Dziennik szalonego starca
Niektórzy wolą pokrzywy
Jun’ichirō Tanizaki
Tytuł oryginału: Futen rojin nikki. Tade kuu mushi
Tłumaczenie: Mikołaj Melanowicz
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Seria: Proza Współczesna
Liczba stron: 324
Seks. Seks. Seks! S-e-k-s. Czy nie
mierzi was, czy nie czujecie się skrępowani, kiedy tak bezwstydnie
nadużywam tego słowa? Spływa ono z moich ust, wibrujące resztki ściekają
z moich zębów. Czy mimowolnie nie rośnie w was oburzenie, gdy widzicie,
że ktoś celowo używa tego specyficznego w naszych kręgach kulturowych
wyrazu, byle tylko przykuć waszą uwagę? Z drugiej strony, ciekawe, czy
gdyby narządy wydalnicze nie znajdowały się w tak bliskim sąsiedztwie
narządów rozrodczych, akt prokreacji przez tyle stuleci również byłby
traktowany jako coś mistycznego, tajemniczego, ale równocześnie brudnego
i wstydliwego. W każdym razie, uważam, że seks, mimo postępującej
laicyzacji naszego społeczeństwa, odchodzenia od religijnego kultu
czystości, coraz większej odwagi w wyrażaniu własnych potrzeb,
nadal jest i pewnie przynajmniej przez jakiś czas będzie tematem tabu.
Podobnie jak i starość. Chociaż ta z kolei zdaje się zdążać w zupełnie
przeciwnym kierunku – o seksie rozprawia się coraz więcej i coraz
śmielej, tymczasem starość dopiero od niedawna stała się tematem aż tak
drażliwym, niepożądanym, że spychanym na margines. W końcu starzenie się
to powolne niszczenie naszego ciała, to stopniowa anihilacja naszego
umysłu, wreszcie, to nieuchronne zbliżanie się do końca naszej ziemskiej
egzystencji. W dobie gnającego na złamanie karku postępu
technologicznego, proces starzenia się jest traktowany jako swoista
porażka, niemoc potężnego demiurga-człowieka, który, przynajmniej
pozornie, potrafił podporządkować sobie zarówno przyrodę ożywioną jak i
nieożywioną, a który nadal nie umie okiełznać własnego, jakże kruchego i
słabego ciała. Trwający zatem i osiągający absurdalne rozmiary kult
młodości nakazuje nam zapominać i milczeć o ludziach starych,
bezużytecznych i uciążliwych oraz o tych wszystkich odmieńcach,
buntownikach, którzy nie akceptują najnowszych trendów i nie chcą
dopasować się do otoczenia. Na szczęście owi wojownicy, walczący z formą
i schematem znajdą się zawsze, w każdej epoce i w każdym kraju. W
swoich literackich wędrówkach, goszcząc w tajemniczej i ciągle dla mnie
egzotycznej Japonii, natknąłem się na tamtejszego burzyciela dobrego
smaku, Jun’ichirō Tanizakiego.
Jun’ichirō Tanizaki należy do grona najwybitniejszych japońskich pisarzy. Urodzony w Tokio artysta studiował na wydziale literatury japońskiej Cesarskiego Uniwersytety Tokijskiego. Jednak w owym czasie zdecydowanie bardziej niż studia, Tanizakiego interesowała twórczość własna oraz nieustanne seksualne przygody. Ponadto młody Japończyk zachłysnął się zachodnim stylem życia - wszystko co europejskie wydawało się nad wyraz wspaniałe oraz interesujące. Stąd też porzucenie tradycyjnego stroju kimono na rzecz marynarek i garniturów, nauka gry na gitarze powiązana z zauroczeniem hałaśliwym jazzem, czy radość płynąca z wielkiego trzęsienia ziemi, które nawiedziło Tokio w 1923 roku, wiążąca się z możliwością odbudowy miasta wg zachodnich kanonów architektonicznych. Z biegiem czasu fascynacja europeizmem zaczynała słabnąć i stopniowo ustępować chęci poznania rodzimej kultury. Pod koniec życia Tanizaki interesował się niemal wyłącznie sztuką japońską, w szczególności klasyczną literaturą japońską. Polski czytelnik ma okazję do zapoznania się z twórczością Tanizakiego za sprawą zbioru Państwowego Instytutu Wydawniczego, w skład którego wchodzą dwie powieści: Dziennik szalonego starca oraz Niektórzy wolą pokrzywy.
Dziennik szalonego starca, to
dzieło napisane w 1962 roku, a więc u zmierzchu życia Tanizakiego (1886 –
1965 r.). Bohaterem powieści, czy raczej narratorem prezentowanego
dziennika jest Tokusuke Utsugi, siedemdziesięciokilkuletni Tokijczyk.
Czytelnik zapoznaje się z zapiskami Utsugiego, prowadzonymi na przełomie
roku 1960 oraz 1961. Mają one charakter prywatnych notatek, w których
narrator pieczołowicie opisuje kolejne przeżyte dni. Owa szczegółowość
objawia się w wymienianiu niemal każdej błahostki, która składa się na
obraz codziennej egzystencji bohatera. Istotna jest pogoda, aktualnie
panująca na zewnątrz, potrawy spożywane w ciągu dnia, rodzaje przyjętych
lekarstw oraz ich dokładna ilość, czy wreszcie własny nastrój i
samopoczucie. Utsugi, w pełni zdając sobie sprawę, że powoli kończy już
swój żywot, często oddaje się wspomnieniom, porównując współczesną
Japonię z krajem, który zachował się w jego pamięci.
Prowadzony dziennik jest równocześnie
zapiskiem postępującej degradacji, która zachodzi w ciele oraz umyśle
Utsugiego. Z każdym dniem ciało jest coraz słabsze, coraz częściej
odmawia posłuszeństwa. Pojawiają się gwałtowne skoki ciśnienia,
puchnięcie nóg, czy mrowienie w lewej ręce. Typowe objawy starości,
które tak wielu z nas napawają lękiem. Ale nie tylko ciało sprawuje się
coraz gorzej. Z wiekiem pogarsza się również umysłowa sprawność, co nie
objawia się wyłącznie lekką, starczą demencją. Utsugi pała wręcz
chorobliwą żądzą wobec własnej synowej, wobec której pozwala sobie na
coraz śmielsze oraz zuchwalsze zachowanie. Jako człowiek znajdujący się
na brzegu Styksu, Utsugi z biegiem czasu prawie zupełnie wyzbywa się
skrępowania i niemal otwarcie podkreśla swoje przywiązanie do żony
własnego syna, szczerze bawiąc się zażenowaniem oraz gniewem –
uczuciami, jakie ten stan rzeczy wywołuje wśród najbliższych.
Dziennik szalonego starca
stanowi znakomite kompendium w zakresie pożądania oraz starości. Autor
przeplata tutaj seksualne podniecenie, miłość zdegradowaną wyłącznie do
fizycznej żądzy z wnikliwą obserwacją degeneracji własnego ciała,
tworząc niezwykłą hybrydę. Sferę erotyczną, która na podstawie
niepisanej umowy zarezerwowana jest niemal wyłącznie dla ludzi młodych
oraz przede wszystkim pięknych, łączy ze starością, która dla wielu
będąc synonimem brzydoty i nieatrakcyjności, stanowi przeciwieństwo
seksualności. Całość czyta się doskonale, m.in. za sprawą ogromnej dozy
autentyzmu, tchnącego z kart powieści. Dziennik szalonego starca
to ostatnie dzieło Tanizakiego, który pisząc je, miał mniej więcej tyle
lat, co główny bohater. Życiowa mądrość, znakomita znajomość meandrów
ludzkiej psychiki, własne, często dosyć gorzkie doświadczenia ze
starością, doprawione równie mocno kpiną i ironią, co sentymentalną
refleksją, sprawiają, że powieść stanowi dzieło tyleż osobliwe, co
znakomite.
Niektórzy wolą pokrzywy, druga
powieść w prezentowanych zbiorze, uchodzi za szczytowe osiągnięcie
Tanizakiego. To historia dwojga ludzi, Misako oraz Kaname, których
małżeństwo chyli się powoli ku ruinie, będąc jedynie tekturową
dekoracją, prezentowaną rodzinie oraz coraz węższemu gronu znajomych. Na
pierwszy rzut oka, wydaje się, że Tanizaki przedstawia czytelnikowi
dobrze znaną oraz popularną przypowieść, w której cierpiąca na brak
wystarczającej atencji ze strony męża, wciąż atrakcyjna małżonka wikła
się w romans z innym mężczyzną. Jednak kolejne strony książki odsłaniają
przed nami zgoła inną, bardziej skomplikowaną i ciekawszą historię.
Kaname Shiba, początkowo głęboko zafascynowany towarzyszką swojej
dalszej życiowej drogi, zauważa, że jego szczere uczucie wobec małżonki
stopniowo zamiera, by zwiędnąć zupełnie. Kaname jest przy tym nieczuły
oraz obojętny na krzywdę wyrządzaną w ten sposób najbliższej osobie. To
za jego sprawką, małżeństwo staje się związkiem wyłącznie na pokaz,
utrzymywanym z racji obaw przed reakcją konserwatywnego społeczeństwa
japońskiego na publiczne okazanie trapiących parę problemów. Kaname nie
potrafiąc przemóc się i dostrzec choćby cienia atrakcyjności w małżonce,
swoje fizyczne żądze zaspokaja za sprawą licznych kochanek, o istnieniu
których nie wspomina jednak Misako. Kaname, uchodzący przed żoną za
człowieka o sercu zimnym niczym głaz, daje jej wyraźnie do zrozumienia,
że jako kobieta nadal zasługuje na szacunek oraz prawdziwą miłość,
których to szukać powinna w ramionach innego mężczyzny. Bohater popycha
zatem Misako do związku z Aso.
W rezultacie powstaje krucha i jakże
skomplikowana figura, którą tworzy wyżej wymieniona trójka. Układ jest
tym bardziej zawiły, że państwo Shiba posiadają dziesięcioletniego syna,
którego boją się skrzywdzić decyzją o rozwodzie. Konsekwencją jest stan
niemocy oraz marazmu, w którym pogrążeni są główni bohaterowie. Zarówno
Kaname, Misako jak i Aso jak ognia unikają działania, przekładając
ponad nie bierność, po cichu licząc, że sprawa bez niczyjej pomocy
znajdzie szczęśliwe rozwiązanie, które w pełni zadowoliłoby wszystkich.
Ich zachowania oraz oczekiwania są jednak bardzo ambiwalentne. Krępuje
strach nie pozwala przedsięwziąć zdecydowanej akcji, która mogłaby
zakończyć panujący układ. Obawa przed tym, co powiedzą inni, a więc
rodzina, sąsiedzi, znajomi skłania trójkę dorosłych ludzi do odgrywania
katorżniczej i dosyć bolesnej komedii, zgodnie z którą Kaname oraz
Misako stanowią zgodne małżeństwo, a Aso jest wyłącznie przyjacielem
rodziny, który jednak w ogóle nie pojawia się w domu państwa Shiba.
Troska o zachowanie społecznych norm, silne więzy konwenansów oraz
tradycyjny model szczęśliwej rodziny połączone z obawą o dobro syna,
który jako dziecko rozwodników mógłby być narażony na złośliwe plotki
oraz zjadliwości ze strony obcych ludzi okazują się zbyt silne, by się
im przeciwstawić.
W pewnym więc sensie sytuacja, w której
znajdują się bohaterowie, mimo deklarowanego cierpienia, jest dla nich
całkiem wygodna, bowiem pozwala uniknąć bezpośredniej konfrontacji z
problemami, nie wymaga podjęcia inicjatywy. Dziwaczny układ zaczynają
naruszać kuzyn Kaname, Hideo Takanatsu oraz ojciec Misako. Szczególnie
teść Kaname przykuwa czytelniczą uwagę. Starszy pan, który za młodu
czerpał z życia garściami, znajdując się pod głębokim wpływem
europejskiej kultury, zakochujący się na starość w rodzimej Japonii, jej
tradycjach oraz obyczajach bardzo mocno przypomina autora książki,
Jun’ichirō Tanizakiego. Kwestią kluczową dla utworu jest zgrabnie
wpleciony motyw lalki. W kulturze japońskiej sporym zainteresowaniem
cieszą się teatry lalkowe, których wielkim fanem jest ojciec Misako.
Kukiełki o drewnianych, precyzyjnie wyrzeźbionych i pieczołowicie
malowanych twarzach, za sprawą wprawnych dłoni mistrzów teatru odgrywają
najpopularniejsze dramaty historyczne. Jednocześnie, posiadające
piękne, ale i dumne oraz niedostępne oblicza lalki, reprezentują jeden z
typów kobiet, które potrafią wzbudzić zainteresowanie Kaname. Gejsze,
damy nocy, prostytutki to swoiste lalki-zabawki, zapełniające życie
seksualne bohatera z racji niemożności natrafienia na prawdziwą
kobietę-boginię, której Kaname mógłby oddawać nieustanną cześć. Można tu
dostrzec pewną analogię do Lalki Prusa. Kaname, podobnie jak i
Wokulski, zakochuje się w wykreowanym przez siebie ideale kobiety,
który nie istnieje jednak w rzeczywistości, do czego sprowadza się cały
dramat bohatera.
Niektórzy wolą pokrzywy jest
równocześnie pięknym obrazem, ukazującym nieuchronne zmiany, które
zachodzą w każdej, a w tym przypadku japońskiej kulturze. Otwarcie na
świat, wiąże się równocześnie z przejmowaniem z niego wszelakiej maści
wpływów, wzorców. Pytanie, jakie zdaje się stawiać Tanizaki między
wierszami swojej prozy brzmi, czy warto te schematy przyjmować
bezkrytycznie, bezmyślnie odrzucając dorobek kulturowy własnego kraju.
Zachodnia ideologia, mocno uproszczona i okrojona, postrzegana głównie
jako swoboda obyczajów, nieskrępowane relacje damsko-męskie, czy
pozornie nieograniczona wolność, znajduje podatny grunt w umysłach
młodych Japończyków, reprezentowanych przez małżeństwo Shiba.
Reasumując krótko, moje pierwsze
spotkanie z Jun’ichirō Tanizakim, uważam za niezwykle udane. Japoński
mistrz pióra mocno mi zaimponował i z pewnością zdecydują się jeszcze
sięgnąć po jego prozę. To, co szczególnie podoba mi się w obu utworach,
to charakterystyczne, otwarte zakończenie. Autor rozstaje się z
czytelnikiem tuż przed finałem przedstawianej historii. Bieg wydarzeń
zdaje się klarować w jeden, jasny obraz, który ozdobiony efektowną
pointą, zakończyłby daną powieść. Tymczasem zostajemy opuszczeni z na
poły rozgrzebaną fabułą, tak, że możemy jedynie przypuszczać, jakimi to
torami przebiega ona dalej. Rozstrzygnięcie zdaje się być bardzo
bliskie, dosłownie na wyciągnięcie ręki, jednak nie następuje ono, co
może szczególnie drażnić czytelników nawykłych do standardowych
schematów powieściowych, zgodnie z którymi fabuła zostaje zgrabnie
zamknięta jednoznaczną klamrą zakończenia. Stosowana przez Tanizakiego
forma pozwala nieco odmiennie spojrzeć na czytane dzieło – autor
umiejętnie prezentuje przed nami wyrwane fragmenty cudzego życia, przy
lekturze których możemy odnaleźć, niekiedy dobrze widoczne, a niekiedy
poukrywane, mądrości, refleksje, spostrzeżenia dotyczącego
egzystencjalnego całokształtu. Ponadto Tanizaki, podobnie jak choćby
nasz Stanisław Lem, chętnie stawia swoich bohaterów w sytuacjach
nietypowych, niespotykanych, niecodziennych, a więc takich, w których
trudno kierować się dotychczasowym doświadczeniem, nabytą wiedzą, czy
radami innych. A co najważniejsze, Tanizaki nie jest typem autora, który
przeprowadza czytelnika przez wszystkie meandry swojej powieści,
prowadząc go niczym uczniaka, chętnie zdradzając wszelkie tajniki
swojego warsztatu.
P.S.
Oczywiście dzieła Tanizakiego to również
znakomita okazja to zapoznania się z kulturą japońską. Zbiór, o którym
piszę, wydany przez Państwowy Instytut Wydawniczy, okraszony jest sporą
ilością, pochodzących od tłumacza, przypisów, które chronią przed
pobłądzeniem przy odkrywaniu kultury Kraju Kwitnącej Wiśni.
P.S.2
Miło mi poinformować, że powyższy tekst został uznany za recenzję dnia wg portalu Czytanie nie szkodzi:
Bardzo dziękuję za to wielkie wyróżnienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)