Czarny jak ja
John Howard Griffin
Tytuł oryginału: Black Like Me
Tłumaczenie: Małgorzata Glasenapp
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Terra incognita
Liczba stron: 211
Format: .epub
Zrozumienie bliźniego wymaga od nas ogromnych pokładów empatii, które niezbędne są do przyjęcia odmiennej perspektywy. Tyle, że uczucia oraz wyobraźnia nie zawsze okazują się wystarczające, by w pełni pojąć doświadczenie związane immanentnie z daną materią. Dla przykładu, aby uzmysłowić sobie położenie czarnoskórego obywatela w amerykańskim społeczeństwie (szczególnie w realiach Głębokiego Południa) w późnych latach 50-tych XX wieku, należałoby zetknąć się z wszelkimi upokorzeniami i represjami, jakie spotykają Afroamerykanów wyłącznie z racji koloru skóry. Rzecz trudna, lecz niekoniecznie niewykonalna, o czym przekonuje nas John Howard Griffin (1920 – 1980), pochodzący z Teksasu amerykański dziennikarz i działacz na rzecz ruchu praw obywatelskich, autor niezwykłej książki Czarny jak ja.
Dzieło to relacja z nietypowego eksperymentu, jaki decyduje się przeprowadzić Griffin, który usiłuje odnaleźć odpowiedź na pytanie: (…) jak to jest być Murzynem w kraju, w którym prześladujemy Murzynów [1]. W tym celu autor postanawia przez pewien czas stać się czarnoskórym – leki na bielactwo przyjmowane pod opieką dermatologa w połączeniu z serią naświetleń ultrafioletem oraz zastosowaniem farby do charakteryzacji, pozwalają osiągnąć zdumiewający efekt. Białoskóry John Howard Griffin przemienia się w Afroamerykanina, który jesienią 1959 roku wyrusza w podróż po południowych stanach USA. Regularne zapiski zawierające przeżycia i doznania, które stają się udziałem czarnoskórego Griffina stanowią fundament książki Czarny jak ja.
Dziennik amerykańskiego aktywisty można rozpatrywać na dwóch płaszczyznach. Pierwszą, mniej oczywistą, jest wiwisekcja psychiki człowieka, który dostaje się we władanie maski na tyle potężnej, że jej założenie diametralnie odmienia sposób jego bytowania. W tym kontekście utwór Griffina: Ukazuje zmiany zachodzącego w sercu, ciele i umyśle, kiedy tak zwany obywatel pierwszej kategorii zostaje rzucony na śmietnisko przeznaczone dla kategorii drugiej [2]. Przebranie Griffina jest na tyle doskonałe, że transformacja, jaka dokonuje się za jego sprawą jest (…) całkowita i wstrząsająca [3]. Maska, jaka zostaje przywdziana bezwzględnie determinuje to, jak traktowany jest ten, który ją nosi, zupełnie wymazując dotychczasową tożsamość: Pojąłem, ze nie ma czegoś takiego jak zamaskowany biały człowiek, o ile czarnego koloru nie da się zmyć w każdej chwili. Człowiek o czarnej skórze jest całkowicie Murzynem, bez względu na to, kim był wcześniej [4]. W tym sensie John Griffin staje się kolejnym uświadamiającym sobie przewrotność i wszechwładność maski, w zamyśle jawiącej się jako (…) patrzenie-bez-bycia-widzianym (…) [5], w istocie zaś będącej zaborczą formą, która chciwie pożera nasze jestestwo. Czarna skóra umożliwia Griffinowi poznanie szerokiego wachlarza krzywd i niesprawiedliwości, jakich zaznają Afroamerykanie ze strony uprzywilejowanych białych, tyle, że wszystkich tych niegodziwości Griffin zaznaje na, nomen omen, własnej skórze.
W szerszym ujęciu, Czarny jak ja to uniwersalna opowieść o ofiarach ludzi, którzy z racji podświadomego i głębokiego lęku przed obcością, posuwają się do najbardziej obrzydliwych rzeczy, łącznie z próbami zniszczenia ciała i duszy jednostek klasyfikowanych jako „inne”, a przez to niebezpieczne i niepożądane. Zapiski Griffina, który dobrowolnie przyjmuje perspektywę prześladowanego, poniżanego, oszukiwanego, wyzyskiwanego, wzbudzającego obrzydzenie, są listą wykroczeń, jakich przedstawiciele większości (biali) dopuszczają się wobec członków mniejszości (czarnych). Griffin osobiście przechodzi przez doznania, które do tej pory zna jedynie z opowieści innych – nienawiść, pogarda, złośliwość czy uprzedmiotowienie są o tyle bolesne, że nie są one wynikiem zachowania, światopoglądu, czynu czy postawy, a jedynie koloru skóry. Czarnoskóry Griffin jest oceniany apriorycznie, za sprawą uproszczeń i stereotypów, które odbierają mu jednostkowy byt – bohater staje się anonimową składową wielkiej, bezkształtnej masy, którą traktuje się całościowo i ogólnikowo. Jako osobnik o większej zawartości melaniny w organizmie, Griffin nie zasługuje na indywidualne podejście – spogląda się na niego (…) jak na kawałek krawężnika albo słupek chodnikowy [6]. Czarna skóra – o czym znakomicie pisze Ralph Ellison w swojej powieści Niewidzialny człowiek – jest niczym-peleryna niewidka. Człowieczeństwo negowane jest poprzez „patrzenie i nie widzenie” – Griffin jako Afroamerykanin przestaje być istotą ludzką, stając się wypadkową przesądów i uprzedzeń, mieszaniny której nie posądza się o posiadanie wyższych uczuć (co wyklucza możliwość skrzywdzenia czy obrażenia). Jedyną szansą na bycie dostrzeżonym jest złamanie prawa lub naruszenie tabu – dopiero czyn zabroniony upodmiotowi czarnoskórego, choć chwilowe dostrzeżenie w nim rozumnego człowieka podyktowane jest jedynie chęcią jego ukarania. Co istotne, lista nakazów i zakazów jest równie długa, co (w przypadku Głębokiego Południa) stanowczo egzekwowana – czarnoskóry Griffin może załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne tylko w wyznaczonych toaletach, jadać w wybranych barach, nocować we wskazanych hotelach, pracować na określonych (kiepsko płatnych) stanowiskach, przebywać w oznaczonych poczekalniach czy siadać w tylnej części pojazdów komunikacji publicznej. Ponadto nie powinien spoglądać na białe kobiety, wstępować na uniwersytety dla białych czy korzystać z bibliotek publicznych. Nie może też obrażać się czy odpowiadać na zaczepki białych, w kontaktach z którymi oczekuje się od niego pokornie spuszczonej głowy czy zębów wyszczerzonych w służalczym uśmiechu. Zaś kiedy Griffin ponownie „przywdziewa” białą skórę i publiczne przyznaje się do swojej psoty, to po raz drugi pada ofiarą najbardziej reakcyjnych popleczników segregacji – pod adresem autora kierowane są listy z pogróżkami, pojawiają się telefony z inwektywami i ostrzeżeniami przed karą za przeprowadzoną prowokację, wreszcie w Mansfield, rodzinnym mieście autora, nieznani sprawcy wieszają kukłę będącą podobizną Griffina.
Czarny jak ja jest bardzo wartościowe także pod tym kątem, że rasizm ukazany jest w nim jako pasożyt, który przez lata skutecznie infekuje podświadomość Amerykanów. Autor podkreśla, że segregacja rasowa doprowadza do sytuacji, w której czarni i biali stają się odrębnymi bytami – rozciągnięcie mostu porozumienia pomiędzy latami wrogości i przemocy jest nie lada wyzwaniem, tym bardziej, że na aktywistów działających na rzecz praw obywatelskich czeka wiele pułapek. Griffin sygnalizuje choćby fakt, jak mocno skłócona jest afroamerykańska społeczność, w której także występuje dyskryminacja – nie wszyscy czarnoskórzy są względem siebie solidarni, nie wszędzie panuje zjednoczenie i wiara w możliwość osiągnięcia wspólnego celu, jakim jest prawdziwe równa Ameryka. Znamienne są także opisy spotkań, na które już po zakończeniu swojego eksperymentu zapraszany jest Griffin, i które nierzadko można podsumować słowami: (…) zaproszono mnie na konsultacje dotyczące problemów rasowych w miejscowej społeczności, tymczasem znalazłem się w sali pełnej wyłącznie białych ludzi [7]. Griffin sygnalizuje, że rasizm może być zakorzeniony tak głęboko, iż jego toksyczny wpływ nieświadomie przejawia się również w działaniach tych, którzy starają się z nim walczyć: Biali mówili to, co należało, głęboko przejmowali się niesprawiedliwością społeczną, byli zdecydowani rozwiązać problem rasizmu i dyskryminacji, ale nie próbowali nawet współpracować z czarnymi jak równy z równym. Gorycz budził ogromny rozziew między głoszonymi w kraju poglądami a doświadczeniami czarnej społeczności [8]. Ponadto Griffin akcentuje fakt, że nierzadko biali działacze zadowalają się drobnymi zwycięstwami, będącymi w istocie gestami, przekładając je ponad realne zmiany – znamienny jest tutaj przykład czarnoskórego psychologa, rzekomo wzorcowo przyjętego i zaakceptowanego przez miejscową białą wspólnotę, który poproszony przez Griffina o komentarz zgryźliwie zauważa: (…) w zasadzie wydaje się, że ludzie mnie szanują. Również moje zarobki odpowiadają moim kwalifikacjom. Ale dopóki moja żona i dzieci muszą mieszkać w miejscowości oddalonej o trzydzieści kilometrów, ponieważ nie mogę kupić, wynająć ani zbudować sobie domu tutaj, niech nie oczekują państwo ode mnie entuzjazmu z powodu waszych przełomowych wieczorów [9].
Książka Griffina była szczególnie ważna w czasach, kiedy ją wydano, bowiem autor obala mit, jakoby w Ameryce faktycznie egzystowano zgodnie z hasłem separate but equal (z ang. oddzielne, lecz równe), zasadzą wedle której białym i kolorowym zapewniano i udostępniano te same usługi i dobra, tyle, że odrębnie. Griffin boleśnie przekonuje się, że to, co oferowane jest obywatelom o innym niż biały kolorze skóry jest znacznie gorszej jakości i występuje w o wiele mniejszej ilości. Kolorowi są de facto obywatelami drugiej kategorii, co zresztą potwierdza sposób, w jaki są traktowani przez białą większość, szczególnie w południowych stanach – kolorowych można niemal bezkarnie lżyć, poniżać, a w skrajnych przypadkach nawet linczować. Zatem kolor skóry może stać się więzieniem, z którego nie da się wydostać. Co istotne już w krótkiej przedmowie artysta sygnalizuje, że jego doświadczenie jest uniwersalne, a mechanizm krzywdzenia jednostki – jedynie z racji tego, że należy do danej mniejszości – identyczny: Równie dobrze mógłbym być Żydem w Niemczech, Meksykaninem w niektórych stanach USA albo przynależeć do jakiejkolwiek „gorszej” grupy. Tylko szczegóły byłyby różne, historia pozostałaby taka sama [10]. Tym samym Czarny jak ja można odczytywać jaki manifest Johna Howarda Griffina, manifest, w którym autor nawołuje, by zawsze reagować na niedolę tych, którzy dopóty są akceptowani czy tolerowani, dopóki nie zaczną domagać się pełni należnych im praw.
Wasz Ambrose
P.S. Ukraińcy nadal mężnie bronią się przed rosyjskim najeźdźcą, tyle, że każdy dzień walk nierozerwalnie wiąże się z ludzką tragedią – ginie ludność cywilna, umierają żołnierze. Wojnę należy jak najszybciej zakończyć, a najlepszą ku temu sposobnością jest wspieranie Ukraińców na wszelkie dostępne sposoby. Warta poparcia akcja facebookowa „Tam gdzie pomoc nie dociera” Fundacji Asymetryści. Można wspierać darami rzeczowymi i wpłatami na konto (dane na facebooku) lub wsparciem https://zrzutka.pl/hn6r99
[1] John Howard Griffin, Czarny jak ja, przeł. Małgorzata Glasenapp, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2016 , s. 10
[4] Tamże, s. 21
[5] Kōbō Abe, The Face of Another, przeł. E. Dale Saunders, Wydawnictwo Penguin Books, Londyn 2006, s. 13
[6] John Howard Griffin, Czarny jak ja, przeł. Małgorzata Glasenapp, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2016, s. 36
[7] Tamże, s. 177
[8] Tamże, s. 177
[9] Tamże, s. 176
[10] Tamże, s. 10
Słyszałam wcześniej o autorze, ale książkę przeoczyłam. :) Reportaż wcieleniowy jest radykalną, ale bardzo interesującą i skuteczną, jak widać na tym przykładzie, formą poznania rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńTrochę szkoda, że ten reportaż to jedyna przetłumaczona na polski pozycja. Griffin miał bardzo ciekawe życie (przez kilka lat był niewidomy, walczył w II wojnie światowej) i z wielu ze swoich doświadczeń korzystał w swej twórczości.
UsuńA jak sądzisz, czy dziennikarz, który wciela się w kogoś innego, postępuje etycznie? Bo niektórzy uważają, że nie. Z jednej strony taki dziennikarz działa przecież w imię ważnego interesu społecznego, z drugiej – nie ujawnia swojej tożsamości, oszukuje osoby, z którymi się spotyka, uważa, że cel uświęca środki.
OdpowiedzUsuńHa, w tym przypadku sprawa jest o tyle ciekawa, że Griffin przez kilka miesięcy faktycznie był czarny z wszystkimi tego konsekwencjami. Więc przez ten czas nie tyle udawał czarnoskórego, co się nim stał ;) A co do tłumaczenia, że coś ukrywał na temat swojej tożsamości i to czyni jego zachowanie nieetycznym, to gdyby przyjąć podobne rozumowanie, moglibyśmy dojść do wniosku, że cała nasza działalność w Internecie jest nieetyczna - na ogół przecież odsłaniamy przed innymi użytkownikami tylko odrobinę naszego życia, nie ujawniając pozostałej, bardzo dużej, części. Generalnie maski to nieodłączna część naszego żywota ;)
UsuńNie, nie stał się czarnoskóry, bo w każdej chwili mógł wrócić do swojej prawdziwej tożsamości i nie miał takich doświadczeń, takich traum, jakie mieli prawdziwi czarnoskórzy. Jak mężczyzna włoży sukienkę i pochodzi w niej przez miesiąc czy dwa, to nie powiesz przecież, że stał się kobietą. :)
UsuńWybielenie się nie trwało kilka minut, nie mógł przestać być Murzynem ot tak, z dnia na dzień. No i trochę przykrych doświadczeń przeżył (dotyczących stricto koloru skóry), choć i tak podkreślał, że jego traumy były znikome w porównaniu do pozostałych Afroamerykanów. Generalnie polecam Ci te książkę, wtedy sama ocenisz czy czyn Griffina można traktować jako nieetyczny ;)
UsuńTak z ciekawości: dlaczego takie działanie jest uważane za nieetyczne?
UsuńJakiś czas temu trafiłem przez przypadek na tę książkę i jej opis zainteresował mnie na tyle, że ją kupiłem, jednak jeszcze nie zacząłem. Ojciec czytał i zarzucił nadmierne moralizatorstwo :p
OdpowiedzUsuńA propos przykładu Agnieszki z mężczyzną ubierającym się przez miesiąc w sukienkę - oj, taki też by swoje wycierpiał:D
Mi się takie podejście jak autora podoba i nie wydaje mi się nieetyczne. Na podobnej zasadzie zrobiło na mnie przed laty wrażenie podejście Jacka Londona w "Mieszkańcach otchłani".
Styl Griffina może nie jest najlżejszy i faktycznie, można dopatrzyć się w książce moralizatorstwa, ale i tak uważam, że reportaż jest bardzo wartościowy.
UsuńA z tym przebieraniem to raz jeszcze podkreślę, że "strój" Griffina był o tyle szczególny, że nie dało się go zdjąć z dnia na dzień - i ten czas powrotu do białej skóry mocno wpłynął na psychikę Griffina, który uzmysłowił sobie, że za sprawą rasizmu kolor skóry inny niż biały może stać się swoistym "więzieniem".
A "Mieszkańcy otchłani" sprawią wrażenie b. interesującego reportażu. Będę się musiał za nim rozejrzeć.
A co Cię w ogóle wzięło na taką tematykę? Polecam jako ciekawostkę "The Vulture" Gila Scott-Herona i ogólnie jego twórczość, nie tylko muzyczną.
UsuńSwego czasu miałem już fazę na literaturę afroamerykańską. Poznałem wtedy pióra Jamesa Baldwina, Richarda Wrighta czy Ralpha Ellisona. A niedawno obiecałem sobie, że do zagadnienia rasizmu w USA jeszcze wrócę, bo to bardzo ciekawy wycinek historii Stanów Zjednoczonych. Zbierałem sobie tytuły warte przeczytania i czekałem na dogodną okazję - takim bodźcem, za sprawą którego stwierdziłem, że to już ta pora, była lektura wpisu poświęconego powieści Koniec Kalifornii Steve'a Yarbrough, który ukazał się na łamach bloga Czytanki Anki.
UsuńWyważę może otwarte drzwi, ale czytałeś "Przygody Hucka"?
UsuńJeszcze nie, ale będę musiał, bo ta książka ciągle za mną chodzi. Co rusz w swoich dziełach przywołuje ją Kenzaburō Ōe.
Usuń