Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

czwartek, 10 lipca 2025

Ken Bruen „W ciszy Galway” - „Jack Taylor” #14 😑


Dopiero co opisywałem Wam moje wrażenia z trzynastej części serii powieściowej „Jack Taylor” pióra niedawno zmarłego irlandzkiego mistrza kryminału noir zatytułowanej „Duchy Galway”. Niestety – konkluzja z lektury części czternastej cyklu pod tytułem „W ciszy Galway” jest toczka w toczkę taka sama. Szkoda czasu na pisanie ponownie dokładnie tego samego...




P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df

środa, 9 lipca 2025

"Dowódca niszczyciela" Tameichi Hara, Roger Pineau, Fred Saito - O morskiej potędze Japonii

Tameichi Hara, Roger Pineau, Fred Saito

Dowódca niszczyciela

Tytuł oryginału: Teikoku kaigun no saigo
Tłumaczenie z j. ang.: Aleksander Pogorzelski
Wydawnictwo: Oficyna Wydawnicza Finna
Seria: Z Kotwiczką
Liczba stron440

 
 

Powiedzenie, którego popularyzację przypisuje się Winstonowi Churchillowi mówi, że historię piszą zwycięzcy i w pewnym sensie oddaje ono sposób funkcjonowania rzeczywistości – pozostające w powszechnym obiegu wyobrażenia (nierzadko bazujące na uproszczeniach, myślowych schematach czy przekłamaniach) na temat danych wydarzeń z przeszłości, dotyczących wojennych epizodów, są w ogromnej mierze kształtowane przez tych, którzy konflikt wygrali. Perspektywa przegranych pozostaje gdzieś na marginesie oficjalnego dyskursu, choć każdy, kto pragnie zyskać pełny obraz sytuacyjny, dąży do tego, by ją poznać. O tym jak wartościowe są zwierzenia tych, którzy wcześniej znajdowali się po przeciwnej stronie barykady, można przekonać się sięgając po książkę Dowódca niszczyciela, autorstwa Tameichiego Hary, Rogera Pineau oraz Freda Saito.

wtorek, 8 lipca 2025

Ken Bruen „Duchy Galway” - „Jack Taylor” #13 😑


Do niedawna powiedziałbym, że jestem fanem Kena Bruena, zmarłego niedawno irlandzkiego pisarza (1951-2025) specjalizującego się w hardboiled and noir crime fiction. Świadomie używam tych terminów zamiast rodzimych odpowiedników, gdyż perfekcyjnie oddają niepowtarzalny, niedościgniony sznyt jego prozy. W dodatku angielski to łacina naszych czasów, więc po co tłumaczyć…

Moja znajomość z twórczością Bruena zaczęła się od genialnej w pełnym tego słowa znaczeniu powieści „Londyński Bulwar” (tłum.  Koziej Magdalena), dużo lepszej nawet niż jej udana ekranizacja i „Strażnicy bezprawia” (tytuł oryg, „The Guards” tłum. Sławomir Kędzierski) otwierającej cykl „Jack Taylor” o facecie wywalonym z irlandzkiej policji i przyciągającym kłopoty niczym magnes.

Oczywiście, jak wszystko, co wyjątkowe, wspomniane książki mają równie zajadłych przeciwników, co i zwolenników. Rozumiem, gdyż unikalny styl, zarazem lapidarny i bogaty, piekielnie mroczny i błyszczący wisielczym humorem, leniwy jak liryczna ballada i brutalny jak uderzenie pięścią poprawione kopem, nie każdemu pasuje, zwłaszcza przeintelektualizowanym zawodowym krytykom.

Polityka polskiego przemysłu wydawniczego wobec twórczości Kena Bruena jest godna kraju Zulu-Gula. Po pierwszej części „Jacka Taylora” ukazały się… 13 i 14. Witamy w kraju nad Wisłą!

Chcąc nie chcąc sięgnąłem więc po trzynastkę, czyli „Duchy Galway”. Fabuły nie zdradzę, wiadomo – taki as najlepiej bierze z zaskoczenia. Akcja, klimat i jeszcze raz akcja. Tylko…

Nie wiem, czy to już nie jest ten Bruen, czy nie to tłumaczenie (teraz Marcin Żuchowski). Mam wrażenie, że przede wszystkim to drugie. Jak by nie było, jeśli chodzi o to rodzime wydanie, powieść nie zachwyciła mnie tak jak poprzednie. Jeśli więc nie czytaliście wspomnianych wcześniej dwóch powieści Bruena, to od nich zacznijcie. A ja, trochę zawiedziony, nadal będę czatował na kolejne książki autora. Ta była tylko dobra. Chaotyczna narracja, niezbyt przekonująca, w ogóle czegoś brak. No, ale jak ktoś polubił Bruena, to nic innego mu nie pozostaje, jak brać to, co jest. Może kiedyś pojawi się inne tłumaczenie, to się porówna...



P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df

poniedziałek, 7 lipca 2025

Charlotte Link „Ciemna woda” - „Kate Linville & Caleb Hale” #5 ♥♥♥


Charlotte Link, współczesna niemiecka pisarka specjalizująca się w powieściach kryminalnych z rysem psychologicznym, jest dość wyjątkowa, gdyż jej dzieła są tak brytyjskie w swej specyfice, że aż trudno uwierzyć, iż wyszły spod niemieckiego pióra. Umieszczanie akcji swych książek w innym kraju niż rodzinny lub ten, w którym się mieszka, jest dość wyjątkowe wśród tych autorów, którzy osiągnęli sukces na skalę międzynarodową. Z reguły okazuje się to ryzykownym rozwiązaniem, o czym przekonał się przynajmniej jeden z naszych rodzimych autorów z niezłym potencjałem, który spalił na panewce. Nieznajomość realiów na dłuższą metę nie popłaca. A Charlotte… daje radę. I to jak!

Konsekwentnie kontynuując poznawanie cyklu powieściowego „Kate Linville & Caleb Hale” sięgnąłem po „Ciemną wodę”, piątą odsłonę serii. Fabuły oczywiście nie będę zdradzał, lecz nadmienię, iż opowieść rozpoczyna się z rozmachem i niezwykle krwawo, nie tylko jak na tę autorkę; na odludnej plaży w skalistym wybrzeżu Szkocji zostają brutalnie wymordowane dwie rodziny.

Nasza protagonistka komisarz brytyjskiej policji Kate Linville i jej przyjaciel Caleb Hale będą musieli się zmierzyć z wyzwaniem, którego trudności się nie spodziewają. Co i jak przeczytajcie sami.

Nie cierpię serii powieściowych, w których autorowi brakuje z czasem pomysłów i po prostu odcina kupony od sukcesu pierwszej książki, a poziom następnych permanentnie spada (syndrom „Diuny”). Wolę te, w których pisarz trzyma formę aż do samego końca, ale Link w tym cyklu mnie zaskoczyła – poziom rósł powoli, jakby wzbierał, a w tej części eksplodowała prawdziwa bomba. Ta powieść przyniosłaby chlubę każdemu autorowi. Świetnie wyważony miks klasycznej powieści detektywistycznej, policyjnej i thrillera z bardzo wyraźnym, głębokim rysem psychologicznym, w dodatku zajmującym popierane przeze mnie stanowisko w pewnym sporze toczonym wśród psychologów i psychiatrów. Niepowtarzalna atmosfera miejsca i sytuacji, zagadki i zagrożenia; trudno się od tego oderwać. Jedynym minusem są ciągle te same błędy popełniane przez protagonistkę od początku jej kariery – wciąż pakuje się w kłopoty przy braku wsparcia i łączności. Tak jakby w ogóle się nie uczyła, choć konsekwencje za każdym razem były poważne. I tak na okrągło, z książki na książkę. Ten feler obciąża cały cykl powieściowy; jeśli jednak rozpatrujemy „Ciemną wodę” jako osobną całość, to jest genialna w swym gatunku.

Gorąco polecam.


P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df

niedziela, 6 lipca 2025

John Le Carré „Agent w terenie” - coś dla myślących o szpiegostwie ♥♥♥


John Le Carré właśc. David John Moore Cornwell (1931 - 2020), były brytyjski agent MI6, to pisarz bardzo specyficzny. Jego powieści charakteryzuje piękna narracja, bardzo realistyczne oddanie specyfiki klimatu służb, miejsca i czasu, bez stosowania tanich chwytów z poradników na produkcję bestsellerów. Nie każdemu to pasuje – realizm jest czasem „nudny”.

„Agent w terenie” to kolejne już moje spotkanie z prozą tego autora. Jak zwykle radosna twórczość naszych wydawców dała o sobie znać – polska edycja, co jest już normą, musiała otrzymać tytuł odmienny od oryginalnego („Agent Running in the Field„). Aż ciśnie się pytanie z lekcji języka polskiego ze szkoły podstawowej - Co geniusze mieli na myśli? No, ale jest jak jest, ponarzekać można. W kraju Zulu-Gula nie należy oczekiwać logiki w żadnej dziedzinie.

Wybrałem wersję audio z głosem Adama Baumana i zacząłem słuchać. Jak zwykle fabuły nie będę zbytnio przybliżał, ale zdradzę, iż głównym bohaterem jest prawie emerytowany szpieg i to narzuca specyficzną perspektywę, z której widzimy rzeczywistość służb i polityki, nie tylko zresztą brytyjskich. Jest to też, ciekawe czy świadomy, czy nie, zabieg zbliżający treść książki do życiowego i zawodowego doświadczenia autora oraz jego prognoz na przyszłość.

Świetnie się to czyta, narracja wciąga powoli, akcja też się powoli nakręca, bez pościgów, strzelanin i innych takich, choć z każdą chwilą staje się jasne, że stawką może być życie. A jeśli nie, to co najmniej dłuugie więzienie. W wymiarze indywidualnym oczywiście, bo w globalnym to sami wiecie – Królestwo, racja stanu, dobro powszechne, pokój i co tam jeszcze można wymyślić. No a zakończenie? Crème de la crème, choć mam na myśli nie ostatnie sceny, a zakończenie intrygi szpiegowskiej.

Zwróciłem też uwagę, że bardzo mocno dostaje się zwolennikom brexitu, a jeszcze mocniej Trumpowi. Ponieważ zaś podobna sytuacja uderzyła mnie i w następnej powieści, po którą sięgnąłem, a o której niebawem, pochodzącej również spod pióra brytyjskiego pisarza, choć młodszego pokolenia, to zastanawia mnie, na ile to powszechne przekonania w UK i jak się one rozkładają w strukturze społecznej pod względem wykształcenia, majętności, wieku, itd.

Jeśli chodzi o rekomendacje czytelnicze, to jestem jak najbardziej na tak i polecam gorąco każdemu. W szczególności zaś tym, którzy myślą o podjęciu prac w naszych służbach, lub zostania agentami służb obcych. „Agent Running in the Field„ jak niewiele innych książek unaocznia, jak skomplikowana stała się rzeczywistość służb w XXI wieku i jak łatwo dostać w plecy. I to z perspektywy Wielkiej Brytanii, kraju bądź co bądź o dużo większej niż Polska stabilności państwa oraz wszystkich jego organów, celów i priorytetów.

Żal tylko, że Le Carré już niczego nie napisze… To przedostatnia powieść w jego dorobku...


P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df

sobota, 5 lipca 2025

Marcel Moss „Utraceni" - „Echo” #1 DNF ☹


Marcel Moss to jeden z bardziej popularnych (w sensie lansowanych) współczesnych polskich pisarzy, w szczególności wśród tych specjalizujących się w kryminale, sensacji i thrillerze. Dotąd nie odważyłem się sięgnąć po żadną jego powieść, choć chwalone są za aktualne treści, podnoszenie ważkich probemów i inne walory. Szczególnie powstrzymywały mnie moje smutne czytelnicze doświadczenia z innym krajowymi rewolwerowymi piórami będącymi gwiazdami polskiego rynku wydawniczego. Swoją drogą – ciekawe pytanie, dlaczego u nas promuje się autorów, którzy nie mają szans na trwałe wejście do dorobku literatury, ani na trwały sukces eksportowy, i marnotrawi się środki, by z ich wypocin zrobić bestsellery? Za PRL jak ktoś był prawdziwą gwiazdą (Lem, Kapuściński), to był nią i w kraju, i na całym świecie…

No, ale wróćmy do tematu. W końcu sięgnąłem po Mossa. Nie wybrałem niczego z początków jego kariery, ale powieść „Utraceni” otwierającą cykl „Echo”, która swoją premierę miała w 2021 roku. Postawiłem na audiobook z głosem Adama Baumana i zacząłem słuchać.



czwartek, 3 lipca 2025

Kamil Janicki „Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa” - must read ♥♥♥


„Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa”… Nie przepadam za takimi długimi tytułami. Rozumiem jednak, że Kamil Janicki, współczesny polski pisarz i publicysta (ur. 1987), nie miał innego wyjścia, gdyż tytuł jednowyrazowy, bez rozwinięcia, zniknąłby w serii podobnych, które się ukazały i nikogo by do lektury nie zachęcił. Sięgając po to dzieło nie wiedziałem w zasadzie czego się spodziewać; wybrałem formę audio, której głosu użyczył Bartosz Głogowski, i zacząłem słuchać.

Od razu „zaliczę” temat audiobooka jako takiego, Lektor, choć mniej znany, daje radę i forma książki czytanej jest równorzędną dla literek. Co zaś do treści…



poniedziałek, 30 czerwca 2025

Michał Gołkowski „Błoto” - „Stalowe szczury #1” ♥♥♥


Dotąd byłem nie tyle fanem Michała Gołkowskiego, współczesnego (ur. 1981) polskiego pisarza i tłumacza, co jego cyklu powieściowego „SybirPunk”, gdyż tylko to z jego twórczości poznałem. Nie mogąc się doczekać czegoś pokrewnego, co by wyszło spod jego pióra, sięgnąłem po „Błoto” otwierające serię powieściową „Stalowe szczury”. Powstrzymałem się, jak to u mnie najczęściej, od jakiegokolwiek researchu na temat dzieła z zamiarem pozwolenia, by przemówiło samo za siebie. Pewne obawy były, no bo gdzie future SF, a gdzie pierwsza wojna światowa, a tego ostatniego się spodziewałem na podstawie grafiki zdobiącej okładkę. No, ale raz kozie śmierć. Wybrałem formę audio w interpretacji Filipa Kosiora i zacząłem słuchać.

Początek bardzo mi się spodobał – pierwsza wojna światowa widziana oczami Niemców, głównie eks-oficera dowodzącego szturmową karną kompanią na froncie zachodnim. Potem, gdy zauważyłem, że zmierza to w kierunku steampunka, prawie się się przeraziłem. Do końca chyba życia będzie mnie prześladować wspomnienie grafomańskiego wybryku „Orzeł bielszy niż gołębica” popełnionego przez Konrada T. Lewandowskiego, który od lat jest w rawskim Dyskusyjnym Klubie Książki synonimem literackiej beznadziei. Owszem, cyberpunk, a właściwie sybirpunk, wyszedł Gołkowskiemu genialnie, no ale gdzie cyber, a gdzie steam… Słuchałem jednak dalej…

No i okazało się, że rzecz, która na początku mnie wciągnęła, jednak nie puściła, i nie tylko dotrwałem do końca, lecz się wręcz rozsmakowałem. A to zakończenie! – niezwykle zaskakujące. Nawet, jak na tę odmianę science fiction, mistrzowsko zaskakujące.

Fabuły nie będę zdradzał, zakończenia tym bardziej. Oczywiście, podobnie jak w „SybirPunku”, opowieść ta to przede wszystkim akcja, ale tyma razem nie tylko. Autorowi udało się genialnie wczuć w klimat, który jak sądzę, jest przekonującym literackim odbiciem atmosfery Wielkiej Wojny, szczególnie zaś rzeczywistości niemieckich oddziałów szturmowych i wojny pozycyjnej. Emocje okopowej nędzy, panicznego strachu, bezsensu wojny, ale przeplatających się z momentami dumy, chwały i bohaterstwa. „Jak pięknie jest umierać za ojczyznę”. Książka wiernie oddaje też rzeczywisty przeskok od wcześniejszych wojen, do pierwszej wojny stechnicyzowanej, przemysłowej. Mamy tu więcej z prawdziwego obrazu I wojny niż w niejednym „poważnym” dziele.

Podobnie,w moim odczuciu, wykreowana przez Gołkowskiego postać protagonisty jest celnym odzwierciedleniem pewnego typu człowieka objawiającego szczególne cechy drzemiące w bliżej niekreślonej liczbie ludzi, ale ujawniające się tylko w określonych okolicznościach.

Oczywiście, taki sukces, w postaci udanego dzieła w bardzo trudnym gatunku, nie bierze się znikąd. Podobnie jak w przypadku „SybirPunka” tak przekonujące oddanie realnych elementów nie byłoby możliwe bez tytanicznej pracy przy researchu, którą pisarz musiał wykonać. Tym bardziej, że „Błoto” to całkowicie odmienny czas i rejon kulturowy niż Rosja przyszłości z „SybirPunka”.

Narracja jest tak dynamiczna i plastyczna, że bez problemu przeniosłem się w świat przedstawiony i audiobooka wręcz połknąłem. Filip Kosior dał radę! Jedyne, czego żałuję, to że głównym bohaterem nie jest Polak. W końcu po obu stronach Wielkiej Wojny nasi brali czynny udział, co niemal nie ma odbicia w naszej świadomości historycznej. Polecam na przykład historię drugiego i trzeciego w dziejach niemieckiego wojska szturmu z użyciem masowego ataku gazowego, jakie miały miejsce niedaleko Skierniewic, w których jak zwykle, i po stronie zwycięzców, i ofiar, byli Polacy. No, ale z założeń fabuły powieści, a jeszcze bardziej cyklu powieściowego, wynikało, że protagonistą musiał być Niemiec. Może to i dobrze…

Oczywiście, nie jest to powieść dla każdego. Steampunk to specyficzny kanon, więc jeśli nie jesteście jego fanem, nie polecałbym od „Błota” zaczynać poznawania dorobku Michała Gołkowskiego. Dla mnie jednak była to bomba, chociaż za tym podgatunkiem fantastyki nie przepadam. I choć „SybirPunka” oceniam wyżej; w końcu steampunk to nie cyperpunk, a ja w SF wolę więcej science niż fiction, to już nie mogę się doczekać drugiej części „Stalowych szczurów”. Polecam gorąco.


P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df