Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

poniedziałek, 9 listopada 2020

Kallia Papadaki "Dendryty" - O ludzkich płatkach śniegu

Kallia Papadaki

Dendryty

Tytuł oryginału: Dendrites
Tłumaczenie: Ewa T. Szyler
Wydawnictwo: Ezop
Seria: Wyszukane
Liczba stron: 272




Ludzkie istoty są niczym płatki śniegu. Na pierwszy rzut oka identyczne, przy baczniejszym przyjrzeniu ujawniają niemałe różnice: Każdy kryształek to arcydzieło formy, każdy z nich ma niepowtarzalną strukturę [1]. Ta rzekoma jednakowość postulowana jest szczególnie w przypadku ludzi nam obcych, a posiadających pewne wspólne elementy, takie jak choćby język czy kultura. Na własnej skórze, nierzadko boleśnie, bo poprzez stereotypy i uprzedzenia, doświadczają tego migranci, a więc osobnicy, którzy decydują się porzucić ojczystą ziemię i szukać szczęścia na obczyźnie, gdzie – jak się złudnie wydaje – można rozpocząć nowe życie, zrzucając z barków ciężar błędów i grzechów przeszłości. O niełatwym losie marzycieli i desperatów opuszczających rodzime strony ciekawie pisze Kallia Papadaki (1978), scenarzystka i literatka, autorka powieści Dendryty.

Akcja książki osadzona została w Camden, niewielkim amerykańskim miasteczku, wegetującym w cieniu promieniującej sukcesem i spełnieniem Filadelfii. Fabuła, rozciągnięta na lata 1919 – 1982, koncentruje się wokół perypetii trzech pokoleń greckich migrantów, którzy ze zmienną fortuną podejmują konfrontację z codziennością, walcząc o realizację amerykańskiego snu. Dzieło posiada dwa strumienie narracji. Pierwszy z nich skupia się wokół Andonisa Kabanisa, Greka przybyłego do USA z Nisiros, jednej z wysp Dodekanezu, znajdującego się podówczas pod włoską okupacją. Drugi poświęcony jest Basilowi Kabanisowi, synowi Andonisa, którego poznajemy w trudnym, życiowym momencie. Małżeństwo z Susan Müller powoli się wypala, własny biznes w postaci jadłodajni zmierza ku nieuchronnej zagładzie, zaś pasierbica o niezwykłym imieniu Leto 68 (hołd złożony przez matkę przełomowemu rokowi 1968, który (…) omal nie zmienił świata (…) [2]) wkracza w naznaczony buntem i nieposłuszeństwem wiek młodzieńczy.

Z emocjonalnego punktu widzenia Dendryty to niełatwa lektura, z racji tego, iż Kallia Papadaki w sposób surowy i bezlitosny odmalowuje zarówno bohaterów jak i zachodzące zdarzenia, nie biorąc jeńców i nie oszczędzając nikogo. Autorka kreśląc portret danej postaci nie bawi się w pudrowanie czy kadzenie – protagoniści to osoby popełniające błędy, błądzące, niepozbawione wad, zdolne zarówno do rzeczy podłych, ale także do czynienia dobra czy okazywania sympatii. Dzięki temu z jednej strony są oni na wskroś ludzcy, z drugiej zaś, możliwe jest poruszenie bogatego spektrum zagadnień. Papadaki pisze m.in. o toksycznych konsekwencjach nieumiejętności wyrażania emocji; o ostracyzmie, z jakim muszą mierzyć się jednostki w jakikolwiek sposób odstające od grupy rówieśniczej czy o przypadku, który odgrywa niepoślednią rolę w człowieczej egzystencji.

Starannie nakreślona jest także tematyka migracji oraz uchodźstwa. Papadaki pieczołowicie przybliża położenie tych, którzy z przyczyn ekonomicznych bądź politycznych zmuszeni są wyruszyć w podróż w nieznane. Autorka sygnalizuje liczne problemy, z jakimi borykają się przybysze po dotarciu do ziemi obiecanej. Sporo uwagi poświęcono nieznajomości języka, a więc nieumiejętności, która z góry ustawia migranta na straconej pozycji, bowiem skazany jest on nisko płatną pracę dla niewykwalifikowanych robotników, nawet jeśli posiada się wykształcenie czy fach w ręku. A kiepska wypłata to wegetacja w bańce teraźniejszości, bowiem niestabilna i niepewna sytuacja ekonomiczna nie pozwala na poświęcenie się czemukolwiek innemu niż kwestiom zarobkowym. Niemożność porozumienia się oznacza także przymus trwania w lokalnej diasporze, która niekiedy jest zamkniętą enklawą o surowych regułach i zasadach. Zaś brak podporządkowania się dyktatowi migranckiej społeczności natychmiast prowadzi do wykluczenia i odrzucenia, co w połączeniu z bezradnością wynikającą z bariery językowej czy lękiem przed urzędami, szybko może doprowadzić do katastrofy. Papadaki ukazuje też powiększająca się szczelinę, jaka wyrasta pomiędzy urodzonymi na obcej ziemi dziećmi, a ich rodzicami. Przedstawiciel młodszego pokolenia to de facto obywatel innego kraju, który zdecydowanie płynniej posługuje się nowym językiem, niż językiem swoich przodków. Tęsknoty i sentymenty, jakie wobec swojej ojczyzny odczuwają rodzice, mogą zdawać się niezrozumiałe czy wręcz śmieszne, co tylko pogłębia kiełkujące ziarenka obcości.

W bardziej uniwersalnym kontekście Dendryty to pokazanie bolesnego procesu, jakim jest stopniowe gnicie życiowych planów i zamierzeń. Papadaki z brutalną szczerością uzmysławia nam jak łatwo jest zapomnieć o swoich pragnieniach z okresu młodości w obliczu przygniatającej i dołującej szarzyzny rutyny, jaką może nieść ze sobą dorosłość – poddanie się jej natłokowi i zupełne odpuszczenie prędzej bądź później doprowadzi do tego, że gdy w pewnym momencie naszej ziemskiej wędrówki odwrócimy się i spojrzymy wstecz, ze zgrozą zadamy sobie pytanie: (…) jak taka miłość, takie marzenia i nadzieje mogły tak źle skończyć, w kałużach i błocku [3].

Ciekawym doświadczeniem jest również spojrzenie na Dendryty przez pryzmat literatury traktującej o nierównościach społecznych panujących w USA. Fragmentami książka Greczynki mocno zazębia się choćby z rewelacyjnym Sprzedawczykiem Paula Beatty’ego. W obu przypadkach widzimy, że start życiowy osoby nie wywodzącej się z białej klasy średniej, jest naszpikowany ogromną liczbą przeszkód, zaś taki układ, nawet mimo podejmowanych przez władze krajowe wysiłków (w postaci wszelakiej maści akcji wyrównujących choćby dostęp do edukacji), zmienia się bardzo powoli. Na przykładzie Pete’a, jednego z bohaterów dalszego planu, widzimy, że dla młodych ludzi zdecydowanie atrakcyjniejszą i szybszą drogą do sukcesu wydaje się być przestępczość. Rzeczywistość na ogół bezwzględnie weryfikuje takie przeświadczenie, tyle, że nie zniechęca to kolejnych chętnych do wyrwania się z morza biedy, beznadziei i braku perspektyw.

Ostatnią rzeczą, która zasługuje na wspomnienie jest styl, w jakim utrzymana jest książka. Kallia Papadaki bardzo dobrze rozumie siłę i potęgę języka, a przy tym bardzo umiejętnie nim operuje. Tym, co najbardziej rzuca się w oczy są (…) zdania-tasiemce, długachne i pretensjonalne (…), które (…) odetchnąć nie dają (…) [4], jak to autoironicznie podsumowuje autorka. Greczynka chętnie buduje zdania wielokrotnie złożone, w których za pomocą mowy pozornie zależnej wplatane są wewnętrzne myśli poszczególnych protagonistów, wymuszając tym samym na czytelniku nieustanną atencję i koncentracją. Po tekście nie można się prześlizgnąć, zresztą warto poświęcić mu swój czytelniczy czas, żeby podziwiać oryginalne przenośnie czy intrygujące porównania ((…) wełnisty supeł poplątanych skarg zatyka jej gardło (…) [5]; (…) niskie chmury biorąc w objęcia dym walący z kominów (…) [6]) oraz sarkazm, którym Papadaki posługuje się bardzo sprawnie. Ciekawym zabiegiem jest też pomysł, by każdy z rozdziałów rozpoczynać fragmentami poezji bądź haiku – można zaryzykować tezę, że powieść to rodzaj hołdu, jaki autorka składa Waltowi Whitmanowi i Nicholasowi Virgilio, poetom związanym z Camden, których osoby i twórczość przewijają się w rozmowach prowadzonych przez bohaterów.

W rezultacie Dendryty to intrygująca powieść, która jest bogatą galerią ludzi przebywających w dwóch miejscach jednocześnie, tj. migrantach. Ten dualizm zaprezentowany jest zarówno na płaszczyźnie memorystycznej (wielu protagonistów jest rozerwanych pomiędzy przeszłością a teraźniejszością) jak i emocjonalnej (tęsknota za ziemią przodków wręcz wylewa się z kart utworu). Ponadto dzieło Papadaki to gorzkie przypomnienie, że nieustanna ucieczka przed minionymi wydarzeniami to bieg jałowy i próżny, którego bezsens prędzej bądź później nas porazi i sparaliżuje – nowego rozdziału w naszym życiu nie da się napisać, gdy zostawiamy za sobą nierozwiązane sprawy, które zawsze znajdą sposób na to, by zabrać się razem z nami na pokład statku podążającego ku nowemu i lepszemu.

 

P.S. 1 Czytelniczą ciekawość wzbudza już sam tytuł powieści. Dendryty to agregaty, czyli wielkie skupiska drobnych kryształów, które posiadają strukturę fraktalną, tzn. charakteryzują się samopodobieństwem. Oznacza to, że małe fragmenty wchodzące w skład dendrytów posiadają taki sam bądź bardzo zbliżony kształt do obiektu pierwotnego (często przypominają one liść paproci czy drzewo, skąd zresztą wywodzi się nazwa, bowiem δένδρον, to z języka greckiego właśnie drzewo). Kryształy dendrytyczne są szeroko rozpowszechnione – z ich wzrostem mamy do czynienia w przypadku formowania się płatków śniegu czy powstawania wzorów, jakie szron zimową porą maluje na naszych oknach.


P.S. 2 Książkę, jedną z trzech  z pakietu Wyszukane, nabyłem bezpośrednio na stronie internetowej Wydawnictwa Ezop. Mail wysłany w celu ustalenia warunków wysyłki okazał się początkiem bardzo miłej rozmowy. Stąd pięknie dziękuję p. Agnieszce za fachową obsługę, za podzielenie swoimi opiniami na temat książek z serii Wyszukane oraz za zdradzenie kilku szczegółów dotyczących tego jak funkcjonuje wydawnictwo Ezop.

 

 

Ambrose




[1] Kallia Papadaki, Dendryty, przeł. Ewa T. Szyler, Wydawnictwo Ezop, Warszawa 2020, s. 262

[2] Tamże, s. 260

[3] Tamże, s. 100

[4] Tamże, s. 201

[5] Tamże, s. 13

[6] Tamże, s. 42

17 komentarzy:

  1. Mam wrażenie, że ta książka ma szansę mi się spodobać - i to bardzo. Zatem zapisuję sobie tytuł i mam nadzieję, że będę miała szansę sięgnąć po tą publikację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie książka od razu przypadła do gustu, ale zdaję sobie sprawę, że autorka posługuje się specyficznym stylem. Stąd trzeba się na własnej skórze przekonać, czy tego typu proza będzie się nam podobać ;)

      Usuń
  2. Co do dendrytów, to termin ten ma jeszcze inne ważne znaczenia. Co do doli migrantów, to mam wrażenie, że ich sukces lub jego brak w dużej mierze uwarunkowany jest przyjęciem nowego miejsca za swoje, identyfikowaniem nowego miejsca jako ojczyzny, odczuwaniem go jako swojego. Nie ma to nic wspólnego z zaprzeczeniem swego pochodzenia. Wielu Amerykanów nawet w n-tym pokoleniu powołuje się na pochodzenie swoich przodków, ale nie przeszkadza to im czuć się Amerykanami. Dotyczy to zresztą nie tylko migracji międzypaństwowych. Nieraz widać jak przeprowadzka do innego miasta niszczy człowieka, gdy ten nie potrafi się na nowym miejscu poczuć u siebie. Świetnie to widać choćby w losach Ślązaków w czasie wojny, czy repatriantów ze Wschodu. To zależy tylko od indywidualnych predyspozycji człowieka, a nie obiektywnych uwarunkowań na miejscu - jeden nie ma problemu by wyruszyć w zęzach transatlantyku do Ameryki i dalej na Dziki Zachód, a drugi nie może przeżyć przeprowadzki z jednej miejscowości do sąsiedniej. Ta właściwość to czynnik kluczowy, bowiem cała reszta jest pochodną jej poziomu. Ci z dużą łatwością do przesadzania podbijają każde nowe miejsce jak swoje, a ci drudzy zawsze będą czuli się obcy i będą wyszukiwać ciągle nowe problemy. Oczywiście ludzie nie są zerojedynkowi, więc w praktyce jest niezliczona ilość stanów pośrednich będących kombinacją różnych proporcji tych dwóch cech. Aż dziw, że łatwiej to znaleźć w literaturze faktu, niż w literaturze pięknej. Ta ostatnia koncentruje się na nieudacznikach, którzy idą w migrację, choć mają psychikę stworzoną do przeżycia od urodzin do śmierci w jednym miejscu. Jak ci Ślązacy, którzy po wojnie znaleźli się w Niemczech Zachodnich, i choć wiedzieli, że wracając do Polski ryzykują obóz koncentracyjny a nawet śmierć, i choć mieli w Niemczech pracę, rodzinę i znali język, to wracali. A inni zostawali, choć mogli wrócić, nie znali języka, nie znali nikogo. Ale się odnajdywali na miejscu i choć kochali dalej Śląsk i Polskę, to nigdy nie chcieli wracać, bo tam się czuli na miejscu, wrośli i to była ich nowa ojczyzna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, pisarze/rki często przyjmują na siebie rolę obrońców tych najsłabszych i najmniej zaradnych, oddając im głos poprzez ukazanie ich losów i problemów, z jakimi się borykają. Stąd Papadaki pisze nie tylko o migrantach, ale także o Amerykanach z niższej klasy średniej czy wręcz z biedoty, ponadto ukazywani są bohaterowie, którzy nie radzą sobie z przeszłością. Nie jest to z pewnością cały przekrój społeczny, ale tak jak piszesz, jeśli szukasz takich informacji to zdecydowanie lepiej sięgnąć po lit. faktu :)

      Usuń
    2. Chodziło mi o to, że jeśli literatura piękna ma czegoś uczyć, to powinna ukazać, że te problemy są raczej w nas niż na zewnątrz i że powinno się te nasze charakterystyki sobie uświadamiać i stosownie do nich budować plany życiowe, snuć marzenia i podejmować decyzje. Nie byłoby tyle rozczarowań i tragedii. Podobnie są metody na samodzielne uporanie się z nawet traumatyczną przeszłością, ale literatura piękna zamiast wskazywać takie drogi, z reguły buduje depresyjne przekonanie, że to naprawdę jest wielki problem, z którym nie można sobie dać radę. Takie lektury ludzi szczęśliwych czynią mniej szczęśliwymi, a nieszczęśliwych dodatkowo dołują. Wolałbym, żeby pomagały, ale nie bardzo mogę trafić na takich autorów w literaturze wyższych lotów :)

      Usuń
    3. Hm..., na upartego w dziele Papadaki można znaleźć postacie, które na obczyźnie czują się jak ryby w wodzie, i które radzą sobie na najróżniejszych polach prowadzonych działalności, tyle, że są to raczej osoby z drugiego planu.

      A co do źródła problemów, to Greczynka pokazuje, że życie ludzkie to splot naszych działań oraz przypadku. Stąd z jednej strony istotne są psychiczne predyspozycje, o których wspominasz, ale nie można ominąć okoliczności, w jakich przychodzi nam egzystować. W książce faktycznie dominuje wydźwięk pesymistyczny, no ale tak jak zauważasz, to chyba ogólna tendencja literatury, by koncentrować się na negatywnych aspektach człowieczej natury. Z takich stosunkowo niedawno przeczytanych, bardzo dobrych, a bardziej pogodnych książek, mogę natomiast polecić "End Zone" Dona DeLillo (polskie tłumaczenie to "Mecz o wszystko").

      Usuń
  3. Rzeczywiście styl "Dendrytów" jest specyficzny - zdania długie, kwieciste. Mnie przytkały i książkę odłożyłam na inne czasy. Ale nie powiem, śledzę serię z zainteresowaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ja właśnie tym zostałem kupiony. Lubię takie wygibasy językowe, pod warunkiem, że autor/ka zachowuje choćby szczątkową kontrolę, a Papadaki jawi się niczym rasowy treser. A znajomość z serią b. kontynuować, bo na półce czekają już 2 kolejne tytuły :)

      Usuń
    2. To chyba czytaliśmy inne książki, bo moja była o czymś innym, w mojej jest dogłębnie opisane z czego wynika brak sukcesu emigrantów. Nie mówiąc że treść ciut inna, ciut pokręciłeś ją, a zdania kwieciste nie świadczą o pięknym języku, tu zgadzam się z Anną.

      Usuń
    3. Od kogoś, kto chce recenzować książki wydawnictwa Ezop, można by oczekiwać dyskusji na poziomie zamiast infantylnej emotikonki? Nawet tłumaczka Pani Ewa Szyler przyznała, iż zdania są zbyt długie i miała pokusę, by powstawiać kropki. O pięknym języku przy okazji tej książki nie może być mowy. Długimi zdaniami autorka bynajmniej nie wymusza na czytelniku "atencję i koncentracją", autorka w szczerej rozmowie przyznaje, że język to ten element rzemiosła, który sprawia jej najwięcej kłopotów. Trudno było przełożyć tę książkę tak, by styl autorki nie uległ zniekształceniu i by jednocześnie czytelnicy nie zarzucali tłumaczce nieudolności.

      Usuń
  4. Sama nazwa serii brzmi świetnie, a okładki wyglądają pięknie! Mam nadzieję, że będą to książki nietypowe, oryginalne, nieszablonowe, starannie wyselekcjonowane, wyszukane przez znawców literatury dla czytelników wytrawnych i nie bojących się pewnych eksperymentów.
    Mam wrażenie, że "Dendryty" wniosą coś nowego, świeżego do tematu migracji. Pomysł, żeby każdy rozdział poprzedzać fragmentem wiersza lub haiku już ujął mnie za serce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie również bardzo mocno zaintrygowała ta seria. Podoba mi się staranność wydania oraz doboru tytułów. Z tego, co zauważyłem wydawnictwo chętnie sięga m.in. po powieści wyróżnione Nagrodą Literacką Unii Europejskiej.

      A "Dendryty" może nie są aż tak innowacyjne w temacie migracji, ale mimo wszystko uważam, że Papadaki ma kilka ciekawych rzeczy do przekazania.

      Usuń
  5. Przyznam, że informacja o kwiecistych zdaniach zniechęca mnie do sięgnięcia po tę książkę. Z drugiej strony słowo kwiecisty chyba dla każdego oznacza coś innego. Pamiętam, że język, którym posłużył się Jersild w „Domu Babel”, nazwałeś kwiecistym, a ja odniosłam wrażenie, że ten język jest oszczędny, z niedużą liczbą środków stylistycznych. A o wydawnictwie Ezop nie słyszałam. Zaraz przejrzę ich ofertę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przestać szafować tym słowem :) A u Papadaki mamy do czynienia z pewną nadmiarowością - zdania są b. rozwlekłe, wielopoziomowe, chwilami kojarzy się to z kakofonią czy słowotokiem.

      A z tym wydawnictwem Ezop to ciekawa sprawa, bo ja też wcześniej o nich nie słyszałem. Ale gdy już zdecydowałem się na zakupy i przejrzałem nabyte pozycje, to można zauważyć, że oficyna chętnie współpracuje z blogosferą. Może za jakiś czas zrobi się o nich głośniej, tym bardziej, że najnowsza książka z serii "Wyszukane" pt. "Na pół" doczekała się patronatu m.in. serwisu LC.

      Usuń
  6. Tematyka, którą lubię: imigranci w USA. Jeśli będzie szansa, na pewno sięgnę.

    OdpowiedzUsuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)