Alessandro Baricco
Ta historia
Ultimo Parri, główny bohater powieści Ta historia pióra włoskiego pisarza Alessandra Baricco (ur. 1958), dochodzi do następującej konstatacji: (…) błąd polegał na tym neurotycznym szarpaniu się w sieci, gdy tymczasem należało po prostu doprowadzić świat do ładu, zaczynając od tego miejsca, w którym się zaplątał [1]. Łatwiej powiedzieć niż zrobić, chciałoby się podsumować, a najlepszym dowodem na słuszność tej zgryźliwej uwagi jest zresztą żywot samego Ultima, który niejednokrotnie przekonuje się, że rzeczywistość to nic innego jak nieustanna oscylacja między porządkiem, a chaosem, zaś wypadkową tego starcia entropii i negentropii są harce ślepego losu, lubującego się w płataniu złośliwych figli.
Ta historia to opowiedziana na kilka głosów biografia Ultima, który przychodzi na świat pod koniec XIX wieku (w 1897 roku) w rodzinie Libera Parriego. Ów włoski rolnik pewnego dnia, kiedy Ultimo jest już 7-letnim chłopcem, realizuje swoje najskrytsze pragnienie i po uprzednim odsprzedaniu całego swojego bogactwa, tj. 27 mlecznych krów, zakłada warsztat samochodowy. Libera śmiało można określić mianem utopisty, bowiem w momencie, kiedy rozpoczyna swoją działalność, auta na włoskiej prowincji są rzadkością niewiele mniejszą od jednorożca, zaś sam mężczyzna nie zna się na ich naprawie. Ale upór i determinacja (oraz żona o francuskich korzeniach tłumacząca zdobyczny podręcznik Mécanique de l'automobile) popłacają, bowiem kilka lat po otwarciu Garage na horyzoncie zdarzeń pojawia się hrabia D’Ambrosio, nieco zblazowany i egzystencjalnie znużony arystokrata, którego największymi rozrywkami są wyścigi samochodowe oraz piękne kobiety. Libero Parri zostaje mechanikiem wyścigowym hrabiego i wydaje się, że w ten sposób przypieczętowuje on byt swego syna Ultima, którego psychika stopniowo owładnięta zostaje ideą budowy toru wyścigowego (W umysł małego chłopca zdolny do takiego aksjomatu – że to droga ujarzmia samochody, a nie odwrotnie – wpisane było już całe życie [2]). Dążenia do zmaterializowania tego zamiaru – co rusz przerywane i torpedowane przez wszelakiej maści przeszkody stawiane przez kapryśną fortunę – stanowią oś fabularną utworu.
Perypetie Ultima przybliżone zostają w bardzo oryginalny sposób, bowiem Alessandro Baricco postanawia ukazać je z perspektywy ludzi, którzy stykają się z protagonistą na danym etapie jego życia, odgrywając w nim niepoślednią rolę. Pierwszoosobowi narratorzy dzielą się z nami wspomnieniami na temat Ultima, przedstawiając epizody, jakie stały się ich wspólnym udziałem. Wielość głosów jest jednoznaczna z wielością stylów, jakimi operuje Włoch. Książka przybiera różne postacie, począwszy od dziennika młodej, a kolejno wiekowej kobiety, poprzez monolog niedorozwiniętego umysłowo mężczyzny czy retrospekcję prowadzoną, by oczyścić dobre imię dziecka uznanego za zdrajcę i dezertera, na relacji z wyścigu skończywszy. Ponadto ten techniczno-literacki zabieg, by zdarzenia, w jakie zamieszany jest Ultimo prezentować w formie reminiscencji nadaje prozie bardzo wiele dynamiki. Czytelnik oraz czytelniczka odnoszą wrażenie, że Ultimo stale pędzi gdzieś przed nami, że jesteśmy tuż za jego plecami, ale niezależnie od tego, jak bardzo staramy się przyspieszać, nie możemy go dogonić. Tak jakbyśmy usiłowali na piechotę doścignąć pozornie wolno poruszający się samochód, który przecież w każdym momencie może dodać gazu, będąc wówczas o wiele, wiele szybszym od najmocniej pędzącego człowieka.
Patrząc na Tę historię przez pryzmat postaci Ultima, dzieło jest opowieścią o tym, że przybieranie marzeń w szaty realności to jedna z najpiękniejszych człowieczych aktywności. Zarówno protagonista jak i wybrani bohaterowie drugoplanowi odnajdują cel swojej egzystencji w podążaniu za swoimi fantazjami, nawet (a może: przede wszystkim) wtedy, gdy droga do ich spełnienia jest kręta i wyboista. Już samo wyruszenie na wyprawę, na końcu której znajduje się to, co zrodziło się w wyobraźni, zapewnia poczucie sensu pozwalające przetrwać sytuacje trudne czy wręcz beznadziejne. Z tego też względu tak ważne jest, by pozwalać marzyć innym, a szczególnie tym, na których nam zależy: Jeśli kochasz kogoś, kto ciebie kocha, nie zdradzaj nigdy jego marzeń [3].
Na powieść włoskiego prozaika można spojrzeć też ze znacznie rozleglejszego punktu widzenia – przyglądając się tłom, na jakich rozpostarte zostały wydarzenia, których uczestnikiem jest Ultimo, na pierwszy plan wysuwa się wojna, zagadnienie jakże boleśnie aktualne w świetle niedawnej, tragicznej w skutkach m.in. humanitarnych, inwazji Rosji na Ukrainę. Jako, że lata młodzieńcze Ultima przypadają na lata 10-te XX wieku, to wciągnięty zostaje on w bezlitosne trzewia Wielkiej Wojny. Aktem dramatu, w którym bohaterowi przychodzi zagrać jedną z ról jest bitwa pod Caporetto, stoczona w dniach 24 października – 1 grudnia 1917 roku pomiędzy armią włoską a wojskami niemieckimi i austro-węgierskimi. Wydaje się, że Włoch celowo wybiera tę właśnie batalię (650 tysięczna armia włoska zostaje rozbita przez 400 tysięczne połączone siły austro-węgierskie i niemieckie – w wyniku licznych dezercji oraz panicznej ucieczki, do niewoli dostaje się ok. 265 tysięcy Włochów, wśród których jest Ultimo), by w pełni uzmysłowić nam fakt, że wojna to mieszanina nonsensu i okrucieństwa (To było zejście do piekła i tyle, głupie i mordercze, absurdalna podróż na samo dno zła [4]). To przestrzeń, gdzie człowiek znajduje się (…) wszędzie i nigdzie, zagubiony w scenariuszu bez współrzędnych, gdzie tchórzostwo i odwaga, obowiązek i prawo były kategoriami, które obróciły się w proch [5]. Wojna to także czas barbarzyństwa i uwstecznienia, to okres cywilizacyjnej zapaści, której symbolem stają się pierwszowojenne okopy: Jako że ugrzęźnięcie na wojnie w podziemiach okopów oznaczało zgodę na werdykt sprowadzający ludzi do ich prehistorii: oznaczało przyznanie, że otwarta przestrzeń znowu stała się miejscem śmierci. Nawet nieśmiałe wysunięcie głowy ponad skraj kryjówki oznaczało spotkanie ze śmigającą kulą niewidocznych snajperów, na potwierdzenie tego, że nie ma żadnej możliwości życia choćby na obrzeżach powietrza. Zwierzęca degradacja, która zepchnęła ludzi pod ziemię, zrodziła niezwykłe ograniczenie pola widzenia: rodzaj wyzerowania świata [6].
W swoich dywagacjach poświęconym konfliktom Baricco nie ogranicza się do lat 1914 – 1918. Autor sporo uwagi poświęca 20-leciu międzywojennemu oraz źródłom narodzin włoskiego faszyzmu, których upatruje się także w poszukiwaniu przez weteranów braterstwa zadzierzgniętego na bitewnych polach I wojny światowej: Ci, którzy przeżyli, przez długi czas potem próbowali go szukać w normalnym życiu, w czasach pokoju, ale nigdzie nie mogli go znaleźć. W końcu udało im się odtworzyć je sztucznie w koleżeństwie politycznej utopii, która podnosiła ich wspomnienia do rangi ideologii i militaryzowała pokój, i dusze, szukające na różne okrutne sposoby tej najlepszej części ich wszystkich. W ten sposób obdarowali szereg krajów Europy doświadczeniem faszyzmów – wielu w szczerym przekonaniu, że uczą swoje miasteczka tej czystości, której nauczyli się w okopach [7].
Ale kwintesencją tego, co Włoch ma do powiedzenia na temat wojny jest niewzruszoność i beznamiętność przyrody, która cierpliwie znosi kolejne rozdziały ludzkiego szaleństwa: Ultimo patrzył na obojętne góry. Trudno było wytłumaczyć sobie tajemnicę tej milczącej uległości domowego zwierzęcia, które nie reaguje na ohydne zachowanie ludzi, raniących je bombami i zasiekami, bez żadnych ceregieli i bez przerwy. Jakkolwiek by się natrudzono, by zrobić z niej cmentarz, góra opierała się, obojętna na trupy, wypełniając nadal nakazy pór roku i zadanie utrzymania ziemi dla innych. Rosły grzyby i otwierały się pąki. W rzekach były ryby składające ikrę. Gniazda wśród gałęzi. Nocne odgłosy. Nie sposób było zrozumieć, jakiej lekcji udzielać miało to nieme przesłanie tkwiące w nienaruszalnej obojętności [8].
Ostatnia sentencja z przytoczonego w poprzednim akapicie fragmentu to, znamienna dla Tej historii, ironia (bo przekaz natury jest jasny i można streścić go w zdaniu zapożyczonym z japońskiego opowiadania pt. Wiśniowa Wyspa: Przyroda była piękna, a zgliszcza tego, co zbudował człowiek, były pokraczne i brzydkie [9]). Włoch bardzo umiejętnie operuje sarkazmem, w opisie zachodzących wypadków wyczuwalne są lepiej bądź gorzej zawoalowany dystans przemieszany z subtelną kpiną, zaś narracja mieni się cudowną lekkością (moim ulubionym przykładem tej literackiej sprawności jest komentarz do skoku, jaki wykonuje auto hrabiego przejechawszy ze sporą prędkością przez potężny garb, rozciągający się na drodze niedaleko domu Ultima: Po samochód musiał przyjechać Libero Parri dwukołowym wozem i końmi. Dociągnęli go do warsztatu, a potem było roboty na tydzień. Jeśli chodzi o lot, wykonał go dobrze. Dopiero potem trochę się rozleciał [10]). Łatwość wznoszenia słownych konstrukcji przejawia się także w pięknych porównaniach oraz metaforach: Elegancko ubrani chronometrażyści śledzili wskazówki na ciemnych tarczach, ciągnąc nieprzerwanie poezję skomplikowanych cyfr, które wyobrażały czas [11]; Maleńki, w pustce wieczoru, sunął motocykl, słabe bicie serca w nieskończonej przestrzeni pól [12]. Jednak prawdziwym popisem słownej ekwilibrystyki są ustępy dotyczące motoryzacji. Alessandro Baricco zdaje się idealnie wyczuwać drapieżność, a zarazem wyjątkowość czterokołowych pojazdów, które człowiek już na początku XX wieku potrafił rozpędzić do prędkości znacznie przekraczających 100 km/h: W ogrodach królewskich czekały na nich dwieście dwadzieścia cztery AUTOMOBILE, które pasły się tu w nocy; spokojne na razie pod żelaznymi maskami otaczającymi serca tłoków, stojąc nieruchomo na trawie, w nieuchwytnej woni oleju i sławy [13]; Najszybsze, najcięższe, najsławniejsze. Były królami – AUTOMOBIL był królem, bo nie myślano jeszcze o nim jak o słudze, on narodził się królem. A wyścig był jego tronem, jego koroną, nie istniały jeszcze samochody, istnieli KRÓLOWIE (…) [14].
Intrygująca fabuła oraz nieszablonowy język mogłyby wskazywać, że Ta historia to lektura równie zajmująca, co genialne Miasto, które sam Alessandro Baricco uważa za swoje opus magnum. Tyle, że obietnica literackiej uczty zrealizowana zostaje jedynie częściowo – zgrzytem, który odbiera przyjemność płynącą z czytania o przygodach Ultima jest koturnowość kilku postaci, koturnowość przechodząca wręcz w tekturowość. Niektóre zachowania są mocno anegdotyczne, zaś ich natłok skutkuje rażącą i mierżącą sztucznością. I o ile podobne zabiegi (połączenie patosu i hiperbolizacji) w prozie choćby Iris Murdoch dają wrażenie obcowania z teatralną sceną, o tyle w przypadku Baricco stykamy się z kartonową figurką, zbudowaną z wyświechtanych stereotypów.
Nie zmienia to faktu, iż Ta historia to nadal bardzo dobra książka. To kompendium ciekawych dygresji oraz recital językowej elokwencji. To piękne zaproszenie do tego, by ruszyć w drogę, na spotkanie przygodzie i własnym marzeniom, których nie należy się lękać, a które trzeba (choćby tylko w naszej duszy) artykułować i spełniać, powolutku, kroczek po kroczku. To wreszcie przypomnienie, że wojna to kwintesencja głupoty i zła, po której pozostają wyłącznie popiół, zgliszcza i trupy. Chwała pewnie gdzieś się znajdzie, ale na ogół ci, którzy na nią zasługują, zajęci są opłakiwaniem swych utraconych bliskich.
P. S. Ukraina ciągle walczy z rosyjskim najeźdźcą, który posuwa się do brutalnych i bestialskich działań, mających na celu złamać hart ducha Ukraińców i Ukrainek. Nie bądźmy obojętni wobec kolejnych tragicznych doniesień - na tyle, na ile możemy, pomóżmy naszym sąsiadom, którzy walczą nie tylko o swoją Ojczyznę, ale również o całą Europę Środkową. Tych, którzy chcieliby wesprzeć ukraińskich żołnierzy i żołnierki, zachęcamy do udziału w zbiórce na zakup sprzętu dla wojskowych: zrzutka.pl/adr4dn
------------------------------------
Jak zwykle świetnie, ale na tę lekturę raczej się nie skuszę. Ostatnio by oderwać się od rzeczywistości celuję raczej w coś lekkiego. Inna sprawa, że nic z tego nie wychodzi. Same poważne tematy mi wpadają. A co do wojny - że jest absolutnym złem, to nie ma wątpliwości, ale czasami jest lepsza niż zły pokój. Gdyby w latach trzydziestych nie chciano za wszelką cenę zachować pokoju, Hitlera spacyfikowano by bez problemu. Chcąc uniknąć małej wojny, sprowokowano wielką. I oby znowu się to nie powtórzyło.
OdpowiedzUsuńMożna powiedzieć, że wymowa książki jest taka, że należy czynić wszystko, co możliwe, by do wojny nie dopuścić. Odnosząc to choćby do harców Putina, można stwierdzić, że to my, tj. UE przez lata przymykaliśmy oczy na wszelkie sygnały ostrzegawcze i jak gdyby nigdy nic nabijaliśmy ruską kabzę. Czeczenia, Gruzja czy Krym były ostrzeżeniem, by zakończyć taką dwulicową politykę, no ale wygrały interesy gospodarcze, co przekłada się obecnie na tragedię, jaka toczy się tuż przy naszej granicy.
UsuńOch, nie chodzi tylko o Czeczenię i inne wojny. Wojny są obrazem polityki. Sojuz też prowadził wojny. Wszystko to było złe, ale Putin wprowadził nową jakość. Sojuz był przewidywalny, a Putin to dyktator. Decyzji autokraty, w przeciwieństwie do decyzji władzy kolektywnej, nie da się przewidzieć. W dodatku Putin to bandyta. Brak reakcji na morderstwa dokonywane w Rosji i za granicą nie w interesie państwa, a w celu ochrony jego osobistych przestępczych interesów, to bandytyzm który nie miał prawa pozostać bezkarny. To on właśnie pokazał Putinowi słabość Zachodu. Jeśli ktoś ściska się z mordercą i bandytą, to nie tylko pokazuje się jako człowiek bez moralności, ale przede wszystkim pokazuje słabość. A dla kogoś z subkultury więziennej, w którą Putin zmienił Rosję, słabość to sygnał do ataku. Więcej o Putinie i Rosji na dniach, przy okazji recenzji ;)
UsuńZ ogromną ciekawością sięgnę po tę książkę.
OdpowiedzUsuńA ja z ciekawością przeczytam o Twoich wrażeniach z lektury.
UsuńPrzytoczyłeś tak wiele "słownych konstrukcji", że zdobyłam już wyobrażenie o stylu Alessandro Baricco - niełatwym, wymagającym skupienia i zaangażowania wielu partii mózgu, ale mam nadzieję, że nie tak karkołomnym, jak się obawiam. Zaciekawił mnie: po pierwsze kontekst historyczny i społeczny (Włochy), a po drugie: temat wczesnych lat motoryzacji, wręcz (jak widzę) poezja motoryzacji, kult szybkości, zachwyt nad postępem technologicznym. Znam Baricco tylko z jednej książki ("Jedwab"), ale byłam na bardzo ciekawym spotkaniu autorskim i cały czas mam nadzieję, że wkrótce zabiorę się za inne jego książki i na to, że doczekam się wznowienia "City".
OdpowiedzUsuńWg mnie do tego stylu stosunkowo łatwo przywyknąć. Po kilku słowach łapie się odpowiedni rytm i można skoncentrować się na przyjemności płynącej z lektury.
UsuńW "Tej historii" poruszono sporo tematów i to niewątpliwie mocny punkt dzieła Baricco. A sam początek przywodzi na myśl klimat z dzieł futurystów zafascynowanych 3xM, ze szczególnym uwzględnieniem maszyny :)
A "City" polecam zostawić sobie na sam koniec, jako wisienkę na torcie.
"Ta historia" wygląda bardzo obiecująco, bo i pogoń za marzeniami i lata 30 we Włoszech. :) Czytałam dwie inne powieści Baricco ("Jedwab", "Bez krwi") i odnoszę wrażenie, sądząc też po Twojej recenzji "Tej historii", że styl tego autora jest z jednej strony bardzo charakterystyczny (trochę nostalgiczny), a z drugiej bardzo różnorodny - tu awangardowy. Bardzo też jestem ciekawa "City". :)
OdpowiedzUsuńJako, że planuję poznać całą dostępną w naszym kraju twórczość Baricco, to pewnie zetknę się zarówno z "Jedwabiem" jak i "Bez krwi". A co do stylu, to faktycznie, autor nie unika eksperymentów, a i można poczuć nutkę nostalgii (wręcz namacalna jest ona w "Novecento", choć twierdzę tak na podstawie adaptacji filmowej i teatralnej).
UsuńZaś w temacie "City" powiem to samo, co Awicie - zostaw sobie tę pozycję jako wisienkę na torcie :)
Jeszcze nie zetknęłam się z tym autorem. Trzeba będzie go poznać. :) Jestem ciekawa, jak autor przedstawia narodziny faszyzmu. Są ludzie, którzy uważają, że we Włoszech w latach trzydziestych żyło się bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńNa naszym rynku czytelniczym autor pojawił się za sprawą Czytelnika, a ostatnio kilka pozycji zostało wznowionych przez Sonię Dragę. Narodziny faszyzmu przedstawiono są raczej skrótowo, ze szczególnym uwzględnieniem roli resentymentu oraz weteranów I wojny światowej.
UsuńA ujęcie tematu w ramy "są ludzie, którzy uważają (…)" to trochę tania prowokacja. Są też ludzie głoszący, ze w latach 30-tych XX wieku żyło się bardzo dobrze w III Rzeszy (i pewnie bez problemu można by znaleźć osobników, którym faktycznie dobrze się powodziło, tzn. mieli stabilną pracę, perspektywy na przyszłość i poczucie opieki ze strony państwa - choćby członkowie NSDAP). Wszystko zależy od tego, jaką dokładnie grupę mamy na myśli i co to znaczy, że "dobrze się żyje" - bo jeśli uwzględnić tylko aspekt ekonomiczno-socjalny i zupełnie pominąć terror polityczny, represje stosowane wobec niepokornych jednostek, faktyczny brak związków zawodowych czy dyskryminację i prześladowanie Żydów rozpoczęte w 1938 roku, to pewnie można rzec, że żyło się wtedy bardzo dobrze :)
Po
OdpowiedzUsuńTen pierwszy (czy też jeden z pierwszych) samochód w okolicy kojarzy mi się z ostatnią powieścią Faulknera, "Koniokradami". Tam co prawda fabuła nie była tak epicka, ale sama fascynacją tą technologiczną nowością wydaje się podobna, a nam współcześnie chyba już trudna do wyobrażenia tak spowszedniała. Nie wiem, czy coś, co powstało, czy rozpowszechniło się za naszego życia można porównać do przełomowych wynalazków z tamtych czasów.
OdpowiedzUsuńKusisz, oj, kusisz, by znów zmierzyć się z niełatwą, ale jakże hipnotyzującą i intrygująca prozą Faulknera. Tym bardziej, że moje spotkanie z Amerykaninem miało miejsce bardzo dawno temu (2017 rok! - ależ ten czas płynie).
UsuńSamochody, samoloty - te maszyny zdecydowanie zmieniły postrzeganie rzeczywistości, ale faktycznie, dziś są one już tak dostępne, że bez głębszego namysłu, trudno wyobrazić sobie ekscytację, jakie one wywoływały. Dlatego tym bardziej sięgnąć po literaturę, by poznać te emocje ;)
P. S. Miło Cię znowu gościć na blogu!