Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

piątek, 14 lutego 2025

"Kształt ruin" Juan Gabriel Vásquez - Intelektualna szarada z krwawą historią Kolubmii w tle

Kształt ruin

Juan Gabriel Vásquez

Tytuł oryginału: La forma de las ruinas
Tłumaczenie: Katarzyna Okrasko
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 428
Format: .epub

 
 
Kiedy w krótkim odstępie czasu, w naszym życiu wydarzy się więcej niż kilka przypadków, w umyśle zakiełkować może podejrzenie, że człowieczy byt jest w pewnym stopniu zdeterminowany i to nie jedynie przez kapryśną fortunę. Pojawiają się pytania czy też wątpliwości: czy nasza egzystencja nie jest wypadkową działania bliżej nieokreślonych sił zewnętrznych? Czy nasza osoba nie jest marnym pionkiem na szachownicy wielkiego, trudnego do ogarnięcia osobie niewtajemniczonej planu? Czy możliwe, by losami całego globu kierowała wąska grupa wszechwładnych person, pozbawionych skrupułów i moralności, dążących jedynie do otrzymania statusu quo? Przeświadczenie o potężnych władcach świata jawi się jako kusząca hipoteza, bowiem pozwala wytłumaczyć nasze niepowodzenia czy brak sukcesu na wielu polach (jednostki wybitne się tłamsi, by nie zyskały szerszego oglądu sytuacji, co pozwoliłoby na odkrycie i zrozumienie całej misternej układanki, czyż nie?), ale jeśli w swoim butnym uporze zdecydujemy się pójść krok dalej i udowodnić, że nasze przekonanie, nie jest czczym wymysłem, to czy racja w powyższej materii nie będzie jednoznaczna z wydaniem na siebie wyroku? Bo czy można bezkarnie i głośno rozprawiać o tym, co owiane jest tajemnicą? Choć czyż wszystko nie jest jedynie mrzonką, ułudą, wytworem naszej zmęczonej fantazji? Gdzie przebiega granica między fikcją, a zmyśleniem? Czy możliwe, że linia jest niekiedy tak cienka, że praktycznie niewidoczna, a fałsz zlewa się z prawdą i na odwrót? Pytań co niemiara, lecz na szczęście, jak to zwykle w takich wypadkach, z pomocą przychodzi literatura. Tym razem pomocną dłoń wyciąga do nas Juan Gabriel Vásquez (ur. 1972), kolumbijski pisarz, dziennikarz i tłumacz, autor powieści Kształt ruin.
 
Literacki płód, jakim raczy nas Vásquez to łamigłówka o kilku poziomach oraz obliczach. Pierwszoosobowym narratorem jest Juan Gabriel Vásquez, porte-parole autora, który na pierwszych stronach wyznaje, że utwór to: (…) próba oczyszczenia się ze zbrodni, których wprawdzie nie popełniłem, ale które odziedziczyłem [1]. Ów tajemnicze zdanie odnosi się do osób i wypadków, których osią pozostaje zamach na Jorge Eliécera Gaitana z 9 kwietnia 1948 roku. Atak kończy się tragicznie dla zasłużonego polityka – działacz Kolumbijskiej Partii Liberalnej, burmistrz Bogoty (1936 – 1937), Minister Edukacji (1940 – 1941), Minister Pracy (1943 – 1944), kandydat w nadchodzących wyborach prezydenckich, rzecznik reform społecznych i demokratyzacji systemu politycznego prowadzących do skończenia z ustrojem opartym na klerykalizmie i kapitalizmie, umiera, zaś jego śmierć roznieca w Bogocie iskrę, która błyskawicznie przeradza się w masowe rozruchy i zamieszki znane jako El Bogotazo. Sprzyjająca liberałom stacja radiowa Últimas noticias nadaje komunikat o tragedii, wskazując przy okazji winnych – oskarżeni zostają rząd oraz prezydent Luis Mariano Ospina Pérez wywodzący się z Kolumbijskiej Partii Konserwatywnej. Mieszkańcy Bogoty wezwani zostają do wyjścia na ulicę, co czynią ochoczo, w wyniku czego stolica pogrąża się w ogniu i chaosie. Według różnych szacunków ginie kilka tysięcy osób (najczęściej przewijająca się liczba to 3000), zniszczeniu lub spaleniu ulega wiele zabytków oraz budynków rządowych. Przemoc rozlewa się na cały kraj, co daje początek trwającej 10 lat zbrojnej konfrontacji Partii Liberalnej i Partii Konserwatywnej, znanej jako La Violencia. Dla wielu Kolumbijczyków 9 kwietnia to data podwójnie nieszczęśliwa – państwo trzęsie się w posadach i zatapia się w odmętach niewypowiedzianej wojny domowej, a ponadto, wraz ze zgonem Gaitana, pogrzebane zostają nadzieje na polityczne przemiany i reformy, korzystne dla gorzej sytuowanych na społecznej drabinie obywateli. Uwzględniając te długofalowe konsekwencje, nie brak ludzi, którzy sądzą, że Kolumbia pada ofiarą spisku, nie pierwszego zresztą w swojej burzliwej i trudnej historii – jednym z nich jest Carlos Carballo, dziwaczny osobnik, którego na swej życiowej drodze spotyka (niejednokrotnie) narrator Kształtu ruin. Wydaje się, że Carballo pragnie wykorzystać głównego bohatera jako tubę, za pomocą której mógłby ogłosić światu swoje rewelacje i odkrycia. Czy jednak Juan Gabriel Vásquez jest gotów, by ponieść na swoich barkach to brzemię?
 
Kształt ruin to proza monumentalna, zabierająca czytelnika i czytelniczkę w podróż zarówno po skomplikowanej i skalanej przykrymi epizodami historii Kolumbii, jak i po meandrach prywatnego życia Vásqueza-narratora. Szkatułkowa forma pozwala na poruszenie wielu zagadnień, przytoczenie niemałej liczby zdarzeń oraz wprowadzenie na scenę licznej grupy postaci – za jej sprawą książka jawi się jako kolaż, który skrzy się zróżnicowanym stylem, przechodząc od powieści przygodowo-sensacyjnej w historyczny esej, ocierając się o intymny dziennik świeżo upieczonego rodzica czy spowiedź migranta, który po latach spędzonych na obczyźnie, wraca na matczyną (ojczystą) ziemię. Wreszcie, dzieło Kolumbijczyka to nurkowanie w pokładach obsesji i paranoi, na bazie których budowana jest alternatywna wizja świata, świata, w którym wszystko jest kontrolowane, zaplanowane i podporządkowane woli równie wszechmocnych, co tajemniczych władców.
 
Utwór rozpatrywać można na kilku płaszczyznach. Ta najbardziej rozległa dotyczy opowieści o Kolumbii, która jawi się jako kraj naznaczony brutalnością i agresją, ustawicznie toczony sporami i kłótniami, regularnie skutkującymi pogromami, walkami czy zamachami. Na kartach utworu pobrzmiewają echa wojny 1000 dni (1899 – 1902, ok. 100 000 ofiar), przybliżone zostają okoliczności udanego zamachu na życie generała Rafaela Uribe Uribe (15 kwietnia 1914), ważką rolę w życiu bohaterów odgrywa wspomniany okres znany jako La Violencia (1948 – 1958, ok. 300 000 ofiar), nie brak wzmianek o aktywności lewicowych organizacji partyzanckich FARC (pol. Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii; hiszp. Fuerzas Armadas Revolucionarias de Colombia) i ELN (pol. Armia Wyzwolenia Narodowego; hiszp. Ejército de Liberación Nacional) powstałych w końcówce lat 60-tych XX wieku, przywołana zostaje tragedia lat 80-tych XX wieku związana z funkcjonowaniem karteli narkotykowych z Medellín czy Cali, przytoczonych zostaje wiele pomniejszych epizodów składających się na gorzki portret dawnej oraz współczesnej Kolumbii, nad którą zdaje się dominować przemoc. Przemoc, która męczy, odstręcza, którą pragnie się zwalczyć ((…) ta chorobliwa fascynacja była równie silna jak płynąca mi prosto z serca niezgoda na to miasto tamtych lat, miasto mordercę, miasto cmentarz, miasto, w którym każdy róg ma swoich poległych [2]), ale która jest uciążliwa i zaraźliwa, która mnoży się niczym wirus ((…) miasto, moje miasto, zmieniło się w pole minowe i potężna przemoc eksplozji i strzelanin rozprzestrzeniała się między nami, stosując swoje podstępne mechanizmy (…) [3]; (…) kraj, w którym grożenie komuś śmiercią jest rutyną, a te rutynowe pogróżki nierzadko zostają spełnione (…) [4]), która na ludzkiej psychice odciska niezatarte piętno (Nie, nie da się uciec od kolumbijskiej przemocy i powinienem było o tym wiedzieć. Nikomu nie udaje się uciec, a już zwłaszcza ludziom z mojego pokolenia, które urodziło się razem z narkobiznesem i zaczynało dojrzałe życie, kiedy kraj tonął we krwi podczas wojny wypowiedzianej mu przez Pabla Escobara. Można wyjechać z kraju, jak ja w 1996 roku, i sądzić, że zostawiło się go za sobą, ale to tylko kłamstwo, wszyscy się okłamujemy [5]), która sprawia, że ludzie są względem siebie tak podejrzliwy i nieufni (Kolumbia to miejsce, gdzie żaden dobry uczynek nie pozostaje bezkarny [6]), że chętnie poszukują wszelakiej maści inności, którą można obwiniać i oskarżać za wszelkie zło otaczającego ich świata (Kilka razy dziennie nachodziło mnie przykre przekonanie, że bogotanie, gdyby tylko mieli taką możliwość, chętnie nacisnęliby guzik, który wymazałby na zawsze znienawidzonych Innych: ateistów, bogaczy, homoseksualistów, Murzynów, komunistów, biznesmenów, zwolenników prezydenta, zwolenników eksprezydenta, kibiców klubu Millonarios, kibiców klubu Santa Fe [7]). Ta smutna opowieść o spirali nienawiści i niechęci pozwala zdecydowanie lepiej zrozumieć kontekst takich reportaży, jak choćby Wybrani pióra Patricii Nieto, ukazujących toksyczny i długofalowy wpływ przytoczonych społeczno-politycznych wstrząsów i tarć na kolumbijską codzienność, których rezultatem końcowym jest śmierć, śmierć i śmierć, dotykająca niemal wszystkich, bez wyjątku.
 
Drugą tematyką, której autor poświęca ogrom uwagi jest prawda, rozumiana jako zgodność osądu z faktycznym stanem rzeczy. Osobnicy, z jakimi w interakcję wchodzi Vásquez-narrator to kontestatorzy, którzy w wielu sprawach nie ufają oficjalnej narracji, twierdząc, że jest ona pełna luk, niedopowiedzeń czy celowo usuniętych bądź przemilczanych rozdziałów – ta niezgoda na istniejący przekaz, negowanie go, doszukiwanie się w nim ukrytych znaczeń (W pańskim świecie istnieją tylko zbiegi okoliczności [8]; Ale jemu wydaje się, że we wszystkim widzi tropy. Znajduje je wszędzie. A kiedy je dostrzega, rzuca się na nie [9]) i towarzyszące mu przeświadczenie, że za większość epizodów na światowej scenie odpowiada wąskie grono sprawczych osobników, z reguły kończy się przytaczaniem własnych przypuszczeń i hipotez, w które zaczyna się wierzyć tym bardziej, im mocniej są one odrzucane: Teorie spiskowe są jak bluszcz, (…) czepiają się czegokolwiek, by móc się rozrastać i rozrastają się dopóki, dopóty nie usunie się tego, co je podtrzymuje [10]. Mimo tych fragmentów (mocno kojarzących się z Wyznaniami łgarza Philipa K. Dicka czy Tematem na pierwszą stronę Umberto Eco), Kształt ruin, podobnie zresztą jak przytoczone tytuły, nie jest siermiężną satyrą na wyznawców teorii spiskowych – za ich sprawą pisarz uzmysławia nam, że jako ludzkości, szczególnie w dobie galopującego postępu technologicznego, za którym nie nadąża ani rozwój duchowy, ani prawo, brakuje nam narzędzi do szybkiej weryfikacji napływających do nas informacji w ilościach nie przetwarzalnych z punktu widzenia jednostki ((…) człowiek potrzebuje, żeby ktoś nauczył go czytać prawdę zawartą w rzeczywistości [11]). W takim zalewie komunikatów, trudno rozróżnić, co jest faktem, a co zmyśleniem, co jest wartościowe, a co jedynie tanią prowokacją nastawioną na przyciągnięcie naszej uwagi, w rezultacie czego, wszystko zlewa się w bełkotliwy szum, z którego wyławiane są, metodą na chybił-trafił, przypadkowe treści (w tym ujęciu, jakże celne jest podsumowanie, tego, co autor uważa za (…) największe przywary cyfrowych społeczeństw: intelektualna dezynwoltura, dumna z siebie przeciętność, oszczerstwa, równie nieprawdopodobne, co bezkarne, ale przede wszystkim słowny terroryzm będący jak bójka na podwórku szkolnym, w którą uczestnicy wdają się z niezrozumiałym entuzjazmem, tchórzostwo wszystkich tych agresorów, pogardzających innymi, kiedy ukrywają się pod pseudonimem, ale nigdy nie odważyliby się powtórzyć swoich obelg na głos [12]). Żeby jeszcze bardziej zagmatwać te rozważania dotyczące prawdy, Vásquez przypomina, że historię piszą zwycięzcy, co w praktyce oznacza, że fakty nierzadko muszą ustąpić miejsca uproszczeniom, przekłamaniom czy propagandzie: Są prawdy, o których nie pisze się w gazetach. Są prawdy, które nie są mniej prawdziwe tylko dlatego, że nikt o nich nie wie. Być może wydarzyły się tam, gdzie żaden dziennikarz ani historyk nie mogli dotrzeć. I co mamy z nimi począć? Gdzie możemy im zrobić miejsce, żeby zaistniały? Mamy pozwolić im gnić w niebycie tylko dlatego, że nie przyszły na świat we właściwy sposób albo pozwoliły się pokonać potężniejszym od siebie siłom? [13]. Ponadto Kolumbijczyk podkreśla, jak niedoskonałym aparatem rejestrującym bywa nasza mózg, który po latach bardzo często zniekształca i deformuje obraz tego, co zostało odebrane z otoczenia: Dla dzieci dzieciństwo nie istnieje, dla dorosłych natomiast jest pradawną krainą, którą pewnego dnia utraciliśmy i którą bezskutecznie próbujemy odzyskać, zasiedlając ją wspomnieniami, niewyraźnymi bądź zmyślonymi, będącymi zazwyczaj cieniami innych snów [14].
 
Uzupełnieniem tych fundamentów, na jakich oparta jest konstrukcja Kształtu ruin, są liczne dygresje, orbitujące wokół licznych kwestii. W książce nie brak autotematyzmu, bowiem Vásquez-narrator chętnie przytacza epizody z własnego pisarskiego żywota, kreśląc okoliczności powstania swoich innych dzieł (dla polskich czytelników i czytelniczek godna odnotowania jest Sekretna historia Costaguany, inspirowana i nawiązująca do Nostromo Josepha Conrada), przytaczając nazwiska oraz książki interesujących go twórców oraz twórczyń czy zdradzając arkana swojego warsztatu. Dla młodych rodziców niesłychanie ciekawe oraz wartościowe są z kolei partie poświęcone narodzinom córek bliźniaczek, które na świat przychodzą zdecydowanie za wcześnie – to zresztą właśnie zagrożenie ciąży sprawia, że kilkudniowa wizyta w Kolumbii przeradza się w wielotygodniowy pobyt. Trudne doświadczenia zebrane w szpitalu dobrze obrazują kruchość młodych istot, które tak trudno jest chronić i wspierać, a jeszcze trudniej bezradnie obserwować ich walkę o przetrwanie, co boleśnie uzmysławia człowieczą bezsilność. Nie mniejszym wyzwaniem jest sam proces wychowywania dzieci, które – jak uświadamia sobie narrator – znajdują się pod ogromnym wpływem rodziców, którzy w ważkim stopniu odpowiadają za formowanie się osobowości swoich pociech: Wszyscy twierdzą, ze władza, jaką mamy, by kształtować życie dzieci według własnego widzimisię, jest przerażająca, ale jeszcze bardziej przerażająca wydawała mi się bezkarność, z jaką mógłbym się pomylić, źle pokierować córkami, zranić je, skrzywdzić albo niechcący nauczyć robić krzywdę innym [15]. 

Uwzględniając wszystkie elementy, których Juan Gabriel Vásquez używa do, nomen omen, wzniesienia Kształtu ruin, okazuje się, że mamy do czynienia z wielowymiarowym i zajmującym dziełem. Powieść to zarys smutnej i tragicznej historii Kolumbii, kraju targanego wewnętrznymi niepokojami i tarciami, zarys serwowany przez Kolumbijczyka przez kilkanaście lat (1996 – 2012) mieszkającego w Europie, który decyduje się na powrót do ojczyzny, co zapewnia perspektywę uczestnika, ale i obserwatora dysponującego rozleglejszą perspektywą. Z literackiego punktu widzenia utwór to wielopoziomowa intryga, intelektualna szarada (ale i nurkowanie w pokładach obsesji i paranoi), zagadka sygnalizująca umowność prawdy czy raczej tego, co powszechnie uchodzi za prawdę. Poniekąd to także przypomnienie o roli literatury, która nierzadko udziela głosu wykluczonym, zagłuszanym, niewidzialnym i niesłyszalnym.
 
---------------------------------
[1] Juan Gabriel Vásquez, Kształt ruin, przeł. Katarzyna Okrasko, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2020, s. 13
[2] Tamże, s. 35
[3] Tamże, s. 55
[4] Tamże, s. 233
[5] Tamże, s. 141
[6] Tamże, s. 164
[7] Tamże, s. 159
[8] Tamże, s. 51
[9] Tamże, s. 86
[10] Tamże, s. 64
[11] Tamże, s. 44
[12] Tamże, s. 155
[13] Tamże, s. 375
[14] Tamże, s. 105
[15] Tamże, s. 138

8 komentarzy:

  1. Widzę, że już po raz trzeci sięgnąłeś po utwór tego autora (ja go jeszcze nie znam). Którą z jego książek uważasz za najlepszą?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie przypadły mi do gustu, ale ta ostatnia jest napisana z największym rozmachem i jest najbardziej przemyślana, stąd to właśnie ją uważam za najlepszą (spośród tych 3).

      Usuń
  2. Mam w planach tę książkę, zwłaszcza, że jak piszesz wyżej, to najlepsze dzieło autora.
    Wiara w teorie spiskowe jest skomplikowanym zjawiskiem, cieszę się, że Vásquez nie upraszcza tego zjawiska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepsza w moim odczuciu, i spośród 3, które przeczytałem :) Ale tak, bardzo ją polecam i bardzo jestem ciekaw, jak Ty ją odbierzesz.

      Usuń
  3. O, zgadzam się. "Kształt ruin" to wspaniała, wciągająca powieść, choć momentami ciężka. Mimo wszystko warta jednak poświęconego jej czasu. To póki co jedyna powieść autora, jaką czytałam, więc z chęcią posłucham polecenia, po co sięgnąć w dalszej kolejności (:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, tak, warto poświęcić jej trochę wysiłku, bo nagrodą jest intrygująca historia. Co do rekomendacji dalszych tytułów, to sam przeczytałem raptem 3 powieści autora. Po kolejne planuję dopiero sięgnąć. Ale na ten moment polecam "Sekretną Historię Costaguany", której lekturę warto jednak poprzedzić "Nostromo" Josepha Conrada :)

      Usuń
  4. O, Kolumbia. Zwiedzam epizodycznie-literacko Amerykę Południową, ale tam jeszcze nie byłem. Będę miał na uwadze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam tego pisarza. A z innych Kolumbijczyków to legendarny Gabriel García Márquez powinien znaleźć się na rozkładzie ;)

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)