Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.
środa, 16 kwietnia 2025
"Dandelions" Yasunari Kawabata - O źródłach i przyczynach traum
Tytuł oryginału: Tanpopo
Tłumaczenie: Michael Emmerich
Wydawnictwo: Penguin Books
Liczba stron: 144
Seria: Penguin Modern Classics
Format: papier
Człowieczy umysł to twór ewolucji i natury na tyle skomplikowany i złożony, że mimo postępu w wielu dziedzinach nauki, wciąż nie potrafimy go w pełni rozgryźć. Nadal, wiele aspektów funkcjonowania naszych mózgów wymyka się naszemu pojmowaniu, wciąż ogrom kwestii pozostaje dla nas zagadkowych i trudnych do wyjaśnienia. Luki w wiedzy objawiają się ze szczególną mocą we wszelakiej maści psychicznych chorobach, którym nie potrafimy zaradzić – bezsilność wobec pogarszającego się stanu zdrowia pacjentów boleśnie uzmysławia nam, jak wiele do odkrycia jest wciąż przed nami. Natomiast o tym jak trudno funkcjonuje się tym, którzy naznaczeni zostają łatką "szaleńca" przypomina nam Yasunari Kawabata (1899 – 1972), prozaik i poeta japoński, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za 1968 rok, autor powieści Dandelions.
Akcja utworu osadzona jest w niewielkim, spokojnym miasteczku Ikuta, położonym nad brzegiem rzeki o tej samej nazwie, w bezpośrednim sąsiedztwie oceanu: Mniszki pokrywały brzegi rzeki Ikuty. Są one wyrazem charakteru miasteczka – Ikuta jest jak wiosna, gdy kwitną mniszki. Trzystu dziewięćdziesięciu czterech z trzydziestu tysięcy mieszkańców ma ponad osiemdziesiąt lat. Tylko jedna rzecz wydaje się nie na miejscu w tym miasteczku: dom wariatów. Choć może to zaleta, że dom wariatów znajduje się w tak nieprzystającym otoczeniu. Być może ktokolwiek zdecydował się umieścić go właśnie tutaj, w tym cichym, sennym, szarzejącym miasteczku, był mędrcem. Nie każdy niespokojny umysł można wyleczyć spokojnym otoczeniem: szaleńcy zamieszkują własne światy, oderwane od rzeczywistości, a prosta zmiana scenerii zwykle nie ma na to większego wpływu [1]. Ośrodek dla obłąkanych w Ikucie to jedna z nielicznych szans na poprawę stanu psychicznego Ineko Kizaki – w chwili rozpoczęcia fabuły jej matka, mimo protestów narzeczonego, pana Kuno, decyduje się pozostawić Ineko pod opieką lekarzy. Młoda kobieta cierpi na rzadkie schorzenie, somagnozję, która przejawia się w tym, że w trudnych do ustalenia momentach przestaje ona widzieć różne składowe rzeczywistości, zdające się mieć dla niej duże znaczenie. Pierwsze objawy ujawniają się przed laty, gdy z pola widzenia znika piłeczka pingpongowa w trakcie zawodów sportowych – wydarzenie wzbudza konfuzję i niepokój, ale prawdziwy dramat zaczyna się, kiedy w trakcie miłosnego współżycia, niewidoczny staje się ukochany Kuno. Kolejne takie przypadki doprowadzają Ineko na skraj psychicznego wyczerpania – zrozpaczona matka szuka wsparcia u tokijskich specjalistów, ale jako, że ci nie potrafią zaoferować żadnej pomocy, decyduje się skorzystać z ostatniej deski ratunku i udać się do renomowanego ośrodka w Ikucie. Rzeczoną dwójkę, matkę oraz pana Kuno, spotykamy w drodze powrotnej z placówki, w której pozostawiono Ineko. Przysłuchując się prowadzonej konwersacji, poznajemy tragiczne losy młodej kobiety, której psychika naznaczona jest potężną raną.
Mniszki to krótka i nieukończona powieść Kawabaty, a mimo to, japoński artysta zdołał poruszyć w niej szereg interesujących tematów. Wątkiem kluczowym jest szeroko rozumiane zdrowie psychiczne. Za sprawą Ineko Kizaki autor sygnalizuje, jak wrażliwym homeostatem jest istota ludzka, która nieustannie narażona jest na działanie szeregu bodźców zewnętrznych – część z nich bywa na tyle intensywna, a przy tym dotkliwa, że pozostawia po sobie trwałe ślady, z którymi niełatwo jest się uporać. Ich wyparcie, usunięcie ze świadomości, zepchnięcie w odmęty niepamięci, nie gwarantuje pozbycia się ich (a tym bardziej ich przezwyciężenia), ba, nierzadko traumy, które sami przed sobą ukrywamy, dają o sobie znać ze wzmożoną siłą, w innych obszarach naszej psychiki. Takie głębokie przemilczenie to także niszczenie przepraw, niezbędnych do przekroczenia bagna naszych problemów – bez nich pomoc jest znacząco utrudniona, bowiem nie sposób wesprzeć kogoś, kto pilnie strzeże źródła swych utrapień, nie pozwalając innym do niego dotrzeć. Rozmowa matki Ineko oraz pana Kuno stopniowo odsłania mrok, jaki spowija przeszłość młodej kobiety – ich dywagacje poświęcone Ineko nierzadko przechodzą w bardziej uniwersalne rozważania orbitujące wokół psychicznej równowagi. Ciekawa jest choćby konstatacja pana Kuno, że: Być może szaleństwo, z perspektywy ludzkości, samo w sobie jest złe, nawet jeśli nie popełnia się przestępstwa z rodzaju tych, które są widoczne, przestępstwa, które krzywdzi inną osobę lub społeczeństwo [2]. Mimo, że, jak zaznacza matka Ineko, każdy w nas nosi sobie zarodek szaleństwa, który kiełkuje w sprzyjających okolicznościach, pan Kuno jest zdania, iż wszelkie psychiczne zaburzenia wzbudzają powszechny niepokój, odrazę czy niechęć – ostrze atawistycznego lęku przed odmiennością zawsze kieruje się przeciw tym, którzy w jakikolwiek sposób odstają od przyjętych standardów, skazując ich na odrzucenie czy ostracyzm.
Niespieszny, melancholijny spacer matki Ineko oraz pana Kuno w drodze do miasteczka, którego jesteśmy świadkami, obfituje w spostrzeżenia nie tylko te bezpośrednio związane z Ineko. Tej pieszej wędrówce zdaje się patronować wypowiedziana przez pana Kuno sentencja: To coś, co mnie ostatnio przeraża – myśl, że coś istnieje, ale nie można tego dostrzec [3]. Co znamienne, szybko okazuje się, że faktycznie, ani matka Ineko, ani pan Kuno, nie są w stanie zarejestrować wszystkiego, co się wokół nich dzieje – pan Kuno nie zauważa drzewa w ośrodku, którego nacięty pień kojarzy się matce Ineko z łzami litości, wylanymi nad niedolą pacjentów, zaś starsza kobieta nie dowierza panu Kuno, że ten faktycznie ujrzał białego szczura oraz białe mlecze. Zatem bohaterowie przekonują się, że „patrzenie” nie jest jednoznaczne z „widzeniem”, że można kroczyć przez życie i przegapiać niejedną istotną rzecz – czytając mowę noblowską Kawabaty (jako dodatek umieszczona jest ona na końcu książki), nawiązującą do estetyki japońskiej przesiąkniętej wpływami buddyzmu, można odnieść wrażenie, że owe umykające elementy rzeczywistości to odwołanie się do buddyjskiego konceptu, zgodnie z którym ludzie, z racji swoich namiętności oraz cierpień, uwikłani są w świat złudzeń (nazwany „maja”). Maja to iluzja, ale na tyle potężna, namacalna i absorbująca, że zakrywa przed człowiekiem prawdę na temat własnej tożsamości oraz związku z Brahmanen (odpowiednikiem Absolutu). Pokonanie wpływu mai to konieczność, by wyjść z cyklu sansary i osiągnąć wyzwolenie (mokszę). W pewnym sensie z taką pajęczyną ułudy i koszmarów mierzyć musi się Ineko – przezwyciężenie demonów przeszłości to jedyna droga do wyzwolenia z oków szaleństwa.
Z baczną obserwacją, z otwartością na impulsy zewnętrzne wiążą się również dygresje poświęcone dzieciom – pan Kuno oraz matka Ineko, pod wpływem wspomnień związanych z dzieciństwem Ineko, stwierdzają, że nienasycona ciekawość to wręcz immanentna cecha najmłodszych, którzy nieustannie zadają pytania, nie zadowalając się przy tym zbywającymi odpowiedziami. Dzieci ciągle są czymś zaskoczone, zaintrygowane, co rusz coś je nurtuje – owa prostolinijność, szczerość w przyznawaniu się do luk w swojej wiedzy sprawia, że są oni idealnymi odkrywcami. Wygaszanie owej zaciętości w eksplorowaniu otaczającej ich świata (poprzez nakaz wkuwania suchych prawideł i dogmatów, nie pozostawiających przestrzeni dla wątpliwości, domysłów, hipotez; poprzez zbywanie i ucinanie potoków zadawanych pytań) to prosta droga do dorosłości naznaczonej rutyną i intelektualną miernością.
Dandelions, jak wszystkie dzieła Yasunariego Kawabaty, to utwór o niespiesznie rozwijającej się fabule. Wykreowana atmosfera jest nieco senna, leniwa, nacechowana melancholią i ulotnością. Prostota i elegancja stylu zawiera się w interesujących partiach dialogowych osadzonych w malowniczych, japońskich sceneriach. Dopełnieniem jest bogata symbolika o dualistycznym sznycie, do której chętnie odwołuje się Japończyk. Tytułowe mniszki mogą wyrażać zarówno wytrwałość, hardość, bowiem owe rośliny dostosowane są do egzystencji także w mniej przyjaznych lokalizacjach, jak i delikatność, zwiewność (owoce mniszka są rozsiewane przez wiatr). Równie dwoista jest natura dzwonu – jego echo może zwiastować czyjeś odejście, zgon, opuszczenie ziemskiego padołu, lecz w klinice do bicia w świątynne dzwony dopuszczani są chorzy – ich aktywność to potwierdzenie istnienia, powiadomienie innych, że mimo zamknięcia, wciąż żyją.
W rezultacie Dandelions to kolejna cegiełka składająca się na monumentalny dorobek Yasunariego Kawabaty, który w wyjątkowy i niepowtarzalny, bo niemal eteryczny, sposób pisze o sztormach zachodzących w ludzkich duszach. To połączenie subtelności opisu i psychologicznego dramatu decyduje o maestrii Japończyka, który swoją prozą dodatkowo przyozdabia w rodzime motywy kulturowe.
---------------------------------
[1] Yasunari Kawabata, Dandelions, przeł. Michael Emmerich, Wydawnictwo Penguin Books, Londyn 2019, s. 3
[2] Tamże, s. 50
[3] Tamże, s. 15
2 komentarze:
Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Tematyka wydaje się ciekawa... Piszesz, że jest to powieść nieukończona. Do tej pory czytałam zaledwie dwie (o ile dobrze pamiętam) nieukończone powieści: „Światło i mrok” Natsumego Sōsekiego oraz „Przypadek F.” Ingeborg Bachmann. Czy po książce Kawabaty widać, że jest niewyszlifowana, niezredagowana?
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o samą fabułę, to powieści japońskie z reguły charakteryzują się otwartym zakończeniem, więc pod tym względem utwór w niczym się nie wyróżnia in minus. Co do redakcji, to jest ona na zdecydowanie wyższym poziomie, niż choćby wspomniane dzieło Sōsekiego.
Usuń