Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

sobota, 23 lutego 2013

Charles Bukowski "Listonosz" - Pani listonosz umiera na raka

Okładka książki Listonosz 

Listonosz

Charles Bukowski

Tytuł oryginału: Post Office
Tłumaczenie: Marek Fedyszak
Wydawnictwo: Oficyna Literacka Noir sur Blanc
Liczba stron: 214






Osobę Charles’a Bukowskiego z pewnością można określić mianem literackiego fenomenu. Urodzony w 1920 roku w Niemczech artysta był pisarzem, poetą, rysownikiem, a także scenarzystą filmowym. Jego twórczość często porównywana jest z dorobkiem Henry’ego Millera, chociaż Bukowski dopiero pod koniec lat pięćdziesiątych doczekał się pochlebnych słów ze strony krytyki. Styl obu panów jest niezwykle dosadny, a przy tym bardzo lapidarny. Zwięzłość formy nie przeszkadza jednak w zawarciu ogromu bardzo celnych i trafnych spostrzeżeń. Bukowski wzbudzał ogromne zainteresowanie wśród czytelników również ze względu na styl życia, jaki prowadził. Przepełnione kobietami, seksem, alkoholem oraz hazardem było jedną wielką awanturą oraz prowokacją. Zrozumiałe jest zatem postrzeganie Bukowskiego jako niepokornego buntownika, outsidera egzystującego poza granicami dobrego smaku, społecznego wyrzutka. Bezpardonowe sądy bez cienia zażenowania obalające obyczajowe normy, gwałcone wręcz tematy tabu, przysporzyły mu tylu samu fanów, co przeciwników. Ten kontrowersyjny artysta, który zmarł w 1994 roku na białaczkę, pozostawił po sobie bogaty dorobek, na których składa się ponad trzydzieści książek oraz tomików poezji.
 
Pierwszą powieścią Bukowskiego, która ukazała się na rynku czytelniczym w 1971 roku był Listonosz. Warto w tym momencie nadmienić, że autor, tworząc kolejne książki bardzo często czerpał garściami z własnego życia. Nie inaczej było w tym przypadku, bowiem Bukowski na początku lat 50. podjął pracę na poczcie (United States Postal Service), z którą związany był dwanaście lat, najpierw na stanowisku listonosza, a następnie jako urzędnik pocztowy. Główny bohater, alter ego pisarza, ćma barowa pojawiająca się również w innych powieściach, Henry Chinaski za sprawą informacji od miejscowego pijaczyny zatrudnia się jako pracownik tymczasowy na Amerykańskiej Poczcie. Praca wydaje się na tyle lekka, a przy tym przyjemna, że Chinanski postanawia zdać egzaminy i zostać skoczkiem, czyli zastępcą doręczyciela listów. Niestety rzeczywistość okazuje się zgoła inna niż marzył to sobie Chinanski. Robota jest dość nużąca, wcale nie taka prosta, a na dobitkę szef to klasyczny upierdliwy jełop, który nigdy nie przepuści absolutnie żadnej okazji, żeby dogryźć nielubianemu podwładnemu.

Każdy dzień zaczyna się tak samo. Godzina piąta rano w budynku poczty i oczekiwanie na wiadomość o tym, że któryś z etatowych doręczycieli poczty zachorował, albo z innych powodów nie zjawi się w pracy. Jeśli tak, dalsza część dnia schodzi na mozolnych wędrówkach pomiędzy kolejnymi skrzynkami pocztowymi, którym towarzyszy świadomość, że i tak nigdy nie zdąży się na czas, nawet, jeśli poświęci się następną przerwę na lunch.
 
Z doświadczeń Chinanskiego, który jest pierwszoosobowym narratorem powieści i na świat patrzy pełen ironii oraz gorzkiego cynizmu, wynika, że nawet praca zastępcy listonosza może przynieść trochę emocji, chociaż i tak będą dominowały nuda oraz frustracja. Nie brakuje również wszelakiej maści przygód, jak przypadkowy seks z adresatką jednego z listów, wizyta na plebani i częstowanie się winem mszalnym, walka z rozjuszonym psem, czy ciągłe tłumaczenia się staruszkom, co się stało z etatowym listonoszem (– Spóźnił się pan dzisiaj. – Tak psze pani. – A gdzie się podział etatowy doręczyciel? – Umiera na raka. – Umiera na raka? Harold umiera na raka?).
 
Książkę, napisaną takimi właśnie krótkimi i dosadnymi zdaniami, od czasu do czasu poprzecinaną soczystymi dialogami, czyta się po prostu znakomicie. Wydaje się, że o sile powieści decyduje przede wszystkim postać głównego bohatera, Henry’ego Chinanskiego. Ten życiowy nieudacznik, który zawsze wykonuje pracę poniżej jego możliwości, najczęściej uwłaszczającą i męczącą, automatycznie wzbudza w czytelniku litość oraz przede wszystkim sympatię. Naturalna szczerość, z którą przychodzi mu opowiadać o seksie z kolejnymi kobietami, to bezkompromisowe podejście do życia, dni spędzone przy butelce alkoholu oraz wyprawy na wyścigi konne w celu podreperowania budżetu i zwiększenia swojej stopy życiowej, tylko ową sympatię wzmagają.
 
Chinanski sprawia wrażenie człowieka bez ambicji, a więc osobnika, który nie jest w stanie zazdrościć niczego, ani nikomu. To etatowy leń, któremu o zgrozo, zawsze przypadnie w udziale najcięższa praca, harówka wypruwająca z niego resztki sił, których cały ogrom pochłaniają przecież inne, bardziej męczące nałogi. Równocześnie ten właśnie życiowy ciamajda, od którego odchodzą następne kobiety, w sposób zaskakująco bystry oraz ironiczny potrafi komentować otaczającą go rzeczywistość. Niezrównanie wyłuskuje i dostrzega wszelkie absurdy, którymi gęsto usiane jest codzienne życie. Piekielnie inteligentny, diabelsko zmęczony, wiecznie skacowany – takiego człowieka nie da się nie lubić, nawet jeśli za grosz nie można na niego liczyć.
 
Chinanski zdaje się wszystko robić nie tak. Jak gdyby celowo wybiera zawody poniżające, w których w żaden sposób nie można się spełnić, zrealizować, demonstrując w ten sposób, że nie ma zamiaru o nic walczyć, z nikim nie rywalizować, nie brać udziału w żadnym wyścigu szczurów o sławę, tytuły, czy pieniądze. Najwłaściwsza w jego opinii wydaje się praca, którą można odbębnić, a potem skupić się na tym, co jest naprawdę ważne. Chinanski świadomie lub nie udowadnia, że mogą istnieć w życiu jeszcze inne priorytety niż tylko zawodowa kariera, która dla wielu współczesnych osobników staje się celem samym w sobie. W moim mniemaniu postać Chinanskiego uczy luzu oraz zachowania należytego dystansu wobec wykonywanych przez nas zajęć. Być może za sprawą książki Bukowskiego zaczniemy postrzegać się jako nadętych dupków, ale przynajmniej zrozumiemy, że nie jesteśmy pępkiem świata, a bezrobotny wcale nie musi być synonimem głupka, czy niedorajdy.
 

I tak na zakończenie, żeby udowodnić, że proza Bukowskiego ma naprawdę to coś, zaserwuję fragment o odbytach. Smacznego!
 
– CÓŻ OKROPNEGO JEST W ODBYTACH, KOTKU?! – Wykrzykiwałem z kuchni. – TY MASZ ODBYT, JA MAM ODBYT! CHODZISZ DO SKLEPU I KUPUJESZ BEFSZTYK Z POLĘDWICY, KTÓRA TEŻ MIAŁA ODBYT! ODBYTY POKRYWAJĄ KULĘ ZIEMSKĄ! DRZEWA W PEWNYM SENSIE TEŻ MAJĄ ODBYTY, ALE NIE MOŻNA ICH ZNALEŹĆ, ZRZUCAJĄ TYLKO LIŚCIE. TWÓJ ODBYT, MÓJ ODBYT; ŚWIAT WYPEŁNIAJĄ MILIARDY ODBYTÓW. PREZDYENT MA ODBYT, CHŁOPAK Z MYJNI SAMOCHODOWEJ MA ODBYT, SĘDZIA I ZABÓJCA MAJĄ ODBYTY... NAWET PURPUROWA SZPILKA DO KRAWATA GO MA!
 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)