Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

środa, 5 stycznia 2022

"Niedziela, 4 stycznia" Lyonel Trouillot - O walce mimo wszystko

Lyonel Trouillot

Niedziela, 4 stycznia

Tytuł oryginału: Bicentenaire
Tłumaczenie: Jacek Giszczak
Wydawnictwo: Karakter
Seria: Literacka Karakteru
Liczba stron: 114
Format: .epub



Zdolność abstrakcyjnego myślenia przejawia się m. in. tym, że możemy wierzyć w wyznawane przez nas wartości na tyle mocno, iż jesteśmy gotowi bronić ich, nawet gdy owa obrona ma niewielkie szanse powodzenia. Także, kiedy odczuwamy, że otaczająca nas rzeczywistość przesycona jest rażącą niesprawiedliwością, niektórzy z nas podnoszą głos i domagają się zmian. W obu przypadkach możemy jednak napotkać opór, w obliczu którego jedni pierzchną, drudzy zaś zjednoczą się i razem spróbują go przełamać. Ale co jeśli przeciwnik jest zdeterminowany i pozbawiony skrupułów, i nie cofnie się przed niczym, by zagłuszyć nasze krzyki? Czy słowo w konfrontacji z fizyczną siłą zawsze skazane jest na klęskę i korne błaganie o litość? Ciekawych refleksji w tej materii dostarcza powieść Niedziela, 4 stycznia autorstwa Lyonela Trouillot (ur. 1956), haitańskiego poetyki, prozaika i eseisty.

Akcja utworu rozgrywa się w ciągu jednego dnia i zgodnie z tym, co sugeruje tytuł jest to 4 stycznia 2004 roku. Jest to data niebagatelna, bowiem to wtedy przypada 200 setna rocznica proklamowania niepodległości Haiti. Tyle, że Haiti na początku XXI wieku nie jest państwem, w którym dzieje się dobrze. Władzę od 2001 roku sprawuje Jean-Bertranda Aristide, któremu zarzuca się dyktatorskie zapędy oraz sfałszowanie wyników wyborów. Spora część społeczeństwa pogrążona jest w ubóstwie i z trudem wiąże koniec z końcem, co jest tym trudniejsze do zaakceptowania, że istnieje bardzo wąska grupa uprzywilejowanych, których sytuacja majątkowa znacząco różni się od reszty obywateli (Haiti zalicza się do krajów o największych rozpiętościach dochodowych). Nędza jest na tyle dotkliwa, że wielu szuka przed nią ucieczki poprzez działania niezgodne z prawem. A postępująca przestępczość jedynie katalizuje niepokoje, które znajdują ujście m. in. w protestach studenckich. Na 4 stycznia w stolicy Haiti Port-au-Prince zaplanowano jedną z antyrządowych manifestacji zorganizowanych przez ludzi związanych ze szkolnictwem wyższych. To właśnie na to zdarzenie zmierza Lucien Saint-Hilaire, główny bohater powieści. Czytelnik towarzyszy Studentowi (jak często określa protagonistę trzecioosobowy narrator) w drodze na protesty, zyskując zarazem sposobność, by dowiedzieć się, jakie myśli, w tych pełnych napięcia momentach, towarzyszą Lucienowi.

Dzieło Lyonela Trouillot skonstruowane zostało w bardzo pomysłowo, dzięki czemu możliwe jest przekrojowe spojrzenie na Haiti. Lucien jest centralną figurą, wokół której rozsnuto fabularne nitki – bohater odbywa podróż zarówno fizyczną (ulicami Port-au-Prince) jak i mentalną (przez krainę własnych wspomnień), w trakcie której spotyka szereg postaci. Każda z tych osób zapewnia odmienny punkt widzenia na Haiti i targające nim problemy. Te najbardziej palące kwestie uosabiają dwie najbliższe Luceniowi persony. Matka (jak mantrę powtarzająca: ja, czarna, Ernestine Saint-Hilaire), przez całe swoje życie mieszkająca na wsi i z trwogą myśląca o dwóch synach, posłanych do stolicy w poszukiwaniu perspektyw na lepszą egzystencję, reprezentuje tych Haitańczyków, którzy usiłują utrzymać się z płodów rolnych. Tyle, że rolnictwo na Haiti to zajęcie niewdzięczne i trudne ze względu na panujące warunki. Lata intensywnej i bezmyślnej wycinki drzewnej (jeszcze na początku XXI wieku 60% powierzchni kraju pokrywały lasy) doprowadziły do niemal całkowitego zniszczenia drzewostanu, co skutkuje ogromną wrażliwością na różnorakie zjawiska pogodowe – huragany i tajfuny regularnie wywołują powodzie, a jeśli dodać do tego zerodowaną glebę i okresowe susze, to uzyskujemy kombinację zabójczą dla wszelkich upraw. Nie mniej dramatyczny aspekt haitańskiej rzeczywistości wyraża o 4 lata młodszy brat Luciena, Ezechiel (preferujący, by zwracać się do niego Little Joe lub Simbad), który jak wielu młodych ludzi, uczących się życia w slumsach Port-au-Prince, w obliczu powszechnej beznadziei, ale i z racji chęci szybkiego dorobienia się, wybiera ścieżkę przemocy, jaka wiąże się ze wstąpieniem do ulicznego gangu. Poczucie bezkarności oraz wszechmocy są równie stymulujące, co narkotyki, jakimi faszeruje się Little Joe – postać brata Luciena jest o tyle tragiczna, że personifikuje on kipiącą agresję wielu młodych Haitańczyków, która bezwzględnie wykorzystana zostaje przez panujące władze, opłacające oprychów do pacyfikacji pokojowej, antyrządowej demonstracji. Wichrzycielstwo i bezprawie, których nośnikiem jest Little Joe to także smutny portret haitańskich instytucji państwowych, znajdujących się w niemal całkowitym rozkładzie – żaden rozsądnie myślący Haitańczyk nie ośmieli się zaufać urzędnikom czy funkcjonariuszom policji, doskonale zdając sobie sprawę, że za taką naiwność można zapłacić bardzo wysoką cenę. Nie mniej gorzko prezentuje się chirurg, którego synowi Lucien udziela korepetycji z języka francuskiego. Ten uznany lekarz mogący poszczycić się niemałym majątkiem (zbudowanym m. in. z łapówek, branych za świadczone leczenie), podobnie jak jego koledzy, zajmujący równie wysoką pozycję na społecznej drabinie Port-au-Prince, stara się pozostawać jak najdalej od niepokojów targających krajem. Nie poczuwa się on do żadnej odpowiedzialności za stan państwa, a jedynym zmartwieniem jest troska o dobra materialne i przyszłość syna. Niepokój jest w pełni uzasadniony, bowiem rezydencja doktora jest niczym wyspa na oceanie biedy, która swoim bogactwem prowokuje młodocianych przestępców do zwiedzenia jej zakamarków i przywłaszczenia sobie co bardziej łakomych kąsków. Nie mniej ważka rola przypada zagranicznej dziennikarce, która pokazuje czym jest Haiti w oczach świata – ów karaibski kraj jawi się jako ciekawostka (najuboższe państwo półkuli zachodniej), gdzie dzięki wszechobecnej nędzy stosunkowo łatwo jest o chwytający za serce reportaż (A po co specjalista miałby jeździć do twojego zadupia i rozpoznawać choroby, których nazwa nikt nie zna i z których tak czy owak nikt się nie wyleczy, bo cierpienie jest znacznie tańsze niż terapia [1]), który pondato okrasić można krwawymi zdjęciami, jako, że sukcesywnie wybuchają tu zamieszki i niepokoje. Zagraniczna dziennikarka może też symbolizować bezradność międzynarodowej społeczności w obliczu rozgrywającej się na Haiti tragedii – rezultatem niemal nie funkcjonującej państwowości  i związanej z tym ogromnej korupcji jest nieumiejętność korzystania ze wsparcia niesionego przez wszelakiej maści organizacji humanitarne. W tym kontekście napisany w 2004 roku utwór jest zapowiedzią kolejnych aktów dramatu – w 2010 roku, po tragicznym w skutkach trzęsieniu ziemi (pochłonęło 316 tysięcy ofiar śmiertelnych), Haiti otrzymuje kilka miliardów dolarów pomocy finansowej od państw i organizacji międzynarodowych uczestniczących w konferencji darczyńców na rzecz Haiti. W 2019 roku, kiedy okazuje się, że większość tych pieniędzy „wyparowała” i nigdy nie trafiła do najbardziej potrzebujących, na Haiti dochodzi do masowych demonstracji, które szybko przeradzają się w starcia z policją i plądrowanie sklepów.

Niedziela, 4 stycznia wywiera na czytelnikach mocne wrażenie nie tylko z racji treści, ale i z uwagi na styl, w jakim jest utrzymane dzieło. Lyonel Trouillot posługuje się zwięzłym i lakonicznym językiem, którym z wielką precyzją kreślone są poszczególne sceny. Tyle, że drobiazgowość opisu bywa zwodnicza, bowiem nie zawsze idzie w parze z klarownością całościowego obrazu – Trouillot chętnie operuje strumieniem świadomości, za sprawą którego książka w pewnych fragmentach posiada bardzo mozaikowy i wielogłosowy charakter. Dodatkowym efektem są zazębiające się ujęcia o zmiennej dynamicie – kiedy akcja nabiera rozpędu, jej impet potrafi niespodziewanie ulec rozmyciu w wyniku rozległej reminiscencji, która pojawia się na horyzoncie rozmyślań Luciena.

Wspomniana polifoniczność, jeśli rozpatrywać powieść na bardziej uniwersalnej płaszczyźnie, pozwala Lyonelowi Trouillot na ukazanie różnorakich postaw, jakie ludzie przyjmują w obliczu Wielkiej Historii, tj. szeroko zakrojonych przemian społeczno-politycznych, na które jako jednostka nie posiadamy zbyt wielkiego wpływu. Część protagonistów stawia na aktywne działanie, nawet gdy towarzyszy im jałowość podejmowanych akcji. Niektórzy wolą zwrócić się ku przeszłości i rozpamiętywać stare, dobre, ale bezpowrotnie minione czasy. Nie brak też religijnych uniesień czy chęci ucieczki i znalezienia bezpiecznego schronienia. Co istotne, Trouillot nie krytykuje żadnej z tych postaw, nie pragnie pouczać nas czy przekonywać, która z nich jest godna naśladowania czy podziwu, a która zasługuje na potępienie. Od ferowania wyroków ważniejsza jest potrzeba ukazania rozbudowanego spektrum ludzkich zachowań, które motywowane są nie tylko moralnością, ale i okolicznościami, doświadczeniami czy aktualnym położeniem.

Wypadkową jest bardzo ciekawa, choć krótka lektura (polskie wydanie liczy nieco ponad 100 stron), która pozwala od wewnątrz spojrzeć na liczne problemy, z jakimi zmaga się Haiti. Lyonel Trouillot umożliwia nam zanurzenie się w tłumie zdesperowanych protestantów, poczucie ich frustracji i gniewu oraz poznanie kierujących nimi motywacji – Niedziela, 4 stycznia to proza szczególnie wstrząsająca dla obywateli państw rozwiniętych, bowiem dzieło haitańskiego pisarza boleśnie uświadamia i przypominam niewygodną prawdę, że na świecie ciągle nie brakuje miejsc, w których o najbardziej elementarne prawa trzeba walczyć oraz że walka ta spotyka się z ogromnym i opresyjnym oporem.



Ambrose

 ------------------------------------

[1] Lyonel Trouillot, Niedziela 4 stycznia, przeł. Jacek Giszczak, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2016, s. 35

10 komentarzy:

  1. Trochę spóźnione, ale szczere życzenia wszystkiego najlepszego w nowym roku. :)

    Książka kiedyś mi mignęła na półkach w bibliotece, z której korzystam, więc będę o Twoim poleceniu pamiętać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękujemy! Z wzajemnością oczywiście.

      A książkę szczerze polecam. Bardzo ciekawe spojrzenie na Haiti i targające tym krajem problemy.

      Usuń
  2. Zdumiewające jak wiele treści zawarł autor w tak krótkiej książce! Jak wiele punktów widzenia, postaw i dróg życiowych opisał! Wydaje mi się, że sam nie doświadczał biedy (urodził się w rodzinie prawników), ale odczuwa bolesny los tych, którzy znaleźli się na samym końcu społecznej drabiny. Interesujące, czy Student opuści kraj, czy zostanie i będzie próbował coś zmienić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, książka jest niezwykle treściwa, chociaż jej zawartość jest mocno przygnębiająca. A co do sytuacji autora, to można go nazwać szczęściarzem, bo urodzić się na Haiti w zamożnej (jak na panujące w tym kraju standardy) rodzinie, to niemal jak wygrana losu na loterii.

      A na zadane pytanie mogę oczywiście odpowiedzieć, żeby nie psuć lektury tym, którzy po książkę zdecydują się sięgnąć :)

      Usuń
  3. Kilka dni temu Boliwia, teraz Haiti... Czy w najbliższym czasie planujesz czytać o jeszcze innych mało znanych krajach amerykańskich? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak :) Zamierzam zagościć na Kubie, no i wrócę na Haiti, ale co ciekawe o tym kraju będą opowiadać mi Kubańczycy. No i odwiedzę ojczyznę Mario Vargasa Llosy, czyli Peru.

      Usuń
  4. Jeśli jest tak dobra, jak "Dzieci bohaterów" tego autora to już nieźle. Interesujące rejony, mało znane nawet z filmów, a co dopiero mówić o literaturze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zacząłem rozglądać się za "Dziećmi bohaterów". Dobrze wiedzieć, że to wartościowa literatura. A Haiti to faktycznie terra incognita, choć nie brak książek traktujących o tym kraju.

      Usuń
  5. Mam wrażenie, że bardzo niewielu naszych rodaków docenia fakt, iż udało nam się od tylu dziesięcioleci żyć w pokoju i jakiej takiej sprawiedliwości społecznej. Może nawet coraz mniej to doceniają. Być może ma to coś wspólnego z czytelnictwem, a raczej jego brakiem, bo po takiej lekturze powinny przyjść określone refleksje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to niestety wygląda. Niechęć do słowa pisanego, nieznajomość historii, brak pojęcia o aktualnej sytuacji geopolitycznej, zamknięcie się w bańkach informacjyjnych mediów społecznościowych - te czynniki nakładają się na siebie i katalizują, i skutek jest taki, że masa ludzi żyje w kompletnym oderwaniu od tego, co się dzieje. Wtedy zarówno trudno docenić to, co pozytywne jak i dostrzec nieuchronnie zbliżające się zagrożenia.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)