Olga Hund
Łyski liczą do trzech
Kiedy w nasze myślenie na temat innych ludzi wkradają się uprzedzenia to istnieje spore ryzyko, że o danej osobie wyrobimy sobie negatywną opinię, jeszcze zanim zaczniemy ją poznawać. Ze sceptycznym nastawieniem nakrapianym nieufnością nie da się zbudować relacji, która oparta byłaby na podmiotowości. A kiedy bliźnich postrzegamy w kategoriach istot gorszych, niepełnowartościowych i niegodnych zaufania, to w dłuższej perspektywie czasowej nietrudno o nieprzyjemne incydenty, które mogę przerodzić się w tragedie. Przypomina nam o tym polska pisarka Olga Hund (ur. 1986), autorka powieści Łyski liczą do trzech.
Fabuła utworu opleciona jest wokół tragedii, która wydarza się już na pierwszych stronach. W czeskim Zlinie (tym samym, z którym związani są legendarni przyrodni bracia Tomáš i Jan Antonín Baťa – o tym drugim bardzo ciekawie pisze Markéta Pilátová w książce Z Baťą w dżungli) trwa festyn integracyjny organizowany przez Stowarzyszenie Przyjaźni Czesko-Caaakańskiej. W trakcie imprezy dochodzi do fatalnego wypadku – caaakański chłopiec zostaje nieumyślnie, acz śmiertelnie postrzelony przez czeskiego policjanta, co rozpętuje niemałe zamieszki, które przybierają na sile, gdy okazuje się, że winny funkcjonariusz raczej nie zostanie pociągnięty do odpowiedzialności za swój czyn. Świadkami feralnego zajścia są Polka Janka, Caaaczka Marie oraz Amerykanin George – trójka młodych ludzi nie zamierza, by morderstwo uszło policjantowi płazem. Razem z psem, będącym praprzyczyną całego ambarasu, wyruszają w podróż, której zwieńczeniem ma być sprawiedliwość. Ale czy owa pani, która jest przecież ślepa, zatryumfuje?
Aby ukazać toksyczne skutki rasizmu, który zatruwa umysł i zaburza postrzeganie rzeczywistości, Olga Hund powołuje do istnienia Caaaków, fikcyjną mniejszość narodową. Lud ten od wieków zamieszkuje Czechy, ale mimo ogromu lat wspólnej historii, jego przedstawiciele cały czas traktowani są jako obywatele drugiej kategorii. Caaakowie nie cieszą się powszechną sympatią, niewiele wiadomo na temat ich kultury czy religii, zaś strzępki informacji mieszają się ze stereotypami, plotkami i oszczerstwami. Ponoć spożywają koty. Podobno wyłapują dzikie lub bezdomne zwierzęta i przetapiają je na smalec; albo pieką, albo gotują w żeliwnych kociołkach – i jedzą [1]. Oskarża się ich o brak poszanowania dla cudzej własności, jak i niszczenie mieszkań komunalnych, które otrzymują. Przypisuje się im lenistwo i gnuśność oraz wszystko, co najgorsze: Caaakowie żyją na śmieciach, mieszkają byle jak, Caaakowie żebrzą, Caaakowie kradną. (…) Caaakowie nie chcą się asymilować, mnożą się jak króliki. Nadużywają przy tym wsparcia pomocy społecznej. Przemoc to ich drugie imię [2]. Jakby ta lista zarzutów nie była wystarczająca długa, dorzucić do niej należy jeszcze jedną rzecz – Caaakowie są inni. Charakterystyczną cechą, będącą zarazem ich piętnem, jest trzecie oko na czole. Za sprawą tej biologicznej aberracji (z punktu widzenia ludzi dwuocznych), caaaakowskiego pochodzenia nie sposób przemilczeć czy ukryć. To trzecie oko – (…) dla wielu dziwne, mroczne, niebezpieczne, niezrozumiałe (…) [3] – jest kwintesencją obcości, która wzbudza lęk, nieufność, co stanowi żyzną glebę dla antypatii, uraz oraz najróżniejszych i najdurniejszych plotek.
Za sprawą bardzo rozbudowanego wątku caaakowskiego, dzieło Olgi Hund, oprócz warstwy kryminalno-sensacyjnej zasadzającej się na usiłowaniach schwytania ukrywającego się funkcjonariusza policji, można odczytywać na płaszczyźnie psychologii poznawczej, sprowadzającej się do prób odczarowania myślenia opartego na skrótach i uproszczeniach. Autorka uzmysławia nam, że jeśli poprzestaniemy na biernym odbieraniu bodźców z otoczenia, nie filtrując docierających do nas informacji, tj. przyjmując je bezkrytycznie i bezrefleksyjnie, ewentualnie kategoryzując je jako czarne-białe, to bardzo łatwo możemy stać się obiektem manipulacji. W takiej sytuacji wiarygodne stają się dla nas choćby projekcje osobników, którzy swoje kompleksy czy winy za własne niepowodzenia przypisują innym – a owych innych najprościej dostrzec w tych, którzy pod jakimkolwiek względem się od nas różnią, co sprawia, że wszelkie mniejszości etniczne, religijne czy seksualne stają się nosicielami najniebezpieczniejszych przywar i wad, co usprawiedliwia ich dyskryminację, prześladowanie czy – w najbardziej skrajnym przypadku – eksterminację.
Łyski liczą do trzech to również głęboka krytyka postaw, które skażone są hipokryzją i obłudą. Olga Hund bezlitośnie obnaża przejawy nieszczerości, sygnalizując zarazem, że są one powszechne u niemal wszystkich, toczących światopoglądowe spory. Prościej i wygodniej jest bowiem wymagać od innych, zdecydowanie zaś trudniej jest postępować zgodnie z głoszonymi hasłami. Stąd dla nas zawsze zarezerwowane są jakieś specjalne okoliczności łagodzące, wyjątki, drugie dna i hasła typu: To nie takie proste czy Chuja o mnie wiesz [4]. Ponadto książkowe karty pulsują gniewem i oburzeniem, które skierowane są m.in. przeciwko patriarchalizmowi. Co ciekawe, dominująca rola mężczyzny widoczna jest zarówno w uchodzącej za prymitywną społeczności caaakowskiej, jak i w nowoczesnym społeczeństwie, mającym za sobą doświadczenia rewolucji seksualnej, co dobitnie pokazuje, że emancypacja kobiet nadal nie jest kwestią zamkniętą (w tym kontekście znamienna jest postać podstarzałego hipisa, o którym Marie wypowiada się w następujących słowach: Jak ona nienawidzi tych wszystkich joginów, płodzących dzieci na prawo i lewo, bałamucących młode dziewczyny i bełkocących o przywracaniu równowagi światu. A gdy są przyparci do muru – biadolących nad sobą, użalających się, wymyślających choroby, wymuszających troskę i współczucie [5]). Godny zauważenia jest również fakt, że przy okazji wspomnienia o konieczności walki o daną sprawę, Hund prześmiewczo podkreśla, że jej istotą powinno być rzeczywiste działanie, a nie podejmowanie pozorowanych akcji, które przynoszą samozadowolenie, wynikające ze złudnego poczucia dobrze spełnionego obowiązku (Jak to, żadnych benefitów i zbierania pieniędzy? Wydarzeń na Fejsbuku? Pikiet? Solidarnościowego gotowania? [6]).
Wspomniana prześmiewczość jest istotnym elementem powieści, która przesycona jest absurdem i przesadą. Olga Hund chętnie ucieka się do karykatur, grubą kreską kreśląc zarówno bohaterów jak i zachodzące wypadki. Humor, jaki proponuje pisarka jest specyficzny, bo niektórym scenom nie brakuje wiele do legendarnych sucharów, jakimi raczy telewidzów gospodarz Familiady: Każdy z nas, jak tu stoimy, był takim chłopcem. Tylko dziewczynki nie [7]; Znaczy, no, słyszał, że na przykład dziki nie lubią kościoła. Że wpadają czasem z zabłoconymi ratkami do wnętrza, tam niszczą drewniane krzyże, straszą wiernych, rozrywają kłami obrazy z Jezusem. Wierni muszą budować barykady z ławek kościelnych, taki dzik waży z dwieście kilogramów [8]; Nic się nie martw, nie pisnęłam ani słówka – mówi, jakby przeżyła gestapowskie przesłuchanie, tymczasem nikt jej o nic nie pytał [9].
I o ile śmieszność utworu jest sprawą wysoce subiektywną, o tyle niewątpliwą słabością pozostaje maniera, by wszystkie ważniejsze tematy i rozważania bardzo dokładnie wyjaśnić i dopowiedzieć, tak by nie pozostawić czytelnikom ani cienia wątpliwości, jak się na nie zapatrywać. Tym samym czytelnik i czytelniczka pozbawieni zostają przestrzeni do samodzielnej interpretacji, co znacząco zawęża możność potencjalnych odczytań – wymowa dzieła pozostaje bardzo klarowna, a łopatologiczny sposób jej podania sprawia, że ciężko o sprowokowanie jakiejkolwiek dyskusji.
W rezultacie Łyski liczą do trzech to książka trudna do jednoznacznej oceny. Z jednej strony treść oraz wymowa są całkiem interesujące, momentami też zabawne, z drugiej zaś zastosowana forma jest nieco nieudana. Kompozycja oparta na myślowych kliszach i schematach pozwala wprowadzić elementu komizmu, ale jednoznaczność przekazu nadaje dziełu ciężar siermiężności.
P.S. Tak, Ukraina wciąż walczy. Tak, możemy, choćby w pewnym stopniu, pomóc jej obrońcom i obrończyniom. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! zrzutka.pl/adr4dn.
[8] Tamże, s. 63
Dwa razy próbowałam czytać te powieść i nie dałam rady. Zupełnie nie podeszła mi konwencja zastosowana przez autorkę.;(
OdpowiedzUsuńMnie przyjęta forma także rozczarowała. No ale operowanie groteską do najłatwiejszych rzeczy nie należy.
UsuńDziękuję za recenzję. Widzę, że to powieść nie dla mnie. Zniechęcają mnie i karykaturalne postacie, i łopatologia, i fakt, że autorka pisze o jakiejś fikcyjnej mniejszości narodowej, podczas gdy mogła napisać o Żydach, Romach, Słowakach czy chociażby Polakach. Czy sięgniesz po wcześniejszą książkę tej autorki?
OdpowiedzUsuńNo, tutaj to faktycznie wiele elementów ze sobą nie zagrało. Pomysł wyjściowy był nie najgorszy, ale wykonanie zdecydowanie słabsze. Co do mniejszości, to także mnie to zastanawia, dlaczego autorka postanowiła tworzyć jakąś fikcyjną, podczas gdy spokojnie można sięgnąć po którąś z istniejących.
UsuńA "Psy ras drobnych" pewnie przeczytam, bo mam już na czytniku, ale nie wiem, kiedy to nastąpi :)