Jakiś czas temu moja piękniejsza połowa stwierdziła, że może przez koronawirusa ludzie pójdą po rozum do głowy i przestaną zaciągać kredyty bez opamiętania oraz w przekonaniu, że są nieśmiertelni a świat będzie zawsze taki, jak chcą. Niestety mam wrażenie, że przynajmniej w Polsce nic takiego nie nastąpi, między innymi z powodu konsekwentnego działania władz wszystkich poprzednich i obecnych, a z pewnością i następnych kadencji. Wszyscy są bowiem zainteresowani, by społeczeństwo się zadłużało na nie niezbędne cele, gdyż to napędza gospodarkę.
Do działań rządu dochodzi jeszcze obciążenie historyczne, czyli perspektywa czasowa (Time perspective). Wśród Polaków dominują orientacje na przeszłość i teraźniejszość, a to nie sprzyja analizie ryzyka i zabezpieczaniu się „na złe czasy”, sprzyja natomiast choćby braniu kredytów. Orientacja czasowa jest też lepszym prognostykiem przyszłości niż inne badania psychologiczne, a to również dobrze nie wróży. Jestem gotów się założyć, że koronawirus poza pojedynczymi przypadkami, nic tutaj nie zmieni.
Może nie wszystkie kraje na świecie, ale na pewno kraje kapitalistyczne („demokratyczne”), świadomie przeznaczają na konsumpcję więcej niż mają, gdyż jak już wspomniałem, napędza to gospodarkę. W dziele tym rządy są wspierane z zapałem przez banki i wszelkie inne przedsięwzięcia kredytowe, co prowadzi co jakiś czas do katastrofy, ale nikt się tym nie przejmuje, bo jak zwykle najwięcej tracą biedni, a najbogatsi tylko zyskują. Z tego samego też powodu, czyli ze względu na spodziewane zyski, sektor handlowy jest więcej niż zainteresowany w popieraniu mody na codzienne zakupy, gdyż odpada wtedy problem magazynowania towaru – łatwo ocenić dzienne zapotrzebowanie i sklepy coraz częściej posiadają pokrycie tylko w takim zakresie. Gdyby klienci robili zakupy powiedzmy raz na tydzień, a nie daj Boże jeszcze rzadziej, magazyny sklepowe musiałyby być znacznie większe na wypadek, gdyby ci cotygodniowi przyszli wszyscy jednego dnia.
Nie wiem jak jest w innych krajach, ale na przykład w Niemczech urzędy rozprowadzają wśród obywateli instrukcje, jak powinni się przygotować na wypadek katastrofy (wojny, blackoutu, zarazy czy innego dopustu Bożego) – jakiego rodzaju i jak duże powinni mieć zapasy, jakie przygotować wyposażenie, itd. Propaguje się też posiadanie oszczędności na poziomie kilkumiesięcznych dochodów na wypadek choroby, utraty pracy czy innych zdarzeń. Skandynawowie takie ulotki otrzymują nawet do domów. W Polsce podobne rządowe materiały, wątpliwej zresztą wartości, można odszukać tylko w najciemniejszych zakamarkach na govie, ale najpierw trzeba by wiedzieć, że coś takiego w ogóle tam jest. Dla odmiany co pewien czas propagowane są w telewizji wypowiedzi osób zadowolonych z kupowania co dzień „wszystkiego świeżego” i wyśmiewane są osoby robiące zapasy. Tylko jak może być świeże coś, co ma rok czy więcej lat przydatności do spożycia i po co kupować to na bieżąco, skoro można podobne towary kupować choćby raz na kwartał? Jest to nie tylko rozsądne (zapasy), ale i ekologiczne (mniej kursów do sklepów).
Podobnie ma się sprawa z finansami. Sprawa frankowiczów jest jednym z dowodów na to, że kolejne rządy dążą do zniewolenia społeczeństwa, bo czym innym niż niewolnikiem jest ktoś, kto pracuje i mieszka w domu, który do niego nie należy, który do pracy jeździ nie swoim samochodem, a nawet wyposażenie domu nie jest jego własnością, bowiem wszystko należy do banków. Gdy coś pójdzie nie tak zostaje nie tylko, że bez niczego, ale jeszcze z długami. Jeśli dobrze poszukacie w sieci, być może jeszcze znajdziecie na forach głosy frankowiczów, którzy naśmiewali się z biorących kredyty w złotówkach i chwalili się swoją mądrością oraz sprytem – wyliczali ile zaoszczędzili („zarobili”) w stosunku to tych idiotów kredytowanych w PLN. Udawali, że nie wiedzą, że im większy możliwy zysk, tym większe ryzyko. A gdy sprawa się rypła, państwo postanowiło im dopłacić z kieszeni innych obywateli, przez co dopiero wtedy „złotówkowicze” stali się prawdziwymi idiotami.
We wszystkich opracowaniach o tym, jak ludzie tracili realną wartość oszczędności przy kolejnych zawirowaniach polskiej polityki i bankowości pomija się milczeniem fakt, że to biło tylko w jedną stronę; jeśli miałeś oszczędności, to traciłeś, ale jeśli miałeś kredyt, to ci się wcale nie upiekło.
W Polsce wojny nie będzie. Może być w Jugosławi albo na Ukrainie, ale nie u nas. Blackoutu u nas nie będzie, tylko Niemcy są tacy głupi, by się na podobną okoliczność przygotowywać. Prawdziwa zaraza to może być we Włoszech, albo w Ameryce. I tak dalej.
Jestem przekonany, że ludzie dalej będą się zadłużać, nie tylko dlatego, że muszą, ale dlatego, że chcą mieć samochód, dom czy telewizor, którego sąsiedzi pozazdroszczą. Zastaw się a postaw się. Koronawirus nic tu nie zmieni, bo mamy to we krwi od wieków.
Ponieważ jednak te moje rozmyślania dotyczą tylko większości, a wiem, że zawsze jest trochę outsiderów, którzy myślą inaczej, więc już wkrótce coś dla domowych preppersów - recenzja solarnej ładowarki za grosze i radia nasłuchowego (nie za grosze niestety).
Pozdrawiam serdecznie wszystkich przezornych.
Wasz Andrew
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)