Golgota
Czingiz Ajtmatow
Tytuł oryginału: Плаха
Tłumaczenie: Alicja Wołodźko-Butkiewicz
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Liczba stron: 326
Seria: Współczesna Proza Światowa
Format: papier
Zgodnie z żydowską tradycją, Adam, pierwszy człowiek, praojciec rodzaju ludzkiego, został pochowany na jednym ze wzgórz w pobliżu Jerozolimy (gdzie został wcześniej stworzony) – tam spoczywa jego czaszka, stąd hebrajska nazwa miejsca to גולגולת (Gulgoleth), co tłumaczy się jako Miejsce Czaszki. W czasach, kiedy Jerozolima była częścią Prowincji Judea w Cesarstwie Rzymskim, na Golgocie dokonywano egzekucji skazańców – najgłośniejszą ofiarą Golgoty jest Jezus Chrystus, który po pokonaniu morderczej, z racji dźwiganego ciężaru, trasy, został ukrzyżowany. W tradycji chrześcijańskiej Golgota jest więc symbolem ogromnego cierpienia oraz poświęcenia, ale i równie wielkiej krzywdy, jaką człowiek, z racji nienawiści, głupoty czy zaślepienia, potrafi wyrządzić swojemu bliźniemu. O gargantuicznych wręcz rozmiarach krzywd, których autorem są ludzie przypomina nam Czingiz Ajtmatow (1928 – 2008), kirgiski pisarz tworzący głównie w języku rosyjskim, dramaturg i scenarzysta filmowy, autor powieści, nomen omen, Golgota.
Akcja utworu osadzona jest w Związku Socjalistycznym Republik Radzieckich, który ukazany zostaje w swoich najmroczniejszych odcieniach. Ajtmatow wprowadza nas w przestępczy półświatek, pozwalając przyjrzeć się funkcjonowaniu handlarzy narkotyków, a zarazem pokazuje nam nieefektywną, grabieżczą i dewastacyjną, opartą na centralnym planowaniu radziecką gospodarkę, która przynosi opłakane plony zarówno dla zaangażowanych w jej działanie ludzi, jak i narażonej nań przyrody.
Z fabularnego punktu widzenia Golgota jest dziełem niesztampowym, odbiegającym od powszechnie przyjętych standardów. Ajtmatow buduje trzecioosobową narrację w oparciu o krzyżujące się raptem w kilku punktach historie – pary wilków, których byt zostaje zagrożony, gdy do odległych i niedostępnych dotychczas miejsc ściąga człowiek w poszukiwaniu zasobów i surowców; niedoszłego popa, idealisty, odczuwającego przemożną potrzebę nawracania innych oraz pracowitego czabana (pasterza owiec), który bezskutecznie usiłuje obalić nieżyciowe dogmaty partii na temat własności prywatnej, tak by uprawiany przez niego zawód cieszył się większym poważaniem oraz by wykonywane zajęcie było bardziej efektywne. Owe historie składają się na monumentalną krytykę wszelkich patologii i wynaturzeń, obficie pleniących się w Kraju Rad, a zarazem stanowią jeszcze jeden rozdział niekończącej się księgi, traktującej o ludzkości i jej zagadkowej naturze.
Wydana w 1986 roku powieść można uznać za jedną z jaskółek pieriestrojki (ros. перестройка, pol. przebudowa), tj. procesu przekształceń komunistycznego ZSRR w latach 1985 – 1991, mających na celu modernizację gospodarki, zwiększenie swobód obywatelskich czy poprawę relacji z państwami zachodnimi. Czingiz Ajtmatow, zgodnie z falą odwilży, pozwala sobie na mocne punktowanie absurdów, jakimi usiany jest ZSRR. Autor sygnalizuje choćby bezrefleksyjne i kurczowe trzymanie się płodów centralnego planowania, nawet gdy są one bezsensowne, nierealne czy zwyczajnie szkodliwe – sytuacja jest o tyle dramatyczna, że nikt rozsądny, kto choćby odrobinę zna historię i ma w pamięci okres stalinowskiego Wielkiego Terroru z lat 30-tych XX wieku, nie odważy się otwarcie sprzeciwić choćby i najgłupszym rozkazom: Skąd stepowe wilki mogły wiedzieć, że z centrali do obwodów rozdzwoniły się telefony; wymóg chwili – za wszelką cenę wykonać plan dostaw mięsnych, wytrzasnąć je choćby spod ziemi, dość tego zwlekania – ten rok zamyka pięciolatkę, co powiemy ludziom, gdzie jest plan, gdzie mięso, gdzie wykonanie zobowiązań? [1]. Zaakcentowany zostaje także problem cenzury, która nierzadko nie pozwalała prasie przybliżać ważkich problemów czy kwestii społecznych, bowiem poruszanie trudnej tematyki mogłoby źle wpłynąć na postrzeganie ZSRR na arenie międzynarodowej (Dziś znowu byłem w redakcji w związku z moim materiałem i znów to samo – wszystko utknęło w miejscu, nic nie drgnęło, nie ma iskierki nadziei. Nikt nie potrafi sensownie wyjaśnić, dlaczego moje reportaże ze stepów, początkowo przyjęte w redakcji z takim entuzjazmem, teraz nie budzą niczyjego zachwytu, a przecież ileż szczerych zwierzeń wywołały poruszane tam problemy. Naczelnik unika jak tylko może spotkania ze mną, dodzwonić się do niego niepodobna, sekretarka wciąż mówi, że jest strasznie zajęty – raz ma zebranie, kiedy indziej kolegium lub też wezwano go – jak z lubością podkreśla ta pani – do wyższych instancji [2]). W masowym medium publikowane może być jedynie to, co stawia kraj w korzystnym świetle i buduje jego autorytet.
Takim zagadnieniem, o którym głośno mówić nie wolno jest narkomania. Przekonuje się o tym Abdiasz Kallistratow, jeden z głównych bohaterów, (…) syn diakona, gdzieś spod Pskowa, przyjęty po śmierci ojca do seminarium duchownego jako rokujący wielkie nadzieje potomek kapłana, lecz w dwa lata później wypędzony stamtąd za herezję [3]. Po opuszczeniu murów seminarium, chłopak znajduje zatrudnienie jako korespondent obwodowy gazety komsomolskiej – liczy on, że (…) z czasem, gdy umocni swą dziennikarską pozycję, znajdzie pewną, możliwą do przyjęcia formę, jakąś graniczną sferę ideologiczną, która pozwoli mu wyrazić najbardziej, jego zdaniem, aktualne, życiowo ważne, nowoczesne poglądy na temat Boga i człowieka w epoce współczesnej, byłyby one zaprzeczeniem dogmatycznych, przestarzałych zasad wiary [4]. W ramach budowania swojej kariery, Abdiasz postanawia (…) zbadać i opisać drogi i sposoby przenikania do środowisk młodzieżowych w europejskich regionach kraju narkotyku zwanego anaszą – roślina ta występuje w Azji Środkowej oraz na Stepach Czujskich i Mojunkumskich. Anasza to rodzona siostra słynnej marihuany (…) [5]. Abdiaszowi udaje się dostać do środowiska kurierów, zajmujących się zbieraniem oraz przewozem anaszy, tyle, że miast skupić się na zbieraniu materiałów do reportażu, młodzieniec zaczyna podejmować próby nawracania ludzi, którzy trudnią się nielegalnym procederem. Figura Abdiasza, człowieka obmyślającego metody (…) walki o dusze zbłąkanej młodzieży [6], stanowi dla autora pretekst, by zgłębiać problematykę moralności, humanizmu, duchowości, wiary czy istoty człowieczeństwa. Bohaterowi brutalnie uzmysłowiony zostaje fakt, że większość przedstawicieli rodzaju ludzkiego jest zamknięta na informacje, które burzą dotychczasowy porządek rzeczy (dla danego pokolenia z reguły jawiący się jako odwieczny, stały, niezmienny, itd.) – wytrącanie z tego poczucia, że zasady czy wiedza są nienaruszalne wzbudza ogromny dyskomfort: (…) za takie myśli zapłacisz głową, albowiem i ludzie świeccy nie znoszą tych, którzy podważają fundamenty nauk, każda ideologia pretenduje do prawdy ostatecznej (…) [7]. Dywagacje prowadzone przez Abdiasza umożliwiają także podkreślenie odwiecznych człowieczych przywar, które tak trudno jest zwalczyć: (…) człowiek jest rozdarty między pokusą bogacenia się, naśladowaniem totalnego naśladowania i próżnością, one to właśnie są trzema wielorybami, na których wspiera się świadomość masowa, wszędzie, we wszystkich epokach wspiera się na nich niewzruszenie świat filistra, przystań wielkiego i małego zła, marności i nędzy poglądów (…) [8]; (…) jak powstrzymać człowieka, najdoskonalsze dzieło stworzenia – człowieka, od trawiącej go żądzy panowania nad innymi, jak ustrzec przed nieustannym staczaniem się ku całkowitej bezkarności, bowiem to samozadowolenie i pycha każą człowiekowi rozkazywać i stosować przemoc, gdy jest silny, gdy zaś silny nie jest, pochlebstwem, obłudą, fałszem dążyć do tego samego celu; na czym tedy polega rzeczywisty cel życia, na czym zasadza się jego sens, i kto w końcu potrafi odpowiedzieć na to pytanie tak, by nikt nie wątpił w prawdziwość i rzetelność odpowiedzi? [9]. Abdiasz dzieli się również z nami swoim spojrzeniem na cel, jaki winien przyświecać człowieczej egzystencji, który sprowadza się do bycia humanitarnym w każdych warunkach i okolicznościach, co oczywiście nie jest rzeczą łatwą: Na tym polega piękno rozumnego bytu – każdego dnia coraz wyżej wspinać się po niekończących się stopniach ku promiennej doskonałości ducha. Najtrudniej człowiekowi być człowiekiem na co dzień [10]. Ustępy powieści, które związane są z postacią Abdiasza czyta się z pewnego rodzaju zażenowaniem czy też irytacją – naiwność młodzieńca, jego bezpardonowość i bezkompromisowość, w połączeniu z uporem i ślepotą na sygnały wrogości płynące z otoczenia oraz gotowością do poświęcenia i ofiarności przywodzą na myśl, ni mniej ni więcej, osobę samego Jezusa Chrystusa, który w mniemaniu Ajtmatowa mógł wydawać się równie nieznośny i niezrozumiały dla wielu ówczesnych ludzi, jacy się z nim zetknęli. To porównanie z Jezusem staje się jeszcze bardziej oczywiste, kiedy w powieści przytoczony zostaje obszerny fragment, w którym Ajtmatow wyobraża sobie przebieg rozmowy pomiędzy Chrystusem a Poncjuszem Piłatem (sama scena może być też uznana za nawiązanie czy też hołd złożony Michaiłowi Bułhakowowi i jego Mistrzowi i Małgorzacie, gdzie również pojawia się wątek konwersacji Jezusa i prokuratora Prowincji Judea). Ajtmatow zdaje się więc mówić, że nawet gdyby Chrystus rzeczywiście powtórnie pojawił się na ziemskim padole, to i tak, z ogromnym prawdopodobieństwem, nie zostałby zbyt ciepło przyjęty, ba, być może uznano by go za wariata, któremu warto dać srogą nauczkę.
Nie mniej intrygującą osobą jest Boston Urkunczijew, kirgiski czaban, pracownik sowchozu położonego w okolicach jeziora Issyk-Kul. Za jego sprawą, przy czym Boston jest niczym negatyw, Ajtmatow prezentuje klęskę marksistowskiego eksperymentu społecznego, którego celem jest ukształtowanie nowego, doskonalszego typu człowieka, homo sovieticus. Boston, człowiek zaradny, uczciwy, rzetelny, niezależnie myślący i robotny, troszczący się o powierzone mu dobra, przez zdecydowaną większość otaczających go ludzi (typowych ludzi radzieckich), postrzegany jest jako nadgorliwiec czy zwyczajny szaleniec: Zgrali się w robocie łatwo, gdyż Ernazar, tak samo jak Boston, był urodzonym gospodarzem, według innych – głupcem, jakich mało: o sowchozowe bydło dbał jak o własne, tak jakby należało do niego. Chory, czy co? Z tego zaś wynikała reszta – i pracował jak dla samego siebie, i troszczył się o gospodarstwo jak o własne dziecko [11]. Cechy, które w normalnym, zdrowym społeczeństwie traktowane byłyby jako zalety, w Kraju Rad są przywarami, dyskredytującymi w oczach kolektywu (w tym ujęciu, Boston przypomina innego bohatera, wykreowanego przez Czingiza Ajtmatowa, tj. Zmyślnego Momuna z noweli Biały statek). Tragiczne dzieje Bostona upodabniają go również do biblijnego Hioba – na Urkunczijewa spadają liczne nieszczęścia, choć trudno o znalezienie ich źródła, skoro w nowym, wspaniałym świecie nie ma miejsca ani dla bogów, ani dla Boga. Czyżby zatem Boston padł ofiarą ślepej i niesprawiedliwej fortuny, jakże kapryśnej i nieprzewidywalnej, która za nic ma moralne czy też amoralne postępowanie ludzi?
Te smutne koleje losu Bostona oraz Abdiasza, czy raczej ich wycinki, obserwuje para wilków, która uosabia dziką przyrodę – staje się ona mimowolnym świadkiem, ale i ofiarą ludzkiego szaleństwa, jakim jest rabunkowa gospodarka, kompletnie nie licząca się z wiedzą z zakresu ekologii, nastawiona na doraźne, krótkoterminowe korzyści, lekceważąca i ignorująca długotrwałe konsekwencje prowadzonych działań, co nierzadko prowadzi do zagłady całych ekosystemów. Co ciekawe, opisy niszczenia, destrukcji, anihilacji kontrastują z poetyckimi fragmentami, naznaczonymi porównaniami, metaforami, ożywieniami, znakomicie oddającymi piękno i złożoność natury: Dzień przygasł brocząc niemiłosiernym skwarem zachodzącego słońca i rozpalonej ziemi [12]; Ów letni deszcze w stepie, na który tak długo się zbierało i który już od wieczora pęczniał czernią i dojrzewał niemą pożogą błyskawic na horyzoncie, śród przesuwających się chmur, spadł dopiero głęboką nocą [13]; Po krótkim, łagodnym jak oddech dziecka całodziennym ociepleniu na zwróconych ku słońcu zboczach gór pogoda zmieniła się niepostrzeżenie; powiało od lodowców - i już zakradł się do wąwozów wczesny, nagły, wszędzie przenikający zmierz, wlokąc za sobą ziąb bliskiej, granatowoszarej nocy [14].
Wypadkową tych wszystkich elementów jest złożona, monumentalna powieść, która ujmuje na wielu płaszczyznach. To swoisty hołd złożony pięknu kazachskich stepów i kirgiskich gór, jak i tamtejszej faunie i florze. To uniwersalna opowieść o ludziach, którzy z racji swojej inności, są marginalizowani, niezrozumiani, odrzucani czy prześladowani. To portrety osobników zagubionych, uwikłanych w sidła nałogu, nie umiejących zdefiniować sedna własnego istnienia, dążących jedynie do szybkiego zaspokajania najbardziej prymitywnych potrzeb. To wreszcie długa lista patologii i wynaturzeń, które wyewoluowały wraz z narodzinami kraju zbudowanego w oparciu o marksistowsko-leninowskie koncepcje.
P.S. Na koniec jeszcze jeden cytat, który trudno było wpleść w tekst, tak by nie wydłużać go jeszcze bardziej – Ajtmatow sygnalizuje wszechobecne nieporozumienia między przedstawicielami poszczególnych pokoleń – pionierzy pamiętający początku komunizmu narzekają na swoich następców, do których idea kolektywizmu zdaje się w ogóle nie przemawiać, którzy w znacznie większym stopniu kierują się w życiu indywidualnym interesem, usilnie poszukując prywatnego szczęścia, a przy tym postrzegają wiarę w socjalizm oraz ideę budowy wspólnego dobra jako naiwność: „A co z nami, którzy przez całe życie tyraliśmy tam, gdzie były potrzebne ręce do pracy, a nie tam, gdzie to korzystne? Dziś, gdy nastała pora, by młodzi wzięli się do roboty, mało z nich pożytku – wstydu nie mają i sumienia” – oburzali się starzy ludzie. Konflikt ten już dawno jątrzył serca, sprawiał, że pokolenia stały się sobie obce, nie rozumiały się nawzajem! [15].
---------------------------------
[1] Czingiz Ajtmatow, Golgota, przeł. Alicja Wołodźko-Butkiewicz, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1986, s. 27
[2] Tamże, s. 45
[3] Tamże, s. 34 – 35
[4] Tamże, s. 38
[5] Tamże, s. 42
[6] Tamże, s. 101
[7] Tamże, s. 87
[8] Tamże, s. 115
[9] Tamże, s. 177 – 178
[10] Tamże, s. 160 – 161
[11] Tamże, s. 267
[12] Tamże, s. 19
[13] Tamże, s. 171
[14] Tamże, s. 5
[15] Tamże, s. 294 – 295
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)