Stanisław Grzesiuk
Boso, ale w ostrogach
audiobook
czyta Arkadiusz Bazak
wydawnictwo: Storybox 2011
ISBN 9788362121434
Po lekturze wspomnieniowej książki Pięć lat kacetu pióra barda Czerniakowa, czyli Stanisława Grzesiuka, która choć nie zachwyciła mnie formą, to uwiodła niepowtarzalnie interesującą zawartością, autentyzmem i subiektywną szczerością przeciwstawiającą się powszechnie lansowanej, wygładzonej wersji historii serwowanej przez mainstream, po prostu musiałem sięgnąć po kolejne wspomnienia tego nieżyjącego już niestety autora (1918-1963), czyli po Boso, ale w ostrogach.
Boso, ale w ostrogach, będące zapisem życiowych przypadków autora głównie z lat międzywojennych i okupacyjnych do czasu aresztowania oraz osadzenia w obozie koncentracyjnym, ujrzały światło dzienne w roku 1961, a więc po wspomnieniach obozowych Pięć lat kacetu, które opublikowane zostały wcześniej, bo w roku 1958 i były debiutem literackim Grzesiuka, znanego już jako pieśniarza kultywującego przedwojenny folklor warszawskiego półświatka.
Styl pisarstwa Grzesiuka, w porównaniu do debiutu, nie poprawił się ani trochę pod względem formalnym, ale na szczęście zachował ową szczególną lekkość, prostotę, jasność oraz humor i specyficznego rodzaju dystans do rzeczywistości oraz siebie samego, pokrewne chyba właśnie i gatunkowi muzycznemu, w którym autor się specjalizował, i środowisku, w którym dorastał, czyli przedwojennego robotniczego Czerniakowa. O ile walorów formalnych sztuki literackiej próżno się w tej książce doszukiwać, to warstwa poznawcza, historyczna, obyczajowa i socjologiczna, jest dla dzisiejszego odbiorcy genialna i bezcenna. W dodatku pełna akcji młodość Grzesiuka i prosty styl sprawiają, iż poza głębszymi odczuciami oraz refleksjami, które muszą się w uważnym i niezaślepionym odbiorcy wzbudzić, rzecz całą połyka się niczym świetną powieść przygodowo-awanturniczą.
Jak przebiegało dzieciństwo i młodość Grzesiuka na przedwojennym Czerniakowie, tego oczywiście nie będę przybliżał. Podzielę się jednak niektórymi moimi refleksjami wywołanymi przez tę lekturę.
Oczywiście pierwsza sprawa to kodeks honorowy, w tym wypadku ferajny z Czerniakowa. Narzeka się w propagandzie i „nowej historii” na demoralizowanie społeczeństwa przez władzę w czasie PRL, ale tu widać, już w latach trzydziestych, klasyczną moralność więzienną, jaka z wielką siłą opanowała biedniejszą część populacji, która jednak stanowiła większość narodu, i dla której lokalne kodeksy honorowe były ważniejsze nawet niż zasady świętej spowiedzi. To, że moralność dołów nie była akceptowana przez moralność elit nie zmienia paradoksu, że doły w praktyce były zdecydowanie wierne swej moralności w przeciwieństwie do tych „lepszych”, u których z reguły czyny nie szły za pięknymi słówkami.
Zadziwiające porównanie moralności środowiska marginesu społecznego, z którego Grzesiuk się niewątpliwie wywodził, z faktyczną moralnością środowisk, które od zawsze uważały się i nadal uważają za wartościowsze moralnie od innych, szczególnie klas wyższych i inteligencji afiszujących się ze swoim patriotyzmem oraz katolicyzmem, każe postawić trudne pytania o legitymizację elit do narzucania innym swej hierarchii zasad i o to, czy nie jest ona, jak to mówili komuniści, tylko propagandą mającą na celu „ogłupić masy pracujące”.
Im więcej się czyta rzetelnych wspomnień ludzi z tamtego okresu, zwłaszcza pisanych przez ludzi spoza warstw najbogatszych i oderwanej od życia wyższej klasy średniej oraz inteligencji ślepej na realia życia większości narodu, tym bardziej zauważa się, że świadoma podwójna polska rzeczywistość wcale nie jest wynalazkiem PRL, bo miała się dobrze już przed wojną.
Szczególnie te pytania i kontrast między postulatami takimi jak Bóg, Honor i Ojczyzna (swoją drogą już sama kolejność daje do myślenia), a ich realizacją w rzeczywistości, nabierają ostrości w momencie upadku Polski w 1939. We wspomnieniach Grzesiuka widzimy jak człowiek, jakbyśmy to dzisiaj określili, jednak należący do patologii i marginesu społecznego, odczuwał przemożną niechęć do jakiejkolwiek pracy, która mogłaby choćby pośrednio wspierać okupanta, gdy tymczasem „zdrowa moralnie” część narodu, której bohaterscy przedstawiciele golili głowy prostytutkom świadczącym usługi dla Niemców, nie widziała niczego zdrożnego nie tylko w pracy dla Niemców, czy wręcz w niemieckich fabrykach, przedsiębiorstwach i urzędach, ale nawet w składaniu przysięgi na wierność Hitlerowi, co uczynili nie tylko granatowi policjanci, których Grzesiuk za to nienawidził, ale i (zresztą za zgodą rządu w Londynie) wszyscy urzędnicy państwowi oraz samorządowi, o czym Grzesiuk mógł nie wiedzieć. Tak naprawdę dla mnie to pozwolenie nie może nikogo usprawiedliwiać - chyba każdy wie co to przysięga i albo ktoś jest uczciwy oraz honorowy, albo jest krzywoprzysięzcą. Nie słyszałem, by jakikolwiek rząd miał prawo określać co jest moralne, a co nie i miał moc odpuszczania grzechów. Poza tym stawia to w wątpliwość niezależność umysłową całego narodu, który sam nie potrafi ocenić co dobre, a co złe, i podobnie jak w najbardziej upodlonych społeczeństwach, takich jak komunistyczne rosyjskie i faszystowskie niemieckie, na rozkaz rządu jest w stanie w jednej chwili zaprzeć się (w czynach oczywiście, bo nie w mowie) tego, w co wierzy i współpracować z okupantem oraz składać mu przysięgi na wierność. Oczywiście ta skala odejścia od pryncypiów była u nas nieporównanie mniejsza niż u Niemców czy Rosjan, ale jednak mechanizm ten sam i warto się nad tym zastanowić, jak byśmy się zachowali na miejscu tamtych społeczeństw, pod taką jak u nich presją stosowaną przez tak długi czas.
Ostatnio dużo się mówiło o odbrązowianiu naszych bohaterów z 39 i lat okupacji, a nawet o odbrązowianiu całego społeczeństwa, ale jak widać wszystko to było od dawna wiadome, tylko chyba polscy czytelnicy, choć dziwią się autocenzurze Rosjan, sami też mają ją we krwi i czytają „ze zrozumieniem”. Książka Grzesiuka przecież nie będąca żadną nowością wyraźnie potwierdza to, co jest skrzętnie przemilczane przez oficjalną wersję historii, a mianowicie fakt, iż upadek Stolicy w 1939 był jednym pasmem kradzieży i rabunków dokonywanych bynajmniej nie przez Niemców, a przynajmniej nie przede wszystkim przez nich.
Jeśli już jesteśmy przy wątku 1939 to perełką jest cytat - powiedzenie chodzące po Czerniakowie po klęsce wrześniowej - silni (w gębie), zwarci (w chlaniu), gotowi (do ucieczki za granicę). Tego akurat dotąd nie znałem. Jak uważacie – czy wiele się tutaj zmieniło? Obyśmy za jakiś czas nie musieli się przekonać.
Wracając do apaszowskiego kodeksu honorowego Czerniakowa i innych podobnych dzielnic, to takie same kodeksy istniały nie tylko w półświatku i Warszawie, ale chyba w całej Polsce. Na przykład na Śląsku i w Zagłębiu jeszcze długo po wojnie w zakątkach, w których obcy mógł i w dzień zdrowo oberwać, nawet po nocy mógł chodzić swobodnie jeśli znał zwyczaje i wiedział, że par nie zaczepiano; wystarczyło chodzić z dziewczyną. Żeby było ciekawie, to te kodeksy, tę faktyczną, a nie deklarowaną moralność, zniszczyła nie agresywna i opresyjna komuna pierwszych lat powojennych, a luz i początki kapitalizmu za Gierka. Przynajmniej tak te procesy ułożyły się na osi czasu.
Dla mnie jednym z bardziej przejmujących momentów wspomnień Grzesiuka jest okres, gdy on - Warszawiak, pochodzący z biedoty i marginesu społecznego, ale jednak Warszawiak, opisuje warunki życia ludności na prowincji i na wsi, zwłaszcza ukraińskiej. W momencie spotkania z tymi biedakami i poznania realiów ich życia przepełniał go wstyd i niemal płakał, a i dziś czytelnikowi łezka się w oku kręci.
Kolejna perełka to fragment, gdy autor mimochodem przypomina prawdziwe dzieje i pochodzenie dzisiejszych bambrów spod Grójca, którzy obecnie próbują się wywodzić od Bóg wie kogo, a w rzeczywistości on określa te okolice jako złodziejską wieś, która w całości żyła z tego, co w nocy skradziono z pańskiego.
Takich ciekawostek, z których każdy wybierze dla siebie coś interesującego, jest w tych wspomnieniach sporo. Są one subiektywne, bez pozorów nawet silenia się na obiektywność, ale tym bardziej są pełne autentyzmu, prawdziwe i godne uważnego poznania. Co najciekawsze, można odnaleźć wiele potwierdzeń z pozoru dyskusyjnych obserwacji i wniosków Grzesiuka na przykład w fascynujących wspomnieniach Ferdynanda Goetela Czasy wojny. Jest to szczególnie warte podkreślenia, gdyż przecież ci dwaj autorzy prezentowali kompletnie przeciwne zapatrywania polityczne, poziom wykształcenia, obycia i perspektywy, z której patrzyli na ówczesne wydarzenia, ale jak widać łączyła ich empatia i uczciwość.
Możemy potraktować Boso, ale w ostrogach jako balladę apaszowską, w której mamy i kradzieże, napady, bójki, a nawet strzelaniny oraz ucieczki przed policją i wielką nieszczęśliwą miłość do femme fatale, albo jako źródło wiedzy o tamtych ludziach i czasach. Połączenie tych dwóch sposobów interpretacji dało dzieło dla mnie fascynujące niemal tak, jak Pięć lat kacetu. Lektor też stanął na wysokości i jedynie wydawnictwo, jak w przypadku absolutnej większości wydanych w Polsce książek czytanych i wydawnictw, które się tym zajmują, kompletnie się nie przyłożyło, ograniczając się jedynie do przeczytania tekstu wydania drukowanego bez przeredagowania przypisów stosownie do specyfiki tego medium. Mnie brak wyjaśnienia wyrażeń gwarowych nie przeszkadzał, ale na pewno dla wielu słuchaczy będzie to dużym problem. Chyba słusznie się domyślam, że nie każdy wie co to choćby szpadryna.
Pomijając tę drobną niedogodność, książkę gorąco polecam, również w poznanej przeze mnie wersji audio, choć wydaje mi się, że znajomość z pisarstwem Grzesiuka lepiej zacząć od Pięciu lat kacetu. Niechronologicznie, jeśli patrzymy na przedstawiane wydarzenia, ale ta ostatnia ma jednak większy ciężar gatunkowy.
Wasz Andrew
Ps.
Warszawa padła po 28 dniach.
Kijów wytrwał już 43!!!
Ile wytrzymają bez naszej pomocy?
Nawet największy bohater poza bronią potrzebuje butów, skarpet, jedzenia, broni i uzbrojenia. Może macie coś z potrzebnych na froncie rzeczy albo możecie wpłacić choć kilka złotych na zbiórkę dla tych, którzy walczą i za naszą sprawę, przeciwko odwiecznemu wrogowi Polski, który po krótkiej przerwie znów wrócił na kurs z czasów wojny polsko-bolszewickiej i Katynia? Który bardziej niż ktokolwiek z późniejszych przypomina Hitlera a jego państwo III Rzeszę? Każda pomoc i każda wpłata się liczy!
Czytałam baaardzo dawno temu...
OdpowiedzUsuń