Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

piątek, 3 czerwca 2022

"Pasażerka" Zofia Posmysz - Buchalteria dobrych uczynków

Zofia Posmysz

Pasażerka

Wydawnictwo: Axis Mundi
Liczba stron: 125
Format: .epub 
 
 




Nowe otwarcie, nowa rzeczywistość. To, co minęło zostawiamy za sobą. Odrzucamy. Zakopujemy. Przysypujemy ziemią i starannie przyklepujemy, tak, by nie pozostawiać śladów. Przywdziewamy maskę. Doczepiamy uśmiech. Ruszamy przed siebie i ponownie znajdujemy się pomiędzy ludźmi. Wszyscy jesteśmy zadowoleni, albo przynajmniej sprawiamy takie wrażenie. Zachowujemy się bardzo kurtuazyjnie, wręcz ostrożnie. Nie pytamy o zbyt wiele. Nie jesteśmy dociekliwi. Unikamy drażliwych czy niebezpiecznych tematów. Przy odrobinie wysiłku i samokontroli wszystko dobrze funkcjonuje. Ale tylko do momentu, dopóki na horyzoncie nie pojawi się ktoś taki jak ona – wysłanniczka naszych sumień, która przybywa z jakże odległej i niemiłej przeszłości. Jak wówczas zareagować? Co robić? Co mówić? Gdzie szukać schronienia? I, na Boga, skąd ten strach? Wyczerpującą odpowiedzią na to ostatnie pytanie jest lektura Pasażerki, powieści autorstwa Zofii Posmysz (ur. 1923), polskiej pisarki i scenarzystki, byłej więźniarki nazistowskich obozów koncentracyjnych: Auschwitz, Ravensbrück i Neustadt-Glewe.

Akcja dzieła, rozgrywającego się na początku lat 60-tych XX wieku, osadzona jest na transatlantyku płynącym z Niemiec do Brazylii. Główni bohaterowie, Walter oraz Liza (pieszczotliwie nazywana Lischen), to niemieckie małżeństwo z kilkunastoletnim stażem, małżeństwo, które wzniesione zostaje na gruzach, jakie II wojna światowa pozostawia po III Rzeszy. 20-dniowy rejs luksusowym statkiem pasażerskim to otwarcie nowego rozdziału w życiu pary. Intratna posada, jaką otrzymuje Walter ma być przepustką do egzystencji na wyższym poziomie (Nareszcie złapałem szansę, Lischen. Rozumiesz, co to znaczy? Odtąd będziemy żyć na szerokiej stopie, zapewniam cię [1]), zaś pierwszą okazją do zademonstrowania społecznego awansu jest podróż przez Atlantyk, do mieszkającej w Brazylii siostry Lizy. Wyprawa zapowiada się kapitalnie, ale sielankę bardzo szybko niszczy pojawienie się na pokładzie kobiety, która wydaje się Lischen dziwnie znajoma: Liza widziała zaledwie część tej twarzy, niemniej jednak patrzyła uparcie, z natężeniem. Było coś w tej sylwetce niepokojącego, co trzymało jej wzrok na uwięzi i nie pozwalało się oderwać. Zaskoczona, zgorszona sama sobą, szamotała się z dziwnym urzeczeniem, usiłując dociec jego przyczyny. Żadne z wyjaśnień, które jej się nasuwały, nie trafiało w sedno rzeczy [2]. (Nie)znajoma staje się katalizatorem przeżyć i wspomnień, których Liza już dawno postanowiła się (bezskutecznie) pozbyć.

Pasażerka to książka rozliczeniowa, którą rozpatrywać można na dwóch podstawowych płaszczyznach dotyczących podwójnego piętna, z jakim borykają się powojenne Niemcy: (…) w roku 1945 Niemcy miały dwie przeszłości: jedną esesmańską i drugą kacetowską [3]. Znamię kacetowskie (KZ czytane z niemiecka jako kacet to skrót od Konzentrationslager), związane z osobą Lizy, dotyczy funkcjonowania nazistowskich obozów koncentracyjnych. Teraźniejszy strumień narracji jest regularnie przecinany rozległymi i turpistycznymi reminiscencjami, za pomocą których odmalowane zostają realia panujące w nazistowskich miejscach zagłady. Zofia Posmysz bardzo precyzyjnie przybliża obozową codzienność, ukazując jej różnorakie oblicza przede wszystkim z perspektywy strażników. W tym kontekście najważniejsze zdaje się być podkreślenie faktu, że Konzentrationslager to przestrzeń, gdzie wszelkie przejawy humanitaryzmu czy przyzwoitości traktowane są jako ślamazarność i mazgajstwo – osadzeni są adwersarzami III Rzeszy i przeszkodą w jej rozkwicie, stąd nie można stosować wobec nich żadnej taryfy ulgowej czy pobłażania, o czym zresztą mówi powszechnie głoszona (…) teoria konieczności istnienia instytucji wychowawczych dla wrogów narodowego socjalizmu (…) [4]. Tłamszenie ludzkich odruchów, zagłuszanie litości i współczucia to podstawowe umiejętności, nieodzowne do tego, by efektywnie wykonywać powierzoną pracę: Musiała jednak przez to przejść, żeby osiągnąć wiedzę, którą oni posiadali od pierwszego kroku w tej służbie: terror jako jedyna metoda [5]. Pracę, która nierzadko wiąże się z ciężkimi warunkami i wymagającą ogromnej odporności psychicznej: Transport dzisiejszy palił się częściowo w dołach. Dym, uwięziony przez mgłę, leżał na obozie i swąd palonego mięsa wzmagał się z chwili na chwilę. Kobiety snuły się z pożółkłymi twarzami, niektóre wymiotowały [6]; Nie wiem, jak wytrzymałam to widowisko. Nigdzie chyba na świecie nie ma szczurów tej wielkości, co tamte, oświęcimskie. Było ich tam, na tej niewielkiej przestrzeni koło pieca, chyba ze dwadzieścia. Baraszkowały pośrodku jak stado kotów. Nie reagowały na przechodzących ani na żadne próby spłoszenia. Rolka papieru higienicznego, na wpół rozwinięta, wirowała między nimi [7]. Nagrodą za włożony trud, za niemały znój, jest kropla boskości, która zawiera się w świadomości, że więziona osoba (…) była tylko numerem, który każdy najmarniejszy SS-man w każdej chwili mógł skreślić [8]. Pewnym pocieszeniem jest również fakt, że jeśli chodzi o zaangażowanie w zbrodniczy proceder to nikt nie może czuć się niewinny: Jest słuszne, żebyśmy wszyscy byli odpowiedzialni, wszyscy jednako [9].

Drugie z szeroko omówionych przez Posmysz zagadnień, tzw. „przeszłość esesmańska”, zostaje zaprezentowane w ujęciu brzemienia winy, z jakim muszą zmagać się zarówno pokolenia dzieci sprawców jak i ci, których ze sprawcami łączy narodowa tożsamość. Po II wojnie światowej słowo „Niemiec” staje się synonimem „hitlerowca”, co wiąże się z bardzo trudnym i żmudnym działaniem, jakim jest (…) przekonania świata, że Niemiec to nie znaczy „morderca” [10]. Posmysz przestrzega przed czarno-białym postrzeganiem rzeczywistości, przed siermiężnym kategoryzowaniem i wydawaniem przedwczesnym wyroków – ta wymowa jest ogromnie istotna, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, iż wiele z nakreślonych scen obozowych bazuje na przeżyciach autorki, która przez 3 lata więziona była w Auschwitz, Ravensbrück i Neustadt-Glewe. Mimo zaznanych okrucieństw i nieludzkiego traktowania (Posmysz padła ofiarą m. in. eksperymentów pseudomedycznych), autorka zdaje sobie sprawę z tego, że zło nie jest immanentną cechą wszystkich Niemców, zaś podejmowanie przez Niemców wybory i decyzje należy oceniać z uwzględnieniem panujących podówczas okoliczności, ponieważ miary i wagi stosowane w czasie pokoju, zupełnie dezaktualizują się w okresie totalnego zezwierzęcenia i upodlenia, jakim to okresem jest wojna czy egzystencja w państwie totalitarnym (Nie jest możliwe, by życie kacetu, moralność społeczeństwa kacetu i jego psychologię pojął ktoś, kto tam nie był [11]). Posługując się figurą Waltera, Posmysz uzmysławia nam, że w sytuacji tak ekstremalnej i opresyjnej, jaką jest wegetowanie w III Rzeszy (szczególnie jako jej żołnierz czy funkcjonariusz państwowy), samo zachowanie najbardziej elementarnej prawości bądź unikanie robienia tego, co czynią nasi najbliżsi towarzysze czy krewni, urastają do rangi czegoś heroicznego. Osoba Waltera przypomina też prostą prawdę, że zdecydowana większość ludzi nie rodzi się do tego, by zostać straceńcem, który z zimną obojętnością skacze w trzewia śmierci, uspokajając się myślą, że ginie w zgodzie z własnym sumieniem ((…) nie potrafię być bohaterem, to znaczy nie zdobędę się nigdy na to, żeby otwarcie przeciwstawiać się naciskowi, a jednocześnie nie chce mi się, bardzo mi się nie chce być świnią [12]; Naturalnym stanem człowieka nie jest bohaterstwo, toteż można twierdzić, że epoki charakteryzujące się wielką liczbą bohaterów są epokami barbarzyństwa i zdziczenia. Celem ludzkości z pewnością nie jest produkowanie bohaterów. Człowiek powinien mieć zapewnioną elementarną szansę, żeby mógł być dobrym bez nadwyrężenia karku [13]) – wrodzoną cechą człowieka jest wola życia, chęć przetrwania, która bywa bardzo trudna do pogodzenia z tym, by się moralnie nie skalać, dlatego też winno się okazać szacunek ludziom, którym się ta niełatwa sztuka udaje, nawet jeśli ceną są (nieuniknione na ogół) kompromisy.

Postać Waltera jest interesująca także z punktu widzenia dyskusji, jakie prowadzone są z towarzyszem podróży, Amerykaninem, który w trakcie II wojny światowej służył na froncie i brał udział w wyzwalaniu Dachau. Rozmowy orbitują wokół kwestii duszy niemieckiej, która tak łatwo dała się omamić nazistowskim rojeniom i majakom. Panowie pochylają się nad pobłażaniem i przymykaniem oczu na rodzące się zło (co w połączeniu z krótkowzrocznością oznacza zgodę na (…) rzeczywistość w swej początkowej praktyce niekoniecznie jawnie zbrodniczą [14]), które kolejnych latach wiążą się ze świadomym ignorowaniem bardzo niewygodnych wydarzeń: (…) większość Niemców bowiem mówi o tych wypadkach „nie wiem”. Nie wiedzieli wtedy, kiedy dymiły piece krematoriów, kiedy w ramach „pomocy” przyjmowali różne rzeczy po zamordowanych (…) [15]. Walter oraz pan Bradley sygnalizują również b. ważny fakt, tzn., że po wojnie wielu nazistów nie zostaje należycie rozliczonych i ukaranych – wygrywają pragmatyzm i utylitarność, bowiem w przypadku osób, które posiadają użyteczne informacje oraz wyrażają gotowość współpracy z Aliantami, grzechy i przewiny schodzą na dalszy plan. Owa bezkarność jest szczególnie trudna do zaakceptowania przez Niemców zaangażowanych w działalność antynazistowską, których w trakcie rządów Hitlera niejednokrotnie karano zesłaniem do obozów koncentracyjnych czy śmiercią.

Powieść Posmysz, mimo iż koncentruje się na aspektach psychologicznych, eksplorując najciemniejsze zakamarki podświadomości, co odbywa się kosztem akcji, która jest powolna i pozbawiona gwałtownych tąpnięć, czyta się z ogromnym zainteresowaniem. Autorka wspaniale buduje napięcie, kreując duszną i opresyjną atmosferę. Pasażerka jest bardzo precyzyjnie nakreślonym portretem psychologicznym osoby, która pogrąża się w coraz większej paranoi, osoby zmuszonej do zanurzenia się w bagnie własnych występków i słabości.

Pasażerka mimo swojej turpistycznej poświaty, która co wrażliwszych może odrzucić bądź zniechęcić, jest lekturą godną uwagi. Zofia Posmysz przypomina o pozornie oczywistej prawdzie, że wielu wojennych zbrodniarzy i oprawców to zwykli ludzie, którzy w warunkach pokoju nie wykazują żadnych psychopatycznych skłonności. To wojna i stworzone przez nią nietypowe okoliczności indukują najniższe instynkty i najgorsze zachowania – okazuje się bowiem, że kilka moralnych kompromisów czy wynikająca z naiwności bądź głupoty ignorancja mogą szybko doprowadzić nas do sytuacji bez wyjścia, w której jedyną szansą na przetrwanie będzie dołączenie do grona krzywdzących. Pod tym kątem napisane w 1962 roku dzieło jawi się jako zaskakująco aktualne – nie sposób nie odnieść utworu Zofii Posmysz do tragicznych zdarzeń, jakie rozpoczęły się w Ukrainie pod koniec lutego 2022 roku, wraz z rosyjską agresją. Wydaje się, że w przypadku klęski putinowskiej Rosji i prób rozliczenia bestialstw, jakich dopuszczają się rosyjscy żołdacy, Rosjanie mogą doświadczyć tego samego, przez co przejść musieli Niemcy po upadku nazizmu – z pewnością niejeden Rosjanin będzie zmuszony do przeprowadzenia (…) buchalterii dobrych uczynków (…) [16], by udowodnić, że w trakcie specjalnej operacji wojskowej udało mu się zachować człowieczeństwo.

 

P.S. Tak, Ukraina wciąż walczy. Tak, możemy, choćby w pewnym stopniu, pomóc jej obrońcom i obrończyniom. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! zrzutka.pl/adr4dn

 

Ambrose

 

------------------------------------
[1] Zofia Posmysz, Pasażerka, Wydawnictwo Axis Mundi, Warszawa 2019, s. 5
[2] Tamże, s. 4
[3] Tamże, s. 78
[4] Tamże, s. 40
[5] Tamże, s. 86
[6] Tamże, s. 67
[7] Tamże, s. 104
[8] Tamże, s. 55
[9] Tamże, s. 100
[10] Tamże, s. 13
[11] Tamże, s. 18
[12] Tamże, s. 21
[13] Tamże, s. 77
[14] Tamże, s. 76
[15] Tamże, s. 16
[16] Tamże, s. 112

15 komentarzy:

  1. Nawiązując do ostatniego akapitu recenzji, dodam, że ta autorka pisała nie tylko o Niemcach, ale i o Rosjanach. Polecam jej książkę "Do wolności, do śmierci, do życia", w której pokazane jest zachowanie naszych wschodnich sąsiadów. Niemcy przynajmniej nie kryli się z tym, że są wrogami Polaków, a Rosjanie, którzy zachowywali się nie lepiej od nich, kazali się nazywać dobroczyńcami, wyzwolicielami itd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można przekornie powiedzieć, że Polacy nigdy Niemców nie uważali za braci, a „odwieczna przyjaźń polsko-radziecka” to fakt historyczny. Nie wspomnę o pamiętnym zdjęciu Tuska z Putinem. Skoro my sami ich kreowaliśmy za braci, to czemu mieli się za coś kajać? Katyń to robota Niemców a Sybir to sprawka cara, nie Rosjan. Sprawa nie leży nawet w resentymentach narodowych, choć też grają swoją rolę, ale w tym, że Niemcy były dyktaturą przez jedno pokolenie, a Rosja dyktaturą była, jest i będzie. A każda niemal dyktatura, jeśli wcześniej nie upadnie, z czasem dochodzi do syndromu oblężonej twierdzy dla której wszyscy są wrogami (na zewnątrz i wewnątrz), a wrogów się nie przeprasza.

      Usuń
    2. Koczowniczko, dzięki za podrzucenie tytułu. Postaram się sięgnąć.

      Usuń
  2. Czy wyrażenie „na szerokiej stopie” to jedyna wpadka autorki, czy też jest takich kwiatków więcej? Bardzo mnie takie rzeczy rażą. Skoro mojemu pokoleniu za takie cuda, jak i za każdy błąd ortograficzny, obniżano o jeden ocenę, również na maturze, a były możliwe tylko trzy potknięcia, to jak można usprawiedliwiać podobne brakoróbstwo w przypadku pracy zespołowej, gdzie autora wspiera nie tylko jego komputer, internet z googlem, ale i cała rzesza innych osób zaangażowanych w proces wydawniczy? Co do warstwy merytorycznej to też mam do niej duże zastrzeżenia. Po prostu zalatuje mi ona fałszem. Granica między dobrem i złem w obozach koncentracyjnych wcale nie przebiegała pomiędzy strażnikami a więźniami. Jest wiele przykładów więźniów obozów, że wspomnę chyba najbardziej znanego, czyli Grzesiuka, którzy potrafili się wznieść ponad ten fałszywy, stereotypowy obraz, a i badania socjologiczne, jak również eksperymenty z zakresu psychologii społecznej, potwierdzają, że sprawa wcale nie jest tak prosta, jak by chciała propaganda. Zawsze są źli i dobrzy strażnicy, zawsze są źli i dobrzy więźniowie. Przypomnę choćby Naszą panią z Ravensbrück. W dodatku żadna wystarczająco duża instytucja terroru nie może istnieć bez współpracy wszystkich poziomów łącznie z tym najniższym. Widać to też w obozach koncentracyjnych. Więźniowie funkcyjni byli więźniami tylko z nazwy, tak naprawdę bez nich obóz nie mógłby funkcjonować. To oni tak naprawdę kontrolowali masy zwykłych więźniów, co widać najbardziej obrazowo w znanym powszechnie wydarzeniu, gdy Żydówka na rampie obozu postrzeliła Niemca jego własną bronią. Niemcy wpadli w panikę i to sami więźniowie funkcyjni „opanowali” sytuację i zapędzili wszystkich nowych do gazu. Z drugiej strony Niemcy też byli takimi samymi więźniami systemu jak nominalni więźniowie. Gdy któryś łamał zasady, czekały go nie mniej surowe kary. Oczywiście zasady na każdym poziomie organizacji były inne i każdy poziom miał inny poziom wolności, inne profity, itd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ale właśnie tak wygląda rzeczywistość w ujęciu Posmysz, tzn., że nie ma podziału na bezwzględnie dobrych i bezwzględnie złych. Co więcej, Posmysz akcentuje jak mocno może zmieniać się definicja "dobra" czy "heroizmu" w zależności od okoliczności - to, co w warunkach pokoju traktowane jest jako drobnostka, w sytuacji wojny może urosnąć do miana czynu niezwykłego. Ok, może autorka nie robi dokładnego przeglądu psychologicznego wszystkich typów więźniów i strażników (strażniczek), koncentrując się na 2 postaciach, ale taki jest zamysł książki - wyobrażenie sobie psychiki oprawcy, który po latach przypadkiem spotyka się ze swoją ofiarą. Liza prowadzi wspomnianą buchalterię dobrych uczynków i dzięki temu widać, że kobieta starała się zachowywać po ludzku, widać jednocześnie, jak wielkim było to wyzwaniem i jak łatwo było się poddać oraz popłynąć z prądem, czyli robić to, do czego obligował nas system.

      Usuń
    2. Chyba jednak nie wszystko gra, bo zarzucasz autorce, że wkładając w usta bohatera słowa „będziemy żyć na szerokiej stopie”, popełniła błąd, tymczasem żadnego błędu tu nie ma. Bohaterowie mają prawo mówić językiem potocznym, niegramatycznie, przekręcać słowa; taki sposób mówienia tylko przydaje im wiarygodności. Załóżmy, że sięgniesz po „W pustyni i w puszczy”, natrafisz na zdanie „Jeśli ktoś Kalemu zabrać krowy to jest zły uczynek” – i co? Zarzucisz Sienkiewiczowi, że nie znał gramatyki?...

      Poza tym kilkadziesiąt lat temu używało się wyrażenia „żyć na szerokiej stopie”. Julian Tuwim opublikował nawet taki aforyzm: „Marzenie kobiety: mieć stopę wąziutką, a żyć na szerokiej”.

      Usuń
    3. Chyba się trochę zapędziłaś. Nie mieszaj poezji z prozą. To, że Tuwim raz jeden użył takiego wyrażenia, bo mu tak pasowało, nie znaczy, że „używało się wyrażenia", podobnie jak Nuż w bżuhu nie jest w żadnej mierze odzwierciedleniem tendencji w ówczesnej powszechnej pisowni.
      Druga sprawa, która Ci chyba umknęła, to to, że ja nadałem memu postowi formę pytania. Jeśli bowiem był tylko jeden taki „błąd”, to nie ma mowy o żadnej stylizacji i jest to po prostu błąd. Sienkiewicz nie włożył Kalemu w usta pokaleczonej mowy raz, ale czynił to konsekwentnie, bo na tym polega stylizacja.
      Jeśli zaś błędów było więcej, ale nie tylko w dialogach, ale i w narracji, to też chyba nie chodzi o stylizację.
      Przede wszystkim jednak ja ZAPYTAŁEM i wyjaśniłem, dlaczego pytam, dlaczego mnie takie rzeczy rażą. Gdy chodzi o stylizację języka jestem otwarty na wszystko, ale jeden babol od czasu do czasu to żadna stylizacja. I nie uważam, jak większość recenzentów, by można było przymykać oczy na błędy. Ten rodzaj ślepoty, powszechny zwłaszcza wśród oficjalnych recenzentów LC i tych, którzy recenzują na zamówienie w zamian za darmowy egzemplarz książki, przypomina mi stosunek wielu Polaków do celebrytów i innych osobistości. Gdy Kowalski zabije kogoś wyprzedzając na trzeciego, to jest piętnowany jako idiota i bandyta drogowy, gdy zrobi to znana pani sportowiec i celebryta, to w internecie przelewa się fala współczucia, sąd ją pogłaszcze, a społeczeństwo na pocieszenie wybierze ją sportowcem roku. Zamiast wymagać od elit więcej, dopuszczamy do tego, by prezentowali sobą mniej niż przewiduje norma. Nie tędy droga.

      Usuń
    4. Hm..., trudno się odnieść do tego zarzutu, tzn. nie jestem w stanie stwierdzić czy błąd jest zamierzony czy się po prostu zdarzył i redakcja go przeoczyła (ja w trakcie lektury nie zwróciłem na niego uwagi).

      Trop podany przez koczowniczkę jest wg mnie b. ciekawy - może to faktycznie nawiązanie do wiersza Tuwima? Może ktoś kiedyś podejmie się wyzwania i przefiltruje wypowiedzi Waltera przez sito dorobku Tuwima - może wówczas okazałoby się, że takich odniesień jest więcej.

      Usuń
    5. Ambrose, ale ja nie pisałam o nawiązaniu do żadnego wiersza. Chodziło nie o wiersz, tylko o aforyzm. :)

      Usuń
    6. A tak w ogóle, to skąd wiadomo, że Tuwim sam po prostu się nie walnął? No a kto powie Tuwimowi w oczy, że strzelił byka? Kto powie królowi, że jest nagi?

      Usuń
    7. Aj, dopiero teraz zauważyłam Twoją odpowiedź, Andrew. No więc wiem, na czym polega stylizacja języka i nie umknęło mi, że nadałeś swojemu komentarzowi formę pytania, ale Twoje pytanie brzmiało: „Czy wyrażenie „na szerokiej stopie” to jedyna wpadka autorki, czy też jest takich kwiatków więcej?”. Nie zapytałeś, czy „na szerokiej stopie” to element stylizacji języka, tylko ile tych błędów jest: jeden czy więcej. Uznałeś za pewnik, że autorka popełniła przynajmniej jeden błąd. Tak przynajmniej wynika z Twojego komentarza z godziny 15.45.

      Usuń
    8. No i na razie nie widzę, bym nie miał mieć racji. Raczej trudno uznać za stylizację języka wyrażenie, które nie było w potocznym użyciu. Ba - które tak naprawdę być może zostało użyte tylko jeden jedyny raz, być może jako błąd, a potem tylko bezkrytycznie powtarzane jako aforyzm. No - ale jak stwierdził Ambrose, trzeba by uważnie przeczytać tekst by to rozstrzygnąć. Zresztą, może kiedyś się za niego wezmę. Po powtórnym, uważniejszym przeczytaniu recenzji i po całej tej rozmowie nabrałem ochoty na tę lekturę i to nie z powodu naszego sporu. Może nie będzie to mój must read, ale na pewno gdzieś tam na liście ją umieszczę.

      Usuń
  3. Czy tytuł recenzji to nawiązanie do innego dzieła o tematyce zbliżonej, "Anus mundi"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie :) Tytuł nawiązuje bezpośrednio do treści utworu Posmysz, bowiem pojawia się stwierdzenie, że Liza przeprowadza właśnie buchalterię swoich dobrych uczynków.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)