Elfriede Jelinek
Pożądanie
Kolorowa fotografia. Trzyosobowa rodzina. Przyjęte pozy raczej sztuczne, brak w nich naturalności. Uśmiechy wymuszone, nieszczere. Mężczyzna postawny, o surowym i władczym spojrzeniu. W jego objęciu kobieta, elegancko ubrana, wzrok melancholijny, z wyrazu twarzy można odczytać coś na wzór rezygnacji, zobojętnienia, uległości. Najwięcej życia widać w sylwetce dziecka, choć i jego twarz naznaczona jest trudnym do uchwycenia i wyrażenia cieniem. Być może to jarzmo świadomości, wynikającej z tego, że ujrzało zbyt wiele? Przyjrzymy się jeszcze raz zdjęciu, bo to jego ostatnie chwile. Zaraz dokonamy wiwisekcji. Zetrzemy błyszczący lakier, tę najbardziej zewnętrzną warstwę, by przekonać się, co się pod nią skrywa. Odkrycia mogą być nieprzyjemne, ale konieczne, bowiem powiedzą nam wiele na temat mrocznych aspektów człowieczej natury. Przygotujemy się na najgorsze, bo oto ze skalpelem pewnie dzierżonym w dłoni wkracza Elfriede Jelinek (ur. 1946), austriacka pisarka i feministka, laureatka Literackiej Nagrody Nobla w roku 2004, autorka powieści Pożądanie.
Osią, wokół której toczy się akcja utworu są losy żony dyrektora papierni. Jej żywot zmienia się w niemałą udrękę, gdy mąż – szef największego zakładu w niewielkim, alpejskim miasteczku, a więc jedna z najważniejszych osób w najbliższej okolicy, ciesząca się, z racji sprawowanej władzy, powszechnym szacunkiem, ale i wzbudzająca niemały lęk – jako człowiek przezorny, w dobie rozprzestrzeniającej się epidemii AIDS, minimalizuje ryzyko zachorowania poprzez zakończenie przygodnych znajomości i przypadkowych aktów seksualnych. Odtąd w życiu mężczyzny jest jedna kobieta, własna żona. Do jej obowiązków należy zaspokajanie ogromnych, niewyczerpanych, lubieżnych potrzeb seksualnych męża. Na kolejnych stronach obserwujemy gehennę kobiety, tężejący opór i próby wyrwania się z przeklętego kręgu seksualnego zniewolenia.
Pożądanie to lektura niełatwa i to w dwójnasób. Z jednej strony autorka nasyca swoje zdania brutalnością oraz naturalizmem, które mogą odrzucać, odstręczać, zniesmaczać. Bohaterka, Gerti (jej imię poznajemy dopiero na 48 stronie, liczącego 227 stron utworu) to postać tragiczna, bowiem w pełni uprzedmiotowiona przez swojego małżonka, redukującego ją do roli seksualnego obiektu, który można dowolnie wykorzystywać, używać, a więc i poniżać, upokarzać. Jakiekolwiek uczucia Gerti zostają wyciszone, stłumione, zepchnięte na drugi plan – liczą się jedynie zachcianki mężczyzny, który nie waha się zastosować przemocy, by je zrealizować (Ale dziecko mogłoby usłyszeć, gdyby sięgnąć teraz po jej ziejącą pustkę, kobieta prosi, by to rozważył, z nadzieją, że umknie. Nic z tego, już ją wyprowadza, ma być posłuszna jego popędowi [1]). Kobieta jest na tyle ubezwłasnowolniona, sponiewierana, zaszczuta i otumaniona, że nawet, gdy usiłuje się zbuntować poprzez rozpoczęcie romansu z młodszym, przypadkowym osobnikiem, nie potrafi ona nawiązać żadnej relacji, poza seksualną. Sfera uczuć wydaje się być dla niej niedostępna, jakby jakikolwiek dialog pomiędzy mężczyzną, a kobietą był niemożliwy, jak gdyby każdy kontakt sprowadzał się wyłącznie do tytułowego pożądania. W obliczu wynikającej stąd beznadziei, jedyne ukojenie przynosi alkohol, który zamracza, ogłusza, odcinając tym samym, choćby na moment, od pasma udręk i nieszczęść.
Przeciwieństwem Gerti jest jej małżonek Hermann, człowiek nie znoszący sprzeciwu (czy nawet zdający się nie rozumieć, że ktoś może nie podporządkować się jego woli), biorący od życia to, na co we własnym mniemaniu zasługuje. Postać Hermanna jest o tyle symboliczna, że reprezentuje nie tylko męski szowinizm, agresję (seksualną, fizyczną, jak i psychiczną) wobec kobiet, seksistowski układ społecznej umowy, wedle której kobieta jest dopełnieniem mężczyzny, słabszą płcią, istotą podlejszą, przeznaczoną do wykonywania mniej chwalebnych funkcji. Hermann, jako dyrektor fabryki, osobnik, którego widzimisię decyduje o sytuacji materialnej wielu mieszkańców miasteczka (utrata pracy w zakładzie papierniczym to niemal pewne bezrobocie) to także przedstawiciel agresywnego kapitalizmu, który goniąc za ciągłym zyskiem (z roku na rok winien być on oczywiście coraz większy, także wtedy, gdy przeczy temu rynkowa koniunktura), dehumanizuje podległe mu jednostki, ograniczając ich przymioty do tych świadczących o czystej utylitarności (Welony zasłon napinają się między kobietą w skorupie a resztą, która też ma jakąś własność i właściwości. Biedacy, i oni posiadają domy, okalające ich życzliwe twarze, dzieli ich wciąż to samo. W takiej pozycji zasypiają: w przywiązaniu do dyrektora, który oddychając, jest ich przedwiecznym ojcem. Ten mężczyzna, wsączający w nich prawdę jak tchnienie, rządzi z absolutną oczywistością (…) [2]). Kwintesencją tej mieszaniny zależności i użyteczności jest zakładowy chór, który zakłada Hermann, po to, by móc nim dyrygować – tajemnicą poliszynela jest, że pracownicy będący członkami chóru, mogą liczyć na lepsze (bardziej ludzkie) traktowanie. Ostatnim puzzlem układanki wszechwładzy Hermanna jest syn, który mimo młodego wieku, z równą pokorą musi spełniać polecenia ojca. Stąd „pasją” chłopca są skrzypce. Większym wyzwaniem jest poskromienie wrodzonej ciekawości dziecka, które niejednokrotnie nakrywa rodziców w dwuznacznych pozach, ale i tutaj zmyślny Hermann znajduje rozwiązanie – farmakologiczny koktajl pozwala ujarzmić nieposłuszeństwo potomka, który podobnie jak matka czy podwładni nie są niczym więcej, jak tylko narzędziami w rękach Hermanna.
Wspomniana wcześniej trudność czytania Pożądania to także pokłosie stylu, jakim operuje Elfriede Jelinek. Autorka serwuje nam prozę beznamiętną, a przy tym opisową, plastyczną i niezwykłe precyzyjną. Drobiazgowo przybliżone zostają wszelkie perwersyjne fantazje Hermanna, realizowane w seksualnych relacjach z żoną. Ten chłód, lakoniczność, analityczność, konkretność przywodzą na myśl naukowczynię piszącą o obserwowanym i badanym gatunku zwierzęcia, które to jednak wrażenie zostaje zburzone przez nadmiar używanych metafor. Ich obfitość zaciemnia fabułę, momentami zwodzi nas na manowce, zmuszając do intelektualnego wysiłku, by rozstrzygnąć, co jest dosłownym odwzorowaniem rzeczywistości, a co jedynie przenośnią: Mężczyzna mówi słowami ciężkimi jak pestki owoców. Mówi otwarcie. Naciągają w nim wiatry i soki, powtarza, że nie może przestać, dzikimi pazurami, oswojonymi zębami toruje sobie drogę do właściwego miejsca, tam gdzie na jego parówkę poleje się musztarda. Z lasu żoninej pochwy nerwowo odpowiada mu echo [3]; Mężczyzna ściąga z ramion Gerti materiał, z którego uszyto jej marzenia, mnie i rzuca go na podłogę. A ona strząsa na niego ruiny życia, na syna człowieczego, który nie pragnie niczego innego, jak możliwie szybko ją poczuć i wypełnić [4].
Wypadkową elementów, z których Jelinek komponuje Pożądanie jest lektura mroczna, trudna, niełatwa do przyswojenia, zarówno z racji stylu, jak i treści. To wyprawa w trzewia (dosłowne i metaforyczne) człowieczego ciała oraz ludzkiej psychiki, eksploracja pozostających w cieniu zakamarków, które pieczołowicie się ukrywa, ale które w ogromnym stopniu rzutują na naszą egzystencję. To również prowokacyjny, feministyczny manifest, krzyk protestu przeciwko męskości rozumianej jako żądza objęcia w posiadanie wszystkiego, począwszy od ciała i umysłu bliskich osób, poprzez podporządkowanie innych, a skończywszy na pacyfikacji otoczenia i przyrody, która także winna pełnić służebną, i którą można bezkarnie niszczyć, zatruwać, degradować.
P. S. Ukraina wciąż walczy nie tylko o swoją wolność, a my, choćby w pewnym stopniu, możemy pomóc jej obrońcom i obrończyniom, w tym także naszym chłopakom na wojnie. Każde wsparcie i każda wpłata się liczy! Można wspierać na różne sposoby, ale trzeba coś robić. Tutaj zrzutka na naszych medyków pola walki działających na froncie pomagam.pl/dfa8df
------------------------------
[1] Elfriede Jelinek, Pożądanie, przeł. Elżbieta Kalinowska, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2007, s. 24
[2] Tamże, s. 5
[3] Tamże, s. 48
[4] Tamże, s. 91
Książka wydaje mi się ciekawa, ale cytaty, które przytaczasz - choć świetnie dobrane - wywarły na mnie dość odstręczające wrażenie. Prawdopodobnie muszę dojrzeć do tego rodzaju literatury... Niemniej, zapisuję ten tytuł w pamięci. Dziękuję za trop.
OdpowiedzUsuńPrzekaz jest faktycznie ciekawy, ale treść i styl mocno odstręczają. Sam miałem momenty zwątpienia czy uda mi się dokończyć lekturę. Dawno temu czytałem "Wykluczonych", którzy wywarli na mnie bardzo dobre wrażenie i liczyłem, że tu będzie podobnie, ale tak się jednak nie stało.
UsuńW takim razie poszukam "Wykluczonych". Tymczasem wyszperałam w bibliotece zbiór dramatów - bo okazuje się, że Elfriede Jelinek jest również dramaturgiem.
UsuńCiekaw jestem opinii zarówno o "Wykluczonych", jak i o wypożyczonym zbiorze dramatów.
Usuń