Paolo Bacigalupi
Wodny nóż
Cząsteczka wody, na którą składają się 2 atomy wodoru i 1 atom tlenu to jeden z najprostszych, a jednocześnie jeden z najbardziej niezwykłych związków chemicznych. Unikalne własności tlenku wodoru wynikają z faktu posiadania 4 niesparowanych elektronów walencyjnych – za ich sprawą cząstkowy ładunek elektryczny jest rozłożony nierównomiernie, z racji czego woda jest dipolem. Stąd biorą się wiązania wodorowe, które opowiadają za wyjątkowe cechy wody, takie jak wysokie wartości napięcia powierzchownego, temperatury wrzenia, ciepła parowania czy osiąganie maksymalnej gęstości w temperaturze 4°C. Woda to także życie – nie bez kozery Ziemia nazywana się Błękitną Planetą. Prawie 71% powierzchni naszego globu znajduje się pod wodą, zaś głównym składnikiem naszego ludzkiego ciała jest woda. Tyle, że zapasy wody, szczególnie słodkiej, nie są niewyczerpane, a kiedy wody zacznie brakować, naturalną konsekwencja będą walki o wszelkie jej rezerwy. Ciekawą wizję tego, jak mógłby wyglądać i przebiegać tego typu konflikt snuje Paolo Bacigalupi (ur. 1972), amerykański pisarz science fiction, autor książki Wodny nóż.
Akcja utworu osadzona jest Stanach
Zjednoczonych, w niedalekiej przyszłości, gdzieś w XXI wieku, kiedy to zmiany
klimatyczne odciskają bolesne piętno na całym globie. Burze piaskowe i pożary lasów [1]
to codzienność, z którą muszą borykać się coraz bardziej zdesperowani
mieszkańcy południowej części USA. Całe
miasta unosił wiatr, zalewała je woda albo trawiły pożary [2]
– postępujące klęski skutkują wielkimi wędrówkami ludzkich mas, które usiłują
odnaleźć schronienie dające poczucie fizycznego, ale i ekonomicznego
bezpieczeństwa. Tyle, że z racji kurczących się zasobów, miejsca nie wystarcza
dla wszystkich. W rezultacie dochodzi do postępującej separacji poszczególnych
stanów – te, które nie upadły jak Teksas, zamieniają się w na poły niezależne
państwa, zaciekle broniące się przed niekontrolowanym napływem ludności, i nie
mniej bezpardonowo walczące o kurczące się pokłady wody pitnej. Krwawe starcia
odbywają się m.in. pomiędzy Arizoną i Nevadą, konkurującymi o wodę z
wysychającej rzeki Kolorado, do której prawa rości sobie również Kalifornia.
Kiedy w tej całej kotłowaninie pojawia się plotka o nabytych jeszcze od
plemienia Pimów prawach wodnych tak starych, że ich zdobycie wiązałoby się z
zupełnym przetasowaniem panującego układu sił, do rozgrywki włączają się
najpoważniejsi gracze, dla których życie ludzkiej jednostki nie przedstawia
niemal żadnej wartości.
Pretekstem do zaprezentowania
rozbudowanego wyobrażenia przyszłości są losy trójki protagonistów, które w
miarę dynamicznego rozwoju fabuły o sensacyjnym sznycie, zaczynają się ze sobą
zgrabnie zaplatać. W tym momencie należy zaznaczyć, że akurat kreacje bohaterów
nie należą do najoryginalniejszych, chociaż i tak mogą wzbudzić oni czytelniczą
sympatię. Kluczową postacią jest Meksynanin Angel, tytułowy wodny nóż, a więc człowiek cień
zajmujący się brudną robotą niezbędną do wykonania, by wyegzekwować swoje
roszczenia do pożądanych metrów sześciennych wodnego złota. Mężczyzna to rodzaj
zbira, który na ścieżkę bezprawia wkracza niejako z przymusu, bowiem to dla
niego jedyna szansa przetrwania. Podejmuje niełatwe wybory, nierzadko tłamsząc
gryzące go wyrzuty sumienia, ale w swojej działalności kieruje się własnym
kodeksem oraz na swój sposób pojmowanym honorem. Nie mniej szablonową figurą
jest Lucy Monroe, przybyła z północnej części kraju dziennikarka, która swoją
pracę traktuje jako rodzaj misji. To idealistka, która nie potrafi pogodzić się
z panującą anarchią i nadużyciami – w imię wyznawanych wartości rozgrzebuje
niewygodne tematy i zajmuje się sprawami, które wpływowi ludzie za wszelką ceną
pragną wyciszyć. Do kompletu mamy młodą Teksankę, która po śmierci ojca próbuje
odnaleźć się w brutalnych realiach dogorywającego Phoenix. Wszyscy to mniej lub
bardziej zgorzkniali osobnicy, w których jednak znajdują się potężne pokłady
moralności, żywo kontrastujące z otaczającą ich, wszechobecną deprawacją i zepsuciem.
To, co pozostaje zdecydowanie
najsilniejszym punktem powieści jest przemyślana i umiejętnie skomponowana
wizja rzeczywistości, w którym woda jest jednym z najcenniejszych surowców.
Amerykanin pokazuje jak nietrwałe, kruche i krótkowzroczne są ludzkie umowy,
przedsięwzięcia czy idee, które natychmiast się dezaktualizacją, gdy tylko
światem wstrząsają potężne i nieprzewidziane zmiany o szeroko zakrojonych
konsekwencjach. Obraz zantagonizowanych stanów, niegdyś współtworzących Stany
Zjednoczone Ameryki Północnej wywiera tym większej wrażenie i zdaje się tym
bardziej wiarygodny, kiedy uzmysłowimy sobie ogrom błyskawicznych przemian,
jakie zaszły w Unii Europejskiej w chwili wybuchu epidemii COVID-19 wywołanej
wirusem SARS-CoV-2, kiedy w mgnieniu oka zmieciona została europejska
solidarność i braterstwo, a każdy z krajów gorączkowo zaangażował się w prywatną
walkę ze skutkami tej zakaźnej choroby. Rozpatrując książkę w tych kategoriach
można uznać ją za przypomnienie, że ludzkość pozostaje bezradna wobec potęgi
przyrody i zachodzącej w niej procesów, którymi niekiedy stara się sterować,
chociaż na ogół przynosi to opłakane rezultaty. Ponadto Bacugalupi ciekawie
sygnalizuje, że do równie fatalnych zdarzeń dochodzi, gdy trzeźwa ocena
sytuacji zastąpiona zostaje myśleniem życzeniowym. Jeden z bohaterów wulgarnie,
ale celnie puentuje to w następujących słowach: Gdybym miał wskazać palcem chwilę, w której naprawdę spierdoliliśmy
sprawę, wybrałbym tę, w której uznaliśmy, że dane to coś, w co można wierzyć
bądź nie [3].
Bardzo ciekawym posunięciem jest
również ukazanie nowego politycznego układu sił, jaki zapanował na Ziemi. USA
jawi się jako państwo coraz bardziej pogrążające się w chaosie. W nowych
okolicznościach najlepiej odnajdują się Chiny, które pojawiają się na
amerykańskim kontynencie niosąc pomoc humanitarną oraz prowadząc zakrojone na
szeroką skalę inwestycje. Kwintesencją a jednocześnie nadzieją nadejścia nowego
wspaniałego świata są wznoszone przez chińskie koncerny arkologie (termin
wprowadzony przez architekta Paolo Soleriego jako połączenie słów architektura i ekologia), czyli ogromne habitaty, do których dostęp mają jedynie
najbogatsi. Arkologie to z jednej strony enklawy dobrobytu, z drugiej zaś
precyzyjnie zaplanowane, niemal samowystarczalne osiedla, w których wszystko
cyrkuluje w jednym obiegu, nie pozwalając się niczemu zmarnować: Ci, którzy pracują przy takich projektach,
budują przyszłość. Ludzie, którzy się tym zajmują… trzeba mieć wszystkie
modele: oprogramowanie, przepływ wody i liczba mieszkańców. Określić równowagę
między roślinami a zwierzętami, zdecydować, jak pozbyć się nieczystości i
zmienić je w nawóz, który można wykorzystać w szklarniach, i określić sposoby oczyszczania
wody. Przepuszcza się czarną wodę przez filtry, przez grzyby i trzciny, kieruje
się ją do stawów z liliami, z karpiami i do hodowli ślimaków, a kiedy wychodzi
po drugiej stronie, jest czystsza od tej, którą czerpią spod ziemi. Całą pracę
wykonuje natura, najrozmaitsze małe zwierzątka pracują razem, jak przekładnie w
silniku. To swego rodzaju maszyna. Wielka i żywa [4].
W znacznie gorszych warunkach wegetują statystyczni Amerykanie, którzy narażeni
są na wszelkie niedogodności i niebezpieczeństwa, jakie niosą ze sobą
klimatyczne zmiany – pauperyzacja społeczeństwa postępuje w takim tempie, że
dostęp do masek ochronnych, by (…)
chronić płuca przed dymem pożarów, pyłem i kokcydioidomykozą [5]
jest już swoistym luksusem. Tym samym wiele z amerykańskich metropolii w
południowej części USA ulega degeneracji – dzielnice mieszkalne stopniowo
przemieniają się w slumsy, w których panuje bezwzględne prawo silniejszego. Te
opisy wymierających przedmieść, gdzie zabija się z byle powodu przywodzą na
myśl post apokaliptyczne wizje, choć do ich powstania nie była potrzebna żadna
atomowa katastrofa, pandemia czy wojna światowa.
Wszystkie elementy, których do
zbudowania swojej powieści używa Paolo Bacigalupi dobrze ze sobą współgrają,
tworząc interesującą powieść, która nie bez powodu wydana została w ramach
MAG-owskiej Uczty Wyobraźni. Autor bardzo interesująco odmalowuje
socjologiczno-polityczne następstwa ekologicznej klęski, którą ściąga na siebie
gatunek ludzki. Co istotne, pisarz kilkakrotnie na łamach swojego dzieła
podkreśla, że tragedii można było zapobiec, gdyby tylko odpowiednio wcześnie
podjąć stosowne działania. Bacigalupi, szczególnie poprzez odwoływanie się do
opublikowanej w 1986 książki Cadillac
Desert pióra Marca Reisnera, akcentuje, że to właśnie teraz jest jeden z
ostatnich momentów, by zapobiec nieuchronnej tragedii, do której
bezrefleksyjnie zmierzamy.
[1] Paolo Bacigalupi, Wodny nóż, przeł.
Michał Jakuszewski, Wydawnictwo MAG, Warszawa 2015, s. 65
[2] Tamże, s. 78
[3] Tamże, s. 36
[4] Tamże, s. 99 – 100
[5] Tamże, s. 74
Mam kilka książek z serii "Uczta wyobraźni" i jeżeli przypadną mi do gustu to pewnie sięgnę i po tą powieść.
OdpowiedzUsuńA czytałaś już jakąś powieść z tej serii? Bo ja mam za sobą lekturę kilku tytułów i żaden mnie nie rozczarował. Trafiały się odrobinę słabsze, ale większość przeczytanych przeze mnie książek opatrzonych napisem UW to bardzo ciekawe wizje czy eksperymenty myślowe.
UsuńPodczas czytania tej książki chyba mocno się chce pić? :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie. I przyznaję, że książka rozbudziła też we mnie ciekawość dotyczącą przywołanego "Cadillac Desert". Zacząłem polowanie na ten tytuł.
UsuńJakże to wymowne dziś, gdy w Polsce w zasadzie na początku roku zaczyna się susza...
OdpowiedzUsuńNie tylko w Polsce. Zarządzenie zasobami wodnymi to problem całego świata, dlatego tak bardzo ciekawi mnie wspomniana książka "Cadillac Desert". Regularnie sprawdzam jej cenę na Book Depository i przy pierwszej dobrej ofercie na pewno ją nabędę ;)
Usuń