szczycie piramidy władzy oznaczałoby wyłącznie kosmetyczną korektę, bowiem istniejący układ jest zbyt korzystny i wygodny dla całkiem pokaźnego grona ludzi na tyle wpływowych, by mogli decydować o losach całego państwa: Nie wygracie tych waszych wyborów. Problem nie w tym, że większość zagłosuje na obecnego prezydenta – nic podobnego, ta większość ma poczucie odpowiedzialności i sprawiedliwości. Ale w waszym kraju właśnie powstała warstwa bogatych na wpół właścicieli, na wpół urzędników. Wielka grupa absolutnie amoralnych – albo zdemoralizowanych – ludzi, którzy non stop dostają dzikie – jak wy tu mówicie, wściekłe? – pieniądze. I nie zaryzykują ich utraty w przypadku zmiany władzy. Za wysoka stawka [3].

W tym miejscu warto zaznaczyć, że mimo iż nakreślona sytuacja polityczna nie wydaje się zbyt różowa – reżim dysponuje bogatą paletą narzędzi dbania o swoje interesy, począwszy od topornej i tępej propagandy doskonale uzmysławiającej postronnym, kto rozdaje karty (Głupota i absurd spadły na nasz kraj jak fala koszmarnych upałów. Zdawało się, że już nigdy nie miną. Na potężnych billboardach ustawionych wzdłuż wszystkich szos szczerzyła zęby, rechotała i nabijała się z nas wielka, ohydna twarz [4]); poprzez nawykłe do przemocy i zastraszania siły jednostek specjalnych; skończywszy na potężnej palecie najbardziej wydumanych oskarżeń, za sprawą których można osadzić niepokorne jednostki – to wymowa książki pozostaje dość optymistyczna, bowiem Babina pokazuje, że nawet tak wielki arsenał środków opresji nie zawsze wystarcza, by złamać ducha oporu tych, którzy żądają rzeczy najbardziej elementarnych, takich jak przyzwoitość, wolność wyrażania poglądów czy sprawiedliwość.

Miasto ryb nie samym kontekstem politycznym stoi, tyle, że pozostałe elementy – chociaż nie można odmówić im solidności – nie są już aż tak udane. Natalka Babina wprowadza na karty swojej powieści motywy zahaczające o realizm magiczny, dzięki czemu czytelnicy zyskują możność przeniesienia się do XVII-wiecznego Brześcia. Podglądanie codzienności ludzi żyjących kilka wieków wcześniej służy pokazaniu, że wiele mechanizmów kierujących zachowaniem zarówno zbiorowości jak i pojedynczych ludzi (dla których paliwem bywa zawiść, chciwość, ale i szlachetność czy miłość), zmienia się tylko w nieznacznym stopniu na przestrzeni dziesięcioleci. Tym niezwykłym (epizodycznym) podróżom w czasie towarzyszy wątek poszukiwania skarbu, za sprawą którego utwór zyskuje klimat powieści przygodowej, przy czym z powodu nagromadzenia pomyślnych zbiegów okoliczności oraz szczęśliwych zakończeń, skojarzenia są bliższe powieści przygodowej dla młodzieży.

Ostatnią składową, na którą należy zwrócić uwagę jest przedstawienie białoruskiej kultury oraz społeczeństwa, jawiących się jako potężna mieszanka, w której – prócz białoruskich – pobrzmiewają echa ukraińskie, rosyjskie oraz polskie. Białoruś jest sferą, w której przecinają się liczne punkty, oddziałujące na siebie w różnoraki sposób (wzmacniają się lub osłabiając). Piłsudski, potop Szwedzki, akcja Wisła na Kresach Wschodnich, Miejsce Odosobnienia w Berezie Kartuskiej – Miasto ryb naszpikowane jest ciekawostkami i nawiązaniami, nad którymi dociekliwy czytelnik musi pochylić się samodzielnie, przy czym poświęcenie temu zajęciu odrobiny energii i cierpliwości może przynieść sporą satysfakcję. Polskie akcenty i odniesienia sprawiają, że Miasto ryb to także słodko-gorzka opowieść o granicach, o ich trwałości, okrucieństwie i braku litości, o tym, jak mocno może różnić się rzeczywistość tutejsza od tej znajdującej się po drugiej stronie płotu, zasieków czy muru. Ten wymiar książki, w świetle niedawnych wydarzeń na polsko-białoruskim pograniczu, jest zaskakująco aktualny, szczególnie gdy uwzględni się fakt, iż dzieło wydane zostało w roku 2007.

Wypadkową tych wszystkich elementów, jakich używa Natalka Babina do skomponowania swojego dzieła, jest solidna lektura, która przybliża nam oblicza współczesnej Białorusi. Miasto ryb skrzy się feerią barw, na które składają się różnorodne zagadnienia, jakie przybliża autorka – walka o godność i samego siebie przeplata się z prowadzoną przez jednostkę walką o to, by mieć choćby minimalny wpływ na kształt społeczeństwa, w jakim się egzystuje. Do tego szczypta magii umożliwiającej poznanie wyimków z historii XVII-wiecznego Brześcia, która miesza się z dramatem współczesnych uchodźców. To wszystko zostaje podlane obfitą polewą autoironii decydującej o tym, że główna bohaterka jest na wskroś ludzką istotą, do której, mimo licznych przywar i słabostek, trudno nie zapałać sympatią, a o jej losach czytamy z niegasnącą ciekawością.

 

 

P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! zrzutka.pl/adr4dn.



------------------------------

[1] Natalka Babina, Miasto ryb, przeł. Małgorzata Buchalik, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2010, s. 37

[2] Tamże, s. 119

[3] Tamże, s. 139

[4] Tamże, s. 208

13 komentarzy:

  1. Ha - ciekawie się zapowiada. Białoruś szczególnie mnie intryguje od momentu, gdy wojsko faktycznie się zbuntowało przeciw przywódcy w sprawie Ukrainy. W dyktaturach rzecz raczej niespotykana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka Babiny może nie jest wybitna, ale dla mnie była bardzo wartościowa pod tym względem, że uświadomiła mi, jak wielką ziemią nieznaną jest dla mnie Białoruś, mimo, iż to kraj bezpośrednio z nami graniczący.

      A ta sprawa rosyjsko-białoruska w kontekście ukraińskim jest rzeczywiście szalenie interesująca. Szkoda, że tak mało informacji płynie z tamtego kierunku i nie wiadomo, co się dokładnie stało oraz jak wyglądają relacje na linii Łukaszenka-generalicja.

      Usuń
  2. Książka przedstawia się interesująco :), zwłaszcza krzepiąco brzmi, że ducha oporu w ludziach nie daje się złamać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka jest mocno specyficzna z uwagi na postać głównej bohaterki. Wydaje mi się, że odbiór dzieła w sporej mierze zależy od tego, jakie wrażenie wywrze na nas Ała. A sama wymowa pozostaje bardzo pozytywna - autorka pokazuje, że jeżeli dana społeczność jest odpowiednio zżyta to bardzo trudno narzucić jej bandyckie reguły.

      Usuń
    2. Ha - tylko cóż znaczy zżyta społeczność? Zżyta to może być chyba rodzina, albo grupka przyjaciół... Człowiek nie jest w stanie utrzymać bliskich relacji z więcej niż kilkoma, kilkunastoma osobami, nie możne znać więcej niż kilkanaście, kilkadziesiąt, więc jak społeczność może być zżyta? Chyba chodzi o inne mechanizmy niż zżycie się ze sobą...

      Usuń
    3. Wieś, w której rozgrywa się lwia część akcji to właśnie taka niewielka kilkudziesięcio osobowa społeczność, gdzie wszyscy się znają, zaś czynnikiem spajającym grupę jest zewnętrzne zagrożenie, w obliczu którego wcześniejsze animozje schodzą na dalszy plan ;)

      Usuń
    4. Ha - no to wszystko się zgadza. Przez określenie „społeczność lokalna” przyjąłem, że sama „społeczność” to coś większego, a w rzeczywistości tak nie jest.

      Usuń
    5. Nie uściśliłem ;)

      Usuń
  3. To bardzo ciekawe, że pięćdziesięcioletnia bohaterka ma hożą babcię, podczas gdy większość osób w tym wieku nawet rodziców już nie ma... Bardzo zachęcająca recenzja. Czy jest to Twoje pierwsze spotkanie z powieścią białoruską?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, babcia to bardzo ciekawa postać i... tutaj muszę skończyć :)

      A jeśli chodzi o literaturę białoruską, to jak na razie czytałem tylko 1 reportaż Swiatłany Aleksijewicz. Przyznam, że nie kojarzę zbyt wielu artystów z tego kraju.

      Usuń
    2. @ Agnieszka
      Może kobiety rodziły dzieci mając np. 18 lat i stąd taka babcia. Ciekawostka: moja koleżanka z pracy lat 51 ma babcię w wieku lat 100 lub 101 - funkcjonuje samodzielnie.

      Usuń
    3. Najmłodsza matka, która urodziła żywe dziecko miała 5 lat 7 miesięcy i 21 dni. Taka ciekawostka

      Usuń
    4. Pewnie tak było, że te kobiety rodziły w wieku osiemnastu lat. :) Jeśli o mnie chodzi, nie poznałam żadnej ze swoich babci – jedna nie dożyła nawet czterdziestki, druga zmarła, kiedy miałam roczek.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)